Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 12:57   #60
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zimne, paraliżujące macki strachu wdzierały się do umysłu Hiddinka uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Pchnięty przez stwora Herbert leżał przy ścianie bojąc się zrobić cokolwiek. Chciał zniknąć, chciał by go tu nie było, chciał być tysiąc mil stąd. To co widział nie miało prawa istnieć. Takich istot nie było. Niemożliwe. Widział niemożliwe. Powoli … bardzo powoli ruszył głową. Prosty skręt szyją zajął mu całą wieczność. Spojrzał w stronę gdzie zniknął stwór. Drżącą jak w febrze ręką dotknął mokrego od potu czoła. W rzeczywistości cały był zlany potem, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. Wstał czepiając się ręką ściany. Nogi drżały mu tak, że nie mógł ustać. Osunął się z powrotem na podłogę. Na czworaka niczym raczkujące dziecko podpełzł do Łośka. Lokaj dostał w głowę, ale żył. Oddychał cicho i chrapliwie, ale jednak. Hiddink podjął kolejną próbę wstania na nogi. Tym razem mu się udało.
Zamknął oczy i próbował uspokoić oddech, by w ten sposób zwolnić rytm bijącego, jak oszalałe serca. Musiał to zrobić. Hiddink w swoim życiu nie miał zawału, ale był przekonany, że niewiele mu do niego brakuje. Próbował myśleć o czymś innym, co było cholernie trudne, bo myśli uparcie powracały do widzianego przed chwilą stwora.
- To nie był człowiek. Na pewno. – stwierdził z całą stanowczością. – A skoro nie człowiek to co ? Zwierzę. – odpowiedział zaraz sam sobie.
- Jakiś nieznany nauce gatunek. Tu w Bostonie ? Jasna cholera. Ktoś musiał je sprowadzić … wytresować …
Nazwanie i zaszufladkowanie strachu pomogło mu bardziej niż cała butelka laudanum.
Jeszcze w skroniach pulsował rytm strachu, gdy Hiddink chwycił się za pierś i stwierdził drżącym głosem.
- O mały włos nie kojfnąłem przez jakieś cuchnące bydlę. Wielka Stopa w moim domu. Ha ! – zaśmiał się krótko, nerwowo.
Chwycił za stojącą na stoliku mosiężną lampę wyszarpując wtyczkę z kontaktu. Z tak prowizoryczną bronią poszedł tam gdzie zniknął stwór, czyli na korytarz. Wkrótce idąc ostrożnie dotarł do otwartych na oścież drzwi do ogrodu na tyłach domu. Zamek był wyłamany, jak od silnego pchnięcia. Stwór najwyraźniej uciekł tą drogą.
Nieco uspokojony poszedł do sypialni po rewolwer. Z bronią poczuł się pewniej. Wtedy usłyszał krzyk Polly z jadalni. Kucharka właśnie znalazła Łośka.
- Szlag. Zapomniałem o nim. – mruknął Hiddink.
- Polly opatrz go. Ja dzwonię po pogotowie. – zawołał do kucharki.
Karetka zjawiła się wyjątkowo szybko zabierając rannego lokaja, który według słów Hiddinka spadł ze schodów niosąc tacę z nożami.
Herbert nie zadzwonił na policję. Początkowo chciał zgłosić włamanie i napaść, ale wtedy zebraliby jego odciski palców, a tego chciał uniknąć. Z resztą wolał polegać na własnej samoobronie, niż na sprzedajnych funkcjonariuszach.
Do rana Herbert nie zmrużył oka zastanawiając się co robić. Jedyne co wymyślił, to to że nie pozwoli się więcej zaskoczyć i że nikt nie będzie bił jego murzyna.
Z podkrążonymi oczyma, niewyspany pojechał do pracy.
Kate zaniepokojona jego wyglądem bez słów zrobiła mu kawę, która stygła, gdy Hiddink wykonywał kolejne telefony.
- Mc Coy ? Witam. Hiddink z Oaks End ładnych parę lat temu Twoja firma budowała mój dom. Nadal jesteś Pan w branży … ? Też się cieszę. Chcę żebyś na wczoraj wstawił mi we wszystkie okna i drzwi kraty. Pieniądze nie grają roli. Tak … nawet w pierdolony świetlik na dachu. Masz zrobić z mojego domu pieprzony fort Knox.
Następny telefon:
- Czy to firma Tezaurus ? Tak ? Z szefem … Witam, nazywam się Hiddink chcę wynająć Pańskich ludzi do ochrony mojej własności. Tak … na noc. Mają pilnować mego domu. Tak, zamawiam też dobermany. Pieniądze nie grają roli. Tak, już dziś w nocy.
Herbert odłożył słuchawkę i spróbował kawy. Skrzywił się pijąc zimną ciecz.
- Kate wychodzę. Jakby co, to biorę na dzisiaj wolne.
Hiddink wsiadł do bentleya i pojechał na Dudley Street do sklepu z bronią. Za ladą stał siwy jak gołąbek sprzedawca.
- Wyglądasz Pan jakbyś zobaczył ducha ? – stwierdził mężczyzna przyglądając się Herbertowi.
- Tak jakby. – stwierdził Herbert cierpko. Nieco zaskoczony. - Potrzebuję czegoś, co da mi pewność, że jak skurwiel dostanie, to nie trzeba będzie powtarzać. Jakąś pieprzoną strzelbę na słonie.
- Cóż … tylko to co Pan widzi. Może … Winchester Model 1901 ?
- Niech będzie i paczkę naboi.

Po dokonaniu zakupu pojechał do domu, by czekać na ekipę budowlaną.
 
Tom Atos jest offline