Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 21:59   #273
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Zima jeszcze nie dała za wygraną, tocząc odwieczny bój z nadchodzącą po niej porą roku.
Fukurou znał kaprysy zimy i konsekwencje z nich wynikające. Ludzie jednak potrafią znieść wiele. Konie jednak bywają bardziej kapryśne. I delikatniejsze.
Subayai był pod tym względem wyjątkiem, spokojny i cierpliwy nie dawał się tak we znaki, jak wierzchowiec Kraba.
Jednak i jemu dawała się nieprzyjemna aura we znaki.
Niewygody codziennych dni podróży sprawiły , że na widok Strażnicy Wschodu Smok się uśmiechnął. Był to jednak cierpki uśmiech. Strażnica oznaczała kłopoty, której naturę Fukurou mógł jedynie zgadywać. Co gorsza stan ich wierzchowców i problemy z ekwipunkiem oznaczały zatrzymanie się na kilka dni. Nie były to pomyślne wieści dla Smoka.
A Fukurou mógł tylko kląć w duchu na ten stan rzeczy…kląć, obserwować i wyciągać wnioski.
Póki co jednak, zbliżali się do twierdzy, przygotowując się na zmierzenie z nieznanym. Jadeitowa sowa wisząca zwykle, na rzemieniu owiniętym wokół wakizashi, znalazła się na jego szyi, schowana pod zbroją. Co by nie kusiła tutejszych półludzi, do popełnienia głupich czynów.

Zbieranina domków pod twierdzą, wyglądała z początku obiecująco…Fukurou wolał ominąć nocowanie w twierdzy, zdając sobie sprawę że im on i Manji będą się rzucać w oczy, tym mniej będą narażeni na zaczepki ze strony miejscowych bushi. Ale im bliżej byli twierdzy, tym miasteczko przy Strażnicy Wschodu coraz bardziej rozczarowywało Smoka. Choć może i nie do końca…
Były tu gospody i herbaciarnie. Byli i nieliczni samuraje korzystający z tego, że dyscyplina w miejscu hańby, praktycznie nie istniała. Było to, zgodne z oczekiwaniami Smoka, a nie należało do jego obaw. Pijący za ich zdrowie Krab przed gospodą, wzbudził jedynie delikatny uśmiech na twarzy Fukurou. Jeśli tylko takie problemy ma to miejsce, to Smok był spokojny o pobyt tutaj. Obawiał się czegoś gorszego…i jego obawy się sprawdziły nieco później.

Dojechali do strażników i wypowiedź Akito, spowodowała reakcję, jakiej się Fukurou obawiał, a i spodziewał. Czwórka Krabów sięgnęła po broń, stając w szyku bojowym.
Smok spodziewał się tego... spodziewał zdemoralizowanych nudą, pełnych agresji i alkoholu Krabów. To była miejsce hańby, ale tchórze tu nie trafiali.
Spojrzenie Smoka przesunęło się po przeciwnikach, po ich rozstawieniu.
Wdech, wydech…
Dłoń Smoka przesunęła się do katany. Ostrożnie położył na niej dłoń obserwując.
Wdech, wydech…
Byli uzbrojeni w ciężką broń, jak to Kraby. Broń wymagającą zamachów.
Wdech, wydech…
Taktyka radziła więc jedno, doskoczyć do wroga, skrócić dystans. Użyć słabości ich broni. Z bliskiej odległości, przeciwnik nie będzie mógł zrobić zamachu. Z bliskiej odległości, to wakizashi Fukurou byłoby groźną bronią.
Wdech, wydech…

- Yamero.- okrzyk przerwał te przygotowania. Pojawił się ktoś z władzą i z rozumem. Ktoś kto nie zapomniał jeszcze znaczenia dyscypliny. Ktoś którego słowa potwierdziły to co Smok widział chwilę wcześniej. W Strażnicy Wschodu pełno było bushi, którzy najpierw sięgają po broń, a potem myślą o konsekwencjach. Pobyt tutaj może być co najmniej kłopotliwy.
-Z racji na twojego towarzysza po lewej trzymaj go z dala od ostatniego piętra wieży, nie powinien on spotkać się z tymi, co mają tam służbę. Z racji na towarzysza po prawej... cóż, powodzenia.
Słowa nie były skierowane do Fukurou, ale mimo to, ten poczuł się zobowiązany skinąć głową w podzięce.
Po czym rozeszli się…Manji zaoferował się zająć opieką nad końmi. Co było dobrym posunięciem zważywszy, w jakim stanie była stajnia. Akito udał się na poszukiwanie, wpierw udzieliwszy rady Skorpionowi.
Fukurou zaś po uprzejmym pożegnaniu obu towarzyszy, najpierw zatroszczył się by ich pakunki trafiły do w miarę czystych i schludnych pokoi. Potem zaś opuścił twierdzę.
Im mniej będzie się rzucał w oczy tutejszym Krabom tym lepiej.

Gdy znalazł się poza murami, sięgnął po list napisany przez jego ojca. Znał go dobrze. Czytał jego zawartość wiele razy. Szeptem odczytał słowa, które teraz leżały mu ciężarem. „Jeśli zaś będzie okazja, pokaż im, że jesteśmy straszni.”
Schował list, westchnął spoglądając w górę, w sinoniebieskie wczesnowiosenne niebo.
Po czym rozejrzał się po rozciągającej się przed nim mieścinie przycupniętej niczym huba na pniu drzewa. Może Manji, znalazłby bardziej poetyckie określenie, ale Smok jakoś nie potrafił. Ruszył do przodu, wchodząc w wąskie uliczki. Dłoń Fukurou, niedbale leżała na daisho...ale był to pozór jedynie. Fukurou rozglądał się przypominając sobie drogę jaką pokonali do Strażnicy Wschodu. Minęli po drodze herbaciarnię, karczmę...i jedno i drugie miejsce warte było odwiedzenia na początek.
Wybrał herbaciarnię, bo choć sake rozgrzewa szybciej, to herbata rozgrzewa na dłużej.
Liczył też, że herbata zostanie podana w miarę szybko. Jakoś nie miał cierpliwości do ceremoniału, gdy całe ciało przenikał ziąb odchodzącej zimy. Potem była karczma, w której można się wszak było spytać o ewentualny nocleg. Jak i o kogoś kto mógłby naprawić lub sprzedać namiot. Fukurou go uszkodził, więc czuł się zobowiązany rozwiązać ten problem.
Ostatnią sprawą był ów pijany bushi Kraba, którego mijali. Wydawał się być pozytywnie nastawiony do ich trójki. A że po alkoholu, człowiek częściej ujawnia swe prawdziwe uczucia, tym bardziej wart był poznania. Coś mówiło Smokowi, że sojusznicy wśród tutejszych bushi bardzo się przydadzą. W końcu Fukurou i Manji oraz Akito zostaną tu kilka dni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-10-2010 o 22:02.
abishai jest offline