Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 14:48   #50
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Zamek, komnata dziedzica

W ogólnym zamieszaniu, które nastąpiło po przybyciu Otta ze strażnikami, Malcolm wyswobodził się z objęć Lucienne, porwał ze ściany swój miecz i wypadł z pomieszczenia za Zygfrydem i sługą, w biegu wyciągając broń z pochwy.

Zamek, mury

Powróz nie był gruby, ale mocny, więc by go przeciąć Tupik musiał poprawić cięcie.
Jednak pierwszy cios poruszył sznur, zwracając uwagę nocnego gościa. Spojrzał w górę, po czym oderwał się od muru i zjechał po linie. Która została odcięta, gdy był już około dwóch metrów nad ziemią. Intruz nie spadł jednak na proste nogi. Wylądował w przyklęku i natychmiast przekoziołkowała, amortyzując uderzenie.
Niziołka dobiegł jednak cichy jęk, ale osobnik, kuśtykając lekko, dopadł do konia, czekającego nieopodal, z trudem wdrapał się na sidło i puścił się galopem w stronę mostu.
W tym momencie na murach rozległ się okrzyk, który zwrócił uwagę wszystkich obecnych.
- Gdzie ten szubrawiec!? Chce mnie dopaść, proszę, oto jestem!
Zza pleców dopiero co przybyłych Zygfryda i Otta wyłonił się z obnażonym mieczem w ręku panicz Malcolm.

Zamek, most

Odemknięcie wrót zabrało bezcenny w tym momencie czas, więc gdy strażnicy, Frank i Jean Pierre wypadli za bramę, uciekający wjeżdżał już na most. Piesi zbrojni nie mieli szans na doścignięcie go, ale kapitan i jego przyjaciel jeszcze tak. O ile ruszyliby natychmiast.

***

Wyprawa

Wrzask i chlupnięcie zwróciły uwagę ludzi du’Ponte, którzy w pierwszej chwili zamarli z zaskoczenia i strachu, po czym rzucili się w stronę źródła dźwięków.
- Dwaj niech zostaną przy ogniu! – zdążył jeszcze rozkazać ten, który wcześniej zarządził poszukiwania, a potem ruszył za resztą.

Chwilę później Yavandir usłyszał za sobą cichy szelest, po czym z krzaków wyłonił się Kosma, wyszczerzony od ucha do ucha.
- Alem im bobu zadał! – oświadczył szeptem, wyraźnie z siebie zadowolony i jeszcze wyraźniej żądny pochwały.
Tymczasem znad brzegu, gdzie zebrali się wszyscy żołdacy, oprócz dwójki pilnującej obozowiska, doszły ich wystraszone głosy.
- Nu, gdzie on?
- We wodę go wciągło jakieś diabelstwo, widzita onuce! Czyja, jak nie jego, a?
- Dobrze prawi! Pierw Grifo znikł we jamie, tera to. Tfu, tfu, nie wieża przeklęta, ale całe te ziemie!
- I morze!
– ktoś dorzucił.
- I morze! – potwierdziła reszta.
- Idźmy stąd precz, może to jeszcze tu pływa albo na nas się zasadza!
- O wa, swojego chcesz zostawić?
- Jaki on tam mój… I w karty, chuj obwisły, kantował!
- Cisza!
– głos dowódcy zdradzał niepokój i niepewność. – Przejść się wzdłuż brzegu, może jeszcze gdzie co leży. Albo i on sam. No, żywo, chłopy!
 
Cohen jest offline