Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2010, 23:54   #41
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Charles „Chuck” Fish

Pierwsza szychta w kantynie C-28 przebiegła bardzo pracowicie.

Karaoke okazało się być dość dobrym pomysłem, jednak szybko się znudziło górnikom. Ludzie nie mieli nastroju i woleli po prostu się upić.

Pracowałeś i odpowiadałeś na tysiące pytań dotyczących braku Simona dopiero teraz doceniając, jak tytaniczną prace wykonywał twój szef.

Każdy z górników coś chciał. Darł mordę. Wywrzaskiwał zamówienia i po jakiś czasie zacząłeś się w tym gubić. A "Szczota", którego „zatrudniłeś na próbę”, mimo że starał się jak najlepiej mógł, jeszcze nie miał tego „drygu”

A kiedy ty zaczynałeś działać w sposób mniej skoordynowany klienci coraz bardziej się podkurzali. Zdawałeś sobie sprawę z tego, że mordobicie wisiało na włosku i jedynie widok uzbrojonego w elektryczną pałkę ochroniarza w ciężkim pancerzu studził nieco emocje.

Ludzie plotkowali. W "obieg" poszły naprawdę poważne historie. Wynikało z nich jasno, że zabójstwa, bójki połączone z okaleczeniami ciał i samobójstwa stawały się makabryczną codziennością bazy. Realizując zamówienia słyszałeś również plotki o aresztowaniach dokonywanych przez Ochronę Sekcji B oraz o użyciu ostrej broni: karabinów szturmowych i pistoletów. Ktoś nawet przysięgał, że widział ludzi ubranych jak wojsko korporacyjne.

Im dłużej musiałeś biegać z piwem i drinkami, tym bardziej zaczynałeś mieć dosyć. Ludzie najwyraźniej też. A kiedy przy jednym ze stolików wybuchła bójka i musiał interweniować ochroniarz, oczywistym stało się, że zmuszony jesteś zamknąć kantynę wcześniej.

Wróciłeś do swojej kwatery – szumna nazwa dla 20 metrów kwadratowych powierzchni wraz z aneksem sanitarnym – i padłeś na łóżko. Masz nadzieję, że „Szczota” wyrobi się. Wygląda na twardego.

Z tą myślą w końcu zasnąłeś.




Peter Jakowlew

W swojej kwaterze siadłeś na łóżku podając się działaniu środków znieczulających. Pastylki szczęścia w połączeniu z medykamentami pozwoliły ci się uporać z szokiem. Jednak świadomość tego, że o mało dzisiaj nie zginąłeś nie pozwalała ci się w pełni wyluzować.

Wiatr w wentylacji nadal wył potępieńczo. Tego dźwięku nie mogła zagłuszyć nawet muzyka relaksacyjna puszczona z radiowęzła.

Kierowany potrzebą wyciszenia włączyłeś paletę i zacząłeś rzeźbić. Po kilkunastu minutach pustki w głowie zrezygnowałeś. Nie mogłeś złapać właściwego natchnienia. Bywało i tak.

Przez chwilę próbowałeś zająć myśli różnymi czynnościami: fragmentem filmu, pracą, bezskuteczną próbą nawiązania kontaktu poprzez łącze KOSMO-120.

W końcu zmęczenie i środki medyczne wzięły górę. Zasnąłeś.

Obudziło cię natarczywe piszczenie WKP.

Połączenie odebrałeś odruchowo, nawet nie spoglądając na godzinę. Ibrahim Waszczenko. Znów.

Tym razem jednak zamiast twarzy szefa pionu widziałeś ciemność i słyszałeś jakieś zakłócenia. Po kilku minutach anulowałeś połączenie.

Znów zasnąłeś.


Sven „Szczota” Lindgren

Rozmowa z Chuckiem była obiecująca. Dostałeś robotę.
Zamiast szorować podłogi mogłeś ... szorować podłogi ale i roznosić drinki w kantynie.

W sumie nie miałeś pojęcia, że to tak trudna robota. Górnicy wydawali się mieć gardła bez dna. Ciągle im było mało, a kilka pomyłek z zamówieniami prawie nie skończyło się mordobiciem.

Kiedy praca się skończyła, baniak ci pękał i ledwie stałeś na nogach. Wróciłeś na kwaterę czując się, jak wyżęta szmata. A tutaj – niespodzianka.

Pod drzwiami czekał Łysy z dwoma flaszkami prawdziwej wódki.

- Za Artiego – powiedział ponuro i już wiedziałeś, ze nie możesz odmówić.

W twojej kwaterze Łysy narzucił naprawdę mordercze tempo. W niespełna godzinę leżeliście już półżywi wyśpiewując pijackie, bełkotliwe pieśni o Artim.




Dhiraj Mahariszi

Miałeś już do czynienia z wieloma sytuacjami “trudnymi”, lecz to, co zdarzyło się dzisiaj należało do najbardziej traumatycznych przeżyć w twojej karierze.
Potrafisz sobie jednak sam radzić w tej sytuacji. W końcu co byłby z ciebie za psychiatra, gdyby sam nie potrafił poradzić sobie z traumą.

W bloku medycznym dowiedziałeś się, że Peter Jakowlew wyszedł z „przygody” niemal bez szwanku i już wrócił do swoich zajęć.

Ty zrobiłeś to samo.

Osiem spotkań terapeutycznych później wróciłeś do swojej kwatery. Zmęczony jak nigdy. Kamini nie było. Jej WKP milczał. Ale nie martwiłeś się. Wiesz, co wyprawia się na bloku zabiegowym. Pewnie ma pełne ręce roboty.

Wyszykowałeś się do odpoczynku, nie mając za wiele sił na cokolwiek innego i poszedłeś spać.




Selena Stars i Ray Blackadder

Ochrona z Poziomu B bez sowa prowadziła was przez korytarze bazy. Widać było, że kieruje się w stronę Poziomu A – jego wyższej części – tej, gdzie znajdowały się magazyny, cele, pomieszczenia techniczne.

Ray – byłeś mocno rozbawiony całą sytuacją. Za to ty – Selena – czułaś pietra. Co będzie, jak znajdą zdjęcia na twoim WKP? Czy potraktują to jako złamanie jakiegoś regulaminu? Czy coś ci grozi?

Milczący strażnicy zrewidowali was dokładnie i wprowadzili do dwóch osobnych cel oddzielonych pomiędzy wami inną celą. Gdzieś niedaleko ktoś wrzeszczał przeraźliwie. Z dalszej części ktoś inny dosłownie wył jak jakieś zwierzę.

Przed oczami stanęły wam od razu obrazy ... tego czegoś, szarpiącego na kawałki ochroniarza.

Trzask zamków magnetycznych w drzwiach zabrzmiał jak wystrzał z broni. Strażnicy opuścili korytarz. Usłyszeliście charakterystyczny syk zasuwanej grodzi odcinającej go od reszty kompleksu.

Zapanowała cisza. Drzwi skutecznie odcinały was od dźwięków dochodzących z innych cel na tym korytarzu.

- Kto tu jest? – usłyszeliście jakiś przestraszony głos z celi pośrodku was.

Poznajecie go. To Simon Polaczek. Słychać go, ponieważ cele połączone są maleńkimi przewodami wentylacyjnymi.

Jednak ty Ray słyszysz coś jeszcze. Jakieś szuranie w celi obok ciebie. Jakby coś skrobało ścianę i bełkotało.

A te bełkotanie brzmi jak ... cieeeepłłłeeee.



Seamus Gallagher

Puściłeś strugę z węża wolframowego pod nogi idącego z upiorną miną Ranberga. Maniak jednak nie zatrzymał się. Wszedł w płonącą magmę nawet nie syknąwszy z bólu, mimo że ochronne obuwie i skafander zapłonęły na nim żywym ogniem.

Cofnąłeś się jeszcze kawałek w głąb nastawni z sercem łomoczącym się w piersi ze zgrozy. Nie miałeś wyjścia.

Puściłeś strumień z węża na idącego zabójcę. Ciśnienie odrzuciło go w bok i pierś zapłonęła. Po chwili Ranberg stał już cały w ogniu.
Lecz nawet płonąc szedł w twoją stronę z morderczym zamiarem odcięcia ci głowy przecinarką. Krok po kroku, jak jakaś maszyna, a nie ludzka istota.

Upadł dopiero w połowie drogi do ciebie. I już nie wstał.

* * *

Ochrona pojawiła się dopiero po jakimś czasie. System monitoringu potwierdził waszą wersję wydarzeń więc nikt nie robił ci wyrzutów. Poza własnym sumieniem, kiedy przed oczami stawał ci płonący Ranberg.

Dostaliście wolne na resztę szychty. Co z tego. Nawet alkohol wypity w C-28 nie potrafił zagłuszyć huku płomieni i zimnych, pełnych zła oczu płonącego górnika.

Nie miałeś ochoty na picie. Zawinąłeś się i poszedłeś do swojej kwatery.

Sen nie przychodził długo. W końcu wypatrzyłeś WKP Kellera. Chyba warto byłoby znaleźć jutro kogoś, kto zerknie na to uszkodzone badziewie. Wiesz, że na waszym korytarzu mieszka taki jeden dziwak, lecz spec od elektroniki na którego wołają Ray.




Nicole Sanders

To była naprawdę pracowita szychta. Wcześniej nawet przez dwa tygodnie nie musiałaś nabiegać się tyle, co dzisiaj.

Z Moną Greves wyszła jedna wielka lipa, bo okazało się, ze ochroniarz ma swój dyżur w niedostępnej dla ciebie części B. Ale jedne z jej kumpli – niejaki Schwarz – obiecał, że przekaże Monie, że ją szukałaś. Miałyście się spotkać jutro w tej kantynie na „wymiance” – czyli w porze, kiedy ludzie zmieniali się na szychtach.

Nawet na poziomie B czuć było podenerwowanie. Ludzie szybko kończyli zabawę i wracali do swoich kwater. Powodem byli bez wątpienia uzbrojeni ochroniarze i liczne aresztowania.

Zmęczona dopiłaś drinka i samotnie wróciłaś na kwaterę. Musiałaś troszkę zregenerować siły, bo jutrzejsza zmiana mogła być podobnie posrana.

Zasnęłaś dość szybko.



Wszyscy poza Seleną Stars i Ray’em Blackadderem


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ioxeg8mi5Zw&feature=related[/MEDIA]

Obudziliście się słysząc przeraźliwe sygnały alarmowe.

W waszych pomieszczeniach palą się jedynie czerwone lampy awaryjne.

Bezosobowy głos z radiowęzła powtarza tą samą wiadomość:

- UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016. POWTARZAM! UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016.
TO NIE SĄ ĆWICZENIA.


Ruszacie do drzwi, w różnym tempie. Jest tylko jeden problem. Cholerstwo nie działa! Jesteście odcięci w swoich kwaterach od reszty najwyraźniej ewakuującej się bazy!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 13-10-2010 o 16:01. Powód: dodanie muzyki
Armiel jest offline  
Stary 09-10-2010, 00:17   #42
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
"Aaarti naszym przyjacielem jest"

"Aaaaarrhhhti modrooka niosła wodę od potoka"

"Płyń Arti i sław imię swojej stoczni"


i dalej w ten deseń...

Oj trwało to, bracia moi. Przestaliśmy dopiero, gdy uznalimy, że przyśpiewki przestały przynosić poczciwcowi Artiemu jakąkolwiek chwałę. Dlatego teraz, po nagłym łejkapie, gardła nas na tru, po nastojaszczy i zaprawdę na-pier-da-lały i mam kajn onung, jakim cudem byliśmy w stanie nadal ględzić. Jednak uporanie się ze zgonem oddrzwi nawet od tak wybitnych pro jak nas dwóch wymagało wzajemnych konsultacji.

– Tyyy.. ty... wesszz spróbuj zielony. – rzekłem wskazując jeden z czterech boxów z kablami i inszym badziewiem, jakie wirowały mi przed głazami.

- Buaaahahahahhahaha, zamlicz leszczu, patrz jak to robi Dżedaj!

No i na tru pokazał. Jak pierdolło, to liht poleciał chyba w całym sektorze. Szczęśliwie tylko na chwilę. Gdy oświetlenie wróciło z radiowęzła zamiast syreny i bełkotu zaczęła napierdalać jakaś bezsensowna gej-muza.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=z1t77mkzVko[/MEDIA]

Drzwi oczywiście ani drgnęły.

- Tknij parchu jeszzcze raz tą skrzynkę to ci ją w rektum właduje ...

- Zamilsz leszszsszu! Pa teraz! – łuk perdolnął, że mu mało ruków nie pourywało. Fartem skończyło się na zesmalonej drasce na pół ściany. Liht apiać zamrugał ostrzegawczo. Singierka z radiowęzła zaczęła zawodzić dwa razy głośniej.

- Weśmi sstąd wypierdalaj, z ciebie kurwa taki jelektryk jak z... – zadumałem się nad godną pointą – weśmi stąd spierdalaj – dokończyłem z godnością, odsuwając go od skrzynki i na chwiejnych nogach stając przed ustrojstwem. – musimy to rozpierdolić.

- Ssso? Drzwia rozpierdolić? Ty Sszzszota masz jusz urwa fekał między uszami od tych hepigułek! Wiesz-sz-szego to jest zrobione?! Tesz nie wiem, ale synt-kurwa-neo-hiper-super-panzer-pedalstwo jahieś! Nie do wyjebania!

- Nie dszwia rozpierdolić, pokemonie bezumny, tylko oszszsesszsznice..

- Ssso?

- Ościeżzzs... jebaną framugę!

- Sssotygadasz?!

- Znaszysie konkretnie z niej obudowę.. dobieszemy się do hrydlałliki. Na mecha to juszsz sie trochę rozumiem.

***

Drzwi kwatery C-124 otworzyły się z niemiłosiernym kwikiem metalu trącego o metal. Chyba przy okazji poszła jakaś instalacja, bo ze szczelin w ościeżnicy wzniósł się obłok sprężonej pary wodnej. Z oparów dziarskim, choć nieco chwiejnym krokiem wyłoniły się dwie sylwetki. Dzieciaki z bazy – jeden z fryzurą przypominającą narzędzie do czyszczenia butelek, drugi o głowę wyższy, wygolony do gołej skóry. Wbici w obcisłe, czarne syntskafandry nie wyglądali zbyt poważnie i przywodzili na myśl jakieś postacie ze starych komiksów o superbohaterach. Szczota i Łysy – ksywy łatwe do zapamiętania, choć chyba długo się nie zastanawiali przy ich wymyślaniu. Obaj w stanie dalekim od trzeźwości.

– Hahaha! W arsz twojej starej! – wrzasnął zwycięsko Szczota, przekraczając próg otwartych drzwi kwatery. Momentalnie się rozkaszlał i dopiero to skłoniło go do naciągnięcia nonszalancko zwisającej na szyi maski na twarz. Nie przestał jednak ględzić – I kto tu jest Dżedaj!? Jeessem kurwa Czak Noris!

– Chyba kurwa Czak Fisz – zatrzeszczał Łysy spod swojego aparatu tlenowego. Mniej więcej w tym momencie zauważyli dwóch mężczyzn znajdujących w korytarzu – O.. Czołem prolia!

– Dobry! – dodał Szczota kończąc triumfalny taniec niekontrolowanym poślizgiem i ciężko opierając się o towarzysza . – Spierdalamy stąd, czy coś?
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 10-10-2010, 16:51   #43
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Chuck wyskoczył w łóżka jak z procy. Pomieszczenie pulsowało czerwonym światłem awaryjnym. Po chwili rozległ sie kobiecy symulator głosu, który beznamiętnie informował, że:

- UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016. POWTARZAM! UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016.
TO NIE SĄ ĆWICZENIA.


- Okay. Spokojnie. To nie są ćwiczenia – powtarzał sobie wyskakując z pidżamy. Wczorajsza zmiana była koszmarnie ciężka i wrócił do kwatery z nosem przy ziemi. Nie miał głowy, by teraz pamiętać, gdzie i kiedy się rozbierał z wieczora, więc zajęło mu trochę czasu znalezienie wszystkich części bielizny. Skakał na jednej nodze golusieńki zaciągając skarpetki, które znalazł stojące w kącie. Było zimniej niż zwykle. Dygocąc z zimna i strachu w końcu zapiął się pod szyję w czarnym skafandrze. Wtedy przypomniał sobie o schowku awaryjnym. Złorzecząc sam sobie wygramolił się z kombinezonu i przywdział specjalne kalesony termoizolacyjne.

Kiedy znowu był przebrany w skafander, nasunął na twarz maskę z pochłaniaczami i nacisnął przycisk grodzi. Wrota ani drgnęły. Nacisnął po raz drugi. I nic. Stał ciężko dysząc spocony w zaparowaną szybkę oczodołów maski i w tym momencie wyglądał Fish jak zdesperowany płetwonurek lub zagubiony kosmonauta. Zdawał sobie sprawę, że odszczelnienie to bardzo cholernie poważna rzecz. Baza się ewakuuje. A on nie może wydostać sie z pokoju. Żałosne. Strach lodowatym jęzorem liznął go po plecach ze rozczochrane, odleżane we śnie włosy stanęły dęba jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Chuck tkwił przed drzwiami wpatrując się w migające czerwone światełko i zaciskając pieści nerwowo myślał powtarzając sobie: Myśl, myśl, myśl. Trzeba się wydostać. Co robić. WKP. Wykręcił na wukapie telefon alarmowy. I nic. Telefon do ochrony. I nic. Telefon do szefa pionu rekreacji i rozrywki. I nic. Telefon zaufania do psychologów. I nic. Nikt nie odbierał lub połączenie nie mogło być zrealizowane.

Krople potu zalewały mu oczy i zaczynał mieć trudności z oddychaniem. Wukap nie działa. Zamknął oczy i zaciskając pięści na wysokości piersi kiwał się mantrycznie zmuszając się do wysiłku opanowanego myślenia. Przecież musi być jakieś wyjście! Wtem usłyszał stłumiony wybuch i zaraz po im w nagle przerwane skupienie wdarła się znienacka z radiowęzła piosenka disco. Wpierw zdezorientowany zamrugał z niedowierzaniem, a później zdesperowany wściekłym spojrzeniem wygarnął głośnikowi, gdy nagle go olśniło. Przy głośniku była krata wentylacyjne. No tak. Tak przecież zawsze tak na filmach się uciekało. Albo włamywało do nie-do-sforsowania pomieszczeń, jak kto woli! Postanowił działać.

Chociaż raz przydał mu się jego tyczkowy wzrost. Stając na palcach Pokemonem wykręcał śrubki Philipsa. Ostrożnie zdjął kratkę. Zawiało lodowatym powietrzem. Oprócz tego zawyło tak przeraźliwie jak zawsze albo i jeszcze bardziej. Zawahał się. Strach namacalnie chwycił jego gardło w garść, że nie mógł przełknąć śliny. Światło pulsowało i z każdym jego czerwonym mrugnięciem czul jak cenne sekundy oddalają go od hall poziomu B. Zero czternaście i zero szesnaście – powtórzył z pamięci. Trzeba działać. Jak Chuck raz coś sobie postanowił, to zazwyczaj realizował. Skutek za każdym razem był inny. Często mur był twardszy od jego głowy.

Wytężając wszystkie mięśnie, z przygryzionym językiem podciągnął sie mozolnie ku ziejącego chłodem otworowi. Zajrzał w czeluść klimatyzacyjnego szybu. Ciemność widzę, pomyślał. A liczył na jakieś światełko w tunelu szerokim i wysokim na dwa łokcie. Nadzieja matką głupich powiedziałbyktoś inny, Chuck zeskoczył spod sufitu lądując na ugiętych nogach. Ustawił Pajęczaka na tryb szpiegowski wpisując parametry ostrożnie postawił go na dnie szybu i pchnął go lekko w stronę ściany, na której są grodzie.
Z niecierpliwością i skupieniem czekał na powrót Pokemona. Nareszcie jego postać ukazał się na krawędzi szybu. Fish w pośpiechu wyświetlił z niego holo nagrania. Blade światełko z latareczki Pajęczaka oświetlałodrogę przed nim zaledwie kilka cali drogi. Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność i Fish odruchowo pomyślał o Blair Witch Project. Kiedy Pokemon zatrzymał się na ściance obrócił się w prawo, gdzie wyzierała z ciemności pustka i w prawo. Tam wydawało sie dla Fisha , że dostrzegł majaczącą czerwoną poświatę. Później Pokemon wracał z powrotem. Zwłaszcza holo przerażonego Chucka skulonego w sobie z wyciągnięta ku sufitowi szyją nie był zbyto, ani mobilizujące, ani dodające odwagi.

Nie ufając tężyźnie fizycznej Fish podsunął pod otwór czerwony, pluszowy fotel na biegunach. Balansując na jego siedzeniu z wielkim trudem dźwignął się ku otworowi zawisając na piersiach między sufitem, a podłogą kwatery. Chuch machał bezwiednie nogami a fotel bujał się w rytmie pulsatora awaryjnego. Wyjąca jeszcze głośniej wokalistka tandetnego disco dopełniała obrazu tragizmu i grozy. W końcu z nadludzkim wysiłkiem wczołgał się do środka czarnego szybu. Dopiero teraz przypomniał sobie o latarce, która po omacku wygrzebał z plecaka, który popychał przed sobą. Tak jak widział na holo. Wąski na szerokość wątłych barków Charlesa szyb wentylacyjny trzy metry dalej przechodził w skrzyżowanie litery T. Doczołgując się do zakrętu skręcił w prawo. Na oko kilka metrów dalej była kratka wentylacyjna, spod której pulsowało znajome czerwone światełko wlewając do ciasnego i brudnego tunelu szkarłatno-czarną poświatę.


Ze zdwojonym zapałem czołgał się do obranego celu. Poruszał się jak mrówka w ciasnym korytarzu mrowiska. Zdawał sobie sprawę, że pełznie wzdłuż korytarza w stronę kantyny. Jego kwatera była ostatnią na korytarzu C-120. w każdym ruchem naprzód z przerażeniem zdawał sobie sprawę, że szyb nieznacznie się zwęża. Ciekawe czy był to celowy zabieg VITELL do niedogrzania korytarzy, czy tylko normalne rozwiązanie budowlane wentylacyjnej instalacji. Chuck nie wiedział, ale było coraz ciaśniej. Jeszcze kilkanaście cali. Dysząc ciężko zatrzymał się nad kratką. Był dokładnie nad wejściem do swojej kwatery. Zaczął pracować nad otworzeniem kratki, która jak stwierdził z przerażeniem byłaprzykręcona od strony korytarza. Na szczęście owa klatka okazała sie być znajomie poluzowana, co ułatwiło mu robotę. Pierwszy raz z szacunkiem przyjrzał się rozklekotanej klatce, jakby była jego niedocenianym tyle razy przyjacielem. W końcu wraz z napierającym Chuckiem kratka ustąpiłai otwierając się zawisła bezwładniena bocznych zawiasach w korytarzu.
Przerażony i zestresowany postanowił najpierw zrzucić plecak. Wtem usłyszał stłumione głosy na korytarzu. Dodało mu to odwagi i animuszu. Cisnął plecakiem na korytarz i z trudem zaczął wciskać się w otwór kraty.
Nadaremnie.
Przeszła głowa. Później ręka z ramieniem. Reszta chuderlawego ciała Fisha zaklinowała się w szybie.
To przez te kalesony pewnie, pomyślał zrozpaczony, nadaremnie usiłują odbić się wierzgającymi nogami od śliskich ścianek tunelu.

- Hej – wrzeszczał tłumionym przez pochłaniacze głosem – Hej, ludzie! Luuuu-dzie! - Darł się wniebogłosy, a szybki w masce zaparowały niemal całkowicie ograniczając jego widoczność. – Ratunku!!!
 
Campo Viejo jest offline  
Stary 10-10-2010, 20:00   #44
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u-rJ-6hBfSo[/MEDIA]

Dawno już nie czuł się tak wyśmienicie, leżał na swoim łóżku nie wiedząc dokładnie czy wciąż znajduje się w świecie realnym czy też już odleciał w kierunku sennych wizji. Dochodzące z wentylacji dźwięki, przez wielu znienawidzone i uważane za niesamowicie przerażające, w tej chwili wydawały mu się jakąś wesołą, skoczną melodyjką jakby żywcem wyrwaną z repertuaru kolorowo ubranych krasnoludków z jakiejś bajeczki. Efektu dopełniała jeszcze wspaniała Chasey Lain, która teraz tańczyła dla niego jak w dawnych czasach na tych wiekowych płytach DVD sprzedawanych kolekcjonerom. Nie był pewien kiedy podobała mu się bardziej, czy w tedy gdy powoli zrzucane części jej garderoby zasłaniały jej kuszące kształty, czy też kiedy wszystko było już odkryte i energetyzująco działało na jego ciało, w obu bowiem przypadkach wyglądała olśniewająco. W końcu jednak występ musiał się zakończyć, kobieta puściła mu zalotne spojrzenie i powróciła na zajmowane przez siebie miejsce na plakacie.


Wiadomość od swojego przełożonego przyjął z ogromnym entuzjazmem, korciło go żeby za coś się zabrać, a przecież uwielbiał swoją pracę. Błyskawicznie podniósł się z łóżka i dał długiego susa w kierunku drzwi, lekkie zawroty głowy, które wciąż miał, przypomniały mu jednak, iż nie był to dobry pomysł. Gdzieś w połowie skoku zahaczył o coś nogą co sprawiło, że wykonał jakąś dziwną akrobację znaną być może trenerom łyżwiarstwa figurowego. Następnie odbił się od ściany tuż obok drzwi i wylądował na wznak na podłodze, lekko go nawet zabolało, lecz jedynie szeroko się uśmiechnął i wypadł na korytarz. Narzędzi oczywiście nie miał, ochrona wciąż jeszcze ich nie oddała, jednak nawet jeśli choć przez chwilę się tym przejmował to wraz z kolejnym wybuchem śmiechu temat ten przestał zaprzątać jego głowę.

Kiedy dotarł na miejsce najwyraźniej zaskoczył swoim stanem zarówno ochronę jak i panienkę Stars, która jak się okazało dała sygnał, że ma problem z naprawą. Blackadder ochoczo zabrał się do pracy nie szczędząc kobiecie ani ciekawych uwag ani też delikatnych prób sprawdzenia jędrności jej pośladków. Sprawa nie była zbyt skomplikowana (przynajmniej z jego punktu widzenia) i wspólnymi siłami dali sobie radę.

Ray odwrócił wzrok od urządzenia akurat by zobaczyć jak coś nagle wyłania się z ciemności niedaleko pracownika ochrony, była to postać odziana w jakiś mocno już zniszczony kombinezon górniczy, która bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się do ataku i niemal błyskawicznie rozerwała strażnika na strzępy rozrzucając w okół zakrwawione szczątki. Jego kolega natychmiast zdał sobie sprawę z zagrożenia, wycelował karabin i posłał potężną serię w tamtym kierunku, Ray otworzył szeroko usta nie dając wiary własnym oczom, usłyszał jakiś szmer tuż obok siebie i kilka sekund później wpadła na niego uciekająca Selena przez co oboje znaleźli się na podłodze.

Sytuacja została na szczęście opanowana i nic im się nie stało, nie było to jednak klasyczne dobre zakończenie, bowiem chwilę później grupa strażników z groźnie wyglądającym zestawem broni nie dała im wyboru, musieli udać się wraz z nimi. Ludzie pracujący w ochronie w sektorze B nie należeli do zbyt wygadanych, zresztą z nimi się nie dyskutowało tylko posłusznie wypełniało ich rozkazy, wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Blackadder szedł spokojnie, raz na jakiś czas zdarzały mu się jeszcze ataki śmiechu, jednak z każdą chwilą stawały się one rzadziej co sygnalizowało, że końska dawka medycznych środków zaczynała powoli uchodzić z jego organizmu. Prowadzono ich do poziomu A, choć oczywiście żaden z nich nie zdradził w jakim celu, Ray kilka razy zerkał w kierunku Stars, która wydawała się być przestraszona jakby coś miała na sumieniu. Oj nie ładnie.

Pozbawienie WKP oraz dokładna rewizja nie były optymistycznym sygnałem, zresztą Blackadder zorientował się już, dokąd ich prowadzono, cele więzienne, czyli znów znalazł się w zamknięciu. Natychmiast usłyszeli niepokojące wrzaski i jakieś ryki, strażnicy najwyraźniej byli do nich przyzwyczajenie, gdyż w żaden sposób nie zareagowali. Nie całe pół minuty później zaskoczyły zamki magnetyczne, trzask zamykających się grodzi brzmiał niczym wyrok, który nie podlegał odwołaniu.

- Kto tu jest?

Ray nadstawił uszu, cele skutecznie zagłuszały wszelkie dźwięki dochodzące z korytarza, więc głos musiał dochodzić z innego miejsca, technik szybko zorientował w sytuacji. Zamontowana w tym miejscu wentylacja służyła wprost idealnie do komunikacji między aresztantami. Głos należał do jakiegoś przestraszonego i zdenerwowanego mężczyzny, a Blackadderowi zdawało się, iż nawet skądś go zna.

- Polaczek to ty? Też cię przymknęli? - zaryzykował pytanie.

- No - odparł mężczyzna, teraz Ray był już pewien, iż rozmawia z właścicielem kantyny Simonem, zbyt wygadany jak widać nie był.

- Za co? - próbował ciągnąć go za język.

- Nie wiem. - Ten rodzaj rozmowy chyba najbardziej irytował Blackaddera, gdyby Polaczek podobnie zachowywał się podczas konwersacji w cztery oczy pewnie już by nim potrząsnął.

- Nie wiesz? Jak możesz kurwa nie wiedzieć? - podjął ponownie.

- No po prostu nie wiem.

- Od kiedy siedzisz?

- Chyba kilka godzin.


- No to pięknie. - Ray pokręcił głową, wiedział już, że od tego człowiek niczego ciekawego się nie dowie, już miał powiedzieć coś jeszcze na koniec kiedy nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk przypominający skrobanie o ścianę, a może nawet i irytujące siorbanie, które dochodziło najwyraźniej od strony jego drugiego sąsiada. - Słyszałeś to? - Zrobił kilka kroków, a po chwili dobiegł go czyjś niezbyt wyraźny głos, który układał się jakby w jakieś bełkotliwe słowo Ciepłe - A ten co? - Podszedł jeszcze bliżej i tym razem przystawił ucho do wentylacji dzięki czemu tym razem usłyszał wyraźne Cieeeeepłeeee - Cicho tam!

Przez kilka sekund rzeczywiście nic mu nie przeszkadzało, jednak taki spokój nie trwał zbyt długo, z celi obok znów zaczęły dochodzić do niego jakieś dziwne szmery.

- Cieeeepłeeee....

- Zamknij ryj!! - podniósł głos i tym razem jego ton rzeczywiście zaczynał brzmieć groźnie - Lepiej żebym nie natknął się na ciebie poza tymi drzwiami stuknięta pokrako bo pożałujesz, że grałeś mi na nerwach.

- Cieeeepłeeee...
- powtórzył głos zza ściany, można by się pokusić o stwierdzenie, iż sąsiad Raya znajdował się w jakimś dziwnym transie albo też niezły był z niego żartowniś.

- Powiedziałem - ze wściekłością wyrżnął butem w ścianę - Zamknij - uderzył ponownie, być może nawet mocniej - ryj!

- Cieeeepłeeee! -
odparł sąsiad, wyglądało na to, że o rozmowie na poziomie nie było mowy.

- Ciepłe, ciepłe - rzucił na koniec przedrzeźniając - Świr. Totalny świr.

Wiele by dał by dostać w swoje rączki tego dowcipnisia, już on by mu pokazał jak z takimi upierdliwymi ludźmi sobie radzi. Chwile później usłyszał jeszcze jakieś inne dźwięki, nieco niewyraźny hałas, który w żaden sposób nie potrafił zidentyfikować.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=H8aRkfitF64[/MEDIA]

Powoli zaczynał się uspokajać, zsunął się na ziemię i siedział tak opierając się plecami o ścianę próbując zrozumieć co właściwie się stało i dlaczego tu trafił. Pierwszy incydent był zrozumiały, bijatyka z pomocą różnych niebezpiecznych narzędzi z panem Slewnackym było odpowiednim pretekstem by zamknięto go w celi i nafaszerowano różnymi środkami. Teraz jednak było inaczej, strażnicy złapali go za fraki i uzbrojeni po zęby w broń wyposażoną w ostrą amunicję eskortowali go na miejsce, a przecież jedynie wykonywał swoje obowiązki. Ray był porywczy i arogancki, ale jedno było pewne - nie był głupi. Im dłużej się więc nad sprawą zastanawiał tym więcej zastrzeżeń pojawiało się w jego głowie. Kiedy przychodził na pomoc Selenie nie zwrócił na to większej uwagi, lecz teraz wydawało mu się dziwne, że oddziały z poziomu B ich pilnowały, czyżby spodziewali się, że coś może pójść nie tak jak powinno? Ewidentnie coś wisiało w powietrzu, jakaś grubsza afera, a oni zapewne dość przypadkowo znaleźli się w złym czasie o złej porze.

Jego organizm źle reagował na zamknięcie, być może była to standardowa reakcja po tym jaki leki przestawały działać, a może po prostu była to wina głodu oraz przeklętej atmosfery tej planety. W każdym bądź razie czuł się jakoś dziwnie, brzuch go niby nie bolał, lecz miał wrażenie, że lada moment nastąpi jakiś atak nudności. Ciężko mu było określi ile już czasu minęło od kiedy znalazł się w zamknięciu, próbował zasnąć, lecz pomimo wielu prób mu się to nie udało. Wracał więc w myślach do wydarzeń jakie miały miejsce, znów przed oczami stanęła mu postać w zniszczonym uniformie, która bez żadnego problemu rozrywa ciało strażnika, nawet wykonany z niesamowicie mocnego materiału kombinezon nie poradził sobie z taką siłą. Krew tryskała na wszystkie strony i wizja ta wystarczyła by żołądek Blackaddera ostro zaprotestował i zwrócił całą swoją zawartość na zewnątrz. Jedynym pozytywem było to, iż dzięki temu poczuł się nieco lepiej i choć jego twarz przybrała niepokojący, trupio blady kolor, to był już w stanie ruszyć swoje ciało i przejść się trochę po celi.

- Mam swoje prawa! - krzyknął wściekle - Co to za parodia?! WYPUŚCIE MNIE!

Władze Ymira robiły sobie z niego jakiś słaby i nieśmieszny dowcip, a on miał zamiar odegrać się przy najbliższej okazji, tak po prostu tego nie zostawi, bezprawnie wtrącono go do celi, bez żadnego uzasadnienia, bez słowa. Był głodny, chciało mu się pić i nikt się tym nie interesował, miarka zaczynała się przebierać. Ktoś za to odpowie kiedy w końcu go wypuszczą, bo przecież muszą to zrobić.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 11-10-2010, 19:13   #45
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Wydarzenia jakie miały miejsce u psychologa wstrząsnęły logistykiem bardziej niż mógłby się spodziewać. Liczba ofiar, sposób w jaki zostali zaatakowani oraz broń palna ochrony nie dawała mu spokoju. Peter wrócił do pokoju uprzednio samemu ordynując sobie opatrunki. Personel medyczny miał o wiele poważniejsze przypadki niż jego pobicie.
Takie życie.
W pokoju Jakowlew rzucił się na łóżko i przez chwilę patrzył w sufit. Wiatr ciągle wył przeraźliwie. Na szczęście nie dało się już rozróżnić ani słów, ani głosów.
Peter wstał otworzył sobie puszkę samozaparzającej się kawy i wyjął z szuflady swoją podręczną apteczkę. Rzucił na blat kilka tabletek przeciwbólowych oraz korporacyjny rozweselaczy. Czuł się jak po walce na ringu. Bolał go każdy mięsień, a nos pulsował niczym dodatkowe serce. Na szczęście już nie krwawił.
Pigułki zaczęły działać i ból zelżał.
Jakowlew wyjął paletę i założył rękawice. Nie było lepszego sposobu na relaks niż kilka godzin twórczej pracy.
Tablet zalśnił bladym światłem i Peter wybrał z listy plik "Niebieska groza" Przed nim ukazała się jego najnowsza holorzeźba. Ta której widok zaprzątał mu umysł od kilku dni. Ta którą widział na patrolu. Miał już zasadniczo gotową strukturę północnej ściany. Południowa będzie niestety dziełem tylko jego wyobraźni, gdyż ochroniarze nie chcieli się zgodzić na dłuższy wyjazd, by mógł zobaczyć i tamtą ścianę. Czasami tak musiał działać. Nikt nie zarzuci mu oszusta, jego rzeźby to nie są wojskowe mapy 3D, które muszą być perfekcyjne. On tworzy sztukę, a tutaj fantazja jest w cenie.
Niestety dzisiejszego dnia nawet jego hobby i pasja nie przyniosły mu ukojenia. Przed oczami wciąż stawał mu twarz tego szaleńca, który go pobił i jego pełne żądzy krwi oczy. A fakt, że baza jest pełna umięśnionych i niezbyt wykształconych górników, wcale nie poprawiał mu humoru. Wystarczy, że dziesięć procent załóg zwariuje tak jak ten i mamy w bazie piekło. - A może właśnie do tego doszło? - zastanawiał się Peter - To może dlatego ochrono otrzymała ostrą broń. Szefostwo pewnie stwierdziło, że z szaleńcami się nie dyskutuje tylko unieszkodliwia... na zawsze.
- Nie to niemożliwe. - zaprzeczał sam sobie - To wbrew jakiemukolwiek prawu, normom i zasadom. Nie! To niemożliwe.
By jakoś wyłączyć się od natłoku myśli Jakowlew włączył sobie holofilm z rzutnika w swoim WKP. To chyba jedna z niewielu funkcji, którą używał w tym urządzeniu.
Film polecany przez Tim Nolana, okazał się słabą sensacją o seryjnym mordercy podróżującym po kosmosie. Kompletny idiotyzm. Jakowlew zawsze myślał, że Tim jest bardziej inteligentny i ma lepszy gust. Biorąc jednak pod uwagę filmy jakie polecał, to należało w to wątpić.
Jakowlew w końcu zmęczony kretyńską fabułą i lekami nasennymi usnął oparty o ścianę za łóżkiem.

"Piiii-Piii-Piiii!" - wył WKP - "POŁĄCZENIE PRIORYTETOWE. POŁĄCZENIE PRIORYTETOWE. ODBIERZ! POŁĄCZENIE PRIORYTETOWE. POŁĄCZENIE PRIORYTETOWE" "Piiii-Piii-Piiii!"
Peter przebudził się wściekły sam na siebie, że tak osobliwy dzwonek ustawił sobie na połączenia od swoich przełożonych. Zerknął na leżący na szefce WKP i wyświetlany przez niego hologram. Patrzyła na niego uśmiechnięta twarz Ibrahim Waszczenko, szefa pionu.
- Czego? - spytał patrząc na zegarek w rogu hologramu.
Chcąc nie chcą odebrał połączenie.
Ku zdziwieniu Jakowlew zamiast twarzy Waszczenki zobaczył kompletną ciemność. Z głośników co chwila wydobywały się jakieś trzaski.
- Co jest?
Peter poruszał wukapem i próbował złapać zasięg, które najwyraźniej nie było mimo tego, ze sprzęt sygnalizował pełen zasięg. Nic to jednak nie dało. Trzaski były coraz głośniejsze, ale nic poza nimi nie było słychać. Żadnych głosów, czy słów.
- Szefie? Jest pan tam? Halo? - próbował nawiązać kontakt logistyk.
Wyciągnął nawet małą antenę, która w zamyśle producentów miała pomagać przy kłopotach z łączności. Niestety i ona nie pomogła.
Zrezygnowany Peter rozłączył się i odłożył wukap na szafkę. Sięgnął jeszcze po dwie tabletki nasenne i wrócił do łóżka.


"Wuuuuwuu - Wuuuuwuu - Wuuuuwuu"
Syrena alarmowa wyła jak zarzynane zwierzę. Peter obudził się i rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu. Czerwony blask alarmowej lampki raził go mocno w oczy.
Bezosobowy głos z radiowęzła powtarza tą samą wiadomość:
- UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016. POWTARZAM! UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016.
TO NIE SĄ ĆWICZENIA.
Jakowlew nawet nie zastanawiał się co mogło się stać. Rozszczelnienie grodzi, to nie były żarty. Wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Wyciągnął z szafki termoizolacyjną bieliznę i zaczął ją ubierać. Szybko wrócił do pokoju i zaczął zakładać kombinezon. Pozapinał wszystkie zamki i sięgnął po apteczkę. Szybko sprawdził jej zawartość.
- Bielizna, kombinezon, apteczka... Co jeszcze? Myśl stary! - poganiał sam siebie.
Przed wyruszeniem na Ymir ćwiczyli to dziesiątki razy. Teraz już wiedział po co. Wyćwiczony człowiek w sytuacjach kryzysowych nie myśli, działa instynktownie, zgodnie z tym co mu wpojono.
- Maska! - olśniło go - Gdzie jest kurwa maska?
Zestaw tlenowy OXY-12 wraz z zasobnikami tlenu schowany był pod łóżkiem. Peter wyciągnął go stamtąd i przygotował do użycia. Usiadł na łóżku i wyjął swój tablet. Schował go do torby. Wrzucił do niej również mały zestaw narzędziowy i kilka puszek samozaparzalnej kawy. Na dnie szuflady zobaczył mały srebrny skalpel laserowy, który zabrał dzisiaj z sali zabiegowej.
- To też się może przydać - pomyślał.
Schował skalpel do bocznej kieszeni skafandra. W torbie wylądował również jego wukap oraz zawartość apteczki.
Tak przygotowany ruszył do drzwi.
Nagle monotonny komunikat został zastąpiony przez dziwną muzykę.
- Co jest? Czyżby to jednak jakieś żarty?
Podszedł do drzwi i nacisnął przycisk je otwierający.
Te jednak nie ustąpiły.
- Co znowu? Kurwa!
Peter uklęknął przy panelu sterującym i wyjął z torby narzędzia. Nauczony wczorajszymi doświadczeniami, dość szybko uporał się z obudową. Poprzecinał odpowiednie kable i zrobił zwarcie. Założył maskę i ręcznie odsunął drzwi.
Wybiegł na korytarz. Z innych pokoi dochodziły odgłosy paniki. Ktoś walił w drzwi, a ktoś inny darł się wniebogłosy. Najwyraźniej nie tylko drzwi od kwatery Petera zostały uszkodzone. Ruszył w stronę grodzi prowadzącej do hali B-014. Niestety i one wyglądały na zablokowane. Wyświetlacz na panelu pokazywał "Error ES-01110".
Nic mu to nie mówiło. Wiedział, że sztuczka ze zwarciem nic mu tutaj nie pomoże, a może wręcz przeciwnie. Potrzebował kogoś, kto zna się na tym sprzęcie. Miał nadzieję, że wśród sąsiadów jest ktoś kto wie choć trochę więcej od niego.
Jakowlew podbiegł do najbliższych drzwi i zaczął odkręcać panel sterujący.
Nagle usłyszał jakiś krzyk dobiegający z wentylacji
- Hej! Hej, ludzie! Luuuu-dzie! Ratunku!!!
Jednym ruchem przeciął kable i zetknął je ze sobą. Prąd strzelił błękitną błyskawicą pomiędzy kablami i osmalił płytkę na czarno. Peter odsunął drzwi do kwatery C-122 i krzyknął w stronę trzech postaci, którym udało się wydostać
- Ej wy tam! Pomóżcie mi! Trzeba uwolnić resztę!
Sam podbiegł do kolejnego pokoju i odkręcał już obudowę.
- Ściągnijcie obudowę panelu sterującego i zróbcie zwarcie. Kabel niebieski i zielony. Te grube, wystające z przetwornika AX-10.
Szło mu szybciej niż mógłby się spodziewać drzwi do pokoju C126, również były otwarte.
- No ruszcie się! - poganiał ich.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 12-10-2010, 17:15   #46
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Doktor nie miał okazji podziękować Peterowi, nie było go już na "ostrym dyżurze". Podobno nie ucierpiał za bardzo, i zaraz po przebudzeniu i opatrzeniu, wyszedł. Tylko tyle zdołał dowiedzieć się od zabieganego personelu. No cóż, na pewno będzie jeszcze okazja, by mu podziękować.

Gdy Dhiraj wrócił do gabinetu, nie było tam już nikogo. Napastnika zabrano, krew zmyto, a meble i drobniejsze przedmioty poustawiano, chociaż te ostatnie były po prostu zebrane z podłogi i położone na biurku.
Po ułożeniu ich, usiadł przy biurku, ukrywając głowę w rękach i zastanawiając się, co dalej. Niestety jego myśli nadal powracały do tego nieszczęsnego napadu. Sytuacja z McQueen'em niemal obeszła go bokiem. Chwilowo, nieudane samobójstwo (bo niewątpliwie takie były intencje lekarza) było za próbą zabójstwa. Gdy parzył sobie kawę, po pomieszczenia zajrzał kolejny pacjent, ten który umówiony był po Jakowlewie. No tak, czas logistyka szybko minął na walce o życie i włóczenie się po bazie...

Było jeszcze wcześnie, dopiero 10 (zegar z kukułką, na modłę XIX wieku, wiszący na ścianie naprzeciw biurka przetrwał walkę bez uszkodzeń), jednak Dhiraj był już zmęczony, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Gdy tylko zaczął pierwsze spotkanie, niemal od razu udało mu się zepchnąć wspomnienia z dzisiejszego poranka w kąt, skupiając się w całości na pracy. Doradzanie i pomaganie ludziom było jego ambicją, jego sposobem radzenia sobie z własnymi problemami, celem jego egzystencji. Od zawsze chciał pomagać innym, ponieważ doskonale sobie zdawał sprawę z faktu, że nikt nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim samemu. Również on, niekiedy nie potrafiłby się zdystansować do pewnych sytuacji i spojrzeć na nie obiektywnie i ze spokojem, gdyby nie jego pacjenci. Czasem to oni swoimi kłopotami oraz niekiedy prostym sposobem myślenia przypominali mu, zupełnie nieświadomie, o prostych rozwiązaniach, które doktorowi nie przyszły do głowy. Może faktycznie człowiek posiadający ogromną wiedzę i umiejętności w jakiejś dziedzinie, może mieć problem z jej podstawami?

Z trudem przetrwał 8 kolejnych sesji. Większość dzisiejszych pacjentów to górnicy i mechanicy, którzy borykają się z największymi mrozami, dwóch zaś było światkami samobójstwa kolegi. Każde spotkanie przedłużało się o kilka minut, w konsekwencji czego, ostatni pacjent musiał czekać dodatkowe pół godziny na swoją kolej. Nikt się tym jednak bardzo nie przejmował, w końcu w większości byli tu w godzinach pracy. A po dwóch i pół roku tej samej pracy, każdy mocno odczuwał monotonię.

Na szczęście po środku trafił mu się w miarę stabilny, znajomy pacjent, młody optymista, którego nie zmieniły nawet warunki Ymiru. Było to spotkanie kontrolne, obowiązkowe dla każdego pracownika mniej więcej raz na 9-10 miesięcy. Charlie Kent, bo tak się nazywał, zgodził się na odbycie rozmowy w jednej z kilku "restauracji", przy posiłku. Znaleźli wolny stolik na uboczu w najbliższym bistro. Nie oferowało zbyt wyszukanych dań, jednak ryż z kurczakiem w sosie pomidorowym mięli tu wyśmienity. Dzięki podwójnej porcji, Mahariszi przetrwał kolejne 4 spotkania.

Do kwatery wrócił potwornie zmęczony, jednak zadowolony, w końcu, poza porannym incydentem, wszystko poszło jak trzeba. Kamini była nadal na oddziale. Ostatnio pracowała znacznie dłużej od niego i rzadko się spotykali. Zaczynało mu brakować jej głosy, jednak ona nie miała nawet czasu odebrać WKP.

Gdy już był gotowy do snu, przypomniał sobie o wpisie do dziennika. Gdyby ten dzień był normalny, odpuściłby sobie, jednak dzisiejszy poranek zasługuje choćby na krótką notkę. Niechętnie, jakby z przymusu, wyjął z torby laptopa i położył go sobie na kolanach. Po chwili zaczął układać nieco chaotyczne już myśli w nieco bardziej poukładane zdania.

Dzisiaj, mniej więcej o 9:30 zostałem zaatakowany przez jednego z pacjentów. Był to postawny górnik, który kompletnie stracił panowanie nad sobą, podczas sesji brzmiało to trochę jak paranoja. Może nawet bardziej niż trochę. Poniżej zamieszczam zapis audio z przebiegu sesji.
Wybierz plik... Wybrano plik o nazwie "Troy_Parkers_d.903_g.9:00"
Gdyby nie Peter Jakowlew, kolejny pacjent, i jego interwencja, prawdopodobnie już bym nie żył. Co gorsza, jeszcze mu nie podziękowałem. Fakt, nie miałem czasu, jednak mnie to trochę gryzie.
Ale to nie koniec. Na oddziale medycznym jeden z lekarzy, Alan McQueen, chciał wstrzyknąć sobie śmiertelną dawkę środka rozweselającego, nazywanego przez niektórych "Śmiechozolem". Na szczęście w porę go powstrzymałem.
Wart wspomnienia jest fakt zapełnienia wszystkich placówek medycznych ofiarami głównie bójek i, w mniejszej części, wypadków. To niespotykana dotąd sytuacja, wzmacnia tylko moje obawy odnośnie tegorocznej zimy. Współczynnik agresji jak i przygnębienia wśród personelu jest znacznie wyższy, niż powinien, i nikt nie potrafi sobie z tym poradzić. Dane podane przeze mnie kilka dni temu to drobnostka w porównaniu do liczb, jakie zostaną podane w statystykach z trwającego obecnie tygodnia.

Podsumowując- jest źle.


Zamknął laptopa i z satysfakcją spełnionego obowiązku (który, swoją drogą, sam na siebie narzucił), ułożył się do snu.

***

Na dźwięk alarmu, Dhiraj zerwał się dosłownie z łóżka, o mało nie sturlał się na ziemię. Kamini, leżąca obok niego również szybko odzyskała przytomność, jednak nie tak gwałtownie i nerwowo jak mąż.
Doktor przez chwilę dochodził do siebie, po czym bez słowa pobiegł po maski tlenowe do łazienki. Żona w tym czasie wstała i wyciągnęła pierwsze z brzegu ubrania dla ich dwoje, kombinezon nie był przystosowany do noszenia na gołej skórze. Gdy oboje znaleźli się w sypialni, jak gdyby nigdy nic pocałowali się krótko i przywitali.

- Dzień dobry, żono.
- Dzień dobry, mężu.
- Była to ich prywatna gra, w sytuacjach stresowych, choćby gdy jedno z nich zaspało do pracy, oboje zachowywali się nieprzyzwoicie standardowo, wręcz sztucznie, a momentami nawet komicznie. Obojgu pomagało to w spokoju przetrwać trudne chwile, nie tracąc pogody ducha, która była ich głównymi atutami wokół których właściwie budowała się cała ich osobowość.

- Jak w pracy? Ostatnio rzadko bywasz w domu.
- Ach, kochanie, urwanie głowy. Ludzie nie mogą wytrzymać bez okładania się pięściami i popełniania błędów. Jeden pan, na przykład, próbował samemu naprawić zepsute drzwi do kabiny, i co? Nie znał się, to i dostał 220V po palcach. Na szczęście ekipa techniczna była już blisko i szybko uporali się z awarią, ratując jednocześnie tę nieroztropną istotę. A co u Ciebie? Podobno miałeś wczoraj jakąś... sprzeczkę...
- Udawanie udawaniem, ale Kamini wystraszyła się na wiadomość o ataku na jej męża. Nawet fakt, że nic mu się nie stało, nie zmniejszył jej strachu o niego. W końcu, to mogło się powtórzyć.
- A tam, jaka sprzeczka. Zwykłe nieporozumienie, trochę stresu, wiesz, jak to jest teraz... No, chodźmy teraz, Królowa o Czerwonym Oku nas wzywa- odpowiedział Dhiraj, wskazując głową na czerwoną lampę świecącą się nad wejściem. Nie chciał kontynuować tematu, a poza tym oboje byli już gotowi do drogi, nie było sensu stać i rozmawiać w pokoju. Nie w przypadku rozszczelnienia grodzi...

Podszedł do drzwi, wstukał odpowiedni kod, lecz nic się nie stało. Żadnego komunikatu, żadnego awaryjnego światełka... Kolejne próby skończyły się tak samo. Oboje spojrzeli się na siebie, zdradzając oznaki zaniepokojenia. Kamini pierwsza spróbowała połączyć się z obsługą techniczną przez WKP, bez rezultatu.

Przez kilka godzin będą bezpieczni, bo na tyle starczy tlenu w niewielkich butlach, ale co jeśli do tego czasu pomoc nie przyjdzie?

Hindus uderzył kilkukrotnie w drzwi i wołał pomocy, jednak wątpił, żeby ktoś go usłyszał. Zrezygnowany spojrzał na żonę i humor jeszcze bardziej mu się pogorszył. Była zmartwiona, i wystraszona, nie próbowała nawet tego ukryć. Objął ją mocno i zaczął szeptać jej do ucha to, w co wierzył. Że ktoś po nich przyjdzie, ktoś im pomoże. To było możliwe, w końcu sygnał o każdej usterce był wysyłany do siedziby techników. Pytanie tylko, czy ktoś tam został...

Mimo całej wiary w dobroć innych ludzi, zaczynał mieć wątpliwości. Czy oby na pewno ktoś ich uratuje? Mogą przecież nie zauważyć w porę braku dwóch osób...

- Spokojnie, kochanie, musimy poczekać. W końcu ta baza jest największa ze wszystkich, musimy tu trochę posiedzieć zanik ktoś przyjdzie. Ale wiesz co?- mężczyzna spojrzał na wysoną, stojąca na podłodze lampę z metalową podstawą.- Może uda nam się zwrócić uwagę którejś z przechodzących osób. Będę wybijał S.O.S. morsem, uderzając w drzwi, dobrze? A ty posiedź sobie. Owiń się kocem, i posiedź, dobrze kochanie?- Kamini spojrzała na niego i przytaknęła. Wzięła się w garść, wstępne przerażenie mijało. I, co najważniejsze, nie płakała. Robiła to tylko w najtrudniejszych momentach swojego życia, nie płakała z błahych powodów.

Dhiraj odłączył lampę od prądu i podniósł. Była nadspodziewanie lekka, ale, co najważniejsze miała metalowe wykończenie nóżek. Może nie postawi to na baczność połowy bazy, może nie zagłuszy całkowicie wycia syren, ale uderzanie metalem o metal jest lepsze, niż ręką o metal, tego był pewien.

Po kilku minutach walenia w drzwi, alarm umilkł a czerwona lampa zgasła, zostawiając małżonków w kompletnej ciemności. Kobieta wzięła głęboki wdech, ze strachu i zaczęła powoli iść w stronę męża. Ten przytomnie włączył WKP, dając Kamini cel "wędrówki". Poszła za przykładem męża i podświetlała sobie drogę komunikatorem, chociaż i tak trąciła jedną z szafek. Gdy doszła do Dhiraja, rzuciła mu się na szyję.

- Boję się.
- Rozumiem, ale nie ma czego. Popatrz na mnie, Kamini. Nie ma czego się bać. Wszystko będzie dobrze, wystarczy tylko poczekać. I za parę dni będziemy się śmiać z tego, jak bardzo się tym wszystkim przejmowaliśmy.


Nie odpowiedziała. Ciemność i cisza, jakie zapadły po wyłączeniu syren dały poczucie całkowitego odizolowania. Tak, jakby ktoś ich wykluczył, zostawił na pastwę losu. Ciemność pogłębiała samotność, jaką czuli od początku i chciała odebrać im resztki nadziei. Teraz, w tej statycznej, pustej, czarnej scenerii ich umysły miały wrażenie, że są same w całej bazie.

Samo wyłączenie alarmu było pozytywne, prawdopodobnie uporano się z rozszczelnieniem i wystarczy chwilę poczekać, żeby ktoś zauważył awarię ich drzwi. Jednak nawet ta świadomość niewiele dawała, w tak przygnębiającej sytuacji.

Stojąc przy drzwiach, nagle usłyszeli jakichś ludzi na korytarzu, jednak trudno było określić jak daleko są, i czy usłyszą wystukiwany sygnał. Był to jednak promyk nadziei, i to dość konkretnej, prawie że namacalnej nadziei. Doktor odsunął ręką małżonkę na bok i zaczął uderzać w drzwi stojakiem lampy, dając sygnał S.O.S.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 12-10-2010 o 17:19.
Baczy jest offline  
Stary 12-10-2010, 19:08   #47
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Szli pomiędzy ochroniarzami jak pospolici przestępcy. Zabrano im sprzęt i WKP. Selena czuła się dziwnie, z jednej strony wspomnienie rozszarpywanego strażnika powodowało napływające mdłości, z drugiej strony obecna sytuacja wywoływała bunt i wściekłość. Traktowali ich jakby to oni własnoręcznie rozszarpali tamtego biedaka na strzępy.

Zachowanie Raya także nie wpływało na nią optymistycznie, szedł obok i chichotał do siebie. Czy on sobie nie zdaje sprawy z tego co się dzieje. Miała ochotę mu po prostu przyłożyć.

Kierowali się w górą, ku poziomowi A gdzie znajdowały się magazyny, cele i pomieszczenia techniczne. Selena dopiero co wróciła z górnego poziomu.
Zdjęcia – nagła myśl zmroziła ją. Co będzie kiedy je znajdą, czy potraktują to jako naruszenie jakiś przepisów. Czy chcą ukryć fakt że ochrona z górnego poziomu nosi ostrą broń. Czy dlatego chcą ich odizolować, żeby nikomu nic nie powiedzieli. To absurd, inni na pewno słyszeli kanonadę, tego nie da się ukryć – myśli biegły w głowie Stars jak oszalałe.
Kiedy ktoś zacznie się o nich dopytywać, miała się zgłosić do szefa zaraz jak skończy pracę przy C-31. Co mu powiedzieli. A Beth, na pewno zacznie zadawać pytania, zacznie jej szukać.

Przed wejściem do bloku więziennego strażnicy dokładnie ich przeszukali. Zabrali nawet grzebień z kieszeni Stars.

Wprowadzili ich do dwóch osobnych cel. Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Selena aż podskoczyła. Gdzieś w głębi korytarza słychać było zawodzenie, ktoś krzyczał, ale nie dało się rozróżnić słów.
Poczuła strach. Syk zamykanych grodzi jednoznacznie dawał do zrozumienia ze zostali sami.
- Kto tu jest? – usłyszała z boku
- Polaczek to ty? Też cię przymknęli? – dało się słyszeć przytłumiony głos Raya
- No
- Za co?
- Nie wiem.
- Nie wiesz? Jak możesz kurwa nie wiedzieć?
- No po prostu nie wiem.
- Od kiedy siedzisz?
- Chyba kilka godzin.


Selena przestała się przysłuchiwać rozmowie. Kilka godzin i nie wie za co. Boże co tu się dzieje. Ile mogą ich tu trzymać. Selena poczuła jakby ściany celi zaczęły na nią napierać. Zbliżał się atak klaustrofobii. Nie miała już ataków od bardzo dawna. Nauczyła się panować nad nimi, ale ta sytuacja nie była normalna, to nie była winda w zaciętym szybie. Zaczęła głęboko oddychać.
Usiadła pod ścianą, podkuliła nogi, zamknęła oczy tak jak ją uczył kiedyś psycholog i zaczęła wizualizować przestrzeń.

Jestem na plaży, na otwartej przestrzeni, świeci słońce, słyszę szum fal rozbijających się o brzeg. Jest ciepło, jestem bezpieczna. Wdech, wydech. Jestem bezpieczna, jestem bezpieczna.
Oddech zaczął wracać do normy.

- Jestem bezpieczna, Kurwa kogo ja chcę oszukać. – otworzyła oczy.
Siedziała na podłodze celi na zapomnianej przez Boga i ludzi planecie.
Facet w barze, kłótnia w hangarze, krew na łaziku, zamknięta kantyna przed którą stał strażnik, a na końcu monstrum które zabiło ochroniarza – zaczęła przypominać sobie wydarzenia ostatnich 24 godzin. Miał takie same oczy jak facet który był w barze na poziomie B. Pustka.

Co tu się do cholery dzieje, dlaczego to oni zostali zamknięci. Kto za to odpowiada. Przecież ktoś musi, nie zamyka się ludzi ot tak dla własnego widzi mi się. Krążyła po celi coraz bardziej wkurzona.
Na domiar złego Selena robiła się głodna i chciało jej się do łazienki i było coraz zimniej.

