Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2010, 14:05   #18
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Dwóch Agaryjczyków rozmawiało przyciszonymi głosami. Oprócz kraju pochodzenia i zaszczytu przebywania na królewskim balu nie łączyło ich nic innego. I w strukturze społecznej i majątkowej i nawet wojskowej dzieliły ich ogromne góry. A jednak ten stojący niżej wystąpił z prośbą a ten potężny - przychylił się do niej. Kotyliony zamieniły właścicieli. Nie pierwszy raz tej nocy.

* * *

Dwie matranki cicho rozmawiały spacerując dookoła sali. Przystawały od czasu do czasu komentując obrazy. Obserwowano je uważnie, choć nieostentacyjnie. Malarkę i jej małżonka zdołano już obgadać dokumentnie, co do hrabiny ... ciężko było czegokolwiek się uchwycić. Tak jakby wcale nie mieszkała w Cynazji. Dopiero od baroneta Buiold - jej sąsiada, jak się okazało - zdobyto kilka ploteczek. Najgorsze było to, że w zasadzie nic nie mówiły oprócz tego, że samą hrabiną interesowano się od trzech miesięcy ... o ile baronet nie konfabulował. Czy jednak dystyngowanego czterdziestolatka można by posądzać o tak niskie czyny?

* * *

Kilka tańców przepłynęło. Zanotowano, że hrabia Berlay zatańczył dokładnie raz z każdą z pań siedzących przy jego stoliku. Rozmowa w trakcie “Eltarie” z "teraz już słynną" malarką była równie uważnie obserwowana, jak dwie poprzednie. Dostrzeżono kilka uśmiechów, ukłonów i atmosferę wzajemnego zrozumienia. Uszami strzyżono ale ... nic nie dosłyszano.

* * *

Minęło wiele tańców. Kilkakrotnie siadano do stołu, by ponownie zrywać się w tany.

Hrabina Denery, jak zaobserwowano, miała dość przeciętne wzięcie. Gustowali w niej albo starający się wybić młodzi szlachcice, albo godni lordowie po czterdziestce, dla których kunszt taneczny, obyczaje i postawa znaczyły nadal to, co znaczyć powinny. Wydawało się, że proszona do tańca dama bawi się znakomicie choć dla fasonu tonuje wszystkie emocje. Zarzucić jej nic się nie dało, co wiele irytowało niektóre damy.

Baronowa de Chavaz miała tylko o krok ustępujące hrabinie powodzenie. Jej partnerzy też nie mieli ani tej klasy, ani wdzięku - byli za to znacznie młodsi i przystojniejsi. Tu jednak kilka osób odniosło wrażenie, że pani wyraźnie się nudzi. Ani flirty, ani tańce nie przynosiły radości. Tylko kolejny taniec z wicehrabią Rubinshaiem wyraźnie obudził kobietę i wywołał ledwie dostrzegalne rumieńce. Zaczęto plotkować.

Jednak te opowiastki były niczym wobec obgadywań otaczających baronessę de Vicconi. Jak mężatka może tak wywijać? Jak jej nie wstyd? Na dwadzieścia siedem tańców, na parkiecie spędziła dwadzieścia cztery! Z czego większość z młodymi, przystojnymi kawalerami! Na dodatek - większość z nich potrafiła się zachować i należała do tych lepszych partii ... Trzydziestolatka zdawała się nie zauważać tego i bawić się w najlepsze. Pilnowała wyraźnie tylko jednego - z każdym panem, nie więcej niż dwa tańce, nie jeden więc musiał obejść się smakiem.

* * *

Za kwadrans północ. Stoły i kolejny posiłek. Już niedługo królowa wygłosi swoje przemówienie. Pomiędzy stołami przeszedł delikatny szept. Kilka osób wstało i dyskretnie ruszyło do wyjścia ku ogrodom. W końcu ów szept dotarł i do towarzystwa hrabiego Berlaya. "Biją się" - mówiono. Bardziej dystyngowana część uśmiechami zbyła informację i tylko podpytywała: kto z kim i o co? Zaś baronowa de Chavaz ... przeprosiła wszystkich i miast udać się na stronę ... przemknęła ku ogrodom. Przy stoliku skwitowano to porozumiewawczymi uśmiechami. I wtedy dotarła informacja: "To z powodu pani Vicconi" ...

Baronessa zerwała by się zapewne, by popędzić, ale przytrzymała ją silna dłoń marrańskiej damy. Nie wypada przecież gnać na złamanie karku. Z paniami ruszył kapitan Grell, zaś hrabia poszedł powstrzymać królową od pośpiesznego ścinania walczących - wszak pojedynki w pałacu są bardzo surowo zabronione.

* * *

Pani baronowa pierwsza weszła na werandę z której (pomimo lekkiej mżawki) doskonale widać było dwóch pojedynkujących się kawalerów. Po krótkiej chwili rozpoznała ich. Pierwszym był ten, który dostał od baronessy po twarzy. Drugim - ów z który bardzo długo rozmawiała po jednym z tańców. Nim przyczyna zamieszania przybyła na miejsce - agaryjczyk dosięgnął rapierem swego przeciwnika. Zasalutował zwijającemu się na ziemi gardą po czym szybkim krokiem ruszył po schodkach na górę. Właśnie wtedy obie matrańskie damy weszły na werandę zastępując mu niejako drogę ... Szepty zamarły, kilkanascie par oczu zwróciło się ku nim. Tylko sekundant pokonanego szybkimi ruchami zdejmował koszule, by założyć prowizoryczny opatrunek.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 12-10-2010 o 12:38.
Bothari jest offline