Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 16:02   #16
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Kurt MacArthur
Calgary jak każde większe miasto, było piękne nocą. Lśniące wielobarwnymi neonami i połyskujące refleksami lustrzanych odbić. Limuzyna Wasyla mknęła pasem szybkiego ruchu nie zważając na znaki i światła. Pierwszym co ujrzał Kurt po przebudzeniu, była twarz Wasyl. Stary wampir siedział w dokładnie tej samej pozycji, co kilka godzin temu. MacArthur czuł się świetnie. Był wypoczęty, pełen sił i energii. Gdy zobaczył widok za oknem zapragnął udać się do pierwszego nocnego klubu i upić się ze szczęścia. Widział jednak że jest to niemożliwe, gdy tylko ponownie spojrzał na Wasyla.
Wampir z iście kamienną twarzą wpatrywał się w niego.
- Mam nadzieję, że dobrze spałeś?
Nie czekając na jego odpowiedź rzucił coś w jego kierunku. Kurt instynktownie chwycił nieduży, skórzany woreczek przewiązany rzemieniem.
- To dwie garści ziemi z miejsca, gdzie dokonała się twoja przemiana. Noś to zawsze przy sobie, niezależnie od okoliczności. To bardzo ważne, zapamiętaj to. Ziemia, która cię zrodziła musi być zawsze blisko ciebie. Nie ważne czy śpisz, czy walczysz, czy się pożywiasz - zawsze. Bez niej twe siły znacznie słabną. Zapamiętaj więc dom w którym dokonała się twoja przemiana. Gdy z jakiś powodów stracisz tę garść, udaj się tam jak najszybciej i weź następną.
Wasyl odchylił koszulę i odsłonił woreczek wiszący na jego piersi.
- Nasz klan jest bardzo wrażliwy na kwestie terytorialne. Wywodzimy się ze starego kontynentu, to tam tkwią nasze korzenie. Wiesz gdzie leży Rumunia? Mówią ci coś nazwy Siedmiogród, Transylwania? Pewnie nie. I nic dziwnego, ktoś mądrze kieruje tym społeczeństwem i utrzymuje was w błogiej nieświadomości i niewiedzy oraz głupim przeświadczeniu o własnej potędze. Tzimisce kiedyś rządzili Europą. Byliśmy panami wielu krajów. Jednak zostaliśmy zdradzeni i straciliśmy władzę i teraz pozostaje nam walczyć o każdy jej skrawek. Z resztą nie ważne, nie o tym miałem mówić. Na szczęście nadal wielu się nas boi. Boją się naszego poczucia wolności. Tylko my, jak nikt inny, potrafimy zrzucić więzy ludzkiej moralności, które tylko krępują naszą potęgę. Jeżeli będziesz mnie słuchał i postępował zgodnie z moja nauką, nie długo sam się przekonasz jak bezużyteczne są zasady rządzące ludzkim światem. Moralność i etyka, to tylko narzędzie do kontrolowania innych, zarówno ludzi jak i wampiry. Jeżeli zerwiesz te więzy, to dopiero wtedy poczujesz co to znaczy żyć. Nauczę cię wszystkiego, a wtedy sam zrozumiesz.
Wasyl spojrzał przez okno i zamilkł na chwilę. Samochód nadal mknął, a Kurt zauważył z jak wielką wprawą Ho kieruje limuzyną. Mimo dużej prędkości, bardzo łagodnie i płynnie wchodził w każdy zakręt.
- Boją się nas i nazywają nas diabłami. Nie wiedzą jednak, że tylko nasza droga prowadzi do całkowitego wyzwolenia. Tylko my jesteśmy stworzeni do tego, by rządzić i kierować innymi. Tylko my poprowadzimy ten świat we właściwym kierunku. - Wasyl ponownie spojrzał za okno - Widzę, że zbliżamy się do celu naszej podróży. A szkoda, gdyż chciałem opowiedzieć ci jeszcze trochę o innych klanach. Musimy to jednak odłożyć na inną okazję. Teraz posłuchaj mnie uważnie. Jedziemy odwiedzić mojego przyjaciela, Constantina. To bardzo stary wampir i bardzo potężny. Jest jednak Nosferatu, a to dla niektórych jest przeszkoda nie do pokonania. Widziałeś film Nosferatu? Pamiętasz jego głównego bohatera? To film o Constantinie. - Wasyl zaśmiał się rubasznie, a widząc zdziwioną minę Kurt kontynuował - Nosferatu to potężny klan. Ich krew jest jednak skażona w pewnie nietypowy sposób, przez co ich ciała wraz z upływem czasu zmieniają się radykalnie. Niektórzy nazywają ich potworami lub przeklętymi ze względu na ich ponoć obrzydliwe deformacje. Ja widzę w nich jednak ucieleśnienie naszej wolności. Ponoć ich wygląd to kara jaką nałożył Kain na ich założyciela, który dopuścił się potwornych zbrodni. Jak dla mnie to tylko piętno wolności, które otrzymali gdy odważyli się zerwać kajdany. Nie zdziw się więc wyglądem Constantina, nie okazuj odrazy czy niechęci. To go może bardzo obrazić, a tego wolelibyśmy uniknąć. Zachowuj się godnie i spokojnie, słuchaj uważnie tego co będzie mówił do ciebie i odzywaj się tylko gdy cię o coś zapyta. Jasne?
