Zamek, komnata dziedzica
W ogólnym zamieszaniu, które nastąpiło po przybyciu Otta ze strażnikami, Malcolm wyswobodził się z objęć Lucienne, porwał ze ściany swój miecz i wypadł z pomieszczenia za Zygfrydem i sługą, w biegu wyciągając broń z pochwy. Zamek, mury
Powróz nie był gruby, ale mocny, więc by go przeciąć Tupik musiał poprawić cięcie.
Jednak pierwszy cios poruszył sznur, zwracając uwagę nocnego gościa. Spojrzał w górę, po czym oderwał się od muru i zjechał po linie. Która została odcięta, gdy był już około dwóch metrów nad ziemią. Intruz nie spadł jednak na proste nogi. Wylądował w przyklęku i natychmiast przekoziołkowała, amortyzując uderzenie.
Niziołka dobiegł jednak cichy jęk, ale osobnik, kuśtykając lekko, dopadł do konia, czekającego nieopodal, z trudem wdrapał się na sidło i puścił się galopem w stronę mostu.
W tym momencie na murach rozległ się okrzyk, który zwrócił uwagę wszystkich obecnych. - Gdzie ten szubrawiec!? Chce mnie dopaść, proszę, oto jestem!
Zza pleców dopiero co przybyłych Zygfryda i Otta wyłonił się z obnażonym mieczem w ręku panicz Malcolm. Zamek, most
Odemknięcie wrót zabrało bezcenny w tym momencie czas, więc gdy strażnicy, Frank i Jean Pierre wypadli za bramę, uciekający wjeżdżał już na most. Piesi zbrojni nie mieli szans na doścignięcie go, ale kapitan i jego przyjaciel jeszcze tak. O ile ruszyliby natychmiast.
*** Wyprawa
Wrzask i chlupnięcie zwróciły uwagę ludzi du’Ponte, którzy w pierwszej chwili zamarli z zaskoczenia i strachu, po czym rzucili się w stronę źródła dźwięków. - Dwaj niech zostaną przy ogniu! – zdążył jeszcze rozkazać ten, który wcześniej zarządził poszukiwania, a potem ruszył za resztą.
Chwilę później Yavandir usłyszał za sobą cichy szelest, po czym z krzaków wyłonił się Kosma, wyszczerzony od ucha do ucha. - Alem im bobu zadał! – oświadczył szeptem, wyraźnie z siebie zadowolony i jeszcze wyraźniej żądny pochwały.
Tymczasem znad brzegu, gdzie zebrali się wszyscy żołdacy, oprócz dwójki pilnującej obozowiska, doszły ich wystraszone głosy. - Nu, gdzie on?
- We wodę go wciągło jakieś diabelstwo, widzita onuce! Czyja, jak nie jego, a?
- Dobrze prawi! Pierw Grifo znikł we jamie, tera to. Tfu, tfu, nie wieża przeklęta, ale całe te ziemie!
- I morze! – ktoś dorzucił. - I morze! – potwierdziła reszta. - Idźmy stąd precz, może to jeszcze tu pływa albo na nas się zasadza!
- O wa, swojego chcesz zostawić?
- Jaki on tam mój… I w karty, chuj obwisły, kantował!
- Cisza! – głos dowódcy zdradzał niepokój i niepewność. – Przejść się wzdłuż brzegu, może jeszcze gdzie co leży. Albo i on sam. No, żywo, chłopy! |