Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2010, 22:29   #97
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Londyn płonął. Wyjące syreny alarmowe przecinały codzienny gwar miasta. Karetki, policja i straż pożarna oraz opancerzone wozy Grup Szybkiego Reagowania. Ci, którzy do tej pory wzbudzali strach, sami go odczuwali. Łowcy stali się zwierzyną. Ci, którzy zazwyczaj polowali, sami stali się obiektem łowów. Strzelano do nich, wysadzano w powietrze, podpalano. Śmierć zbierała spore żniwo i to ona w ostatecznym rozrachunku była jedynym zwycięzcą dzisiejszego poranka....

Walcz z ogniem ogniem....

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xjlgUx7_aN0[/MEDIA]


William „Gate” Southgate

Krew i odór dymu. Trzy ścierwa leżały niemal zwęglone nieopodal, a ty nasłuchiwałeś, czy nie słychać karetki. Czas płynął wolno. Straszliwie wolno, a karetki nie było. W tym czasie Lily straciła sporo krwi i przytomność.
W końcu – po całej wieczności pojawili się ludzie z GSR-u eskortujący pielęgniarzy. Lily zabrali do szpitala. Chciałeś jechać z nią, lecz dowódca GSR podszedł do ciebie.

- Wszyscy pracownicy Ministerstwa regulacji mają się niezwłocznie stawić w pracy. Ten atak nie był przypadkowy.


Dolores Ruiz

CG leżała, cała we krwi, a ty próbowałaś dzięki mocy „Siostrzyczki” uratować tą iskierkę życia tlącą się w jej poharatanym ciele. Nie było to łatwe. Wiedziałaś na czym polega twoja moc. Duchy, czy inna nienazwana siła, pozwalały ci przekazać swoją własną witalność. I zawsze gdzieś była granica, której przekroczyć nie można. Granica, przy której zwyczajnie traciłaś przytomność.
Tym razem nie oszczędzałaś się. To była CG. Każda chwila była cenna, każda chwila mogła zdecydować o wszystkim. O życiu i śmierci.
Czułaś ból CG, czułaś jej cierpienie, czułaś czerwień i ogień....

I potem zbliżyłaś się do granicy w zapamiętaniu i ogarnęła cię ciemność.


CG Lawrence

Leżałaś na pół świadoma, czując się, jak niepotrzebny nikomu płaszcz wyrzucony na śmietnik. Jak marionetka, której ktoś przeciął nitki. Świadomość uwięziona w poranionym ciele.
Czułaś, że przez liczne rany krew wylewa się z ciebie i tworzy coraz większą kałużę na podłodze.
Wzrok miałaś zamglony. Ściany mieszkania, rozwalane wybuchem meble i sprzęty stawały się coraz mniej wyraźne, za to zatroskana twarz Johna, stojącego tuż obok, była coraz bardziej realna. Widziałaś smutny uśmiech na twarzy ducha i oczy wpatrzone w ciebie ze smutkiem i bezsilnością. Czyżby Bezcielesny płakał?

Potem wokół ciebie zapadła ciemność. I wszystko zniknęło. Światło, dźwięki, obrazy. Wszystko.

„Więc tak wygląda śmierć” - ostatnia myśl.

Potem nawet ona .. ucichła.

Była jedynie zimna, ostateczna ciemność.


Emma Harcourt

Schronienie jest dobre. Daje poczucie bezpieczeństwa. Azyl, który jest ci teraz tak bardzo potrzebny.
Strzelano do ciebie! Kula o mało nie rozsmarowała zawartości twojej czaszki na ścianie kamienicy! To mógł być koniec. Jeden ułamek sekundy i całe twoje życie – wszelkie marzenia, plany, pragnienia – znikłyby w rozbłysku bólu.

Kopacz poinformowała cię, że to nie tylko ty byłaś celem ataku. Że zaatakowano bardzo wielu innych łowców. Marne pocieszenie.

W końcu przybyło obiecane wsparcie. Oczywiście sporo czasu zajęło im przekonanie cię, że to pracownicy GSR-u, a nie przebrani zamachowcy. Dopiero po upewnieniu się, że to prawdziwe wsparcie opuściłaś bezpieczne schronienie.

Z półpiętra przyglądały ci się zaskoczone i nieco przerażone twarze sąsiadów, kiedy schodziłaś w dół z uzbrojonym po zęby funkcjonariuszem w kominiarce.

- Znaleźliśmy zamachowca. A raczej to, co z niego zostało – powiedział funkcjonariusz GSR-u po krótkiej rozmowie z kimś przez krótkofalówkę. - Na pobliskim dachu. To jakieś zombie, ale ktoś ... urwał mu głowę. Zabezpieczamy szczątki. W związku z nadzwyczajną sytuacją mam panią odeskortować do Ministerstwa.


Gary Triskett

Strach. To czułeś widząc zakrwawioną CG leżącą na podłodze. Gorycz żółci w ustach, kiedy widziałeś jej mętniejący wzrok. Nawet nie miałeś pewności, czy egzorcystka cię widzi.
W mieszkaniu śmierdziało dymem i substancją pirotechniczną. Oraz krwią. Przytłaczający odór krwi.
Znałeś się na ranach. Wiedziałeś, że CG naprawdę poważnie oberwała. Że raczej nic nie poradzicie, by powstrzymać nieuniknione.
Ruiz darła się, byś wezwał pomoc, lekarzy, kogokolwiek, a potem sama przypadła do CG i próbowała swoich „czary – mary”. Nie wiedziałeś, czy to zadziała, lecz ... miałeś nadzieję. Gdybyś wierzył w Boga modliłbyś się. Ale Stwórca i ty pożegnaliście się ze sobą dużo wcześniej, nim to gówno po Fenomenie Noworocznym wylazło na ulicę.

Skorzystałeś z telefonu w mieszkaniu CG Lawrence. Linia trzeszczała i szumiała – to wina Bezcielesnego w domu, ale chyba ktoś usłyszał co i jak.

Nim przyjechała karetka Ruiz straciła przytomność.
Tylko tego ci brakowało.
Siostrzyczka padła nieprzytomna na pokrwawione ciało CG Lawrence. A ty przeklinałeś swój całkowity brak wiedzy medycznej. Nie byłeś w stanie zrobić nic.
Jedynie czekać na przyjazd karetki.

Trwało to jakiś czas.

W końcu jednak ratownicy medyczni w asyście uzbrojonych funkcjonariuszy GSR-u załadowali zarówno CG jak i Dolores do karetki i na sygnale odjechali do najbliższego szpitala. Chciałeś jechać za nimi, lecz powstrzymał cię dowódca grupy uderzeniowej GSR-u.

- Wszyscy łowcy, którzy stoją na nogach po tych atakach mają się udać pod naszą eskortą do Ministerstwa.

Widząc twoje wahanie dodał:

- Tam im nie pomożesz. A Kopacz już pewnie planuje odwet. Chcesz chyba dopierdolić tym martwym gnojkom, hę?


Audrey Masters

Pamiętasz, że siła eksplozji cisnęła cię w podwórko. Pamiętasz, że przerażony Powsinoga wyskoczył z twoich rąk i pomknął w krzaki, najszybciej jak potrafił. Pamiętasz, że zrobiłaś kilka chwiejnych kroków zrzucając płonącą kurtkę z pleców. Pamiętasz, że rzuciłaś się na ziemię wyjąc z bólu i tarzając się, by zgasić płomienie na plecach. Dom za twoimi plecami – twój dom – płonął. Płomienie objęły piętro i łapczywie wylewały się przez wybite wybuchem okna.
To musiał być granat zapalający. To dlatego twoje plecy płonęły.

Ból był potworny. Miałaś jedynie siłę wyć i odczołgać się kawałek dalej.

Nie widziałaś napastnika z odbezpieczoną bronią, który wchodził na podwórze zwabiony twoimi krzykami.


Timothy „Ka Mate” Mac Douglas

Byłeś na hyperadrenalinowym haju, kiedy podjeżdżałeś pod dom Audrey. Samochód zatrzymał się z piskiem opon, zostawiając na asfalcie dwie krechy spalonej gumy.

Niedaleko domu dostrzegłeś motor, a na nim kogoś w kasku. On również dostrzegł ciebie i sięgnął po przewieszony przez bok pistolet maszynowy. Stary, dobry uzi. Nie miał szans. Był zwykłym zombie, a ty rozwścieczonym Egzekutorem.
Wyszarpnąłeś broń kierowany zarówno instynktem walki, jak i latami szkolenia i posłałeś mu kilka kulek. Przesłona hełmu rozpadła się w strzępy, a motocyklista poleciał na ziemię posyłając krótką, urwaną serię w niebo.

W tym samym momencie z płonącego domu usłyszałeś eksplozję i wrzask Audrey dobiegający zza płonącego budynku. A potem strzał.

Ruszyłeś niczym demon zemsty pokonując oddzielający cię dystans w mgnieniu oka. Sforsowałeś furtkę i ujrzałeś kolejnego napastnika w skórzanej kurtce mierzącego w stronę leżącej kawałek dalej Audrey.

Strzeliłeś trafiając go w środek pleców. On również, trafiając Audrey w nogę. Potem upadł.

Przebiegłeś obok niego w stronę Wiedźmy. Kula chyba poszła bokiem. Strzał za tobą spowodował, że odwróciłeś się gwałtownie jednocześnie padając na ziemię.

Wróg nie trafił, lecz ponownie składał się do otwarcia ognia. Był zombie i pociski w plecach nie robiły na nim większego wrażenia.
Posłałeś mu kilka kulek w głowę.

GSR-y były na miejscu w chwilę później. Uzbrojona grupa. Zabrali poparzoną i ranną Audrey do najbliższego szpitala, a tobie kazali – z rozkazu Kopacz – jechać do Ministerstwa.


Helen Butler

Sforsowanie drzwi dla dwójki zombie to była betka. Szczególnie, że mieli do pomocy shootguny. Pierwszy strzał wywalił zamek. Zacisnęłaś wargi. Teraz twój pomysł ataku na dwójkę uzbrojonych wrogów kijem od szczotki wydawał się być zwyczajnie głupi.

Było jednak za późno na jakiekolwiek inne działania.

Kiedy pierwszy zombie znalazł się w zasięgu uderzyłaś kijem.

Mówi się, że głupi ma szczęście. Pewnie coś jest w tym powiedzeniu, bo trafiłaś zdechlaka kijem prosto w broń, a ten ... odstrzelił sobie stopę i zwalił się w przedpokoju wrzeszcząc w panice.

Drugi był jednak sprytniejszy. Strzał wyrwał koło ciebie wielgachną dziurę w ścianie obsypując ci twarz gipsowym pyłem. Wróg przeładował. Ruszyłaś do ucieczki w głąb mieszkania. Panika kierowała twoimi odruchami. Zdrowy rozsądek wyparował, jak śnieg wiosną.

Kolejny strzał wyrwał ogromną dziurę w kolejnej ścianie. Miałeś jedynie tą przewagę, że zombie byli wolniejsi, niż zwykli ludzie.

Zamknęłaś za sobą drzwi słysząc, jak wróg przeładowuje broń z charakterystycznym, znanym ci z filmów, dźwiękiem.

Huk i w drzwiach koło ciebie pojawiła się wielka dziura. Drzazgi poleciały we wszystkie strony. Jedna z nich trafiła cię w policzek, wbijając się głęboko w skórę. Kolejny strzał – szybciej niż sądziłaś i w drzwiach pojawiła się następna dziura.

Tym razem szczęście opuściło cię jednak. Oberwałaś.

Początkowo nawet nie zauważyłaś tego faktu. Dopiero potem zorientowałaś się, że ramię spływa ci krwią. Szok spowodował, że siadłaś na ziemi wpatrując się w drzwi w których pojawił się zombie w skórzanym płaszczu.

Twarz zgniłka wykrzywił dziwny grymas i skierował wylot broni w twoją stronę.

I wtedy twój pies – lecz nie do końca twój pies – wskoczył mu na plecy. Jeden cios łapą loup – garou i łeb zombie prysnął jak przejrzały melon zachlapując zawartością ścianę i tapetę.

Nim zdołałaś zareagować w jakikolwiek sposób lopu – garou skoczył i rzucił się na drugiego zombie, tego, który przestrzelił sobie stopę.

