Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 19:47   #95
Merigold
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Audrey siedziała skulona pod ścianą w milczeniu pozwalając Helen wyładować na sobie złość. Czemu nie, należało jej się. Szczerze mówiąc dziewczyna była i tak delikatna. Ona sama dodałaby do jej tyrady jeszcze kilka epitetów. Nieodpowiedzialna, bezmyślna, kretynka, idiotka, imbecyl, blondynka... niebezpieczna dla otoczenia psychopatka.

Pierwszy dzień pracy i już dała koncertowy popis głupoty. W tej samej chwili gdy zgubiła rozum uwierzyła również że jest pieprzonym skrzyżowaniem Johna McClane’a z Johnem Constantine, ganiając po lesie, wymachując bronią i przy okazji omal nie mordując świadka.
Pora zejść na ziemię królewno.
Nie nadawała się do tego.
Na widok krwi prawie puściła pawia, a poczucie winy doprowadzało ją do obłędu.
Spędziła długie godziny w szpitalu umierając ze strachu o postrzeloną wiedźmę, tłumiąc zbierająca się w niej złość. Helen miała rację, postąpiła ryzykownie. Na jej miejscu sama by się nieźle wkurwiła... w końcu ją mogła postrzelić również.
Ale nie postrzeliła.
Więcej; drugi raz zrobiłaby dokładnie to samo.
Nie było wyboru. Wiedźma uciekała w las, cholera wie gdzie, równie dobrze mogła je ciągnąć prosto w pułapke. Schwytały przestępcę, wszyscy żyją, napisy końcowe, happy end.
No prawie
"Jeśli nie potrafisz sobie z tym poradzić Masters, to może powinnaś jeszcze raz rozważyć pracę w Ministerstwie?"

Odetchnęła z ulgą słysząc że operacja powiodła się a pacjentka nie będzie jej straszyć po nocach w jakimś nowym upiornym wcieleniu. O herbatce i ploteczkach między wiedźmami mogła jednak na razie zapomnieć.

Gdy przyjechały gliny z ministerstwa obejmując straż pod pokojem podejrzanej Audrey w końcu posłuchała zdrowego rozsądku i za przykładem Helen wróciła do domu. W sumie nic tam było po nich. To był długi dzień, a za parę godzin wstanie następny.
Nawet wiedźmy muszą kiedyś spać.


***


Coś wisiało w powietrzu.
Na przekór zmęczeniu, zdrowemu rozsądkowi, zaklinaniu i przeklinaniu Audrey nie była w stanie zasnąć. Po wymuszonej, płytkiej drzemce i wieczności spędzonej na bezproduktywnym wierceniu się w końcu skapitulowała żegnając się na dobre z ciepłym łóżkiem, chmurkami, barankami i kucykami strzelającymi tęczą spod ogona.
To było bezcelowe. Nie zmusi się do snu, tak samo jak nie przestanie wracać myślami do wydarzeń minionego dnia.
Czysta strata czasu.
Wstała, wzięła prysznic, zaparzyła kawę, ubrała się, wpuściła Powsinogę. Kręciła się po mieszkaniu nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca.
Nerwy.
Niepokój doprowadzał ją do szaleństwa.
Sięgnęła po kurtkę i wyciągnęła z niej zdjęcie trojaczek. O rozmowie z duchami w obecnym stanie mogła zapomnieć, jeśli już bardzo chciała mogła pogadać sobie z Powsinogą. Większe szanse powodzenia a już na pewno bezpieczniejsze.
Miała jeszcze inne wyjście, właściwie chyba jedyne które było w stanie ją teraz uspokoić..
Schowała zdjęcie do torby kostki, przerzuciła ją przez ramię i sięgnęła po kurtkę.

- Pora wsiąść na miotłę i odwiedzić koleżankę po fachu... Kto wie co z tego wyjdzie... Może mały sabat? – mruknęła pod nosem sięgając po kluczyki do swojego Nimbusa 2000, skutera któremu dawno temu żartobliwie nadała nazwę po ulubionej książce z dzieciństwa. Miała sporo czasu, wizyta nie zajmie jej dużo, a potem do Ministerstwa...

Huk tłuczonego szkła postawił ją na baczność.
„Kamień?!”
„... O kurrrwa...nie...!”
Z nagłym przebłyskiem zrozumienia rozpoznała toczący się po podłodze pokoju przedmiot.
A potem...
-... nie..! – wszystko wydarzyło się niemal równocześnie; kot biegnący w stronę turlającej się „zabawki”, przebiegający właśnie koło Audrey, wiedźma chwytająca wierzgające zwierzę za kark i pędząca w stronę wyjścia....
Trzy..,
...dwa...,
...jeden...
...uda się...
dopadła drzwi zmagając się zarówno z zamkiem jak i drapiącym na oślep futrzakiem ...
..no już...!
Siła podmuchu wyrzuciła ja za drzwi pchając na schody.
Wpierw nie czuła nic
Nic poza...
Swądem palonego ubrania, a chwilę po nim paniczny strach, piekielne gorąco i ból...
Wrzeszcząc z bólu i przerażenia zdarła z siebie płonącą kurtkę kręcąc się oszalała wokół własnej osi jak w jakimś groteskowym tańcu. Wpadła na schody zrzucając z grzbietu płonące ubranie i lecąc na złamanie karku...
Lecąc...
Sturlała się ze schodów w ostatniej absurdalnej mysli wyklinając przeklęta dosłownośc popularnego powiedzonka

Jeśli nie skręcę sobie karku to spłonę... cudownie... chyba mam przerąbane...
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 11-10-2010 o 01:08.
Merigold jest offline