Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 16:11   #44
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
„Tam!”- przemknęła mu myśl i natychmiast rzucił się w kierunku, gdzie dostrzegł ruch. Zaraz obok niego pojawił się Galen. W końcu dostrzegli ich zmorę- wychudła jednooka staruszka o przerażającym wyrazie twarzy. Gdy Licho zdało sobie sprawę, że ma kłopoty rzuciło się do ucieczki. Wiedźmini natychmiast ruszyli za nią, wiedząc, że dopiero po zabiciu zjawy będą mogli bezpiecznie kontynuować podróż.

Po morderczej gonitwie oczom wiedźminów ukazała się rzeka, która stanowiła granicę Metinny. Brego sądził, że woda skutecznie zatrzyma uciekiniera, dla tego też ogromne było jego zdziwienie, kiedy Licho znalazło się na drugim brzegu.
Towarzysze dostrzegli wystający pień w wodzie, widocznie głęboko wbity w dno. Towarzyszę wskoczyli na prowizoryczny most, uważając aby nie wpaść do wody. Kiedy znaleźli się w końcu po drugiej stronie, zauważyli, że ich przeciwnik zmniejszył się do rozmiaru zabawki.

Obaj towarzysze byli zmęczeni całonocnym marszem i morderczym biegiem jaki zafundowało im licho. Wykrzesali z siebie ostatnie pokłady energii przyspieszając jeszcze bardziej. To była ich jedyna okazja aby dorwać to przekleństwo. Kolejne manewry uciekiniera przybliżyły wiedźminów do niego. Cel wydawała się już na wyciągnięcie miecza. Mutanci wyprowadzili pchnięcia, które trafiły w cel, jednak licho w tym samym momencie eksplodowało, niemalże przewracając Brego. Pozostałości po przeciwniku wylądowały na mutantach, którzy stali zniesmaczeni nad pobojowiskiem.
Brego zaczął strzepywać z siebie resztki jelit i krwi, gdy nagle usłyszał stukot końskich kopyt. Po chwili przy wiedźminach pojawiła się dwójka jeźdźców: Rycerz w pełnej zbroi i jego towarzysz, który jak się później okazało jest magiem.

Po krótkiej rozmowie Gallena z rycerzem, z której najważniejszą informacją była znajdująca się niedaleko karczma. Brego naszły kolejne pytania.

-Jak daleko jest stąd do granicy z Nazir?
- zaczął beznamiętnie.

-Nazair... Daleko on na północ. W tym miesiącu na oczy nie ujrzycie terenów leżących w jego granicach.
Chyba, że by wam pomógł mój towarzysz...


-Bez żartów. Nie jestem odźwiernym portali!- parsknął czarodziej.

-Bardzo wam do tej Cintry spieszno?

-Bardziej niż bardzo. O jakiej pomocy mówisz?


-Nie ma mowy puszko! Stój sobie i miel ozorem, a ja tymczasem jadę do celu-syknął jadowicie, akcentując dwa ostatnie wyrazy.

-Można zapytać cóż w tejże Cintrze tak bardzo nagli?

-Sprawy wiedźminów i prywatne przy okazji. Czas nagli, a drogi jeszcze od cholery.

-Może w czymś pomóc zdołam?

-Jeśli nie dodasz nam skrzydeł to chyba niestety nie. Nie sądzę też, żebyście chcieli oddać nam swoje wierzchowce.

-Tegoż dokonać nie mogę, lecz list stosowny napisać mogę i herbem mym poiwierdzić.

-W czym nam to pomoże i za jaką cenę?


-Niegodziwcem byłbym oferując pomoc swą za korzyść materialną jakąkolwiek!-oburzył się rycerz, zaś jego koń niespokojnie zarzucił łbem.- Co zapisane będzie, może pomóc wejść tam, gdzie zamknięte są drzwi.

-To znaczy?

-Konkretnie rzec nic nie mogę, gdyż nic również nie wiem.
By jednak sporządzić takowy list, muszę wiedzieć czy cel szczytny.

-Dla mnie na pewno.


Nagle rycerz pokręcił głową.
-Ręce mam skrępowane, bo żadnej wiedzy nie mam o celu waszym.
W takimże tazie pomóc nie mogę, lecz możecie mojego towarzysza spróbować do otwarcia portalu nakłonić.


-To chyba cięższe niż tygodniowy marsz przez ten kraj. Idziemy do karczmy. Jeżeli chcesz porozmawiać mości rycerzu jeszcze o czymś to zapraszam na miskę ciepłej zupy.

-Z przyjemnością kilka słów pry stole zamieniłbym z mości panami, lecz mądrze prawi mój towarzysz.
Baron Babicki zadanie nam wyznaczył. Nie godzi się nie zrealizować-
westchnął, spoglądając na powoli oddalającą się postać antypatycznego czarodzieja.- Przejście jedno już dziś otworzył dla dzieci biednych pomocy potrzebujących.

-Spróbować zawsze można.


-Panowie wybaczą. Z zadaniem od pana Yagislava muszę gnać. Oby wam Melitele sprzyjała!-zasalutował, po czym puścił się galopem w stronę Ebbing. Mag jadący przodem nie zauważył, że towarzysz ruszył tak szybko, przez co został trochę z tyłu. Brego postanowił porozmawiać z nim na temat otworzenia portalu. Wiedźmin nie lubił magii, jednak wiedział, że zaoszczędzi im to tygodnie wędrówki.

-Hej! Magu!-krzyknął.

Czarodziej, słysząc tętent kopyt galopującego towarzysza, krzyknął, wbijając nogi w boki konia, który wystrzelił do przodu.
Zdawało się, że kompletnie nie usłyszał zawołania lub nie chciał go usłyszeć.
Odległość między nimi, a wiedźminami zwiększała się. Nie było sensu wołać ponownie. Brego splunął pod nogi mamrocząc jakieś przekleństwo usłyszał znajomy już głos za plecami.

-Czego-warknął ktoś stojący za mężczyznami.
Był to... czarodziej, który właśnie odjechał!- Macie trzydzieści sekund, po których zerwę teleprojekcję- wyglądał tak, jakby właśnie zmuszono go do rozmowy z małżom.

-Potrzebujemy twojej pomocy. Rycerz powiedział, że możesz wysłać nas prosto do Cintry.

-Tak i nie. Tak, mogę. Nie, nie chcę. Coś jeszcze? Dwadzieścia sekund.

-O nic więcej nie proszę. Każda stracona godzina działa przeciwko nam.

-Masz piętnaście sekund, żeby mnie zainteresować.

-Szukamy zaginionego towarzysza, ostatni ślad prowadzi właśnie do Cintry.

-No i? Nie widzię powodu, dla którego miałbym się wysilać. Co ja z tego będę miał?

-Nie mamy dużo pieniędzy, z naszego ekwipunku też raczej nic cię nie zadowoli. Powiedz czego chcesz a może się dogadamy.

-Pełno syren na każde moje zawołanie. Problem w tym, że dla mnie wasz Zenek może dogłębnie zajmować się geologią.
Masz coś ciekawszego?

-Trochę pieniędzy, nic więcej.

-Wasz czas dawno minął, ale niech stracę... Zaginiony Wiesmiav nie jest interesujący. Coś ciekawszego na ten temat?

-Mój towarzysz zaginął 2 lata temu. Ostatnio dostałem wiadomość, że ostatnio widziano go właśnie w Cintrze.

-Dwa lata? W takim razie musi już nie żyć. Małe, nieporadne rybki mogą łatwo zginąć.

-Nawet jeżeli nie żyje, będziemy ścigać jego zabójców. Cintra to nasz jedyny trop, więc tam musimy zacząć szukać.

-Nie obchodzi mnie to. Macie ostatnią szansę, żeby mnie zainteresować. Może powiedz coś o poszukiwanym Mojadzie.

-Tak samo jak my jest wiedźminem. Z tego co napisał w liście wiem, że wpakował się w jakieś gówno i potrzebuje mojej pomocy.


Nagle czarodziej zniknął. Brego znowu przeklną czarodzieja i odwrócił się, aby ruszyć w kierunku karczmy. Musiał odpocząć. Nie minęła chwila, gdy usłyszał za plecami odgłosy galopującego konia. Gdy się odwrócił ujrzał irytującego maga.

-Więc jednak cię przekonałem?- zapytał

-Nie- odparł krótko.

-Czemu więc wróciłeś?

-Wiedźmin okazał się na tyle ciekawy, że mogę posłuchać trochę więcej, a nie chce mi się utrzymywać teleprojekcji bez zwierciadła.

-Powiedziałem ci już wszystko. To jak pomożesz?

-Wszystko to za mało.

-Słuchaj. Na prawdę nie mam nastroju na przekomarzanie się, po takiej gonitwie, jaką zafundowało nam to pieprzone Licho. Nie ma co więcej opowiadać o Kurcie, jest wiedźminem, zniknął dwa lata temu, a ostatnim miejsce z którego wysłał list była Cintra.


Mag błyskawicznie zeskoczył z konia.
-Że co?-warknął, przypatrując się najpierw jednemu, potem drugiemu.

Milczenie przeciągało się.
-Macie cholerne szczęście, że nie jesteście tymi, za których was wziąłem.

-Czyli jakich?


-Yagislav ma duże kontakty i wpływy. Nie zdziwiłbym się, gdyby wynajął wiedźminów-mruknął w zamyśleniu.

-Nikt nas nie wynajął i nie działamy z niczyjego rozkazu.

-Wiem. Przeczytałem was. Teraz ja coś powiem. Baron Yagislav Babicki to skurwiel, dla którego mamy jechać po małe dzieciaki i przywozić do niego. W grupie pracowaliśmy ja, ten puszkowaty półdebil, elfisty rycerz i Kurt.
Nie sądzę, żeby taki drugi był gdziekolwiek. Imię może się powtórzyć, ale nie u mutantów. Zainteresowany?

-Znałeś Kurta? Kiedy to było!?


-Półtora roku temu, kiedy przybył do posiadłości barona Babickiego, ten bardzo chętnie wcielił go do swojego zespołu. W końcu to wiedźmin.
Problem polega na tym, że Yagislav nie wie, iż zarówno Kurt, jak i ja należymy do służb redańskich, zajmujących się wyrwaniem chwasta z korzeniami.
Po pewnym czasie wiedźmin zniknął, a ja nie mogę go wytropić magicznie.
Osobiście nie radzę podążać do Cintry. To nieopłacalne, ponieważ jeśli gdzieś jest to na terenie Redanii.
Podejrzewam, że siedzi w jakiejś celi. Siedzi o ile jeszcze nie dostał Wytrawnego Dijkstry.
Po jego zniknięciu szukają go nie tylko oddziały redańskie, ale również ludzie Babickiego, więc uważajcie co i komu mówicie.


-Myślę, że jednak spróbujemy w Cintrze. To nasz jedyny trop.

-W takim razie ułatwię wam trochę drogę.- powiedział, po czym odwrócił się do nich plecami i zaczął mamrotać coś pod nosem, oraz wykonując dziwne gesty rękoma. Ostatnie słowo które wydawało się bełkotem wykrzyknął, po czym przed nim otworzyła się niebieska, owalna brama.

Brego skinął głową na Galena, aby poszedł za nim. Nie ufał zbytnio magii, jednak oferta oszczędzenia kilkunastu tygodni morderczego marszu była zbyt kusząca. Nie mówiąc ani słowa wszedł pewnie w portal.
 
Zak jest offline