Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 21:25   #56
Rudzielec
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Strach, ból, krew, zapamiętanie… Szum powietrza na ubraniu gdy ciało rusza się tak szybko jak tylko może a po chwili przełamując bariery bezpieczeństwa rusza jeszcze szybciej… Urywki, tu ostrze o centymetr mija twarz, tu widok klingi przecinającej ciało wroga… Nie jak w durnych bajkach bardów, żadnego planowania, strategii, skoków i podrygów. Tu się działa bez namysłu, sztuczki i ciosy wyprowadzane przez całe życie tysiące razy aż ręce same wiedzą co robić, nogi same wiedzą jak się ruszać. Piekielne tempo bez oddechu bez pauzy, atak, kontra, atak, kontra. A potem luz, stoi, żyje znowu się udało, euforia daje kopa lepszego niż jakikolwiek narkotyk czy alkohol, lepszego niż sex.

~I co grubasku, było ci tak dobrze jak mnie?~ Pyta w myślach leżącego na arenie trupa, ogarnia ją poczucie spełnienia i radości, wreszcie ten bydlak zdechł. Choć część jej umysłu czuje smutek, że nie będzie już mogła zmierzyć się z tym sukinsynem, jakby nie patrzeć był świetny w tym co robił. A ona potrafiła rozpoznać i docenić prawdziwego fachowca. ~Dzięki za miłą zabawę i do zobaczenia w piekle grubasku, opowiem ci co było potem. Ale nie mam zamiaru się spieszyć sam rozumiesz.~
Ale umysł już wraca na ziemię, nie pozwala dłużej na rozkoszowanie się chwilą. Trzeba się ruszać, znikać stąd zanim zrobi się zbyt gorąco tak szepcze jej instynkt, a ona ufa swojemu instynktowi.
Kerin szybko oceniła sytuację i kopnęła łuk z kołczanem w stronę swego towarzysza. Po czym prostując plecy i wypinając biust falujący apetycznie po niedawnym wysiłku, co w skromnej jeszcze przed walką szacie robiło piorunujące wrażenie, zaczęła krzyczeć i machać do strażników.

-Panie kapitanie, on kłamie! Kazał temu bydlakowi zabić mnie i mojego opiekuna kiedy dowiedział się, że chciałam donieść o tych dzieciach i zwierzątkach które posuwa podczas plugawych rytuałów jakie tu odprawia w piwnicy! Pracowałam tu więc wiem, jeszcze mam te szmatki które mi kazał nosić jak drinki roznosiłam. – Głośno mówiła blondynka idąc w stronę pojawiających się strażników, jakby chciała żeby ją biedną słabą niewiastę obronili ci wielcy silni mężczyźni. W jej oczach odbijała się spokojna ufność, że oto nadchodzą bohaterowie który choć surowi dla złoczyńców okażą łagodność, no może z odrobinką lubieżności, niewinnej dziewczynie w opresji.
-Spierdalajmy, nie wiem jak ty ale mnie na wartowni na pewno poznają a wtedy zamkną „do wyjaśnienia” i za pół roku może wyjdziemy.-Cicho szepnęła do swego kompana. Kiedy była już w połowie drogi pokazała na piętro i krzyknęła:

-O! Pokażę wam gdzie on miał tajemne wejście tam gdzie robił te paskudztwa! Pewnie tam jeszcze jego kompani siedzą!-
I rzuciła się w stronę schodów ciągnąc za sobą Myverna na wszelki wypadek. Na górze niby przez przypadek kopnęła jedno z masywnych krzeseł z oparciem dla ważniejszych gości. Solidny kawał ciesielki, nie żałowano na materiale, wątpiła czy dałaby radę się takim zamachnąć, teraz zaś leciało ono po schodach przypominając jej szalone zjazdy na tarczy zanim wszystko się popierniczyło. Usłyszała jęk i kątem oka zobaczyła że jeden strażnik leży na krześle z gębą przyciśniętą do stopni jakby je chciał ugryźć. A na nim dwóch innych przewróconych strażników próbuje powrócić do pionu. Wyglądało to jednak jakby obaj chcieli na leżącego wskoczyć niczym napaleni sodomici. Mężczyzna jęczał próbując się podnieść z nieprzyjemnej pozycji lub chociaż wyciągnąć zęby z drewnianego stopnia, jednak jego wysiłki niweczyli dwaj pozostali ciągle starając się na nim wesprzeć jęczał więc niczym raniony knur i machał zaś jego kompani najwyraźniej nie mogli się ruszyć gdyż jednemu noga wjechała w między słupki balustrady a drugi ślizgał się wciąż na rozlanym winie i nie mógł złapać punktu podparcia więc starał się oprzeć na leżącym kamracie czym jeszcze bardziej dociskał go do schodów.

-O Bogowie! Przepraszam panie kapitanie to niechcący, ten mój durny kuzyn, tuman jeden popił i fotel zwalił. Nie winujcie go wielmożny. Słaby łeb miał zawsze a po winie to już całkiem czadzieje! Ja pokaże zaraz to plugastwo to zasług zbierzecie, że was generałem mianują albo i lepiej!- Krzyknęła do kłębiących się na dole strażników, Mrugając jednocześnie z szelmowskim uśmiechem do swego towarzysza. Słyszeli jęki, przekleństwa, pomstowania a potem jakby dźwięki kopania okutym butem w metal. Jednak ona i Myern zniknęli już w korytarzu którym wcześniej uciekli Hassan i jego nowy kumpel Rashid. Naciskała po drodze każdą klamkę licząc, że kiedy nie-wy-w-rzyci strażnicy dotrą na górę chwilę zajmie im sprawdzanie każdego pokoju, z jednego rąbnęła sporą lnianą serwetę i dala Myvernowi żeby miał czym zawinąć rany.

-Hassan! Gdzie jesteś zasrańcu! Pokaż się, przecież wiem, że nas szukałeś!- Syczała Kerin idąc korytarzem, wkurzona nieziemsko utratą swych rzeczy, na tyle cicho by nie słychać było jej na dole ale, jak miała nadzieję, dość głośno by usłyszeli ją dwaj Bakluni. ~I gdzie ja kurwa znajdę drugi taki kaftan żeby mi cycków nie opinał!? A noże!? A forsa!? Kurwa, jak dorwę tą sukę która mi zapierniczyła fanty to jej nawet koty nie zechcą jeść jak z nią skończę. A tego pedała właściciela osobiście wykastruję tępym kurwa szpadlem!!~ Miała również nadzieję, że ci dwaj pomogą im się wydostać z karczmy. Bo jakoś kompletnie nie miała ochoty na skakanie po dachach w tym stanie w jakim była, wątpiła też by Myvern miał na to ochotę.
 
Rudzielec jest offline