Samochód zatrzymał się, a po chwili Ho otworzył drzwi Wasylowi.
- No to chodźmy - uśmiechnął się Wasyl widząc niepewną minę Kurta.

Zatrzymali się przed wysokim wieżowcem. Ho szedł przodem i otwierał wszystkie drzwi. Także on w recepcji poinformował stróża do kogo się udają. Wieżowiec okazał się luksusowym apartamentowcem o niezwykle wysokim standarcie. Windą wjechali na 32 piętro.
- Mój przyjaciel wynajmuje tutaj całe piętro. To niezwykle rzadkie mieszkać w takim luksusie, zważywszy na jego klanowe ułomności. Constantin wychował się jednak w luksusie i po przemianie nie zamierzał z tego rezygnować. Moim zdaniem słusznie. Czy to, że wygląda jak maszkaron, ma zaraz oznaczać, że powinien chować się po kanałach jak jego klanowi braci. Nic bardziej błędnego.
Mam nadzieję, że polubisz Constantina. - zakończył Wasyl w momencie, gdy winda się zatrzymała.
Szli długim korytarzem wyłożonym puszystym, czerwonym dywanem. Kurt ze zgrozą stwierdził, że co kilka metrów leżą zwłoki nagich, zagryzionych kobiet.
- Oooo - zawył smutno Wasyl - Nasz przyjaciel miał chyba zły dzień. Na szczęście mamy wieści, które mu poprawią humor.
Przeszli jeszcze kilkanaście metrów po czym skręcili lewo i stanęli przed dużymi skrzydłowymi drzwiami. Kurt w czasie podróży naliczył dwanaście zwłok leżących jak gdyby nigdy nic w korytarzu. Każda z kobiet miała przegryzione gardło i blada niczym kreda skórę. Ku swemu zaskoczeniu, jego obrzydzenie było dużo mniejsze niż fascynacja i pożądanie, jakie wywołał w nim zapach krwi.
- O widzę, że zgłodniałeś - uśmiechnął się Wasyl widząc rosnące kły Kurta - To dobrze. Musisz jednak poczekać. Najpierw interesy, a potem przyjemność.
Wampir otworzył drzwi jednym płynnym ruchem i wszedł do środka.
Pokój który przed nimi stanął był olbrzymim narożnym salonem z kanapą, kilkoma fotelami i dużym plazmowym telewizorem na ścianie oraz basenem z jacuzzi. W basenie siedział mężczyzna o łysej głowie na której wisiało kilka strzępów. Jego skóra pokryta licznymi wrzodami i bąblami, miała popielaty, a miejsca siny kolor. W pomieszczeniu unosił się przykry zapach, który Kurtowi nieodzownie kojarzył się z chorymi, starymi ludźmi.
- Ki chuj?! - wrzasnął Constantin i odwrócił się nagle w stronę gości.
Wtedy dopiero MacArthur zobaczył jego twarz. O ile to coś można było jeszcze nazwać twarzą. Pokryta bliznami i ropiejącymi wrzodami, wykrzywiona w groteskowym uśmiechu twarz starca z odstającymi, szpiczastymi uszami. Z zakrwawionych ust, wystawały długie kły. Constantin wbił kaprawe ślepia w gości i wrzasnął jeszcze raz:
- Ki chuj, pytam?
- Nie poznajesz mnie? - zapytał stworzyciel Kurta
- Wasyl! Przyjacielu! - nosferatu ucieszył się i wyszedł z basenu.
