Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 20:00   #44
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u-rJ-6hBfSo[/MEDIA]

Dawno już nie czuł się tak wyśmienicie, leżał na swoim łóżku nie wiedząc dokładnie czy wciąż znajduje się w świecie realnym czy też już odleciał w kierunku sennych wizji. Dochodzące z wentylacji dźwięki, przez wielu znienawidzone i uważane za niesamowicie przerażające, w tej chwili wydawały mu się jakąś wesołą, skoczną melodyjką jakby żywcem wyrwaną z repertuaru kolorowo ubranych krasnoludków z jakiejś bajeczki. Efektu dopełniała jeszcze wspaniała Chasey Lain, która teraz tańczyła dla niego jak w dawnych czasach na tych wiekowych płytach DVD sprzedawanych kolekcjonerom. Nie był pewien kiedy podobała mu się bardziej, czy w tedy gdy powoli zrzucane części jej garderoby zasłaniały jej kuszące kształty, czy też kiedy wszystko było już odkryte i energetyzująco działało na jego ciało, w obu bowiem przypadkach wyglądała olśniewająco. W końcu jednak występ musiał się zakończyć, kobieta puściła mu zalotne spojrzenie i powróciła na zajmowane przez siebie miejsce na plakacie.


Wiadomość od swojego przełożonego przyjął z ogromnym entuzjazmem, korciło go żeby za coś się zabrać, a przecież uwielbiał swoją pracę. Błyskawicznie podniósł się z łóżka i dał długiego susa w kierunku drzwi, lekkie zawroty głowy, które wciąż miał, przypomniały mu jednak, iż nie był to dobry pomysł. Gdzieś w połowie skoku zahaczył o coś nogą co sprawiło, że wykonał jakąś dziwną akrobację znaną być może trenerom łyżwiarstwa figurowego. Następnie odbił się od ściany tuż obok drzwi i wylądował na wznak na podłodze, lekko go nawet zabolało, lecz jedynie szeroko się uśmiechnął i wypadł na korytarz. Narzędzi oczywiście nie miał, ochrona wciąż jeszcze ich nie oddała, jednak nawet jeśli choć przez chwilę się tym przejmował to wraz z kolejnym wybuchem śmiechu temat ten przestał zaprzątać jego głowę.

Kiedy dotarł na miejsce najwyraźniej zaskoczył swoim stanem zarówno ochronę jak i panienkę Stars, która jak się okazało dała sygnał, że ma problem z naprawą. Blackadder ochoczo zabrał się do pracy nie szczędząc kobiecie ani ciekawych uwag ani też delikatnych prób sprawdzenia jędrności jej pośladków. Sprawa nie była zbyt skomplikowana (przynajmniej z jego punktu widzenia) i wspólnymi siłami dali sobie radę.

Ray odwrócił wzrok od urządzenia akurat by zobaczyć jak coś nagle wyłania się z ciemności niedaleko pracownika ochrony, była to postać odziana w jakiś mocno już zniszczony kombinezon górniczy, która bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się do ataku i niemal błyskawicznie rozerwała strażnika na strzępy rozrzucając w okół zakrwawione szczątki. Jego kolega natychmiast zdał sobie sprawę z zagrożenia, wycelował karabin i posłał potężną serię w tamtym kierunku, Ray otworzył szeroko usta nie dając wiary własnym oczom, usłyszał jakiś szmer tuż obok siebie i kilka sekund później wpadła na niego uciekająca Selena przez co oboje znaleźli się na podłodze.

Sytuacja została na szczęście opanowana i nic im się nie stało, nie było to jednak klasyczne dobre zakończenie, bowiem chwilę później grupa strażników z groźnie wyglądającym zestawem broni nie dała im wyboru, musieli udać się wraz z nimi. Ludzie pracujący w ochronie w sektorze B nie należeli do zbyt wygadanych, zresztą z nimi się nie dyskutowało tylko posłusznie wypełniało ich rozkazy, wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Blackadder szedł spokojnie, raz na jakiś czas zdarzały mu się jeszcze ataki śmiechu, jednak z każdą chwilą stawały się one rzadziej co sygnalizowało, że końska dawka medycznych środków zaczynała powoli uchodzić z jego organizmu. Prowadzono ich do poziomu A, choć oczywiście żaden z nich nie zdradził w jakim celu, Ray kilka razy zerkał w kierunku Stars, która wydawała się być przestraszona jakby coś miała na sumieniu. Oj nie ładnie.

Pozbawienie WKP oraz dokładna rewizja nie były optymistycznym sygnałem, zresztą Blackadder zorientował się już, dokąd ich prowadzono, cele więzienne, czyli znów znalazł się w zamknięciu. Natychmiast usłyszeli niepokojące wrzaski i jakieś ryki, strażnicy najwyraźniej byli do nich przyzwyczajenie, gdyż w żaden sposób nie zareagowali. Nie całe pół minuty później zaskoczyły zamki magnetyczne, trzask zamykających się grodzi brzmiał niczym wyrok, który nie podlegał odwołaniu.

- Kto tu jest?

Ray nadstawił uszu, cele skutecznie zagłuszały wszelkie dźwięki dochodzące z korytarza, więc głos musiał dochodzić z innego miejsca, technik szybko zorientował w sytuacji. Zamontowana w tym miejscu wentylacja służyła wprost idealnie do komunikacji między aresztantami. Głos należał do jakiegoś przestraszonego i zdenerwowanego mężczyzny, a Blackadderowi zdawało się, iż nawet skądś go zna.

- Polaczek to ty? Też cię przymknęli? - zaryzykował pytanie.

- No - odparł mężczyzna, teraz Ray był już pewien, iż rozmawia z właścicielem kantyny Simonem, zbyt wygadany jak widać nie był.

- Za co? - próbował ciągnąć go za język.

- Nie wiem. - Ten rodzaj rozmowy chyba najbardziej irytował Blackaddera, gdyby Polaczek podobnie zachowywał się podczas konwersacji w cztery oczy pewnie już by nim potrząsnął.

- Nie wiesz? Jak możesz kurwa nie wiedzieć? - podjął ponownie.

- No po prostu nie wiem.

- Od kiedy siedzisz?

- Chyba kilka godzin.


- No to pięknie. - Ray pokręcił głową, wiedział już, że od tego człowiek niczego ciekawego się nie dowie, już miał powiedzieć coś jeszcze na koniec kiedy nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk przypominający skrobanie o ścianę, a może nawet i irytujące siorbanie, które dochodziło najwyraźniej od strony jego drugiego sąsiada. - Słyszałeś to? - Zrobił kilka kroków, a po chwili dobiegł go czyjś niezbyt wyraźny głos, który układał się jakby w jakieś bełkotliwe słowo Ciepłe - A ten co? - Podszedł jeszcze bliżej i tym razem przystawił ucho do wentylacji dzięki czemu tym razem usłyszał wyraźne Cieeeeepłeeee - Cicho tam!

Przez kilka sekund rzeczywiście nic mu nie przeszkadzało, jednak taki spokój nie trwał zbyt długo, z celi obok znów zaczęły dochodzić do niego jakieś dziwne szmery.

- Cieeeepłeeee....

- Zamknij ryj!! - podniósł głos i tym razem jego ton rzeczywiście zaczynał brzmieć groźnie - Lepiej żebym nie natknął się na ciebie poza tymi drzwiami stuknięta pokrako bo pożałujesz, że grałeś mi na nerwach.

- Cieeeepłeeee...
- powtórzył głos zza ściany, można by się pokusić o stwierdzenie, iż sąsiad Raya znajdował się w jakimś dziwnym transie albo też niezły był z niego żartowniś.

- Powiedziałem - ze wściekłością wyrżnął butem w ścianę - Zamknij - uderzył ponownie, być może nawet mocniej - ryj!

- Cieeeepłeeee! -
odparł sąsiad, wyglądało na to, że o rozmowie na poziomie nie było mowy.

- Ciepłe, ciepłe - rzucił na koniec przedrzeźniając - Świr. Totalny świr.

Wiele by dał by dostać w swoje rączki tego dowcipnisia, już on by mu pokazał jak z takimi upierdliwymi ludźmi sobie radzi. Chwile później usłyszał jeszcze jakieś inne dźwięki, nieco niewyraźny hałas, który w żaden sposób nie potrafił zidentyfikować.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=H8aRkfitF64[/MEDIA]

Powoli zaczynał się uspokajać, zsunął się na ziemię i siedział tak opierając się plecami o ścianę próbując zrozumieć co właściwie się stało i dlaczego tu trafił. Pierwszy incydent był zrozumiały, bijatyka z pomocą różnych niebezpiecznych narzędzi z panem Slewnackym było odpowiednim pretekstem by zamknięto go w celi i nafaszerowano różnymi środkami. Teraz jednak było inaczej, strażnicy złapali go za fraki i uzbrojeni po zęby w broń wyposażoną w ostrą amunicję eskortowali go na miejsce, a przecież jedynie wykonywał swoje obowiązki. Ray był porywczy i arogancki, ale jedno było pewne - nie był głupi. Im dłużej się więc nad sprawą zastanawiał tym więcej zastrzeżeń pojawiało się w jego głowie. Kiedy przychodził na pomoc Selenie nie zwrócił na to większej uwagi, lecz teraz wydawało mu się dziwne, że oddziały z poziomu B ich pilnowały, czyżby spodziewali się, że coś może pójść nie tak jak powinno? Ewidentnie coś wisiało w powietrzu, jakaś grubsza afera, a oni zapewne dość przypadkowo znaleźli się w złym czasie o złej porze.

Jego organizm źle reagował na zamknięcie, być może była to standardowa reakcja po tym jaki leki przestawały działać, a może po prostu była to wina głodu oraz przeklętej atmosfery tej planety. W każdym bądź razie czuł się jakoś dziwnie, brzuch go niby nie bolał, lecz miał wrażenie, że lada moment nastąpi jakiś atak nudności. Ciężko mu było określi ile już czasu minęło od kiedy znalazł się w zamknięciu, próbował zasnąć, lecz pomimo wielu prób mu się to nie udało. Wracał więc w myślach do wydarzeń jakie miały miejsce, znów przed oczami stanęła mu postać w zniszczonym uniformie, która bez żadnego problemu rozrywa ciało strażnika, nawet wykonany z niesamowicie mocnego materiału kombinezon nie poradził sobie z taką siłą. Krew tryskała na wszystkie strony i wizja ta wystarczyła by żołądek Blackaddera ostro zaprotestował i zwrócił całą swoją zawartość na zewnątrz. Jedynym pozytywem było to, iż dzięki temu poczuł się nieco lepiej i choć jego twarz przybrała niepokojący, trupio blady kolor, to był już w stanie ruszyć swoje ciało i przejść się trochę po celi.

- Mam swoje prawa! - krzyknął wściekle - Co to za parodia?! WYPUŚCIE MNIE!

Władze Ymira robiły sobie z niego jakiś słaby i nieśmieszny dowcip, a on miał zamiar odegrać się przy najbliższej okazji, tak po prostu tego nie zostawi, bezprawnie wtrącono go do celi, bez żadnego uzasadnienia, bez słowa. Był głodny, chciało mu się pić i nikt się tym nie interesował, miarka zaczynała się przebierać. Ktoś za to odpowie kiedy w końcu go wypuszczą, bo przecież muszą to zrobić.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline