Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 23:40   #59
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy ostatnia dwójka zeszła już z areny (o własnych siłach, co względem poprzednich walk było naprawdę nietypowe), nastała kolej na konfrontację Loto i Esacha. Kim był ten ostatni zawodnik? Zagadką, ot co. W zasadzie nikt go jeszcze nie widział, więc dla pozostałych uczestników zdawał się wielką niewiadomą. To jednak była runda jego walki, wobec czego musiał się objawić. Niezależnie od stopnia zaawansowania swojej niechęci do kontaktów z innymi ludźmi. Wysoka, chuda niczym strach na wróble postać, zaczęła czynić powolne kroki, zmierzając w stronę areny. Esach ubrany był w brązowy, stary i uszkodzony w wielu miejscach prochowiec. Wszędzie widniały dziury i różnokolorowe łaty. Na głowie tkwił pokaźnych rozmiarów kapelusz z obfitym rondem. Był w równie złym stanie co reszta tandetnego ubioru. Dolną część białej, pomarszczonej i dość starej już twarzy zakrywała czarna płachta. Przytaknął swojemu przeciwnikowi, co mogło oznaczać w zasadzie wszystko pomiędzy “dzień dobry” i “powodzenia”.

Android wyciszył swoją mp3-jkę, nie wyłączając jej jednak. Obawiał się sposobności, że przeciwnik może wykorzystać dźwięk jako źródło ataku…a czymś trzeba się bronić.
Loto podstawił lewą nogę do tyłu, aby łatwiej móc odejść w bok. Widział w końcu, że wróg nie należy do silnych, lecz do szybkich. Mimowolnie uśmiechnął się, oponent na pewno nie posiadał prezentacji mordercy. Zobaczymy, co ze sobą poniesie. Jedna ręka powędrowała za plecy, druga zaś w przód razem z pochylonym torsem, ruch czterech scalonych palców w stronę twarzy znał chyba każdy – android zapraszał przeciwnika.

Rozległ się gong, który stanowił rozpoczęcie ostatniej walki drugiego etapu. Człowiek w kapturze dał sygnał do startu i kombatanci mogli zaczynać, bez obaw o dyskwalifikację. Właściwie to bez obaw o dyskwalifikację mogli się nawet pozabijać, co zdążył już udowodnić osobnik w czarnym pancerzu w swoich poprzednich walkach. “Strach na wróble” ugiął swoje patyczkowate kolana, po czym wyskoczył wysoko do góry. Był trochę jak zerwany przez wiatr mlecz, lub nakręcona dziecięca zabawka. Osiągnąwszy minimalną, konieczną odległość, wirująca masa tkaniny i kości zamachnęła się na odlew, mierząc zaciśniętą pięścią w tył makówki Loto. Na szczęście atakujący chybił mizernie, chłopak o kocich słuchawkach zdołał bez problemu oddalić skupisko swoich sensorów.

Atak, który wykonał przeciwnik przypominał dosyć sekwencję uderzeń androida wyprowadzaną z powietrza. Jednak on sam nie przejął się tym zbytnio, będąc obok wroga, szybko obrócił się, starając się podciąć mu nogi od tyłu, jednakże, zarazem próbował wyrzucić w jego stronę włócznię z Ki po kierunku skośnym w stronę górną, zamykając w ten sposób przeciwnika w krzyżowym ogniu. Walka wydawała się mieć swoistą regułę: Tym co będzie najtrudniejsze powinno być trafienie, teraz android miał okazję się o tym przekonać. Zastanawiało go ile odporności może mieć w sobie chude (i być może giętkie) ciało. Bo przecież nie da się przeciągać tego w nieskończoność.

Właściciel kapelusza podskoczył, pozwalając podcięciu swobodnie wyminąć jego dolne kończyny. Za nic w świecie nie zdążył się jednak przygotować na strzał błękitnego Ki, ukształtowanego niczym broń. Twór energii wbił się głęboko w jego prawy bark i omal nie wyrwał starszego kombatanta z butów. Noszony płaszcz zyskał właśnie kolejną dziurę, zaś Esach odskoczył, sycząc trochę jak wąż i trzymając się za świeżą ranę. Ranę z której wciąż unosiły się niewielkie smugi dymu. Cios zdawał się go bardziej zirytować niż zranić, choć oznaki tego ostatniego też były całkiem widoczne. Przyjął więc postawę defensywną i tym razem to on starał się czekać na kolejny ruch wroga.

Loto widząc efekty poczuł zmieszane uczucia. Poniekąd uderzenia faktycznie odnosiły efekty, z drugiej jednak strony, poziom z jakim przeciwnik znosił ból, mógł bardzo wydłużyć potyczkę. Trudno, da się coś wymyślić. Android pochylił się do ziemi, niczym przed walką z Tiarą i wybił się w przód rozpoczynając względnie zwykłą szarżę. Istniała niewielka możliwość, że nasz mały wojownik z Ligii Bezdomnych wymyśli coś aby dobrze uderzać lewą ręką, była to wciąż jednak szansa zbyt mała aby wziąć ją na poważnie, skoro przedtem przeciwnik nie zdradzał takich możliwości. Loto dobrze przygotował się do uderzenia prawą pięścią, jednak raczej nie o to mu chodziło, biegł z prawej strony względem ustawienia przeciwnika, miał zaś zamiar otworzyć dłoń tuż przed oponentem i sparaliżować mu łydkę uderzając drugą pięścią od dołu. Choć to był plan teoretyczny, najbardziej logicznie będzie, gdy wróg odskoczy, jeżeli zrobi to w lewą stronę, otworzy się na cios drugiej pięści w kierunek twarzy. Względny odskok w lewą nie przyniesie mu raczej pożądanych efektów, a próba przeskoczenia za Loto na logikę nie zmieni zbyt wiele, gdyż android będzie musiał się tylko odwrócić. Kości zostały rzucone.

Rozumowanie Loto okazało się słuszne. Jego przeciwnik faktycznie odczytał przeprowadzany atak, a przynajmniej jego pierwszą część. Otrzymania mocnego haka w twarz już niestety się nie spodziewał, a dostarczona siła była wystarczająca żeby cisnąć jego lichą formą kilka metrów w tył. W chaotycznym akcie odwetu, Esach zamachnął się prawą dłonią. Uwolniona emanacja zielonkawej energii miała rozmiary kuli do kręgli. Bezbłędnie trafiła androida w żołądek, w skutek czego został oderwany od ziemi i również posłany do tyłu. Obaj mężczyźni zatrzymali się tuż przed zewnętrznymi ramami, po dwóch całkowicie przeciwnych stronach areny. Loto zdawał się trzymać nieco lepiej niż osobnik w prochowcu. Esach ciężko dyszał i zdawał się ledwie stać na nogach. Android wiedział jednak, że w takich sytuacjach powinien uważać. To mogła być zwyczajna sztuczka.

Zbyt wcześnie, zdecydowanie zbyt wcześnie. Ale czy to było ważne? Błękitnowłosy podniósł się bez słowa na obie nogi, ignorując fakt, że jak tak dalej pójdzie z oraniem podłoża to zetrze sobie kabel od słuchawek, co może źle wpłynąć na jakość ich funkcjonowania, a na pewno gumowej izolacji. Nie czekając nawet pierwszej sekundy wybił się w przód, stąpając wyraźnie po ziemi. Jeśli Esach nie wykona ruchu, przegra. W końcu wygląda na realistycznie zmęczonego. Nie interesowało to jednak Loto, w rzeczywistości czekał aż ten wykona swój ruch. Tylko po to, aby wybić się w górę z siłą Ki, i wykonać typową dla niego sekwencję ruchów - kopniak z nieba, młynek w tył nóg, kolanem w brzuch. Już nie raz preferował tą kombinację ciosów, a jeżeli się nie powiedzie będzie zmuszony natychmiastowo odskoczyć w tył, nie chciał skończyć poza areną. Przeciwnik androida nie był od niego silniejszy, gdyby przeszedł dalej zginąłby w trakcie walk. Jednak człowiekowi części nikt nie wymieni, lepiej, aby odpadł nim trafi na prawdziwe zagrożenie.

Chociaż Loto snuł wyjątkowo zawiłe plany następnego ataku, nie musiał wysilać się aż tak bardzo. Wszystko zakończyło się wraz z wyprowadzeniem pierwszego kopniaka, którego to osobnik w podniszczonej odzieży bezskutecznie próbował uniknąć. Dostarczona siła była wystarczająca żeby wyrzucić Esacha za turniejową matę i pozbawić go szans na zwycięstwo. Android nie mógł właściwie uwierzyć, że poszło tak łatwo. Obecna walka stanowiła dość ciekawy kontrast do potyczki stoczonej niedawno z Tiarą.
- Ostatnia walka drugiego etapu zakończona. Zwycięzcą został Loto, dobra robota. Po krótkiej przerwie na posiłek i odpoczynek rozpocznie się etap trzeci.
Sędzio-medyk po raz kolejny powtórzył swój wywód, jakby na dobre zacięła mu się płyta. Kapelusznik rozmasował swój żołądek i mruknąwszy coś nieprzychylnego pod nosem oddalił się od ringu. Tłum zaczął klaskać brawo blękitnowłosemu młodzieńcowi.

Loto był wyraźnie zdziwiony prostotą i przewidywalnością tej walki. Był to chyba pojedynek, który zakończył się najzwyczajniej z wszystkich jakie miały miejsce od eliminacji. Z drugiej strony uśmiech zagościł na jego twarzy wraz z myślą, że na tym turnieju były jednak osoby chcące powalczyć dla sportu, czy też w celu zdobycia nagrody w sposób zwykły. Drugą stroną medalu był fakt, że nikt taki już tutaj nie pozostał, każdy, kto jeszcze tu gości ma w sobie coś szczególnego, co nie daje możliwości spokojnego pożegnania bitki. Shadow lubujący zabijać osoby nie dostarczające rozrywki, Ragget nie mająca doświadczenia, którą Android z chęcią spytałby, po co walczy, skoro widziała już jakiego typu jest ten turniej. Cris, który myśląc o honorze i swoich zasadach moralnych ocenia ludzi, a nie ramy jakie zostały im dane do wykorzystania. Tiara, która była silniejsza zaledwie od Loto i wkrótce odpadnie. Z osób mających trafić do trzeciej rundy, Android nie pamiętał już ani jednej więcej. Zmrużył oczy powoli rozpoczynając regenerację energii utraconej na strzał w bark przeciwnika. Na obecną chwilę to wszystko. Po prostu.
 
Highlander jest offline