Kurt miał okazję zobaczyć monstrum w całej okazałości. Nie był to przyjemny widok. Na szczęście wampir, pstryknął palcami i z sąsiedniego pokoju wyszły dwie nagie kobiety, niosące ręcznik i szlafrok. W pierwszej chwili mężczyzna uśmiechnął się widząc seksowne i młode hostessy. Jednak po chwili spojrzał, że ich twarze są lustrzanymi odbiciami, facjaty Constantina. Kobiety zaczęły wycierać potwora, a potem włożyły mu szlafrok. Gdy skończyły, upadły na kolana przed stworem. Constantin odchylił nadgarstek i przeciął sobie skórę ostrym pazurem. Kobiety rzuciły się ku wypływającej krwi, niczym narkomanki na działkę heroiny. Z lubością zlizywały krew płynącą z ręki wampira. Trwało to kilka sekund. Po czym wampir machnął ręką i krzyknął:
- Won!
Dopiero teraz Kurt zobaczył, że oba wampiry wpatrują się w niego z ciekawością. Dotarło do niego, że całe to przedstawienie było specjalnie dla niego. Constantin podszedł do nich i przywitał się i podał rękę najpierw Wasylowi, a potem Kurtowi.
- Constantinie pozwól, że ci przedstawię. To jest pan Kurt MacArthur.
Nosferatu uścisnął dłoń Kurt, wpatrywał się w jego oczy i wąchał niczym pies.
- To on? - spytał po chwili.
- Tak, wczoraj go przemieniłem.
- Niesamowite - wampir cofnął się i oglądał Kurta z odległości niczym niezwykłą rzeźbę lub samochód - Naprawdę niesamowite. Nie sądziłem, że ci się uda.
- Znalezienie go nie było to łatwe, ale udało się.
- Gratuluje. Usiądźmy i porozmawiajmy.
Trójka wampirów usiadła w białych skórzanych fotelach. Kurt zauważył, że tutaj także leżą zwłoki kobiet a większość mebli ubrudzonych jest zaschniętą krwią.
- Rozumiem, że możemy rozpocząć realizację naszego planu.
- Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by Kurt oswoił się ze swoim nowym życie. Jednak mam nadzieję, że możemy rozpocząć już ostateczne przygotowania. Wydałem już odpowiednie polecenia Rebece.
- A właśnie Rebeca. Zapomniałem jak ta suka miała na imię.
Wasyl uśmiechnął się pod nosem.
- Nigdy nie miałeś pamięci do imion przyjacielu.
- Kurta zapamiętam na długo - nosferatu obnażył kły i spojrzał w stronę chłopaka - Jak on się miewa? Nadal knuje przeciwko tobie.
- Oczywiście - Wasyl mówiąc to uśmiechał się szeroko - Jest głupia jak większość jej pobratymców. Wydaje się jej, że jestem ślepy i można mnie tak łatwo oszukać.
- Nie lekceważył bym jej. To w końcu Lasombra.
- Za młoda jest i za bardzo ze mną związana, bym mógł się jej obawiać.
- Gdzież moje maniery - zreflektował się nagle Constantin - Wy przecież po podróży, pewnie głodni jesteście? ... Tylko zaraz ... Cholera... Poza moimi ghulami, nie ma wam nic do zaoferowania. A z tego co pamiętam, to nie tykasz skażonej krwi, Wasyl.
- Wybacz, ale nie. Mam swoje zasady w tej kwestii. Nie martw się jednak. Nasz młody przyjaciel również jest głodny, prawda Kurcie?
Wasyl puścił oko do chłopaka i mówił dalej:
- Kurt chętnie zapoluje dla ciebie.
Constantin uśmiechnął się w karykaturalnym uśmiechu:
- Cudownie. Tylko ja mam potrzeby. Przyprowadź mi tutaj kilka młodych piękności.
Wasyl również obdarzył Kurta szerokim uśmiechem:
- Weź ze sobą Ho on ci pomoże.


PETER BOYLES
- Wstawaj stary! - wrzasnął Val stojąc nad łóżkiem Petera.
Chłopak był lekko zdezorientowany, gdzie jest i co się dzieje. Wczorajsze wydarzenia pamiętał jak przez mgłę. Dopiero, gdy zobaczył nad sobą łysą głowę Vala przypomniał sobie wszystko. Przemianę, polowanie i ich rozmowę.
Wstał i ostrożnie postawił nogi na ziemie. Czuł się świetnie. Pełen sił i wigoru.
- I co jeszcze nie wierzysz, co?
Val klepnął go mocno w ramię, także Peter zachwiał się.
- Nie ma lipy stary, jesteś wampirem. Załóż jakieś nowe ciuchy, ruszamy w miasto.

Przed domem stał stary, lekko podniszczony czerwony pick-up. Gdy Peter wyszedł na zewnątrz zobaczył, że Val niesie z garażu na rękach trumnę i kładzie ją na pakę.
- No co się tak gapisz? - ryknął nagle Val - Pomóż mi. Weź z garażu łopatę i kilof. Ja idę jeszcze na chwilę na górę.
Peter został sam. Poszedł do garażu po łopatę i kilof. To co jednak tam zobaczył sprawił, że poczuł się jak bohater filmu Hostelu, czy innej Piły. Na ścianach garażu poza typowymi narzędziami jak młotki, obcęgi i śrubokręty, znajdowały się także różnego rodzaju średniowieczne narzędzia tortur. Metalowe gruszki, bicze z metalowymi haczykami czy maski z kolcami. Peter oglądał narzędzia z fascynacją i lekkim obrzydzeniem. Wyczuwał delikatny zapach, który przyniósł mu tak wiele rozkoszy wczorajszego wieczoru. Krew na narzędziach nie była świeża, ale dla młodego wampira i tyle wystarczyło, by poczuć głód.
- Niezłe co? Wasyl lubi takie zabawki. No co ty już się podnieciłeś - powiedział z oburzeniem w głosie Val - Trochę juchy i już cię wzięło. Niestety musimy jechać. Jak się szybko uporamy z zdaniem, to kąśniemy sobie małe co nie co. Bierz ten sprzęt i do samochodu. Za godzinę mamy prom.

Światła samochodu rozcinały mrok lasu. Val prowadził z dużą szybkości i bardzo brawurowo. Peter z obawą patrzył na licznik który wskazywał ponad 100 km/h. Gdyby nie wczorajsza noc i szybkość której sam doświadczył, zastanawiałby się jak on to robi. Val jednak był nie tylko szybki, ale i zręczny. Samochód reagował na jego szybkie ruchy we właściwy sposób i posłusznie trzymał się wąskiej leśnej drogi.
Val wyjął z kieszeni kurtki jakieś zdjęcie i rzucił na kolana Petera.
- Po niego jedziemy. Znasz gościa?
Tego człowieka znał każdy. To było zdjęcie Aleksieja Ignatowicza, prezesa rosyjskiej spółki Ustanov Co., zajmującej się handlem nieruchomościami. Poza tym mówiło się, że Ignatowicz jest rezydentem i szefem rosyjskiej mafii w Kanadzie.
- Widzę, że znasz. To do niego jedziemy z tym prezentem - Val zaśmiał się pokazując ręką na pakunek na pace.

Po dwudziestominutowej podróży promem i godzinnej przejażdżce samochodem byli na miejsce. Val zatrzymał samochód przed domem biznesmena i wyłączył silnik.
- Słuchaj sprawa jest prosta. Rebeca powiedziała, że to ma być głośne porwanie. Ignatowicz za parę minut będzie wjeżdżał do domu. Usiądziesz na moim miejscu i w chwili gdy będzie przejeżdżał przez bramę wjedziesz w jego tył. Jasne? Całą resztą ja się zajmę. Wyskoczę z samochodu i zajmę się ochroną. Ok?

Parę minut później Peter siedział za kierownicą i czekał w napięciu na przyjazd limuzyny Ignatowicza. Gdy samochód wyłonił się zza zakrętu odpalił silnik. Obserwował jak samochód zwalnia, a brama powoli otwiera się.
- Teraz! - wrzasnął Val.
Peter wcisnął gaz i ruszył z piskiem opon. Na paru metrach samochód nie nabrał dużej prędkości, ale wystarczająco tyle by wbić limuzynę Rosjanina w słup bramy. Val wyskoczył z samochodu i już po chwili wylądował tuż przy limuzynie. Gdy chwycił za klamkę drzwi, te nagle wyskoczyły z zawiasów, jakby ktoś z ogromną siłą kopnął je od środka. Potem rozległa się seria z broni automatycznej. Kilkanaście pocisków przeszyło ciało Vala. Ten jednak nawet nie upadł i z rozpędu wskoczył do samochodu. Peter nie widział co się dzieje, jedynie słyszał jęki bólu. Po kilku sekundach szamotaniny ze środka wyleciało ciało Vala i wylądowało na asfalcie, kilka metrów od samochodu. Peter zobaczył jak z limuzyny wysiada postawny gość ubrany garnitur. Dzieliło ich kilka metrów i Boyles dokładnie widział, że to Aleksiej Ignatowicz. Ten spojrzał w stronę Petera i krzyknął:
- Zabieraj kumpla i przekaż szefowi, że konkurencja go wyprzedziła.


MEYUMI SOU, ANGELINA CANTAZARRO
- Jak widzicie moje panie, wszyscy chłopcy pojechali załatwiać interesy, mamy więc trochę czasu dla siebie - rzekła Rebece do Meyumi i Angeliny, po tym jak przedstawiły sobie obie młode wampirzyce.
Razem zeszły do salony i usiadły.
- Jak czujecie się jako wampirzyce? Sądząc po waszych uśmiechniętych twarzach, chyba dobrze.
Wysłuchawszy odpowiedzi Rebeca kontynuowała:
- Chcę z wami porozmawiać. Wasza sytuacja jest trudna. Poznałyście już Wasyla i wiecie do czego jest zdolny. Jak nie trudno się domyśleć, to on tu rządzi. Wy, a nawet ja jesteśmy mu podporządkowane. Nawet Jeff i Val, chłopy na schwał, kulą przed nim ogony. Ta sytuacja bardzo mi nie odpowiada, ale niestety wiele lat temu Wasyl mi pomógł i musiałam zacieśnić z nim znajomość. Znajomość ta okazała się dla mnie zgubna w swoich skutkach. Na szczęście teraz zabłysła dla mnie gwiazdka nadziei. Wy nią jesteście. Wasyl kazał was stworzyć, bo ma w tym swój cel. To jednak że pozwolił was stworzyć daje mi szansę na uwolnienie się spod jego wpływu. Oczywiście potrzebuje do tego waszej pomocy i odrobiny zaufania. Jak się nie długo same przekonacie, jestem tutaj jedyną osobą która może wam pomóc. Jeżeli odrzucicie moją propozycje będziecie skazane na bycie marionetkami w rękach Wasyla. Ja proponuje wam pewien układ i wzajemną współpracę. Razem możemy oswobodzić się z pod wpływu Wasyla.
Rebeca wstała i podeszła do wampirzyc i chwyciła je za dłonie.
- Pamiętacie z dzieciństwa przysięgę krwi? Wampiry też ją praktykują. Jej moc jest jednak o wiele większa. Chcę byśmy od tego zaczęły naszą współpracę. To będzie gwarantem szczerości naszych chęci i uczciwości. Przysięgniemy sobie pomoc i wsparcie. Chcę byście same z własnej woli ze mną działały, a nie ze strachu czy braku innego wyjścia. Daję wam nadzieję, ale i wy mi ją dajecie.

Wampirzyce usiadły w kółku na dywanie. Rebeca przyniosła niewielką srebrną misę oraz długi wąski sztylet. Położyła je obok siebie na podłodze.
- Nie bójcie. Zamknijcie oczy i skupcie się. - Rebeca odczekała chwilę, by wszystko ucichło.
Cisza jaka nastała była naprawdę przerażająca. Las wokół milczał, w domu także nic nie wydawało żadnego dźwięku. Meyumi i Angelina nie słyszały nawet własnych oddechów, czy bicia serca. Dopiero teraz dotarło do nich co się stało. Nie żyły i tylko za sprawą wampirzej krwi, powstały do sprzecznego z naturą nieżycia. Rebeca zaczęła nucić cicho jakąś melodie. Powoli i rytmicznie zaczęła się kołysać, a następnie zaczęła szeptać słowa w języku, który przypomniała łacinę. Jej słowa brzmiały jak modlitwa. Meyumi poczuła dziwny dreszcz na plecach, jakby ktoś przeszedł za nią i pozostawił po sobie delikatny powiew wiatru. Bała się jednak obrócić, by sprawdzić czy nikogo tam nie ma.
Słowa Rebeci zaczęły się powtarzać i zaczęły przypominać mantrę lub litanię. Krótka fraza wypowiadana raz za razem z coraz większą pasją i coraz głośniej. Jej głos rozbrzmiewał w pokoju i odbijał się echem od ścian. Ostatni raz wręcz wykrzyczała osobliwą frazę na głos, po czym zamilkła. Cisza powróciła do leśnego domku.
- Spójrzcie na mnie - powiedziała Rebeca.
Chwyciła nóż i jednym sprawnym cięciem zrobiła dość głęboką ranę na swoim nadgarstku. Krew zaczęła spływać jej po ręce do srebrnej misy. Gdy uznała, że zebrało się wystarczająco dużo krwi, polizała ranę a ta zasklepiła się natychmiast.
- Teraz ty Angelino - powiedziała wampirzyca i podała misę i sztylet kobiecie.
Angel wzięła nóż i także nacięła swój nadgarstek. Krew spływała do misy, a jej zaczęło się kręcić w głowie.
- Dość! - krzyknęła Rebeca - Wystarczy parę kropel. Teraz ty Meyumi.
Dziewczyna również wpuściła do misy parę kropel swojej krwi.
Rebeca wzięła od niej misę i nóż. Zamieszał misą robiąc nią kilka okrężnych ruchów.
- Krew nasza niech będzie znakiem naszej wierności i lojalności. Krew nasza nich będzie znakiem naszego przymierza. Krew nasza niech będzie naszą mocą i siłą.
Po tych słowach Rebeca przechyliła misą i upiła z niej trochę. Po czym podała misę Angel, mówiąc:
- Wypij i podaj Meyumi.
Angel przechyliła misę i poczuła jak krew ogrzewa jej gardło, a potem cały przewód pokarmowy i ląduje w żołądku. Poczuła przyjemne ciepło, które rozlało się po całym ciele. Krew z misy miała zupełnie inny smak i ta którą piła wczorajszej nocy. Była słodsza i o wiele gęstsza. Czuła jak z każdą chwilą wypełnia ją coraz większa moc. Miała wielką ochotę coś zrobić, działać, biegać, czy cokolwiek innego, byle tylko nie siedzieć w bezruchu. Podała misę Meyumi.
Dziewczyna wypiła resztę krwi jaka pozostała na dnie. Poczuła się dziwnie. Krew była metaliczna i ostra niczym wysokoprocentowa wódka. Meyumi skrzywiła się i poczuła jak krew rozlewa się po jej ciele i rozgrzewa ją od środka. Krew chłopca, którą piła wczoraj była inna. Bardziej... niewinna, jakby dziwnie by to nie brzmiało. Krew z misy pełna była bólu i smutku, łez i cierpienia. Meyumi sama poczuła się smutna i zaczęła patrzeć współczująco na Rebece i Angel. To było niesamowite uczucie. W jednej chwili obie kobiety stałe się jej bliskie, jak dawno nie widziane przyjaciółki. Odstawiła misę i czekała co będzie dalej.
Rebeca odłożyła misę i nóż, pochylił głowę i szepnęła jeszcze kilka słów w tym obcym języku. Spojrzała na siedzące przed nią wampirzyce i złapała je za ręce.
- Oczywiście nie muszę mówić, że to co tutaj się działo i zostało powiedziane musi pozostać między nami. Gdyby Wasyl dowiedział się o tym zabiłby nas i to w bardzo bolesny i okrutny sposób. Uważajcie na niego. To bardzo niebezpieczny człowiek. Ma wielką moc i nawet wbrew naszej woli potrafi, zmusić nas do mówienia. Nigdy nie patrzcie mu w oczy, nigdy nie wdawajcie się z nim w dyskusję. Gdy z wami rozmawia nie okazujcie strachu. Będzie pokorne i usłużne. Tylko w ten sposób możecie zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ja będę was chronić, pamiętajcie o tym.
Rebeca wstała poszła do kuchni umyć misę i sztylet. Gdy wróciła przytuliła mocno obie kobiety.
- Teraz muszę was zostawić na godzinkę. Wróćcie do swoich pokoi i tam na mnie poczekajcie, to nie potrwa długo. Porozmawiajcie sobie.

Meyumi i Angel obserwowały jak po Rebecę przyjeżdża srebrny Mercedes. Nie widziały kto prowadzi. Wampirzyca wsiadła do samochodu i odchyliła szybę. Zamknijcie i siedźcie w pokojach, ja do godziny wrócę.
Obie kobiety wróciły na górę do pokoju. Miały pierwszy raz od momentu porwania chwilę wolności i samotności. Nie bardzo wiedziały co z tym czasem zrobić. Wymieniły kilka uprzejmości i wymieniły się doświadczeniami.
Czas płynął powoli w oczekiwaniu na powrót Rebeci. Zwiedziły już dom i jego okolicę, porozmawiały trochą, a minęło dopiero półgodziny. Wróciły do pokojów.
Nagle usłyszały pukanie do drzwi. Ktoś mocno dobijał się, jakby był tu nie pierwszy raz. Kobiety spojrzały po sobie. To na pewno nie była Rebeca.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline