Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 15:55   #57
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Pysk tego czegoś w jakiś odległy, groteskowy sposób kojarzył się z kobiecą twarzą, efekt rozmył się gdy wargi uniosły się obnażając dwa rzędy brudnych kłów.

Lafayette poczuł w swojej głowie kłębowisko cudzych myśli. Uczuć, obrazów, emocji, zapachów, smaków. Nieludzkich, obcych w znakomitej większości zupełnie niezrozumiałych dla ludzkiej percepcji. Dłuższą chwilę zajęło, nim zaczął rozpoznawać niektóre z nich.

Oczekiwanie, żądza, ból, krew...

I gniew. Ogromny i z trudem trzymany na uwięzi. Zupełnie jednak nieludzki

Vincent zrobił krok do przodu, bardziej by pokazać że panuje nad sytuacją, niż w jakimkolwiek innym celu.

- Skąd przyszedłeś? - spytał głosem, który w założeniu miał być władczy.

W odpowiedzi przez głowę przeszła mu wizja grobów, świecących grzybów, zgniłych zwłok, tulących sie do siebie ciał, czaszek i połamanych gnatów, smak ześmiardłwego szpiku w ustach i ... tęsknota, a potem czerwień gniewu, jak pulsująca krew.

- Czy ktoś jeszcze was przyzywa w mieście? Pokaż mi go.

Wymowna czerń, złośliwa zieleń, chichot i lepkie od posoki ręce, smak żółci w ustach

- Nie eeeee - syk jak wbicie kolca pod powiekę. - Odeślij - pragnienie, niczym cios w czaszkę. Wyraźne i zrozumiałe

- Odeślę. - powiedział Vincent na głos starając się całym umysłem jasno wyrazić swoją wolę. Następnie przywołał przed oczy obraz kolejno Wagonowa i znany z prasy wizerunek Bostońskiego Cara. Po czym sformułował pytanie - twarze? znajome?

Odpowiedź znów w formie wizji. Przez chwilę Vincent znów patrzył oczyma ghula, tak jak wtedy na cmentarzu. Jakby patrzył na samego siebie. Szarość, czerwienie, plamy, unoszące się zapachy - falujące wokół sylwetki.

I żadnych twarzy.

Aluzja dotarła. Ghul postrzegał świat w kompletnie inny sposób. Żeby uzyskać odpowiedź musiałby znać coś więcej niż nazwisko i twarz.

- Moją wolą jest byś odszedł i nasze drogi nigdy więcej sie nie spotkały - wymówił na głos, bardziej ze względu na Leonarda niż potwora - Czego potrzebujesz by odejść?

Przed oczami zaczęły mu wirować dziwne rozbłyski, smak, zapach. "Twoja krew, niewiele na ziemię"

Vincent pomału skinął głową.

- Zrobię to. Ty odejrzesz. Jeśli zrobisz cos innego, jesli zaatkaujesz - znow zostaniesz przyzwany. Przez kogoś innego. Rozumiesz i zgadzasz się?

Mówiąc to spokojnym ruchem wyjął nóż Prooda.

Pożądanie, gniew, posłuszeństwo, siła, duma, żądza, akcetptacja i ... strach. Strach przed dziwnym nożem.

- znasz to ostrze? - spytał Vincent, nacinając lekko dłoń

ostrze - dym, smugi odrywającej się ciemnosci, jakby rozpalone do wiśniowego koloru.
Wizja została gwałtownie przerwana przez ostrzegawczy syk potwora.

COŚ SIĘ ŻBLIŻA - UCIEKAJCIE! - usłyszał wyraźny głos w swojej głowie - Kieł Pana! - Vincenta zalała fala emocji starchu i rozkoszy. Powtór wskazał łapą na Lyncha.

ZABIJ TO! - wykrzyczał w myślach Vincent. Przypadł do ziemi i przyłożył do niej krwawiącą dłoń. Już przymierzał się do poderwania się do ucieczki i pociągnięcia za sobą studenta.

- Sistra, jeden miot, nie! - zadźwięczało w jego głowie. - Zatrzymam, nie zgładzę.

- Dobrze - powiedział na głos Vincent.

- nazywam się ... Shashanus. Ty? miękkie? ty jak?

- Nie rozumiem... - nie skończył zdania, zanim do niego dotarło - Vincent!

- Vinszents. Zapamiętać, wytroipić...strzec lub jeść. Ty... - i znów zamiast wyrazów emocje: gniew, szacunek, głód, akceptacja, podziw.

- Tobie też niczego nie brakuje, Shashanus - doparł Vincent uśmiechając się dziwnie. Potwór skoczył w ciemność. Dosłownie w ciemność. W plamę mroku za swoimi plecami.

I zniknął.

Zupełnie jakby tam była jakaś brama niewidoczna dla ich oczu. Wrażenie obecności rozmyło się, pierwotna groza puściła ze swoich szponów.
W głowie Vinenta wciąż jednak brzmiało ostrzeżenie ghula.

- Uciekamy! Teraz! - rzekł zrywając się do biegu i ciągnąc za sobą Leonarda.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 10-10-2010 o 19:33. Powód: kosmetyka
Gryf jest offline