Huknął strzał.


Michael Hartman


Ból! Czaszka rozpadająca się w drobne kawałki.

Duch – gwałtownie wyrzucony z ciała pasa, które przyjmuje swój pierwotny kształt na podłodze w pokoju, który do niedawna zamieszkiwał jego właściciel.

Ciemność. Śmierć. Ponownie.

Lecz znów jakaś dziwna siła pociągnęła cię z odmętów niepamięci.

Ciało. Zwierzęce, umięśnione. Pies.

Duch człowieka, nazywanego na chrzcie Michael, syna Paula Hartmana, przez chwilę walczy ze słabą iskrą – duchem psa.

Ból. Skowy. Skamlenie. Krzyk.

Ciało morfuje. Staje się na przemian: człowiekiem, psem, człowiekiem, psem, człowiekiem, a w końcu stabilizuje się na dziwacznym i przerażającym melanżu jednego i drugiego stworzenia.

Huk. Krew. Wrzaski.

Pies pragnie ratować panią. Władający nim człowiek czuje zagrożenie.

Widzi znajomą twarz. Białowłosa egzorcystka z grupy „Trojaczki”. Zna ją z odprawy w Ministerstwie. Zombie unosi broń. Zombie jakże podobny do tego, który odstrzelił ciało poprzedniego nosiciela.

Gniew. Wściekłość. Atak.

Mięśnie loup – garou i ostre szpony bez trudu zmieniają czaszkę i mózg zombie w bezkształtną breję. Trup wali się na ziemię. Lopu – garou czuje, jak duch ulatuje z ciała.

Odwraca się czując niebezpieczeństwo.

Drugi zombie unosi broń. Loup – garou skacze obracając się w locie.

Śrut trafia go w biodro i zrywa futro z żeber. Gniew zaślepia.

Szczęka znajduje gardło. Kły rozrywają przegniłą skórę. Gęsta, zakrzepła krew wypełnia pysk loup – garou. Kolejne szarpniecie i głowa odpada od korpusu mrugając powiekami, jakby zdziwiona tym, co się właśnie stało.

Michael Hartman odzyskuje kontrolę nad ciałem.

Po chwili w zdewastowanym przedpokoju stoi już nagi, szczupły mężczyzna.

Słyszysz pisk opon na chodniku przed domem i charakterystyczne rozkazy wykrzykiwane przez GSR-y szykujące się do ataku.

Nie wygląda to dobrze. Istnieje spora szansa, że wezmą cię za napastnika i ostrzelają zaraz po wejściu. A z tego co wiesz przynajmniej połowa z nich ma posrebrzane kule w magazynkach.


Xaraf Firebridge


Jako pomoc przybyła grupa GSR-u. Trzech policjantów zostało, by zabezpieczyć zabite przez ciebie zdechlaki, czwarty wziął cię do samochodu i podrzucił do Ministerstwa.

Jadąc słyszałeś o atakach na innych Łowców. O zabitych, rannych i walczących o życie.

Rozmiar ataku był zastanawiająco poważny. Skoordynowane w czasie zdarzenia.

Do Ministerstwa docierasz jako jeden z pierwszych.

Jest tam już Kopacz. Ubrana w skórzany strój z ogniem w oczach, wrzeszczy do telefonu pragnąc ostrzec, jak najwięcej ludzi.

- Xaraf – rzuca na twoje powitanie. – Tetley Street 123. Jazda. Zabierz się z GSR-em. A potem wracajcie tutaj.

Nie czekasz, ruszasz razem z GSR-em do akcji.

Na miejscu czeka na was jedynie jakaś dziewczyna paląca papierosa. Obok niej leży okrwawiony .. dzik.

- Nie spieszyliście się, panowie, kurwa – mówi dziewczyna i rzuca niedopałek na podziurawione kulami cielsko. – Lupuś.

- Yvonne Cook – rzuca w powietrze. – Egzekutorka.



- Co jest, panowie – wstaje chowając pistolet do kabury przy biodrze. – Kopaczka się stęskniła. Wieźcie mnie do niej.
 
Armiel jest offline