- Mam swoje prawa! – usłyszała wściekły głos Raya - Co to za parodia?! WYPUŚCIE MNIE! – walił w drzwi celi.

- Wypuśćcie nas, jest tam ktoś. Niech nas ktoś wypuści – zaczęła wtórować Rayowi.
Może krzykiem i waleniem zwrócą czyjąś uwagę, siedzieli tu już bardzo długo. Przynajmniej tak jej się wydawało.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 13-10-2010, 10:28   #48
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Raj dla ubogich. To skojarzenie narzucało jej się za każdym razem kiedy pojawiała się w części wypoczynkowej poziomu B. Mimo tego, to właśnie tutaj można było trochę oderwać się od codziennej nudy i szarości. Ułuda normalnego życia, po to żeby jakoś przetrwać tych kilka lat.
Zazwyczaj kierowała swoje kroki na basen lub do kina, ale teraz, wysiadając z windy miała tylko jeden cel. Na Ymirze coś było nie w porządku i musiała dowiedzieć się co.
Na poziomie B podenerwowanie ludzi również dawało się odczuć. Wszędzie kręcący się, uzbrojeni ochroniarze nie wpływali na rozluźnienie atmosfery. Sale kinowe świeciły pustkami, a na tłocznych zazwyczaj o tej porze korytarzach kręcili się tylko pojedynczy ludzie. Liczne aresztowania i dziwne wypadki w ostatnich dnia skutecznie odstraszały mieszkańców.
Wróciła myślami do śladów, które znalazła na kracie wentylacyjnej. Co mogło je zostawić?
Musiała o tym koniecznie z kimś porozmawiać. A Mona możliwe, że mogła jej udzielić kilku informacji.
Próbowała ją najpierw wywołać na WKPie, ale bezskutecznie. Nie zastała jej również w kwaterze, a nie miała ochoty przeszukiwać po kolei wszystkie możliwe miejsca jej pobytu. Udała się więc bezpośrednio do kantyny, w której zazwyczaj się spotykali, mając nadzieję, że natknie się na nią przypadkiem. Mony co prawda nie odnalazła, ale zauważyła Schwarza, jej dobrego kumpla.
- Poziom C pozdrawia poziom B – powiedziała z uśmiechem kiedy podszedł w jej stronę.
- I wice wersja Sanders – odpalił dowcipnie Schwarz – Co cię do nas sprowadza?
- Szukam Mony. Gdzie zgubiłeś swoją uroczą partnerkę? – spytała
- Mona wyłapała dziś promocję i ma dyżur w zamkniętym sektorze – odpowiedział – Masz do niej coś pilnego?
To dlatego nie zgłaszała się na WKPie – pomyślała Nicole
- W zasadzie chciałam z nią tylko pogadać. Hmmm... Słuchaj Schwarz, jak już ją zobaczysz, przekaż, że chciałabym się z nią spotkać jutro na „wymiance”, może być tutaj. Zrobisz to dla mnie?
- Wszystko dla pięknych pań – mrugnął do niej okiem – Napijesz się z nami? – powiedział wskazując na kilka osób przy barze.

Nicole nie odmówiła, ale w miarę szybko wypiła drinka i opuściła towarzystwo. Miała na dzisiaj dość, a drink tylko wzmagał senność.
Po powrocie do kwatery wzięła najcieplejszy prysznic jaki mogła wycisnąć z rur, a potem padła do łóżka. Na samą myśl o podobnym jak dziś dyżurze jutro robiło jej się niedobrze.
Sen nadszedł szybko.

***

Obudziło ją wycie syreny. W pokoju świeciło się jedynie czerwone awaryjne światło. A z głośnika dobywał powtarzający się komunikat

UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016. POWTARZAM! UWAGA! NASTĄPIŁO ODSZCZELNIENIE GRODZI ZEWNĘTRZNEJ! CAŁY PERSONEL PROSZĘ ZAŁOŻYĆ MASKI I UDAĆ SIĘ DO HALI B-014 i B-016.
TO NIE SĄ ĆWICZENIA.


Cholera. Jeszcze i to! Nicole jak wyćwiczony żołnierz wyskoczyła z łóżka. Tyle razy przerabiali podobną sytuację na ćwiczeniach, że teraz schematycznie zaczęła powtarzać wyuczone czynności. Podeszła do schowka ratowniczego i otworzyła go.
Założyła bieliznę termoizolacyjną wraz z kominiarką, następnie kombinezon, który szczelnie pozapinała. Następnie wzięła mały plecak i schowała do niego apteczkę, latarkę oraz zmagazynowaną tam żywność i napoje, WKP. Przytroczyła również do paska pistolet w kaburze.
Potem sięgnęła po maskę tlenową i założyła na nią jedną z butli. Resztę również zapakowała do plecaka. Czynności wykonywała szybko i z wprawą.
Gotowe. Nareszcie mogła opuścić kwaterę. Szybko wpisała kod otwierający gródź, ale ta nie zareagowała.
- Co jest do cholery? – powiedziała głośno do siebie, a lekkie uczucie paniki wdarło jej się do serca
Spróbowała jeszcze raz, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. Nie było żadnej reakcji. Drzwi pozostały zamknięte.
To już naprawdę nie było śmieszne. Nicole próbowała połączyć się przez WKP najpierw z centralą ochrony, a potem z kimkolwiek. Bez efektu.
Centrala łączności – pomyślała pędem rzucając się do monitorów. Obraz śnieżył. Jakby coś lub ktoś odcięło łączność.
Co robić??? – serce biło jak oszalałe – Ewakuują się beze mnie – myślała. Zdawała sobie sprawę, że rozszczelnienie grodzi było jednoznaczne z wyrokiem, jeśli nie udałoby jej się uciec razem z innymi.
Walnęła z całej siły pięścią w monitor. Zabolało… Bezsilność. To właśnie teraz czuła.
Może spowodować w mechanizmie krótkie spięcie? Ale jak? Nie znała się na elektronice na tyle, żeby ryzykować. Poza tym czym? Nie miała narzędzi…
Ktoś na pewno przyjdzie ich uwolnić. No przecież nie zostawią własnych ludzi na pastwę losu???
Zaczęła stukać w drzwi i krzyczeć o pomoc.
- Hej! Jest tam kto? Drzwi zablokowane potrzebuję pomocy!!!
W tym momencie alarm przestał brzęczeć, a na korytarzu usłyszała głosy. Krzyczała teraz z całych sił.
I wtedy jej drzwi otworzyły się, a w otworze dostrzegła twarz swojego sąsiada Petera Jakowlewa.
Poczuła ulgę, a nogi zrobiły jej się nagle jak z waty. Ale Jakowlew nie czekał. Krzyknął tylko głośno
- Ej wy tam! Pomóżcie mi! Trzeba uwolnić resztę!
I już ruszył w stronę kolejnych drzwi.
Nicole nie trzeba było powtarzać dwa razy. Spięła się, założyła plecak, szybko opuściła kwaterę i dołączyła do Jakowlewa, pomagając w ewakuacji uwięzionych. Kątem oka zdołała jeszcze zobaczyć jak kilku ludzi wyciąga z szybu wentylacyjnego Chucka.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 13-10-2010, 21:55   #49
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Widział to. Czy zamykał kuźwa oczy, czy je otwierał... Czy się gapił na zdjęcie dzieciaków, czy na dno kubka z ABsyntem, czy też w tłum milczących górników. Widział...

- Stój Ranberg!!!



Jego wielka, nieugięta do tej pory dłoń nawykła do warunków naprawdę marnych, drżała teraz zaciskając lekko WKP Kellera... Celowo go nie zostawił. Nie uciekał od zła, które się do niego kleiło. Od słabości, która sprawiała, że miał zwyczajnie ochotę zacząć wrzeszczeć jak kolejny pojeb. Pozwalał jej ściekać po skórze, zostawiając zimne i paskudne uczucie wyobcowania, że to nie on tu siedzi. Że nie ma się czym przejmować i nie warto walczyć. Po prostu chwycić widelec i z rozmachem wbić go w czaszkę siedzącego za jego plecami górnika. Wbić i przekręcić czując jak stal i kość nadają sobie nowe lepsze i właściwsze kształty. Wtedy byłby już po tej drugiej stronie. Tam nie można niczego stracić... Kusiło... Bardzo kusiło... Chciał żeby go kusiło. Obracając myśli w stronę dwóch ludzi którzy umarli na jego oczach prowokował kuszenie. Celowo i z premedytacją. Bo miał kuźwa świadomość, że jest lepszy. Że dwójka dzieciaków, która pewnie teraz wyjechała z Madalaine do ciotki do miasta, zasługuje na to, żeby był lepszy. Zasługuje...
Zamrugał oczami gdy ktoś niechcący potrącił stolik przechodząc do jednego z dalszych. W kantynie nadal było mnóstwo ludzi, tylko jego stolik był pusty. Godzinę temu złapał Hala za fraki i przyparł do ściany grożąc, że jeśli jeszcze raz będzie mu mówił, że jest spoko, to on pokaże mu jak spoko jest wytrzeć czyjąś gębą cały hol prowadzący do C-28. No i dali mu spokój.
Wstał i skierował się do wyjścia z kantyny.
Drzwi prowadzące do pokoju Raya Blackaddera były zamknięte, a interkom milczał. Wróci do niego gdy się obudzi. A teraz do łóżka.
Sen.
Długo nie mogący nadejść sen.
Jak na ironię sen był dobry.

***

Komunikat został powtórzony chyba trzeci raz nim zdołał uświadomić sobie gdzie jest i co się dzieje. Szybko dorwał się do swojego zestawu tlenowego czując zimny powiew z wentylacji. Przez dobrą minutę klnąc na czym świat stoi, próbował sobie przypomnieć jak to ustrojstwo działa. I tak naprawdę tyle przygotowań. Bo pierwsze co chciał zrobić to wyjść na hol i zapytać kogoś co jest grane. Zablokowane drzwi jasno określiły problem.
O dziwo nie zdenerwował się. Wręcz przeciwnie. Nowa sytuacja postawiła przed nim nowy, jasny w zrozumieniu cel, który przybliżał go do sukcesu, czyli B-014. Cały więc wysiłek wkładał w realizację tego celu. Dopiero potworny wrzask z wentylacji łączonej z bocznym pokojem i dalszym systemem, sprawił, że paranoja poprzedniego dnia przypomniała mu się w pełnej swojej krasie...
Gdy seksowny kobiecy głos powtarzał w 5 minutowych odstępach niewesoły komunikat, próbował w staroświeckim stylu wyważyć drzwi. Oczywiście zupełnie bezskutecznie. Rozkręcona wajcha od ręcznej obrabiarki stanowiła idealną imitację łomu, jednak nawet to narzędzie nie poradziło sobie z tłokami ciśnieniowymi operującymi grodzią. Szczęśliwie gdy zabrał się do majsterkowania przy zamku z drzwi poleciały iskry i mechanizm rozsuwający zgrzytnął tworząc niewielką szparę. Teraz poszło już z górki. W holu był już jeden z rusków z administracji. Peter? Nie zdążył dopytać się niczego, bo z pokoju obok wyszedł jakiś gnojek i... Szczota. No tak. Ten cwaniak pasował do takiej kabały. Rzucił pomysł zmywania się, a Peter w odpowiedzi kiwnął głową i zaczął otwierać kolejne drzwi kombinując coś przy zamkach. Seamus miał o elektronice na pewno mniejsze niż Peter pojęcie więc wrócił tylko do pokoju po swój plecak z WKP Kellera i zaawansowany zestaw przetrwania w jaki każdy wyposażeni byli górnicy narażeni na katastrofy i odcięcie od reszty. Troszkę tylko rozszerzona wersja standardowego medpaka. Po chwili wyszedł znów na hol widząc jak Szczota z tym drugim młodym pomagają wyjść barmanowi Polaczkowi z szybu wentylacyjnego, a Peter otwiera drzwi tej lasce z ochrony... Sanders? Jak nigdy ucieszył się, że widzi kurtkę ze znaczkiem służb bezpieczeństwa Vittel. I wtedy go olśniło...
- Poczekaj! - krzyknął do Petera gdy ten podszedł do drzwi za którymi był pokój Yurgena. Znacznik nad drzwiami pokazywał, że kwatera jest zajęta, a Seamus przecież z tej strony właśnie słyszał wrzask... To mogło równie dobrze dochodzić skądinąd, ale... - Na wszelki wypadek warto być gotowym... Masz gnata dziewczyno?
Gdy spojrzeli na niego pytająco pokręcił przecząco głową.
- No mówię kuźwa na wszelki wypadek - rzekł podnosząc swój „łom” - Nie jednemu odbiło w ciągu ostatnich dwóch dni...
Pewnie też otworzyliby drzwi do pokoju Yurgena od razu gdyby nie to, że ktoś z zupełnie innych... zaczął pukać... I to nadając SOS.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 13-10-2010 o 22:07.
Marrrt jest offline  
Stary 13-10-2010, 22:31   #50
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Korytarz C-120 i kwatery doń przyległe

Nicole Sanders, Peter Jakowlew, Sven Lindgren, Seamus Gallager, Dhiraj Mahariszi, Charles Fish


Zamknięci. Odcięci od reszty kolonii. Stalowa gródź – kilku dziesięciocentymetrowa płyta ze stali - oddziela was od głównego łącznika i reszty kopalni. Sektor C120 jest bowiem tak zwanym sektorem wieńczący. Korytarz nie prowadzi nigdzie. To boczna odnoga, w której zamontowano kontenery mieszkalne.

Alarmowa syrena już jakiś czas temu przestała wyć swoje wezwanie. Wcześniej przerwała ją dziwaczna, radosna i głupowata muzyka powiększając wasze zdezorientowanie.

Czwórka ludzi stojąca na korytarzu popatrywała na siebie niepewnie wdychając powietrze przez syntmetaliczne maski tlenowe przyklejone do twarzy i nosa. Małe pojemniki z tlenem podczepione do pasa wyświetlały poziom zużycia zapasów życiodajnego surowca. Powietrze płynące do płuc przez rury jest ciepłe. Podgrzewane za pomocą specjalnej syntezy chemicznej, nim dotrze do ust użytkownika maski.

Trzy z czterech osób na korytarzu C-120, to jego mieszkańcy: logistyk - Peter Jakowlew, od niedawna pomocnik barmana – Sven Lidgren zwany Szczotą i Seamus Gallager – górnik. Czwartym jest nieznany nikomu zbyt dobrze - poza „Szczotą” - chłopak, który wygląda tak, jakby za chwilę miał porzygać się do swojej maski.

Pierwszy zauważył to Seamus Gallager, który z racji wykonywanych obowiązków był najczęściej zmuszony do noszenia maski. Korytarz jest szczelny! Nie ma konieczności noszenia osłony. Łatwo to poznać po temperaturze. Gdyby macierzyste „powietrze” planety dostało się do tuneli kolonii, temperatura spadła by grubo poniżej zera, a wtedy ich oddechy zmieniłyby się w mgiełkę unoszącą wokół głowy po każdym oddechu.

Słychać, ze w innych, nadal zablokowanych, pomieszczeniach są jacyś ludzie. Nawołują, wzywają pomocy. Pomiędzy czwórką ludzi na korytarzu podejmowane są milczące decyzje. No, może trójką, bo jeden z chłopaków ma wyraźnie problem z podejmowaniem jakichkolwiek decyzji. A stalowe grodzie uniemożliwiające ucieczkę do punktu ewakuacyjnego przyspieszają podjęcie decyzji. W dwóch kwaterach mieszkają ludzie odpowiedzialni za działanie urządzeń na Ymirze A. Wystarczy ich wypuścić, a oni już na pewno poradzą sobie z niespodziewaną przeszkodą.

Do pracy!

Korzystając z prowizorycznych narzędzi rozkręcacie panele przy drzwiach do kolejnych kwater. Pierwszymi uwolnionymi są Nicole Sanders i poczciwy górnik Yurgen Vinnamra.



Oboje ocalonych szybko zabierają się do pomocy.

Wyjęcie „Chucka” przez wąski szyb wentylacyjny przypomina nieco przyjmowanie porodu. Ale w końcu, cały zziajany pod maską, Charles Fish dołączył do reszty zszokowanych ludzi na korytarzu.

Powróciliście do pracy przy otwieraniu reszty kwater.

Jednak wtedy pracę przerwało wam coś jeszcze! Wyraźne wrzaski niesione przez szyby wentylacyjne. Straszliwe okrzyki paniki, obłędne i opętańcze, pełne bólu wrzaski! Jak krzyki na holo filmach! Przez chwilę zamarliście nasłuchując. Tego, co dolatuje do was wraz z zawodzeniem wiatru, nie da się objąć zdrowym rozsądkiem.
Krzyki brzmią tak, jakby właśnie ktoś lub coś mordowało wszystkich ludzi próbujących się ewakuować. I czyniło to prawie przez dwa kwadranse, chociaż krzyków i wrzasków było coraz mniej. Cichły i zanikały, aż w końcu powróciło zwyczajne, psychodeliczne zawodzenie wiatru w wentylacji.

Wróciliście do pracy.

Po niespełna godzinie wszyscy obecni w swoich kwaterach w momencie awarii ludzie byli już na korytarzu.Te dwie kwatery, na które najbardziej liczyliście – C120 i C121. Nie ma z wami mechaników!

Dziewięć osób. Zagubionych. Odciętych od reszty bazy. Przestraszonych. Wpatrywało się w siebie nie za bardzo wiedząc, co teraz mają zrobić.

Ci, którzy znali się na tym najlepiej, zajęli się próbą sforsowania grodzi oddzielającej ludzi od reszty bazy. Po półtorej godzinie prób, błędów i przekleństw okazało się, że nie bardzo wiedzieliście jak sobie poradzić z tym cholerstwem.

WKP nadal nie działały. Coś najwyraźniej zakłócało łączność. Jedynym pocieszeniem okazało się, że na korytarzu ciągle jest powietrze i temperatura ponad 12 stopni Celsjusza. Nie było więc mowy o żadnym rozszczelnieniu, bo po tym czasie już dawno byście to odczuli.

Kolejne trzy godziny, coraz bardziej nerwowe, to sprawdzanie kolejnych pomysłów. Zabawa z prądem, próby sforsowania odrzwi – podobnie jak zrobili to „Szczota” i „Łysy” w swojej kwaterze. Nic. Drzwi ani drgnęły a jedyne, co osiągnęliście to kilka rys na gładkiej powierzchni.

Żadna pomoc nie nadchodziła i mieliście wrażenie, że zapomniano o was podczas prawdopodobnej ewakuacji. Powoli zaczynaliście oddawać pola obojętności.

- Ja mam plan – powiedział niespodziewanie Vinnmark spoglądając na was z wyczekiwaniem. – Możemy czekać na pomoc z zewnątrz, lub dostać się do panelu sterowniczego po drugiej stronie.

Spojrzał na szyb wentylacyjny zasłonięty metalową kratką. Wiało z niego chłodem i wyło.

- Nieduża i sprawna osoba przejedzie tunelem, sforsuje kratę i dostanie się do tunelu C-100. Chuck raz już to prawie zrobił, więc może uda mu się drugi raz. Tym razem bez utknięcia. Tam, przy drzwiach jest skrzynka z zasilaniem do tej grodzi. Wystarczy przeciąć główny kabel i powinniśmy usunąć blokadę fizycznie. Ja i Seamus powinniśmy dać sobie z tym radę przy pomocy reszty.

Plan wydawał się dobry. Pozostawała jeszcze jedna ważna kwestia.

- To jak. Chuck, zrobisz to? – wyraził ją głośno Vinnmark w formie pytania.
.
Coś było nie tak i czuliście to przez skórę.

Jakiś atawistyczny lęk w głębi waszych dusz krzyczał – NIE OTWIERAĆ TYCH GRODZI!

Z drugiej strony zdrowy rozsądek mówił znacznie ciszej – DLACZEGO? TO JEDYNA SZANSA NA WYDOSTANIE SIĘ Z PUŁAPKI.

Jakby na potwierdzenie waszych obaw gdzieś z głębi bazy, niesiony szybami wentylacyjnymi, usłyszeliście wrzask agonii i jakiś inny, niemal zwierzęcy ryk. Wydawało wam się, że krzyk rozległ się naprawdę niedaleko. Lecz ucichł bardzo szybko, jakby zdławiony brutalną siłą.

Cholera – co jest! To nie mógł być wiatr? A może to jednak był wiatr.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172