Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 02:37   #93
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeszcze zanim zdążyła uchylić powiek, przypomniała sobie gdzie się znajduje. Umięśnione i zdecydowanie męskie ramię obejmowało jej plecy. Ocknęła się wtulona w mężczyznę, z którym wczorajszego wieczora wzniecili pożar. Mimo przemożnej ochoty, by zerwać się i z krzykiem uciec dokąd nogi poniosą, została w miejscu, starając się oddychać najciszej jak to możliwe. Zachowując zimną krew, delikatnie uwolniła splątane włosy i wyślizgnęła się z pościeli. Chciała sobie robić wymówki, ale po chwili wahania uznała, że to bez sensu. Stało się. Dała się porwać... Co Ty kurwa bredzisz, Dolores? „Dała się porwać?” Na miły Bóg. Przestań kręcić, po prostu dostałaś to, po co przyszłaś. Od kiedy zgarnął Cię z zapchlonego panic-campu, w którym dwa dni przesiedziałaś na swojej walizce zastanawiając się co dalej, od samego pieprzonego początku, było w tym wszystkim jakieś napięcie. Teraz już wiesz, że wasze śrubki i gwinty pasują do siebie przerażająco dobrze. Opcja poddania się i rozłożenia nóg jest niezmiennie pociągająca. Fakt, że mógłby z niewielkim tylko wysiłkiem połamać wszystkie twoje niedorzecznie kruche kości Cię podnieca. Nie, Lola. Nie zrobisz sobie z niego bezpiecznej przystani. On nie jest żadną oazą w tym popierdolonym świecie, a Ty masz przecież Ją.

Zanurkowała do szafy, czując jak słodki grzech, którego się dopuściła spada jej na ramiona półtonowym odważnikiem. Jak kowadło wiecznie spóźnione, żeby trafić strusia w głowę. To był właśnie taki seks, jakiego potrzebowali. Pozbawiająca rozsądku eksplozja rozkoszy, od której wybucha Ci mózg. A kiedy już go nie ma, stajesz się zmysłami. Jakby szalony garbarz obdarł Cię ze skóry i założył ją na powrót, lewą stroną do góry. Triskett zerżnął ją tak, że zapomniała o wszystkich cudownościach, jakich doświadczyła pierwszego dnia w pracy. Na samą myśl o rzeczach, które robili w nocy na powrót zaczęła odczuwać podniecenie..
- Opanuj się, do cholery!
Mruknęła przewalając znajdujące się w szafie ciuchy. Od kilku dobrych chwil czuła na nagim tyłku palące spojrzenie Gary'ego. Rękę by sobie dała uciąć, że myślą o tym samym.
Zgarnąwszy pierwszą lepszą koszulę, wymaszerowała do łazienki. Całe ciało miała obolałe. Rana na szyi wciąż piekła, a odrętwiałe z wyczerpania mięśnie głośno sprzeciwiały się stawianym im wymaganiom. Na skórze wciąż czuła dotyk Trisketta. Jego pocałunki. Jezus, Lola, po co Ci to?

Odkręciła wodę i z prysznica spadły na jej głowę miriady rozpylonych kropel ledwie letniej wody. Zdecydowanie zaspali. Ale dobrze, grzesznikom zdecydowanie nie należą się luksusy. Czuła na naprawdę podle, stojąc pod prysznicem i wyciskając na rękę odrobinę żelu pod prysznic o intensywnym męskim zapachu. Pomyślała o CG. O jej drobnych piersiach, o krągłym tyłku i ciepłym języku. Niewiele osób wiedziało, że Lawrence ma niezwykle długi język, który w praktyce sprawdza się wyśmienicie. Po piątym, szóstym kieliszku dawała się namówić na tą sztuczkę i dotykała czubkiem języka swojego nosa. Taki bonus, w który uposażyła ją natura. "Każdy ma jakiś talent - gadała wtedy. - Mój się sprowadza do języka".
I zazwyczaj całowały się później jak napalone nastolatki i lądowały w łóżku. Lola myślała przez całe życie, że jej orientacja jest raczej tradycyjna. Ale po pierwszej, pełnej wygibasów nocy z CG nie była już tego taka pewna. Dwie laski w sypialni na prawdę potrafiły zaszaleć. Choć z drugiej strony - wspomniała poprzednią noc - kutas to kutas. Od czasu do czasu trzeba odświeżyć z nim znajomość. Żeby nie wyjść całkiem z wprawy. Połowa pieprzonego globu miałaby żałobę gdybym się opowiedziała przy frakcji na "L". Zdecydowanie wolę "B". "Bi" brzmi jak witaminy. Zdrowo i kolorowo.

Huk w korytarzu ściągnął ją na ziemię. Zaraz po nim nastąpił ryk i aura wściekłości i śmierci, która sięgnęła jej aż w łazience.
Wyskoczyła spod prysznica jak oparzona. Ślizgając się bosymi stopami na zalanych wodą kafelkach wypadła na korytarz i dalej, do sypialni.
- Gary!
Wilkołak obrócił się w jej kierunku i zastygł w bezruchu. Maleńka chwila podarowana Gary'emu, który zdążył sięgnąć po broń. Nim jej mózg zdołał zarejestrować ledwie zauważalny ruch, uwolniła podarowaną jej przez Legbę siłę. Huk wystrzału prawie ją ogłuszył. Loup – garou okręcił się w miejscu, zahaczając w locie pazurami o jej niedawno nabytego kochanka. Odkręciła zawór trochę mocniej, zwierzę zaszamotało się w centrum ognia krzyżowego, w którym się nieoczekiwanie dla siebie znalazło. Jeszcze jeden wystrzał i nagle ni stąd ni zowąd znalazła się na podłodze, przyszpilona wielkim cielskiem. Łak zaczął odzyskiwać właściwy sobie kształt, a ona poczuła nagle każdą kropelkę wody na swojej skórze, jako nagłe ukłucie chłodu. Leżałaby tak pewnie godzinami, gdyby Gary nie odciągnął na bok psiego cielska. Podniosła się, chwyciwszy jego dłoń, choć wcale nie miała ochoty wstawać.
W mieszkaniu rozdzwonił się telefon.

Nie spuszczała ciemnych oczu z gadającego do słuchawki Trisketta, pospiesznie przy tym wciągając na zmarznięte ciało nonsensowną sukienkę. Poczuła to zanim skończył. Coś bardzo, bardzo niedobrego. Gary rzucił słuchawką i minąwszy ją w progu sypialni zawrócił ku drzwiom wyjściowym. Stała przez kilka uderzeń serca kompletnie sparaliżowana. Wojna. Serce waliło jej jak wściekłe. Wojna. Koncentrując na zadaniu całą siłę woli, włożyła na siebie męską koszulę. Chwyciwszy płaszcz i torbę, boso zbiegła po schodach.

- Spokojnie. To CG. Zawsze sobie umiała dać rady. Nic jej nie jest.
W wielkich, sarnich oczach latynoski czaił się strach. Skinęła głową, zaciskając dłonie na pasie bezpieczeństwa. Gnali jak wariaci. Za wolno.
Kilka przecznic od mieszkania, które zajmowały z CG, usłyszeli wybuch. Dym spadł ciężką zasłoną na całą okolicę. Ostatnie metry pokonali wyłącznie dzięki nieludzkim wręcz możliwościom Gary'ego w zakresie prowadzenia samochodu. Wysiadła z auta i skamieniała.
- Nie – powiedziała na widok ziejącej w murze dziury. Tam kiedyś była ich ściana.
Tych kilka stopni, jakie dzieliły ją od mieszkania, pokonała jak w amoku. Pył w środku, choć wciąż gryzł i dusił, osiadł na tyle, że można było odróżnić zarysy przedmiotów.

- Nie, nie, nie, nie, NIE! CG, nie! Najświętsza Panienko z Guadelupy, nie, błagam! Nie!

Padła na kolana przy zarysie kobiecej sylwetki. Łzy przesłaniały jej widok. Nie mogla jej zostawić, nie ona! Dlaczego to się znów działo? Uniosła do ust chłodną rękę blondynki, szukając przy tym pulsu. Ledwie wyczuwalna nitka życia to pojawiała się, to nikła.

- Błagam, musisz ściągnąć tu ambulans! - rzuciła w kierunku Gary'ego, który stał w progu nie wierząc własnym oczom.
Jak mogła to zrobić? Zabawiała się z Triskettem a CG... CG mogła zginąć. To ona powinna tu leżeć. Albo nie! Powinna smażyć się w piekle w głębokim oleju. Musiała jej pomóc. Za wszelką cenę. Wciąż trzymając ją za rękę, drugą dłoń położyła na szyi swojej ukochanej. Błagając Obatalę o wsparcie, zagłębiła się we wzór jasnowłosej. Unikalny splot wszystkich nitek sił witalnych. Był trudny, nieregularny. Ciało CG trawiła choroba poważniejsza niż anemia, do której się przyznawała. Zmarszczyła brwi z wysiłku. Nie masz teraz na to czasu, Lola – skarciła samą siebie. Na gładkim czole mambo sperlił się pot. Z niemałym wysiłkiem odnalazła główne arterie życia. Ustabilizowała najbardziej podstawowe funkcje życiowe kochanki, ale wiedziała, ze jeśli nie znajdą się w szpitalu w przeciągu najbliższych trzydziestu minut, szanse Lawrence spadną drastycznie. Podłożyła pod jej głowę zwinięty płaszcz.
- CG! CG, słyszysz mnie? Powiedz coś, natychmiast! Zaraz tu będzie pomoc. Wytrzymasz, słyszysz? - starała się brzmieć spokojnie i rzeczowo, ale nie wiem sama, kto mógłby się na to nabrać, widząc jak trzęsie się ze strachu.
Tuląc do piersi bezwładną, bladą dłoń, zamknęła oczy. Wiedziała, że Gary zorganizuje pomoc.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline