Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 19:03   #32
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Tak, teraz wszystkich wyrzuciło na głęboką wodę.
Statek coraz bardziej przypominał wrak, nie tylko w stricte wymiarze materialnym, ale także w tym symbolicznym. Wiatr niczym sęp rozrywał reje i wyłamywał maszty, Kraken jak ogromna harpia doprowadzał owe dzieło do całkowitej ruiny i zanieczyszczał swymi mackami obraz tej sytuacji. Jeszcze ta woda, niespokojnie się burzyła, przypominając momentami płynny, ciemnogranatowy ogień pochłaniający to próchno. Pani R. wtenczas sobie tak pomyślała:
A Może By Tak w tym przypadku przechrzcić dotychczasową Queen Victorię na Titanica 2?

Co nie oznaczało bynajmniej, że z takiego obrotu zdarzeń Magini się cieszyła. Na duchu potrzymywała ją tylko świadomość dopisywania dobrej passy oraz walczący z nią "ramię w ramię" towarzysze. Marynarze pokończyli swe żałosne żywoty w otchłaniach piekielnie lodowatej wody, natomiast Magini i jej towarzysze walczyli zarówno ze zdychającą bestią, jak i ze słabościami własnych ciał fizycznych. R. lubiła mnóstwo rzeczy, ale równie wiele (A Może Nawet I Więcej) nienawidziła - na przykład zimna.
Jako że przysłowia słynęły ze swego bycia mądrością narodów, tak martwe rzeczy od zarania dziejów po ówczesne czasy wykazywały swoją jedną niezmienną właściwość - nieograniczoną złośliwość. Niejaki pan EinStein wspominając o swej słynnej sentencji, najwyraźniej zapomniał do wszechświata i głupoty ludzkiej dodać właśnie złośliwości rzeczy martwych. Przekonała się o tym niebawem pani Magini, którą wiatr odział w żagle - ówcześnie podarte, brudne szmaty; a raczej wręcz wcisnął na nią takie brzydkie wdzianko i R. miała chwilowe problemy z wydostaniem się z tego dziadostwa. Teraz poczuła na własnej skórze Gnomi problem, kiedy coś pójdzie nie tak w wygłaszaniu orędzia do narodów.

Na szczęście tu z pomocą przybył Ursuson, który usunął ową wadę z jej wystroju. Uwolnił piękność z objęć maszkary, paskudnego potwora, a jego cielsko cisnął w daleki kąt. Mężczyźnie niewiele brakowało do tego, by ten zaczął się naprawdę ślinić na widok uwolnionej kobiety. Pies Na Baby wyłonił się z oczu mężczyzny - Wasza Wysokość widziała w nich ową bestię, śpiącą w męskich umysłach, a budzącą się w fantazjach erotycznych, rozkoszującą się w igraszkach, z lubieżnością rozdzierającą ubranie kobiety...
Ale...
- Dziękuję - skinęła głową.
Na drodze temu procesowi stanęły dwie rzeczy:
Uno - sytuacja była zbyt poważna na amory.
Duo - Ursuson potrafił panować nad męskimi zachętkami co do zbyt nachalnego patrzenia się w kobiece okrągłości.

- Powinniśmy się dzięki temu stąd wydostać - zgodziła się z siłaczem. Uważała na swoją torbę, bowiem w niej mieścił się prawie cały dobytek życiowy pani Magini. Nie należała owa torba do najlżejszych, jednak pani R. dzięki przyzwyczajeniu taki słodki ciężarek w niczym nie przeszkadzał. - Ale co będzie z resztą towarzystwa? Skąd moglibyśmy wiedzieć, dokąd popłyniemy?
Wzięła głębszy oddech. Sytuacja zaczęła wzbudzać w niej duże obawy. A co będzie, jeśli ich następnym, a jednocześnie ostatnim przystankiem będzie "Śmierć"? Magini nie dostała przecież zaproszenia na wieczne grillowanie, o którym innymi słowami wspomniał lubieżny zakonnik. Chociaż - co można byłoby robić na tym "wiecznym zbawieniu"? To chyba jakiś przystanek po tawernie Piekło, tak? Jeżeli będzie kleryk jeszcze żył po tej bitwie, to R. postanowi sobie na przyszłość, że go o tą kwestię zapyta.

Lada moment druga dama (Gwiazdę Zaranną w swych dłoniach dzierżąca) w opałach dołączyła do Ursusona oraz R.
Zółtooka wiedźma dosłyszała pytanie orczycy. To naturalne było dla Magini, że nie należy ignorować próśb swoich wielbicieli, o ile te mieszczą się w skali realizmu i jej możliwości.
- Ja mam wiele pomysłów - padła nieadekwatna do sytuacji odpowiedź. Jeszcze bardziej nieadekwatnie wyglądało zaś wtedy, kiedy pani Magini wyciągnęła ze swej torby flaszkę z sake i pociągnęła z niej porządny łyk. - Najpierw zrealizuję jeden: to jest - napiję się sake...
Butelka z alkoholem powędrowała z powrotem do torby.
- Drugi twój wspaniały - możesz nas ochraniać. Ale zdecydowanie trzeci pomysł będzie najlepszy (bo mój pomysł) - trzeba tej ośmiornicy spełnić prośbę i nieźle jej przykopać... prądem! - pomiędzy palcami "wiedźmy" przepłynęły iskry.

- I proszę cię o jedno na przyszłość, nim ewentualnie zginę.
R. łypnęła porządnie na mocarną orczycę.
- Nie nazywaj mnie czarodziejką - dodała z szalonym uśmiechem na ustach. - Czuję się przez to zdewaluowana. Jestem Maginią.

Ryi zaśmiała się, ale przestała, bo poczuła jakiś ból w środku.
- W porządku, Magini - powiedziała. - Dopraw ją, a potem ewentualnie dobijemy, na razie postoję tu i popilnuję...
- Trzymaj się... Er, jak się zwiesz?
-Ryi i dziękuję, że zapytałaś.
- Miło poznać - skinęła na to orczycy granatowowłosa, nad czymś się przez chwilę zamyślając. Po chwili anulowała proces medytacji z powodu przerosłej ośmiornicy. - A powiedz mi jedno - zerknęła z ukosa na latające wszędzie macki. - Lubisz pieczoną ośmiornicę i rum?
Ryi zastanowiła się i powiedziała z uśmiechem;
- Gotowaną. Jadłam kiedyś marynowaną, ale nie była najlepsza. Sushi też można spróbować. A rum... Rum doskonale poprawia i podkreśla smak, wobec tego jestem na tak.
- Wspaniale! - oczy R. pokraśniały z zadowolenia i z szaleństwa. - Wobec tego będziemy dzisiaj pić! ...No, jeść też! - dodała w pośpiechu. - Zatem do roboty! Ten świniak już niedługo padnie!

Tak, teraz nie tylko wszystkich wyrzuciło na głęboką wodę, ale także sam statek schodził na psy - znaczy się na dno. Dodatkowo obecność ledwo trzymającego się przy życiu Krakena nie poprawiła wszystkim ani nastroju ani nie nadawała nadziei na rychłe dopłynięcie na suchy ląd. Wiele rzeczy i istot - żywych oraz martwych - pływało w wodzie. Beczki, martwy marynarz, deska, braciszek Michał (Co?!), beczka...

- A gdzie jest Barbak? - syknęła, kiedy zorientowała się, że na pokładzie zabrakło jej starego znajomego. - Barbak!
Żadnej reakcji.
- BARBAK!! - wrzasnęła, jednak owy zabieg nie sprawił, że orczy palladyn się odezwał. Nie widziała, jak ten wpadał do wody, nie widziała także, gdzie mogło go wywiać. Kilkakrotne jeszcze (nieudolne niestety) przywołanie sprawiło, iż R. utwierdziła się w okropnym przekonaniu, że niefortunnie Barbak postradał życie, zaginął w akcji.
Jedynie wiatr i morze się tłukły. Ale nie ich odpowiedzi oczekiwała wasza wysokość.

Cała wina wraz z przekleństwami w kilku językach musiała tradycyjnie spaść na przerośniętą ośmiornicę. Póki to coś żyło, R. nie mogła sobie spokojnie odpoczywać pod ścianą, podczas gdy drużyna walczy - wówczas im skandować, jak to czynili jej chłopcy. Choć przyznała sobie ze śmiechem na ustach, komicznie by się to prezentowało...
To nie był jeszcze koniec walki, zatem trzeba było ją ostatecznie rozstrzygnąć i to jak najprędzej. Stojąc twarzą w twarz wrogowi (o ile tak można było nazwać łeb Krakena) R. postanowiła pomóc bestii w jej problemie - w odesłaniu jej na dno, by tam grzecznie poszła (popłynęła) spać. Jeśli ta pragnie dostać ten statek, to go dostanie - ale bez pasażerów i frytek do tego.

If history is to change, let it change.
If the world is to be destroyed, so be it.
If my fate is to die, I must simply laugh
And drink my sake.
Come and die for us, Kraken!


- Jedna uwaga - rzekła to do towarzyszącego jej mężczyzny oraz Ryi. - Spróbuję ją niebawem ostatecznie dobić. Jeszcze tylko raz ją osłabię, dzięki wam ośmiornica będzie mogła w końcu ułożyć się do snu na rożnie.
----
Użyty czar: Osłabienie
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline