Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 16:51   #43
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Chuck wyskoczył w łóżka jak z procy. Pomieszczenie pulsowało czerwonym światłem awaryjnym. Po chwili rozległ sie kobiecy symulator głosu, który beznamiętnie informował, że:

- UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016. POWTARZAM! UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016.
TO NIE SĄ ĆWICZENIA.


- Okay. Spokojnie. To nie są ćwiczenia – powtarzał sobie wyskakując z pidżamy. Wczorajsza zmiana była koszmarnie ciężka i wrócił do kwatery z nosem przy ziemi. Nie miał głowy, by teraz pamiętać, gdzie i kiedy się rozbierał z wieczora, więc zajęło mu trochę czasu znalezienie wszystkich części bielizny. Skakał na jednej nodze golusieńki zaciągając skarpetki, które znalazł stojące w kącie. Było zimniej niż zwykle. Dygocąc z zimna i strachu w końcu zapiął się pod szyję w czarnym skafandrze. Wtedy przypomniał sobie o schowku awaryjnym. Złorzecząc sam sobie wygramolił się z kombinezonu i przywdział specjalne kalesony termoizolacyjne.

Kiedy znowu był przebrany w skafander, nasunął na twarz maskę z pochłaniaczami i nacisnął przycisk grodzi. Wrota ani drgnęły. Nacisnął po raz drugi. I nic. Stał ciężko dysząc spocony w zaparowaną szybkę oczodołów maski i w tym momencie wyglądał Fish jak zdesperowany płetwonurek lub zagubiony kosmonauta. Zdawał sobie sprawę, że odszczelnienie to bardzo cholernie poważna rzecz. Baza się ewakuuje. A on nie może wydostać sie z pokoju. Żałosne. Strach lodowatym jęzorem liznął go po plecach ze rozczochrane, odleżane we śnie włosy stanęły dęba jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Chuck tkwił przed drzwiami wpatrując się w migające czerwone światełko i zaciskając pieści nerwowo myślał powtarzając sobie: Myśl, myśl, myśl. Trzeba się wydostać. Co robić. WKP. Wykręcił na wukapie telefon alarmowy. I nic. Telefon do ochrony. I nic. Telefon do szefa pionu rekreacji i rozrywki. I nic. Telefon zaufania do psychologów. I nic. Nikt nie odbierał lub połączenie nie mogło być zrealizowane.

Krople potu zalewały mu oczy i zaczynał mieć trudności z oddychaniem. Wukap nie działa. Zamknął oczy i zaciskając pięści na wysokości piersi kiwał się mantrycznie zmuszając się do wysiłku opanowanego myślenia. Przecież musi być jakieś wyjście! Wtem usłyszał stłumiony wybuch i zaraz po im w nagle przerwane skupienie wdarła się znienacka z radiowęzła piosenka disco. Wpierw zdezorientowany zamrugał z niedowierzaniem, a później zdesperowany wściekłym spojrzeniem wygarnął głośnikowi, gdy nagle go olśniło. Przy głośniku była krata wentylacyjne. No tak. Tak przecież zawsze tak na filmach się uciekało. Albo włamywało do nie-do-sforsowania pomieszczeń, jak kto woli! Postanowił działać.

Chociaż raz przydał mu się jego tyczkowy wzrost. Stając na palcach Pokemonem wykręcał śrubki Philipsa. Ostrożnie zdjął kratkę. Zawiało lodowatym powietrzem. Oprócz tego zawyło tak przeraźliwie jak zawsze albo i jeszcze bardziej. Zawahał się. Strach namacalnie chwycił jego gardło w garść, że nie mógł przełknąć śliny. Światło pulsowało i z każdym jego czerwonym mrugnięciem czul jak cenne sekundy oddalają go od hall poziomu B. Zero czternaście i zero szesnaście – powtórzył z pamięci. Trzeba działać. Jak Chuck raz coś sobie postanowił, to zazwyczaj realizował. Skutek za każdym razem był inny. Często mur był twardszy od jego głowy.

Wytężając wszystkie mięśnie, z przygryzionym językiem podciągnął sie mozolnie ku ziejącego chłodem otworowi. Zajrzał w czeluść klimatyzacyjnego szybu. Ciemność widzę, pomyślał. A liczył na jakieś światełko w tunelu szerokim i wysokim na dwa łokcie. Nadzieja matką głupich powiedziałbyktoś inny, Chuck zeskoczył spod sufitu lądując na ugiętych nogach. Ustawił Pajęczaka na tryb szpiegowski wpisując parametry ostrożnie postawił go na dnie szybu i pchnął go lekko w stronę ściany, na której są grodzie.
Z niecierpliwością i skupieniem czekał na powrót Pokemona. Nareszcie jego postać ukazał się na krawędzi szybu. Fish w pośpiechu wyświetlił z niego holo nagrania. Blade światełko z latareczki Pajęczaka oświetlałodrogę przed nim zaledwie kilka cali drogi. Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność i Fish odruchowo pomyślał o Blair Witch Project. Kiedy Pokemon zatrzymał się na ściance obrócił się w prawo, gdzie wyzierała z ciemności pustka i w prawo. Tam wydawało sie dla Fisha , że dostrzegł majaczącą czerwoną poświatę. Później Pokemon wracał z powrotem. Zwłaszcza holo przerażonego Chucka skulonego w sobie z wyciągnięta ku sufitowi szyją nie był zbyto, ani mobilizujące, ani dodające odwagi.

Nie ufając tężyźnie fizycznej Fish podsunął pod otwór czerwony, pluszowy fotel na biegunach. Balansując na jego siedzeniu z wielkim trudem dźwignął się ku otworowi zawisając na piersiach między sufitem, a podłogą kwatery. Chuch machał bezwiednie nogami a fotel bujał się w rytmie pulsatora awaryjnego. Wyjąca jeszcze głośniej wokalistka tandetnego disco dopełniała obrazu tragizmu i grozy. W końcu z nadludzkim wysiłkiem wczołgał się do środka czarnego szybu. Dopiero teraz przypomniał sobie o latarce, która po omacku wygrzebał z plecaka, który popychał przed sobą. Tak jak widział na holo. Wąski na szerokość wątłych barków Charlesa szyb wentylacyjny trzy metry dalej przechodził w skrzyżowanie litery T. Doczołgując się do zakrętu skręcił w prawo. Na oko kilka metrów dalej była kratka wentylacyjna, spod której pulsowało znajome czerwone światełko wlewając do ciasnego i brudnego tunelu szkarłatno-czarną poświatę.


Ze zdwojonym zapałem czołgał się do obranego celu. Poruszał się jak mrówka w ciasnym korytarzu mrowiska. Zdawał sobie sprawę, że pełznie wzdłuż korytarza w stronę kantyny. Jego kwatera była ostatnią na korytarzu C-120. w każdym ruchem naprzód z przerażeniem zdawał sobie sprawę, że szyb nieznacznie się zwęża. Ciekawe czy był to celowy zabieg VITELL do niedogrzania korytarzy, czy tylko normalne rozwiązanie budowlane wentylacyjnej instalacji. Chuck nie wiedział, ale było coraz ciaśniej. Jeszcze kilkanaście cali. Dysząc ciężko zatrzymał się nad kratką. Był dokładnie nad wejściem do swojej kwatery. Zaczął pracować nad otworzeniem kratki, która jak stwierdził z przerażeniem byłaprzykręcona od strony korytarza. Na szczęście owa klatka okazała sie być znajomie poluzowana, co ułatwiło mu robotę. Pierwszy raz z szacunkiem przyjrzał się rozklekotanej klatce, jakby była jego niedocenianym tyle razy przyjacielem. W końcu wraz z napierającym Chuckiem kratka ustąpiłai otwierając się zawisła bezwładniena bocznych zawiasach w korytarzu.
Przerażony i zestresowany postanowił najpierw zrzucić plecak. Wtem usłyszał stłumione głosy na korytarzu. Dodało mu to odwagi i animuszu. Cisnął plecakiem na korytarz i z trudem zaczął wciskać się w otwór kraty.
Nadaremnie.
Przeszła głowa. Później ręka z ramieniem. Reszta chuderlawego ciała Fisha zaklinowała się w szybie.
To przez te kalesony pewnie, pomyślał zrozpaczony, nadaremnie usiłują odbić się wierzgającymi nogami od śliskich ścianek tunelu.

- Hej – wrzeszczał tłumionym przez pochłaniacze głosem – Hej, ludzie! Luuuu-dzie! - Darł się wniebogłosy, a szybki w masce zaparowały niemal całkowicie ograniczając jego widoczność. – Ratunku!!!
 
Campo Viejo jest offline