Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 01:43   #92
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Nie powiem kurwa. Trochę czekałem. Najpierw na to, że może wampiry i inne zmiennogówna się wkurwią na obecność uzbrojonego po każdy cal swojego cala Pana X i wyleci on przez drzwi wejsciowe. Figa. Ani on ani Emma nie wyłazili przez długi czas, ale czego się spodziewałem Emma pewnie zagadywała barona-srarona na śmierć a że kutas był nieśmiertelny to mogli tak długo.
Zostawili mnie tutaj jak jakiegoś zafajdanego psa. Fuck
Siedemnaście papierosów dalej w koncu wyszli. Jak kurwa niby nic, ot zabawili się i mając już dość wyleżli z nory. Nie chcecie mówić to kij wam w oko. Od Emmy dalej wiało alkoholem. Nie było co się dziwić dziewczyan trochę wlała w te swoje watłe ciałko. Pani Emma, kazała się zawieść do Ministerstwa. Milczała przez cała drogę. Musiała się dziołcha zwarzyć. Cholernie ciekaw byłem co się tam dowiedzieli ale Czlowiek choinka również milczał. A kij wam w dupę.
W Ministerstwie przesiadłem się na swoja zajebista dwukołowa maszyne i radosnie skrzypiac dojechałem do domu. Jechałem przez Rewir ludzi ale i tak mnóstwo było wszelkiego rodzaju niespodzianek noworocznych na ulicy. Chyba nigdy nie przywykne do tego. Wlazłem do domu. Zamknałem za soba drzwi. Ciepnałem sola pod drzwiami i sciagajac ciuchy po drodze wybrałem sobie za cel łazienke. Prysznic. Lily była w domu. Z sypialni dobywała się muzyka z gramofonu. Stary rupiec ale działał. Łeb mi pekał od całodziennej i pół nocnej aktywnosci. Loupy srupy, wampy srampy, zombi sromby i inne demony. Za duzo jak na tak krotki okres czasu. Najgorsze, ze przy tych ostatnich czułem się bezsilny. Kurewsko nic nie warty. Chujowe uczucie. Woda lekko ciepła spływała po moim ciele. Zamknałem oczy. Uspokajałem się. Za duzo mysli. Zlych mysli. Dopiero po chwili poczułem jej dłonie. Dotyk. Najcudowniejszy. Muśniecie. Cisza. Zywioł, ale ten przyjemnijszy. Zapach jej ciała. Smak ust. Dotyk włosów. Woda spływajaca po ciałach. Zatracenie. Bliskosc. Miłosc. Żadza. Spełnienie.
Z gramofonu nadal leciała cicho muzyka kiedy lezelismy na łozku wtuleni w siebie. Lily opowiadała jak minął jej dzień a ja mówiłem o swoim. Byliśmy młodzi a mielismy już popaprane zycie, ale kto by się miał tym przejmować. Nawet nie pamietam kiedy zasnałem. Sniłem o Lily. Na szczescie. A potem się wszystko zjebało. Przyszedł poranek. Jeden z najbardziej pojebanych w moim życiu. Ten który mie walnał na odlew w policzek, tak ze zobaczyłem gwiazdy. Ale kurwa po kolei.
Po tym jak się obudziłem czekało na mnie sniadanie. Ciepła pyszna jejecznica. Na boczku i ze szczypiorkiem. Lily wie co dobre.

- Przepraszam, że nei będę na Ciebie czekała – mowiła konczac swój skromny makijaz. Dla mnie wygladała mega sexi. Te lekko krecone włosy. Oczy w których mogłem się zatracić. Mój własny sukub. Mozez ze mnie wyssac wszystkie soki dziewczyno – ale musimy być wczesnie w robocie. Zbieramy wszystko do kupy by w nocy uderzyc na ta watahe.

- Nie ma sprawy…. Lily?

Popatrzyła na mnie pytajaco tymi swoimi boskimi oczyma

- Nie będę Tobie wrzucał dyrdymalow typu uwazaj na siebie, bo sama o tym dobrze wiesz. Po prostu…. Nie daj się zabić tym skurwysynom

Jej pocałunek był jedyna odpowiedzia. Mrugneła do mnie w drzwiach na do widzenia. Ja tez się zbierałem. Wkładałem kurtke kiedy Lily weszła spowrotem. Na poczatku myslałem ze czegos zapomniała Już miałem rzucic jakas zgryzliwa uwage by się z nia podroczyc kiedy zobaczyłem KREW.

- Lily!!!

Krew na moim szczęściu. Jej krew. KURWAAAA. Zagotowało się we mnie. Ukochana zataczajac się osuneła się nieprzytomnie przy scianie. Widziałem jak krew spływała po jej ramieniu. Reka zwisała bezwładnie. Kałuza krwi powiekszała się na razie wolno, ale to tylko kwestia czasu jak się wykrwai. Seria z broni maszynowej waląca po naszych drzwiach oprzytomniła mnie.
Nie macie kluczy chłopcy. Nieladnie… Skurwysyny. Z buciorami w moje prywatne zycie? Chcecie się zabawic? Dzisiaj proponuje tance. Jebane skoki przez ogien.
Najpierw poczułem to co właziło niż zobaczyłem. Zombi. Zgniłkowaty, pierdolony chodzacy trup. Wiedziałem ze nie jest sam. Słychac było jak się skrzykuja na korytarzu. Kolejnych dwóch. Panowie! Jajecznica się skonczyła. W zamian proponuje smazone kiełbaski.
Głowa bolała na nowo. Miałem wrazenie ze złosc poprzeplatana z adrenalina wypływa mi uszami. Dawno nie byłem tak wkurwiony. Miałem wrazenie ze zaczałem parować.
Drzwi wejsciowe odkoczyły pociagniete z buta Zgniłka. Robaczywe jabłuszko wturlałos ie do srodka. W dłoniach trzymalo gnata.



Miły gosc. Nie ma co. Nawet się odstrzelił na to spotkanie.
Spojrzałem na krwawy slad na scianie i ciało Lily lezace na podłodze. Swiat zamarł. Dla mnie. Kazdego dnia zyłem ze strachem ze cos takiego może mieć miejsce. Wiedziałem jednak kim byliśmy i jak zyjemy. Zylismy w taki sposób dla siebie, zylismy tak dla innych. Nie pozwole jej zabrac, nie pozwole jej odejsc albo przyjsc w innej postaci.
Jestem Brama kutasie. Pierdzielony krzyzowiec a wy chuje jestescie moimi innowiercami. Bron zombiaka kierowała się w strone Lily. Jeszcze mnie chyba nie zauwazył.Jego błąd. Błysk eksplodował mi pod czaszką. Nadszedł jebany spokoj. Dla nich apokalipsa. Najprawdziwsza. Rydwany ognia. Deszcz płomieni. Z ich trzewi.
Facet w ułamku sekundy stał się pochodnia. Ciezko było powiedziec ze zywa. Skupiłem siłę ognia na jego głowie. To była jego siła. Nadludzka odpornosc nie pozwalała mu krzyczec. I dobrze. W ciszy pracuje się lepiej. Lufa nie zdazyła się nakierowac na lezaca Lily. Gruchotnełą na ziemie wraz z płonacym korpusem. Ja pierdole, musze wyjebac ich na korytarz bo spala mi cała chate. W drzwiach pojawił się kolejny miły gagatek. Ładniejszych nie mieli?



Krew juchneła mi z nosa struga. Kurwa. Płaszcz co najwyzej nadaje się do czyszczenia. Kolejna pochodnia zaczeła zataczac się po korytarzu. W uszach mi szumialo. Zaczałem się zatracac w ciszy. Lily… ogien. Na nowo trawił moja dusze Ruszyłem. Siegnałem na oparty pod wieszakiem na kutrki shotgun. Trzymalismy go wlasnie na takie okazje. Na jebane odwiedziny. Kto mogł wiedziec ze będą o poranku a nie w nocy kiedy człowiek bardziej czujny jest. Wyleciałem przez wejsciowe drzwi ladujac na swój koscisty tyłek w korytarzu kamienicy. Jebany Van Damme. Nie myliłem się. Trzeci radosny Zgniluch własnie przepuszaczał tanczacego bezwładnie w plomieniach wspołplemienca. Był wolny. Tak kurwa zarówno umysłowo jak i manualnie. Ruszał się jak mucha w jebanej smole. Chyba im się skonczyło speckomando i musieli sięgnac po głebokie rezerwy. Shotgun wypłuł to co miał najcenniejszego. Odrzuciło goscia na schody. Za to kurwa lubiłem ta zabawke. Zerwałem się na nogi podbiegajac do gramolacego się na nogi zombiaka. Zimna lufa obrzyna dotkneła czachy umarlaka.

- Kto cie nasłał kutasie? – do konca nie docierało do mnie ze to ja mowie. Działałem jak na jakms autopilocie.

- nieflerm – wybełkotał cos niezrozumiale

- Kurwa ze tez mi się trafił z przegniłym jęzorem? – łeb huczał. Krew kapała z nosa. Czułem jak trace siły – Kto cie nasłał?

-Ne wlem

Tak. Teraz moglem sobie poskładac do kupy jego odpowiedz.Na dłuzsza pogawedke nie było czasu. Ciezko go było zrozumiec.

- Twoja strata – huk wystrzału przetoczył się po korytarzu. Resztki mozgu i czachy zaczały spływac ze sciany tak jak krew Lily w przedpokoju. Zerknałem jeszcze na schody. Na polpietrze płonał jeszcze drugi z trupów. Poza tym pusto.
Lily
Wbiegłem do mieszkania. Dym uderzył w moje nozdrza. Telefon burczał natarczywie. Zaczał palic się dywan. Gosc zamienił się w tosta z zepsutego tostera. Nie do rozpoznania nie do identyfikacji.

- Lily? Kochana – szeptałem pod nosem wbiegajac do łazienki. Otwierajac szafke nad umywalka prawei ja wypierdoliłem ze sciany. Apteczka. Jest. Dopadłem do żony. Wybebeszyłem zawartosc pudełka z jebanym czerwonym krzyzem posrodku na ziemie. Jakbym sie gapił w lustro. Kurwa bałem się. Żaden jebaniec noworoczny mnie nie przerazał ale widok ukochanej i brak wiedzy medycznej i owszem. Bałem się jak diabli. Zatamowac krwawienie. To wiedziałem. Tylko jak? Jak najlepiej sukinsynu.
Teraz pomoc. Jebany telefon. Wyje i wyje….. Telefon
Dopadłem słuchawki.

- No w koncu - Odezwał się z ulga głos po drugiej stronie – Jack Ripper MR… - nie dalem mu skonczyc.

- Potrzebuje jebanego lekarza i to natychmiast. Lili… - nie było spokoju. Była panika. O nia. O Lily

- Wysłaliśmy ekipe…. – nic wiecej do mnie nie dochodziło. Słuchawka opadła na podloge. Tuliłem Lili

- Trzymaj się kochana. Trzymaj się…. Zaraz tutaj będą. Nie zostawiaj mnie.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 14-10-2010 o 23:38.
Sam_u_raju jest offline