Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2010, 22:50   #31
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Cóż, kraken nie cackał się z biedną Ryi, która w rezultacie wystawiła się na jego pełen gniew. Miotał nią po pokładzie w dość nie subtelny sposób, co skończyło się tym, że ciało orczycy wyło z bólu. Chyba coś się złamało. Tak, to był maszt, ale niewykluczone, że Koddo coś złamała. Wolała tego nie rozpatrywać, chociaż fakt ten na pewno wyjdzie w praniu. Na przykład gdy zacznie biec, to nagle poczuje przeszywający ból w nodze - to będzie oznaczać, że jest złamana. Myślenie bardzo proste, ale szybkie.

Tylko jak się wydostać spod masztu, który miał swoją wagę. Normalnie Ryi nie miałaby z nim problemów, ale zaliczyła wcześniej dość nieprzyjemną randkę z gigantycznym gadem morskim, który nie wiedział jak się obchodzić z orczymi samicami. (No chyba, że kraken to ona, ale Ryi wolała nie znać prawdy). Będzie trzeba coś wymyślić.

Najpierw doszła do siebie, chociaż otoczenie kręciło się zabójczo. Macki latały, ale widziała, że reszta jeszcze coś z nimi próbuje zrobić.

- Czarodziejko! Wojowniku! Może pomożecie? - krzyknęła w ich kierunku.

Chyba nie słyszeli. Wojownik gdzieś pobiegł, a czarodziejka też wyglądała na zajętą. No dobrze, wobec tego spróbuje wydostać się po swojemu. Najłatwiej byłoby zrzucić ten maszt z siebie, zamiast go podnosić. Nie, to raczej tak nie pójdzie. Lekko go uniosła, a potem wysunęła kawałek. Drewno upadło uderzając ją w brzuch i nerki. Jeśli tak dalej pójdzie, to przez tydzień nie zje obiadu.

Odrzuciła Demotywator kawałek dalej. Chwyciła maszt w obie dłonie, chociaż ślizgał się dość, lekko wygięła ciało, żeby sobie pomóc. Kiedy znajdował się na odpowiedniej wysokości, wyślizgnęła się (czy też wyskoczyła) po śliskim spod niego do przodu, chociaż i tak dostała przy tym w głowę, bo jednak ślizg nie nie był dostatecznie daleki.

Z reguły po takich walkach wstawała, strzepywała pyłek z ubrania i odeszła jakby nic się nie stało, ale teraz potworzak stłukł ją i zdenerwował. Chwyciła buławę i podpierając się nią, podeszła do czarodziejki. Stanęła za nią po czym rzekła;
- Bestia jeszcze dycha? Na razie ochraniam tyły, jak masz pomysł to spróbuję pomóc.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 12-10-2010, 19:03   #32
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Tak, teraz wszystkich wyrzuciło na głęboką wodę.
Statek coraz bardziej przypominał wrak, nie tylko w stricte wymiarze materialnym, ale także w tym symbolicznym. Wiatr niczym sęp rozrywał reje i wyłamywał maszty, Kraken jak ogromna harpia doprowadzał owe dzieło do całkowitej ruiny i zanieczyszczał swymi mackami obraz tej sytuacji. Jeszcze ta woda, niespokojnie się burzyła, przypominając momentami płynny, ciemnogranatowy ogień pochłaniający to próchno. Pani R. wtenczas sobie tak pomyślała:
A Może By Tak w tym przypadku przechrzcić dotychczasową Queen Victorię na Titanica 2?

Co nie oznaczało bynajmniej, że z takiego obrotu zdarzeń Magini się cieszyła. Na duchu potrzymywała ją tylko świadomość dopisywania dobrej passy oraz walczący z nią "ramię w ramię" towarzysze. Marynarze pokończyli swe żałosne żywoty w otchłaniach piekielnie lodowatej wody, natomiast Magini i jej towarzysze walczyli zarówno ze zdychającą bestią, jak i ze słabościami własnych ciał fizycznych. R. lubiła mnóstwo rzeczy, ale równie wiele (A Może Nawet I Więcej) nienawidziła - na przykład zimna.
Jako że przysłowia słynęły ze swego bycia mądrością narodów, tak martwe rzeczy od zarania dziejów po ówczesne czasy wykazywały swoją jedną niezmienną właściwość - nieograniczoną złośliwość. Niejaki pan EinStein wspominając o swej słynnej sentencji, najwyraźniej zapomniał do wszechświata i głupoty ludzkiej dodać właśnie złośliwości rzeczy martwych. Przekonała się o tym niebawem pani Magini, którą wiatr odział w żagle - ówcześnie podarte, brudne szmaty; a raczej wręcz wcisnął na nią takie brzydkie wdzianko i R. miała chwilowe problemy z wydostaniem się z tego dziadostwa. Teraz poczuła na własnej skórze Gnomi problem, kiedy coś pójdzie nie tak w wygłaszaniu orędzia do narodów.

Na szczęście tu z pomocą przybył Ursuson, który usunął ową wadę z jej wystroju. Uwolnił piękność z objęć maszkary, paskudnego potwora, a jego cielsko cisnął w daleki kąt. Mężczyźnie niewiele brakowało do tego, by ten zaczął się naprawdę ślinić na widok uwolnionej kobiety. Pies Na Baby wyłonił się z oczu mężczyzny - Wasza Wysokość widziała w nich ową bestię, śpiącą w męskich umysłach, a budzącą się w fantazjach erotycznych, rozkoszującą się w igraszkach, z lubieżnością rozdzierającą ubranie kobiety...
Ale...
- Dziękuję - skinęła głową.
Na drodze temu procesowi stanęły dwie rzeczy:
Uno - sytuacja była zbyt poważna na amory.
Duo - Ursuson potrafił panować nad męskimi zachętkami co do zbyt nachalnego patrzenia się w kobiece okrągłości.

- Powinniśmy się dzięki temu stąd wydostać - zgodziła się z siłaczem. Uważała na swoją torbę, bowiem w niej mieścił się prawie cały dobytek życiowy pani Magini. Nie należała owa torba do najlżejszych, jednak pani R. dzięki przyzwyczajeniu taki słodki ciężarek w niczym nie przeszkadzał. - Ale co będzie z resztą towarzystwa? Skąd moglibyśmy wiedzieć, dokąd popłyniemy?
Wzięła głębszy oddech. Sytuacja zaczęła wzbudzać w niej duże obawy. A co będzie, jeśli ich następnym, a jednocześnie ostatnim przystankiem będzie "Śmierć"? Magini nie dostała przecież zaproszenia na wieczne grillowanie, o którym innymi słowami wspomniał lubieżny zakonnik. Chociaż - co można byłoby robić na tym "wiecznym zbawieniu"? To chyba jakiś przystanek po tawernie Piekło, tak? Jeżeli będzie kleryk jeszcze żył po tej bitwie, to R. postanowi sobie na przyszłość, że go o tą kwestię zapyta.

Lada moment druga dama (Gwiazdę Zaranną w swych dłoniach dzierżąca) w opałach dołączyła do Ursusona oraz R.
Zółtooka wiedźma dosłyszała pytanie orczycy. To naturalne było dla Magini, że nie należy ignorować próśb swoich wielbicieli, o ile te mieszczą się w skali realizmu i jej możliwości.
- Ja mam wiele pomysłów - padła nieadekwatna do sytuacji odpowiedź. Jeszcze bardziej nieadekwatnie wyglądało zaś wtedy, kiedy pani Magini wyciągnęła ze swej torby flaszkę z sake i pociągnęła z niej porządny łyk. - Najpierw zrealizuję jeden: to jest - napiję się sake...
Butelka z alkoholem powędrowała z powrotem do torby.
- Drugi twój wspaniały - możesz nas ochraniać. Ale zdecydowanie trzeci pomysł będzie najlepszy (bo mój pomysł) - trzeba tej ośmiornicy spełnić prośbę i nieźle jej przykopać... prądem! - pomiędzy palcami "wiedźmy" przepłynęły iskry.

- I proszę cię o jedno na przyszłość, nim ewentualnie zginę.
R. łypnęła porządnie na mocarną orczycę.
- Nie nazywaj mnie czarodziejką - dodała z szalonym uśmiechem na ustach. - Czuję się przez to zdewaluowana. Jestem Maginią.

Ryi zaśmiała się, ale przestała, bo poczuła jakiś ból w środku.
- W porządku, Magini - powiedziała. - Dopraw ją, a potem ewentualnie dobijemy, na razie postoję tu i popilnuję...
- Trzymaj się... Er, jak się zwiesz?
-Ryi i dziękuję, że zapytałaś.
- Miło poznać - skinęła na to orczycy granatowowłosa, nad czymś się przez chwilę zamyślając. Po chwili anulowała proces medytacji z powodu przerosłej ośmiornicy. - A powiedz mi jedno - zerknęła z ukosa na latające wszędzie macki. - Lubisz pieczoną ośmiornicę i rum?
Ryi zastanowiła się i powiedziała z uśmiechem;
- Gotowaną. Jadłam kiedyś marynowaną, ale nie była najlepsza. Sushi też można spróbować. A rum... Rum doskonale poprawia i podkreśla smak, wobec tego jestem na tak.
- Wspaniale! - oczy R. pokraśniały z zadowolenia i z szaleństwa. - Wobec tego będziemy dzisiaj pić! ...No, jeść też! - dodała w pośpiechu. - Zatem do roboty! Ten świniak już niedługo padnie!

Tak, teraz nie tylko wszystkich wyrzuciło na głęboką wodę, ale także sam statek schodził na psy - znaczy się na dno. Dodatkowo obecność ledwo trzymającego się przy życiu Krakena nie poprawiła wszystkim ani nastroju ani nie nadawała nadziei na rychłe dopłynięcie na suchy ląd. Wiele rzeczy i istot - żywych oraz martwych - pływało w wodzie. Beczki, martwy marynarz, deska, braciszek Michał (Co?!), beczka...

- A gdzie jest Barbak? - syknęła, kiedy zorientowała się, że na pokładzie zabrakło jej starego znajomego. - Barbak!
Żadnej reakcji.
- BARBAK!! - wrzasnęła, jednak owy zabieg nie sprawił, że orczy palladyn się odezwał. Nie widziała, jak ten wpadał do wody, nie widziała także, gdzie mogło go wywiać. Kilkakrotne jeszcze (nieudolne niestety) przywołanie sprawiło, iż R. utwierdziła się w okropnym przekonaniu, że niefortunnie Barbak postradał życie, zaginął w akcji.
Jedynie wiatr i morze się tłukły. Ale nie ich odpowiedzi oczekiwała wasza wysokość.

Cała wina wraz z przekleństwami w kilku językach musiała tradycyjnie spaść na przerośniętą ośmiornicę. Póki to coś żyło, R. nie mogła sobie spokojnie odpoczywać pod ścianą, podczas gdy drużyna walczy - wówczas im skandować, jak to czynili jej chłopcy. Choć przyznała sobie ze śmiechem na ustach, komicznie by się to prezentowało...
To nie był jeszcze koniec walki, zatem trzeba było ją ostatecznie rozstrzygnąć i to jak najprędzej. Stojąc twarzą w twarz wrogowi (o ile tak można było nazwać łeb Krakena) R. postanowiła pomóc bestii w jej problemie - w odesłaniu jej na dno, by tam grzecznie poszła (popłynęła) spać. Jeśli ta pragnie dostać ten statek, to go dostanie - ale bez pasażerów i frytek do tego.

If history is to change, let it change.
If the world is to be destroyed, so be it.
If my fate is to die, I must simply laugh
And drink my sake.
Come and die for us, Kraken!


- Jedna uwaga - rzekła to do towarzyszącego jej mężczyzny oraz Ryi. - Spróbuję ją niebawem ostatecznie dobić. Jeszcze tylko raz ją osłabię, dzięki wam ośmiornica będzie mogła w końcu ułożyć się do snu na rożnie.
----
Użyty czar: Osłabienie
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 12-10-2010, 21:39   #33
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ursuson; Toporek chlasnął w mackę, ta drgnęła konwulsyjnie i wijąc się zniknęła pod wodą. Drow, chwilowo ocalony, zażądał... kuli armatniej. Wiadomo, że tonący kuli armatniej się chwyta, ale... było z tym drowem aż tak źle? Skombinowałeś pływaki. Zawsze coś.

Dirith; Złapałeś kule i zniknąłeś pod wodą. To była twoja chwila prawdy.
Cholerne oko Krakena musiało kiedyś ulec...! A nawet jeśli nie – pomyśleć tylko o drowiej klątwie jaką wlepią tej ośmiornicy Mroczni Bogowie widząc twój zapał i upór!...

R.;
W sytuacji w jakiej się znaleźliście koniecznie trzeba... napić się!
Tak, napić się, yhyym...!
Nap...[ gulg]
O czym to ja...? A tak, rożen!
Pojęłaś w mig, że ośmiornica lubi pływać. Kolejne czary spłynęły efektywnie na Krakena! Zero chybień w wykonaniu magini wzbudzały powszechną radość wśród marynarzy [tych, co jeszcze nie skoczyli do wody...]

Dirith;
W ciemnej wodzie próbowałeś znaleźć krakenią gałę. Wymacałeś oślizłe coś. Macka...? Głowotułów czy jak mu tam?... Ośmiornica szybko skapnęła się, że coś ją gmera. Po chwili poczułeś, jak coś owija się wokół ciebie niczym anakonda. Gryzłeś, drapałeś... Trzymało. Szarpałeś się, gryzłeś... trzymało. Zaczęło kręcić ci się w głowie a woda nieprzyjemnie zalewała twoje nozdrza i pysk... Odruchowo machnąłeś łąpami ale powierzchnia była gdzieś bardzo daleko...


Ryi; Wygrzebałaś się spod masztu o własnych, zielonych siłach. Po pokładzie nadal biegał rżący okrutnie osioł. To on przykul najpierw twoją uwagę gdy wyplatałaś się ze zwałów żagla. Magini przednio wykonywała swoje zadanie. Znaczy piła, ale poza tym tez rzucała czarami, talerzami i takimi tam.

R., Ursuson, Ryi;
Pomimo waszych wysiłków statek wcale nie ma się lepiej. Wreszcie dochodzi do tego przełomowego momentu, kiedy przechyla się zdecydowanie „niezdrowo”. Ostatni twardziele wśród marynarzy tracą zimną krew.
No i jednak. Idziecie na dno. Wielka, wkurzona ośmiornica wylosowała dla was otchłań morza. A wiadomo, ośmiornice zawsze lodują trafnie.
Wreszcie, Kraken robi wielkie „TRZASK” ze statkiem i macie teraz... statek w dwóch kawałkach!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=HDla5H4P5QQ&feature=related[/media]

Nie ma co bawić się w zjeżdżalnię do paszczy bestii. Jedni za burtę wyfrunęli sami, inni skoczyli. Kraken owinął macki wokół połamanego statku i wciąga go pod wodę.
Woda jest zimna. Woda jest mokra.
Po chlupnięciu natychmiast wypływacie na powierzchnię i szukacie czegoś co dryfuje. Pływaki Ursusona działają całkiem nieźle. Skupiacie się razem i gramolicie się na pływaki połączone z większymi kawałkami dryfującego drewna.
Oglądacie ostatki żywotu statku z tej prowizorycznej szalupy. Cała reszta ogląda to z różnych zakątków morskiej wody.

She Goes to the Bottom by ~dive4phil on deviantART

Statek powoli zanurza się coraz głębiej i głębiej. Wokół pływają szczątki drewna i załadunku, marynarze, żywi i martwi. Ci żywi jeszcze pakują się na dryfujące drewno, wznoszą modły z nadzieją, że jakiś statek cudem ich odnajdzie. Kiedy statek tonie i znajdujące się na pokładzie lampy gasną, wokół robi się stopniowo coraz ciemniej. Woda jest bardzo zimna. Utrzymujecie się na wodzie na konstrukcji która co prawda pływa, ale nie jest zbyt szczelna. Jesteście z tej racji nieco przemoczeni, ale cóż, utrzymujecie się na powierzchni. Rozglądacie się wokół, szukając wśród fal znajomych twarzy. Drow zniknął, chyba Kraken zaprosił go na kolację...
Statek zanurza się całkowicie i wielkie bąble radośnie wyskakują na powierzchnie. Trwa to bardzo długo. Gapicie się tam gdzie zniknął statek, jakbyście nie wierzyli, że zatonął. Ci co przeżyli i dryfują wokół was na szalupach czy drewnie, też nie mają za bardzo pomysłu co dalej. Kraken może w każdej chwili wrócić. Fale znoszą was, rozpraszają cały ten połamany bałagan i dryfujących na nim żeglarzy. Kolejni rozbitkowie Gina wam z oczu w mroku nocy, a fale znoszą was dalej i dalej, w sobie tylko wiadomym kierunku... Kiedy zimno nocy i morskiej wody zaczyna wam powoli doskwierać, w ciemnościach nocy znika żeglarz dryfujący na kawałku ułamanego pokładu. Od tej chwili jesteście zupełni sami pośród fal...



Wrzuta.pl - Nightwish - The Islander

* * *
- Statek nie dopłynie.
Mężczyźni spojrzeli na siebie z przestrachem, jakby teraz dopiero zdali sobie sprawę, iż ktoś mógł ich dosłyszeć.
- Niebawem się okaże.
- Nie dopłynie – powtórzył z naciskiem wyższy mężczyzna w płaszczu. – A nim wyruszy kolejny, wytresuję kolejnego zamachowca – uśmiechnął się paskudnie.
- Ludzie pomyślą, że te wody są nawiedzone! – powiedział niższy i gruby, nieco z obawą. – Nie możemy zostać całkiem odcięci od świata!
- Spokojnie. Kiedy nasz plan się powiedzie, wszyscy będą walić do tego zamku drzwiami i oknami. Póki co trzeba zatapiać każdy jeden. Ludzie zaczną się bać, zmyślą klątwy...
- Co, jeśli ktoś przeżyje?
Mężczyzna w płaszczu uśmiechnął się z drwiną.
- Tym lepiej. Rozpowiedzą o tragedii. Na suchym lądzie... – wyjął swój sztylet i zaczął się nim bawić. -...tez można spotkać śmierć...
- Panie, to... – zająknął się gruby. – strasznie... ryzykowne...
- Chciałeś powiedzieć krwawe...?
- Nie, tak tylko...
- Śmiesz wątpić w mój genialny plan? – zmroził grubego lodowatym spojrzeniem.
- Nie, panie! Miejmy tylko nadzieję ze te głupki szybko się wystraszą i kolejne statki po prostu nie wypłyną!... To... to znacznie ułatwiłoby nam pracę!
- Tak... – bąknął pod nosem.
* * *



Wschód słońca. Pogoda; ciepło, brak wiatru.

R., Ursuson, Ryi;

Beach by ~Neil-Claydon on deviantART
Byliście na plaży. Tak, to zdecydowanie była plaża. Była szeroka na kilkanaście metrów, a dalej zaczynał się sosnowy las.
http://hary.pl/photos/9/93c282007e/4...c282007e_o.jpg

Szybki rzut oka wokół dla rozeznania sprawy.
Ursuson, na plaży leżał worek-pływak z twoim dobytkiem! Udało ci się go ocalić! R., również twój magiczny dobytek przetrwał, warto było się o niego zatroszczyć! Ryi, Demotywator jest... a reszta?! Dziennik, rysik, pierdoły, gdzie to jest?! Cholerny Kraken zżarł?!

Nieopodal na plaży leżał jeszcze jakiś rozbitek. Był to drow. Ten sam drow, który na pokładzie przeczyszczał żołądek, teraz leżał na tej samej plaży co wy. W starganym ubraniu, mokry, rozwalony na plecach. Ciężko było orzec, czy żyje i jakim cudem leży na plaży, zamiast gnić w żołądku krakena. Pewnie drowia klątwa i te sprawy...
Nigdzie nie było waszego zielonego towarzysza, Barbaka. Trzg i Fred również prawdopodobnie poszli na herbatkę do Pesejdona. Gorzej, nigdzie nie było Braciszka Michała ani gnoma! Czy tylko wy przeżyliście?! Sami na bezludnej wyspie, znaczy gorzej niż sami – w towarzystwie drowa?!
Drow zakaszlał i poruszył się. Zdecydowanie żyje...

Dirith;
Czułeś się jak na sporym kacu. I na dodatek coś utknęło ci w gardle. Zaniosłeś się głośnym kaszlem, zacząłeś się dławić. Odruchowo obróciłeś się na brzuch i po chwili donośnego kasłania wyplułeś na plażę małą rozgwiazdę.
Swobodnie oddychając poczułeś się dużo lepiej, choć wciąż kręciło ci się w głowie i czułeś się jak podtopiony. Wstałeś chwiejnie, ale poczułeś się bardzo słabo i po kilku pijanych krokach rąbnąłeś znów na piasek.

R., Ursuson, Ryi;
Drow chyba wypił se trochę za dużo słonej wody. Spojrzeliście w stronę morze. Wybrzeże było usłane malowniczymi skalami wystającymi z wody.
Injidup Beach Long Exposure by *Furiousxr on deviantART

Nagle przy jedynek ze skał zauważyliście dryfującą beczkę. Zaczepiła o skały i fale obijały nią o kamień z głośnym stukotem. Na skale zaś, obok beczki, leżał Braciszek Michał! Kleryk moczył nogi w wodzie, ale mięśniem piwnym trzymał się twardo skały. Nie poruszał się, chyba nadal był nieprzytomny! Na skale połączonej z legowiskiem Braciszka leżał zaś poobijany gnom Siewca Chaosu na Przyjęciach i wygrzebywał się resztek swojej rozbitej drewnianej szalupy.

Siewca Chaosu;
Poobijany, ale żywy! Jedyne co cię martwiło – przemoknięty płaszcz nie chciał powiewać na wietrze! Pozbierałeś się spomiędzy połamanego drewna rozbitej szalupy. Zauważyłeś, że na plaży jest cześć towarzyszy. Magini, wojownik Ursuson i drow. Skała na której wylądowałeś była spora i przypominała naturalne molo. Była na tyle duża, że spora jej częśc wystawała ponad wodę i nie była moczona przez fale. Nie dochodziła jednak do samej plaży, kończyła się, trzeba było przepłynął kilkanaście metrów do brzegu.
Stuk-puk... stuk-puk...
Podszedłeś do krawędzi i spojrzałeś w dół. Braciszek Michał zacumował obok ciebie swoją... beczkę...? Kleryk leżał nieprzytomny, jego ciało mogło w każdej chwili zsunąć się do wody. I... ups!
Shark by ~deathlikesilence on deviantART

R., Ursuson;
Zauważyliście gnoma na skale, tuż nad Braciszkiem Michałem! I... jest tam jeszcze ktoś!


Dirith;
W końcu odzyskałeś władzę w kończynach i wstałeś. Kurde. To cud, że żyjesz. Ubranie i płaszcz nieco stargane od przyssawek macki Krakena, ale... zaraz... grzebiesz po kieszeniach. Złoto... złoto...?! Morze zabrało, cholera...! Zaraz... Księga... księga notatek Riktela... KSIĘGA NOTATEK RIKTELA...?! Gdzie ona jest?! W panice zacząłeś przetrząsać swoje rzeczy. Nie ma!... Przepadła?!
Nie zdążyłeś nawet porządnie się wściec, kiedy usłyszałeś jakieś hałasy od strony lasu. Spojrzałeś tam i zobaczyłeś dwie małe, zielonkawe, goblino-podobne istoty!


Gobliny kłóciły się, wyrywając sobie nawzajem kawałek podartej sieci. Rozpoznałeś że to ta sieć z żyłką, a wiec z waszego statku! Obok goblinów stał... osioł i wyskubywał z piasku na skraju lasy jakieś chwasty. Globiny zauważyły cię nagle. Spojrzały na ciebie i z jazgotem rzuciły się do ucieczki, zabierając sieć zniknęły w lesie!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 12-10-2010, 22:08   #34
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Armata była już wycelowana, lont się dopalał i już tylko krótka chwila dzieliła krakena od zguby gdy gnom zrozumiał, że coś jest nie tak. Najwyraźniej marynarz którego wcześniej instruował jak nabić armatę nie dokręcił śruby i lufa nie była ustawiona stabilnie. Jak to było do przewidzenia odrzut spowodowany eksplozją prochu podrzucił lufę do góry i pocisk zamiast trafić krakena prosto w paszczę kończąc jego żywot na dobre najzwyczajniej w świecie poszedł w niebo. Gnom wymamrotał pod nosem kilka obraźliwych określeń na marynarza (posunął się nawet do nazwania go nieudacznikiem) i ruszył w stronę skrzyni z amunicją by ponownie załadować armatę. Nie zdołał jednak zrobić więcej niż dwóch kroków gdy cały świat wokół niego przekręcił się o 180 stopni

Najwyraźniej krakenowi mało było już zwyczajnego obrażania gnoma i postanowił pozbyć się go raz na zawsze, albo po prostu zrozumiał że to właśnie on jedyny na tym statku może zagrozić bestii – w każdym razie zamiast jak dotąd przyjmować jego ataki i udawać że nic mu nie jest zaatakował. Wykorzystując podstępnie przewagę zasięgu jaką dawały mu macki i korzystając z chwili nieuwagi Boddynocka Lasla Alaina Callika Kastora Elma Redegewandta kraken chwycił go za nogę i podniósł wysoko w górę. Gnomy, będąc z natury istotami będącymi blisko ziemi nie przepadają za przebywaniem na wysokości, zwykłe wejście na drzewo stanowi dla nich próbę woli. A co dopiero gdy zwisa się na dużej wysokości jako jedyne zabezpieczenie przed upadkiem mając mackę krakena którego jedynym celem jest pozbawienie go życia. Co prawda wiedział, że nie może umrzeć jednak w tej chwili jego pewność była odrobinę mniejsza niż wtedy gdy stał bezpieczny obok armaty mając pewność że zakończy walkę jednym strzałem. Przypomniał sobie jak drow skakał po mackach i podjął decyzję. Skoro nawet mroczne elfy to potrafią to nie może być tak trudne!

W momencie gdy wyślizgnął się z macki krakena i zawisł jedynie na swoim płaszczu wydawałoby się, że sytuacja jest tragiczna. Nic jednak bardziej mylnego, gdyż właśnie to otworzyło Siewcy Chaosu całą gamę nowych możliwości. Szybko obliczył w pamięci zmianę temperatury wody w ciągu dnia oraz szerokość geograficzną na której się znajdowali, co pozwoliło mu obliczyć jak będzie wiał wiatr. Gdy otrzymał wynik reszta była już banalnie prosta – machając rytmicznie nogami w przód i w tył zdołał rozhuśtać się na tyle, by w momencie gdy płaszcz odczepił się od przyssawki zdołał wskoczyć na inną z wijących się wokół macek. Przebiegł po niej bez większych problemów, choć utrzymanie równowagi na wijącej się, oślizgłej macce było zadaniem prawdziwie heroicznym. W pewnym momencie inna macka już prawie mała go strącić w mroczną toń oceanu, jednak i to niebezpieczeństwo udało mu się ominąć. Gdy była już blisko padł na kolana i nie tracąc rozpędu zdołał prześlizgnąć się tuż pod nią, wykonując coś co wiele lat później zostanie określone jako Power Slide. Gdy dotarł do końca macki i pod sobą zobaczył rozwartą szeroko paszczę krakena w jego sercu nie zagościł lęk. Zamiast tego ponownie wyjął procę, włożył w koszyczek dwa kamienie, stanął na brzegu macki po czym prawą ręką rozkręcając procę pochylił się do przodu i wykonał Skok Wiary, prosto w paszczę bestii

LEAP OF FAITH by *Rickbw1 on deviantART

Choć zdawałoby się, że leci na spotkanie pewnej zguby to jednak miał plan. Gdy już był blisko a jego los wyglądał na przypieczętowany wypuścił jeden koniec procy. Dwa celnie wystrzelone z takiej odległości kamienie trafiły bestię prosto w oczy oślepiając ją na dobre. Gdy kraken wił się z bólu gnom w ostatniej chwili zdołał złapać się przyssawki innej macki i nie wpaść prosto w jego paszczę, zamiast tego bezpiecznie lądując na pokładzie statku.

Niewątpliwie dokładnie w ten sposób to opisze, gdy będzie opowiadał tą historię innym

Tymczasem wisiał jednak zaczepiony skrawkiem płaszcza o przyssawkę i nie wyglądało na to, by bezpiecznie mógł dotrzeć na pokład statku. Nie mógł się jednak poddać tak łatwo, musiał walczyć by udowodnić sobie i innym, że jest prawdziwym bohaterem pośród gnomów. Nagły ruch przy rozkręcaniu procy w tych warunkach mogło spowodować upadek, dlatego Celnie Strzelający postanowił zaatakować w nieco inny sposób. Ze swojej torby wyjął dwa otoczaki i najzwyczajniej w świecie rzucił nimi z całej siły, celując w łeb krakena
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 15-10-2010, 06:02   #35
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Plan Diritha był sam w sobie był niemalże genialny pod względem prostoty - zejść na odpowiednią głębokość wyłupić oko poczwarze i wrócić. Z reguły takie plany nie są specjalnie trudne w realizacji jednak niestety od każdej zasady są wyjątki.. Dodatkowo tygrysołak schodząc pod wodę nie miał pojęcia, że ten plan należy to tej samej klasy wyjątków co jego dwa poprzednie plany ataku zakończone niepowodzeniem.
Złych przeczuć zaczął nabierać dopiero, gdy przestawał widzieć mackę obok której nurkował i miała go doprowadzić do tułowia. Owego celu również nie widział za dobrze, a nie zamierzał nurkować w nieskończoność trzymając dwie armatnie kule. Puścił je zatem i spróbował dopłynąć do Krakena. Tutaj pojawił się kolejny problem, tygrysołakowi jako zwierzęciu czysto lądowemu nie szło to tak sprawnie jak planował, jednak szybko na coś natrafił. Co to było? To wie chyba tylko ośmiornica, gdyż było równie oślizgłe jak macka, jednak znajdowało się mniej więcej na głębokości na jakiej powinien znajdować się łeb przerośniętej przystawki. Dodatkowo drow nie poznał na to pytanie odpowiedzi, gdyż bardzo szybko coś owinęło się wokół niego (tym razem już był w pełni świadomy, że jest to macka). Zatem nie pozostało już nic innego jak spróbować zastosować plan "b" zakładający gryzienie drapanie i szarpanie tego co go pochwyciło. To był jednak już jeden z tych złych planów, bo szybko stracił nad sobą kontrolę i zaczął warczeć przez co wypuszczał z płuc powietrze oraz ogólnie topić. Następnie była już tylko ciemność.

Pierwszym co poczuł mroczny elf było wirowanie. Nie musiał nawet otwierać oczu żeby stwierdzić, ze nadal jest miotany w kółko przez Krakena jak szmaciana lalka po jakimś dnie. Dodatkowo nie wiadomo od czego strasznie szumiało mu we łbie. Kolejną rzeczą jaką stwierdził, to że oddycha. Choć bardziej pasowałoby stwierdzenie, że próbuje oddychać, lub coś wlazło mu do gardła i chce go udławić i udusić zarazem. Bardziej instynktownie przewrócił się na bok i zaczął kaszleć, charczeć, robić co tylko mógł aby pozbyć się tego cholernego kła... khpwleh!!..
~ Rozgwiazda?! ~ było pierwszą rzeczą jaką pomyślał gdy w końcu otworzył oczy i zobaczył swojego oponenta. Dopiero potem do niego doszło, że nie jest już podwodą tylko leży na jakimś piachu.

Ne zauważył też zupełnie kiedy ktoś do niego podszedł. Zorientował sie dopiero kiedy usłyszał skierowane do niego słowa podczas gdy łapał tą podstępną rozgwiazdę chcącą go pozbawić życia.
- Czy ja ciebie kiedyś nie widziałam przypadkiem?
Drow leżąc na piachu obrócił z trudem głowę w kierunku Magini. Jedyne co zobaczył to... buty. Podniósł się więc lekko aby lepiej się zorientować kto do niego przemawia i zobaczył zdziwioną Maginię, która wzrokiem taksowała mrocznego elfa. Dirith był w tej chwili także dość mocno zdziwiony. Przede wszystkim tym, że żyje, a dopiero potem słowami kobiety.
- A gdzie by to mogło być? - powiedział przyglądając się wnikliwie postaci wyraźnie przeszukując pamięć - Bo nie pamiętam twarzy wszystkich których spotkałem.. Chyba, że mam z kimś na pieńku, takich osobników znam dobrze. - dokończył podnosząc się na klęczki i wypuszczając z dłoni przeciętą na pół rozgwiazdę.
- Na szczęście nie pan ma zapewnie ze mną na pieńku - odrzekła oschle R., nad czymś zamyślona. - Choć doprawdy przypominasz mi kogoś, kto jakieś dziesięć lat temu się na mnie natknął. Wyglądał tak podobnie... - rozglądała się na wszystkie strony kogoś poszukując. - Tak podobnie, a jego imię brzmiało Dirith... - tutaj urwała jejmość przyszpilając swoje złote oczy wprost na twarz niedoszłego denata. - W zasadzie chyba tak - my się widzieliśmy...
Po tych słowach pani dobyła swej butelki z torby. W flaszce znajdował się trunek, którego upiła sporawy łyk.
- Czy to nie ty nim jesteś?
Mroczny elf słuchał uważnie, jednocześnie próbując dojść do siebie po.. w sumie do końca on sam nie wiedział czym, ani nie był pewien czy chciał wiedzieć. Słysząc swoje imię szybko spojrzał Magini w oczy, a kiedy zaczęła pić w końcu zaświtała mu jedna myśl.
- Tak, to zapewne jestem ja.. A ciebie chyba już tez sobie przypominam.. Znamy się z tamtej przeklętej patelni koło Navarre? - powiedział przyglądając się reakcji, choć był prawie pewien, że chodzi o tą pijaczkę, która namówiła go jakimś cudem do picia.. czego rezultatem była niemalże kompletna rozbiórka karczmy, w której pili.
- No tak - odrzekła, kiedy odłożyła trunek do torby. - A pamiętasz, jak chciałeś sprzedać czajniczek jednemu sułtanowi? Ja sprzedałam tamtemu wtedy dywanik!
- Heh.. Ode mnie wtedy kupić nie chciał z tego co pamiętam. Na jego szczęście jednak potem udało m się z nim dogadać. - stwierdził uśmiechając się jednoznacznie, po czym spróbował wstać. Jednakże bardzo szybko stracił równowagę i usiadł z powrotem na piachu, po czym pokręcił gwałtownie głową oby się otrząsnąć.
- Z tego co pamiętam był tam chyba ktoś jeszcze.. - stwierdził rozglądając się i taksując resztę rozbitków. - Barbak z tego co kojarzę, choć wydawało mi sie, że nawet gdzieś go w tamtym zamieszaniu na statku widziałem.
- Ale mniejsza o to, widze że ciebie też sprowadza okazja łatwego zarobku. -
drow ponownie uśmiechnął się lekko.
- Ależ kupił - odpowiedziała mu R. - Wtedy mu powiedzieliśmy, że dywan, który ja mu sprzedaję, może latać, a z tego czajnika (nazwaliśmy ją lampą), co ty sprzedawałeś, można wywołać dżina.
Mroczny elf pokiwał głową, jakby dopiero teraz przypomniał sobie trochę dokładniej ową sytuację. Wszak trochę czasu temu miała ona miejsce oraz były w niej momenty, których nie zarejestrował zbyt dokładnie ze względu na stan w jakim się czasem znajdował.

Podczas dalszej części rozmowy udało mu się wreszcie dojść do siebie na tyle, aby być w stanie stać stabilnie oraz zaczął przeszukiwać swoje rzeczy w poszukiwaniu ewentualnych braków.. Niestety znowu nie poszło tak jak pójść powinno. Mianowicie plecak, w którym znajdowała się księga z notatkami Riktela zawierająca kluczowe informacje dla jago eksperymentu był teraz całkowicie pusty. Natychmiast zaczął się uważnie rozglądać po plaży i linii wody, czy przypadkiem nie leży gdzieś wyrzucona przez fale. Nic.
Co prawda kiedy był owijany pod wodą przez mackę wiedział, że to się źle skończy, ale żeby aż tak źle?! Mniejsza o to jakby zginął, wtedy bu mu było zupełnie obojętne co się z nią stało, jednak teraz rzeczy przybrały dla niego zdecydowanie nieciekawy obrót. Przestało się liczyć gdzie się znajduje i zamiast tego jedynym celem Diritha było odnalezienie tej księgi.
Już miał zamiar ruszyć wybrzeżem aby sprawdzić możliwie największy jego obszar gdy usłyszał skrzek kłócących się goblinów. Spojrzał gwałtownie w ich kierunku po czym w końcu został zauważony i szkodniki zaczęły uciekać w las. Zauważył jednak, że jeden z nich był w posiadaniu sieci pochodzącej z rozbitego statku. Nie trwało to zatem długo zanim drow domyślił się, że pewnie były tu wcześniej i jest szansa, że mogły go najzwyczajniej w świecie okraść.
Nie było jednak czasu na to, aby wiecznie nad tym rozmyślać. Sytuacja miała się wręcz tak, że domniemany ślad po księdze uciekał i trzeba było działać.
Likantrop odrzucił więc pusty plecak po czym rozpoczął przemianę. Jego ciało zaczęło się gwałtownie zmieniać, przybierało na masie, praktycznie całe zmieniało kształt. Głowa zmieniała się w tygrysi łeb, tułów także coraz mniej przypominał ludzki aż przybrał kształt tułowia tygrysa. Równocześnie ręce oraz nogi zmieniły się zwierzęce łapy. Podczas tego procesu jego ciało porosło czarnym futrem poprzecinanym białymi pręgami w dokładnie w miejscach gdzie wcześniej znajdował się biały tatuaż drowa. Wszystko to przy akompaniamencie wściekłego warczenia, które w formie tygrysa mogło wzbudzić respekt. Jakby tego było mało, przez owy warkot przebijały się trzaski jakby łamanych kości, kiedy to owy kościec protestował podczas gdy każdego razu gdy tak gwałtownie zmieniał swoją budowę.

Niemniej jednak po krótkiej chwili obok Magini nie było już drowa, lecz czarny tygrys z białymi pręgami (jednak odrobinę bardziej wyrośnięty niż jego naturalne odpowiedniki). Choć właściwie długo go tam nie było, gdyż owa bestia ruszyła w pogoń za goblinami najszybciej jak mogła.
Dirith będąc już w biegu zwolnił lekko w miejscu gdzie kłóciły się gobliny aby złapać ich śmierdzący zapach, po czym zupełnie nie zważając na reakcję osła ruszył za nimi dalej kierując się węchem lecz głownie słuchem. Kiedy już je dogonił, zamierzał za nimi podążać. Miał nadzieję, że te stworzenia zaprowadza go do swojej wioski lub kryjówki, co z kolei może go doprowadzić go obecnego posiadacza zaginionej księgi.
Podczas pogoni zamierzał powarkiwać, aby zielone pokraki mogły cały czas wyczuć jego oddech na swoich plecach, jednak na tyle daleko, aby pozwolić im obierać kierunek oraz postarać się ich nie rozdzielać. Po drodze również zamierzał w miarę możliwości przyjrzeć im się, czy przypadkiem żaden z nich nie ma przy sobie przedmiotu mogącego przypominać zgubę. Jednakże głównym jego celem było teraz odnalezienie wioski/kryjówki goblinów.
Kiedy już będzie na jej obrzeżach, Dirith postara się nieco uspokoić i wpierw poobserwować, obejść ją dookoła w poszukiwaniu szamana lub czegoś co mogłoby wyglądać na jego siedzibę. Najprawdopodobniej wśród tych stworzeć tylko on wiedziałby co to jest książka i szybko przywłaszczył sobie taki tajemniczy przedmiot, jeśli zauważyłby go w posiadaniu któregoś z innych goblinów.
Kiedy już będzie to wiedział (lub też jeśli mimo wszystko nie uda mu sie tego ustalić) czas na zadymę. Tygrys zamierza jak najgwałtowniej i najgłośniej wparować do wioski terroryzując zielone pokurcza aby móc w miarę spokojnie przewrócić wioską do góry nogami przeszukując w niej każdy kąt. W razie jakby znalazły się jakieś odważniejsze osobniki, zamierza się przemienić w tygrysołaka i jeśli to nie odstraszy prawdopodobnych natrętów, to wtedy już nie zamierza się z nimi cackać. Jeśli jednak zauważy, że jakiś goblin ma przy sobie jakąś książkę, to automatycznie ten osobnik staje się celem likantropa. Jednakże nie zamierza atakować aż tak agresywnie jak podpowiadałaby mu w tym momencie adrenalina i instynkt, gdyż mogłoby to doprowadzić do uszkodzenia księgi, a tago chciałby uniknąć za wszelką cenę.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 15-10-2010, 16:12   #36
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Plaża...
Umm, czyżbym umarła?
W dodatku taki śliczny wschód słońca. Ale owe zacne zjawisko nie było tym pierwszym, na które pani Magini zwróciła uwagę. Mokra odzież nieprzyjemnie przylepiała się do ciała. Biały płaszcz przybrudził się czymś, co przypominało szlam, a w dodatku w butach znajdowała się woda.
Ale jeśli umarłam, to czemu mi głowa tak nawala?
Coś też białego i okropnie skrzeczącego zleciało przed jej twarz, i to coś powoli do niej podskakiwało.
I co to jest?
Aniołek?

Niedługo później to coś okazało się mewą, zainteresowaną przybyszką na tyle, że wkrótce przełamała swój strach przed człowiekowatym...
Mmm, co chcesz ode mnie, duszyczko?
...i dziabnęła ją w nos, i to mocno!
- Gah! Ty głupia... Flare! - ptaszysko przestraszyło się donośnego, demonicznego głosu pani R. oraz błysku, który pogonił je kilkanaście dobrych metrów. Po swądzie palonych piór przyniesionych przez zefirek granatowowłosa doszła do wniosku, że mewie się tym razem coś upiekło.
Właściwie to mewie mogła podziękować za ostateczne przebudzenie się ze słodkiego "snu". R. zobaczyła bowiem, że nie tylko ona wylądowała na Wyspach Szczęśliwych (czy jednak na pewno na Szczęśliwych?) - także drużyna leżała na plaży wyrzucona przez morze. Najbliżej Magini leżał Ursuson, następnie w zasięgu wzroku znalazła się Ryi. Ba, nawet braciszek Michał i Gnom wyszli cało z opresji. No, nie licząc małych wyjątków - gaduła mogła poszczycić się niezwykłym okazem śliwki na głowie, zaś kleryk tym razem dowiódł, że jest mistrzem w dryfowaniu. Ten jeden gościu miał swoją klasę - naprawdę nadawał na falach!
- Ja naprawdę żyję?
Niewiasta raczyła zagadać do dwójki z zgrai:
- Wszyscy cali...?
- Co to... jest? - wskazała na coś, co przypłynęło razem z pozostałościami statku i towarzyszami.
Ryi rozruszała kości i spojrzała we wskazanym kierunku. Nie bardzo kojarzyła ten kształt;
- To trójkątne nad wodą... Nie wiem, ale chyba nie jest dość bezpieczne.
Magini podeszła w kierunku tego czegoś, by rzucić na to okiem.
- Nie wiem... Póki się nie dowiemy...
- No dobrze. Może rzućmy w to czymś.
Ryi zaczęła szukać pod sobą jakiś drobnych, choć cięższych rzeczy, by wdrożyć swoją propozycję.

Właściwie jednak jeszcze ktoś jeden doszedł do ich towarzystwa.
Próbując nie zwracać uwagi na dyskomfort w noszeniu przemoczonej do suchej nitki odzieży Wasza Wysokość wygramoliła się (nie ceniła sobie chowania głowy w piasek) z podłoża. Głowa nadal nieprzyjemnie ciążyła, jakby przedtem oberwała porządnym młotem. Woda morska jednak nie służyła jej zdrowiu.
Chętnie by się przebrała, gdyby nie fiask, że ubranie w torbie przemokło.
Zauważyła drowa. Tego, który zaniemógł na morską chorobę. Zamieniła z nim kilka (a nawet dużo więcej) słów...

- ...No tak. Barbak! A widziałeś gdzieś go na statku? - dotarła do jej uszu wiadomość, która mogła powiedzieć o losach zaginionego zielonego palladyna. - Nie wiesz, co się z nim stało?

- Więc to dlatego był na mnie taki wściekły i chciał mi przyłożyć kulami jak odwiedzałem go ponownie.. - stwierdził zamyślając sie chwilę.
- A Barbaka widziałem tylko przez chwilę, jeśli dobrze mi się wydaje. Siłował się z jakąś macką przed tobą - rozejrzał się po okolicy. - i jakimś gnomem.. i w zasadzie tyle go widziałem. Co się dalej z nim stało nie mam pojęcia. - odpowiedział po czym wziął się za sprawdzanie swojego dobytku co, sądząc po przekleństwach bąkniętych pod nosem, chyba nie poszło dokładnie tak jak miało iść.
- A więc... on nie żyje...? - iskierki radości zostały natychmiast stłumione.

- Możliwe, jednak ciała - drow rozejrzał się po wybrzeżu w poszukiwaniu domniemanego topielca. - nigdzie nie widzę. Skoro nie ma go tutaj, to albo został wyrzucony gdzieś dalej, albo jeszcze gdzieś dryfuje. - wyraźnie było widać, że zmiennokształtny zaczyna już dochodzić do siebie i bardziej trzeźwo myśleć. - Znając tego zielonego skubańca, na pewno znalazł jakiś sposób, żeby sie z tego wykaraskać. Mało razy udowadniał, że potrafi o siebie zadbać? - stwierdził spokojnie.
- W zasadzie... może i masz rację... - R. odrzekła nieco przygaszona. - Ale jak widzisz, z walki z tym ustrojstwem mało kto wyszedł cały. Nie licząc nas tutaj...
- I tak dobrze, że ktokolwiek wyszedł. Wygląda na to, że znowu utknęliśmy w jakimś łajnie, które za bardzo mi sie nie podoba, chyba że wylądowaliśmy przynajmniej na dobrej wyspie.. albo czeka nas zaraz kolejny rejs, jeśli w ogóle znajdziemy tutaj kogokolwiek. - powiedział z dezaprobatą w głosie.
- Raczej hotelu innego niż LASTmINNute się tutaj nie spodziewaj - westchnęła R., którą słowa jegomościa jakoś nie pocieszyły. - A co ci zginęło, bo widzę, że się miotasz, jakby cię mantykora nie-powiem-gdzie dziabnęła, czegoś tak nerwowo szukasz i szukasz...
- Złota... - odrzekł jeszcze w miarę spokojnie jednak przerwane zdanie i w miarę szybko zmieniający się wyraz twarzy mogły powiedzieć, że elf szuka czegoś zdecydowanie cenniejszego. - ...oraz jedna księga... - dokończył niemalże warcząc i rozglądając się nerwowo po plaży.
- Nie widziałam... - właściwie w tym momencie dopijała resztę naczynia. Sake się kończyło, już lada moment miała zostać po nim tylko pusta butelka. - Ale czy mi się wydaje, czy taką kiedyś posiadałeś?
Magini na wszelki wypadek odsunęła się od drowa. Zachowywał się podejrzanie.
- Dokładnie.. - powiedział krótko przerywając kiedy usłyszał jazgot goblinów, po czym zaczął zmieniać się w tygrysa. Kiedy przemiana była już kompletna, ruszył szybko za uciekinierami.
Magini jeszcze przez pewien czas spoglądała w kierunku czarnobiałego tygrysa, który pobiegł w las. Jednak znikanie wśród roślinności należały do rzeczy, ktore tygrysy lubiły najbardziej. Zmiennokształtny zniknął, zaś R. powróciła do kontemplowania. Jej mina obrała się w przygnębienie.

Nie, on nie mógł tak po prostu zginąć. Do Barbaka było to niepodobne - on pokonywał tak potężnych przeciwników jak ten Kraken i znacznie przebieglejszych! Może morze gdzie indziej go przywlokło po prostu? Los coprawda podesłał jej w rekompensacie orczycę Ryi...
Ale Ryi nie była Barbakiem. Wprawdzie mówiąc R. nie była przyzwyczajona do podróżowania z kobietą. Zawsze twierdziła, że kobiety to pech nie tyle na pokładzie, co raczej w podróży udręka. A to buty niewygodne, to insekty latają, za daleko, za ciepło, za niewygodnie... Że nie można nigdzie znaleźć sklepów z ciuchami; a jak znajdą, to kierują się tam na pół dnia i przetracają tysiącpięćsetstodziewięćset sztuk jej ukochanego złota - jej skarbu, ba! - na jakieś pierdoły zamiast zainwestować to na dobrym koncie albo wydać na zakup pożyteczniejszych rzeczy, na przykład na sake, sziszę czy dajmy na to nawet księgę albo czekoladę (z likierem pomarańczowym obowiązkowo - i bez "light"). Wyobraźnia żółtookiej podsycała i tak zszarganą opinię na temat niewiast. To, że sama R. była kobietą nie oznaczało, że przepadała za podróżami w towarzystwie osobników swojej płci.
Czy jedna zielona białogłowa (?!) to wszystko zmieni?
W zasadzie ona i Barbak bardziej by do siebie pasowali - pomyślała wtenczas R. - A tak to co? Mieliśmy mieć koalicję - on miał mieć samicę, a ja sakę i kasicę. On miałby Ryi, a ja skarby i wszyscy byliby szczęśliwi. Gdzie się to wszystko podziało?

Jejmość ze smutkiem wpatrywała się w to coś, co przykuło uwagę jej, Ryi i Ursusona. Szybko przypomniała sobie o pozostałych towarzyszach.
- Hmmm - zastanawiała się nad czymś R., wyciągnęła z torby flaszkę z alkoholem i pociągnęła z niej ostatni łyk. - Dla bezpieczeństwa możesz, ale delikatnie, żeby tego czegoś nie uszkodzić. - odezwała się po krótkiej rozmowie z Dirithem do orczycy.
Ryi uśmiechnęła się, ale odpowiedziała;
- Dziękuję, ale alkoholu nie pijam już od dzieciństwa.
Chwyciła Demotywator i podeszła powoli do wody, stając w niej po kostki. Znalazła jakieś otoczaki. Rzuciła jeden z nich w pływającą płetwę.
- Jak nie zareaguje, to pójdę trochę bliżej - rzuciła orczyca do magini.
- Jak nie zareaguje, to lepiej uważaj. Niektóre morskie stworzenia potrafią być naprawdę... zdradliwe.
Bardzo zdradliwe i niebezpieczne, dodała w myślach. Przez moment gapiła się w butelkę i do głowy przyszła jej prędko myśl, że można byłoby z jej pomocą wysłać wiadomość. Tylko czy wtedy naprawdę nie dostanie się w niepowołane ręce?
- Można byłoby jeszcze później wysłać wiadomość w butelce - rozbrzmiało pomrukiwanie Magini lekko doprawione apatią.
- Damy sobie radę - dodała orczyca, rzucając kolejnymi kamieniami w płetwę i okolice tej części. - Szkoda, że w pływaniu nie jestem tak dobra, jak w tłuczeniu czaszek.
Westchnęła. Wzrok swój przeniosła na Ryi i patrzyła na to, co ona wyprawiała przy tym trójkącie. Wiedziała, że ona sobie z tym poradzi. Była mocno zbudowana, jak to na wojowniczkę przystało. Walczyła dzielnie z ośmiornicą, więc co jej mogło się ewentualnie stać? Nawet jeśli nie potrafiłaby pływać, to przecież w pobliżu czuwał Ursuson, który podczas tonięcia statkiem pokazał, że posiada w sobie zimną jak woda z owego morza krew i w braku owej umiejętności on zdoła z pewnością pomóc zielonej pani.

- Szkoda, że ja nie jestem na tyle dobrą Maginią, żebym mogła tu przywołać Barbaka... - mruknęła do siebie Magini, na tyle cicho, żeby tego nikt nie słyszał. - Powodzenia - rzekła donośnie pogodnym głosem na odchodnym do właścicielki Demotywatora.

Nagle wszystko to straciło na znaczeniu. R. wczuła się w rolę zwyczajnego obserwatora i zastanawiała się nadal: On żyje czy też nie? Wiedziała, że ktoś każdego dnia ginie i to nie w tym miejscu, nie w takich okolicznościach, a jednak - łatwiej było sobie wmówić, że to nie jest nic wielkiego; ba, póki się tego nie doświadczy. Dopóki śmierć nie spojrzy ci prosto w oczy i nie zionie ci w twarz - wtenczas... jest dużo łatwiej o zmianę zdania.
Nie raz i nie dwa razy zdarzało się jej otrzeć o granicę życia i śmierci. Nie raz przyszło jej walczyć i to nie z takimi potworami. Pamiętała, jak niegdyś z towarzyszami musiała pokonać gigantyczną hydrę czy wybijać mantykory. Albo co było z ogromnymi skorpionami, wendigo, wilkołakami, topielcami i innymi bestiami? A co z demonami, bandytami i innymi postrzelonymi sektami? Nieważne jednak, jaka była to walka - strata bliskiego towarzysza tak samo bolała. A bolała jeszcze bardziej, gdy jego dusza miała na zawsze przenieść się na drugą stronę życia...

Dirith mógł nie przepadać za Barbakiem i vice versa - proszę bardzo. Drow wyboru, do koloru. Jednak najgorsza ze wszystkiego była ta niepewność - nikt przecież palladyna nie widział, nikt go również nie słyszał...
Drow na pewno miał rację, że ork dawał sobie radę w każdej sytuacji. Może i R. niepotrzebnie się zamartwia? Czy jednak i najwięksi twardziele nie ginęli, czy to bohatersko czy też mniej epicznie?

Nie pragnęła jakoś epatować tym smutkiem, nie chciała już psuć nastroju reszcie, iż oni, właśnie oni, wyrwali się ze szpon śmierci. W końcu... taka okazja mogła się po raz ostatni powtórzyć. Szczęście tym razem im dopisało; innym razem Fortuna mogłaby mniej przychylnie spojrzeć na grupę tych śmiałków, którzy zdołali własnie wygrzebać się z piasku.
R. z racji braku innych, ciekawszych pomysłów podeszła do puszystego Michałka i (anty)bohaterskiego Gnoma, by sprawdzić na wszelki wypadek, czy zaiście dopłynęli w jednym kawałku.

Gdy doszła na miejsce:
- Zdraswujtie, szczury lądowe - rzekła do nich nieco cierpkim głosem. - Tu ziemia do was.
Przy czym poszturchała każdego porządnie, żeby w razie żywotności mógł dać znak życia. Niech tylko spróbują poudawać, że nie żyją - bioprądy zaraz ich "ożywią".
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 15-10-2010 o 16:16.
Ryo jest offline  
Stary 18-10-2010, 09:47   #37
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Ciemność, zapach morza i zaschnięta sól na ustach. Szum wiatru koił, w czasie gdy ciepły piasek wysysał wilgoć z przemoczonej odzieży. Ursuson czuł że zapada się w sobie, podążając za przyjemnym uczuciem ulgi.

"Ktoś coś mówi...słowa…pomruk…Czy ja żyje?"

Słysząc czyjeś słowa, uchwycił się tego jak wystającej gałęzi. Wiedział że spada w otchłań i musi to zakończyć. Zmusił się do powrotu. Otworzył oczy, które boleśnie zapiekły, wystawione na ostre światło słońca. Odetchnął kilka razy, potem wkładając całą siłę i hart ducha w proces wstawania. Nogi zagłębiły się w piasku. Odczekał chwilę. Siła i moc wracały.

„Sprzęt, broń…moja Vierra…wszystko jest…medalik…ocalał…dobrze”


Odwiązał linę z nadgarstka, zręcznie mocując jej koniec do pływaka z pakunkiem. Korkowiec może się jeszcze przydać. Sprawdził umocowania, po czym zarzucił improwizowaną torbą, przekładając pasek przez pierś. Przeszedł kilka kroków, upewniając się że nie będzie wadzić w walce. Rozejrzał się po plaży, obserwując pozostałych rozbitków. Części brakowało. Może się potopili, albo prąd zniósł ich gdzie indziej. Liczył na drugą opcję, nawet jeśli miałby ich już nigdy nie spotkać.

„Nikomu nie życzę niesprawiedliwej śmierci…póki co”

Wyciągnął swoją broń, która wciąż pewnie tkwiła w mocowaniu przy pasku. Zdjął z niej kilka wodorostów i obejrzał krytycznym okiem. Trzeb ją będzie wyczyścić.

„Słona woda nie jest przyjaciółką stali. Tak mawiał kupiec Bortsoc, który w swych podróżach odwiedzał wielkie morza”

Idąc w kierunku pozostałych, zauważył nagle dwóch kłócących się pokurczów. Wyrywali sobie sieć, po czym zauważyli grupę i z piskiem rzucili się w gęstwinę roślinności.

- Niech Królowa Matka ma nas w swej opiece. To Naghwa! Szukajcie osłon!

Rzucił się w kierunku zdziwionych zamieszaniem towarzyszy. Drow zmienił się w bestię i pomknął za pokurczami.

„Lekkomyślna istoto, zginiesz kiedyś, jak będziesz się pchał w sam środek walki”

Ursuson zatknął broń z pas, i w biegu chwycił kilka zbitych ze sobą desek, tworzących fragment wielkości i szerokości człowieka. Podbiegł do grupy, rzucił drewno, po czym rękoma zaczął odgarniać piach. Po wykopaniu niewielkiego wgłębienia, wsunął w nie deski i przysypał ziemią, dodatkowo podpierając konstrukcję znalezionymi pod ręką fragmentami statku. Pod taką osłoną może skulić się kilka osób, na wypadek, gdyby Naghwa zaatakowali. Ursuson obserwował otoczenie. Drow zniknął w gęstwinie. Atak nie nastąpił. Uspokoił się nieco, spoglądając na towarzyszy, którzy stali jak wryci, nie mogąc pojąć sensu jego działań.

„Drow chyba przegnał napastników. Mam tylko nadzieję, że nie zastawili na niego pułapki, i nie zdycha gdzieś tam, pod postacią tygrysa”

Przeszedł się po plaży, zbierając kawałki drewna, z którego po chwili ułożył zgrabny stosik. Drewno było przemoknięte, i nie było szans na rozpalenie go, przy użyciu zwykłych metod.

- Pani…czy możesz użyczyć tu części swojej mocy. Potrzebujemy wysuszyć ubranie i ogrzać się nieco.

Zwrócił się do Magini, pokazując przygotowane ognisko. Podchodząc do Braciszka Michała, i ciągnąc go po piasku bliżej ognia, odezwał się, tłumacząc swoje zachowanie.

- Na stepach i na obrzeżach puszczy często można spotkać takie zielone stworzenia, bardzo podobne do naszego zaginionego towarzysza, Tzga. Nazywamy je Naghwa. Są niebezpieczne i z zabójczą skutecznością posługują się swoimi prymitywnymi łukami. Zasypują nieuważnych gradem zatrutych strzał, po czym oddalają się na bezpieczną odległość, czekając aż cel osłabnie. Wtedy atakują. Nie znają litości. Mam nadzieję, że Drowowi nic się nie stało, ale jeśli te bestie są choć w połowie tak sprytne jak nasze Naghwa, to obawiam się, że jego szanse są nikłe. Gdy tylko zacznie się zamieszanie, biegnijcie w stroną zasłony i przeczekajcie ostrzał. Nie będziemy się ruszać, udając osłabienie. Wtedy Naghwa ruszą w naszą stroną, a gdy będą już wystarczająco blisko, wtedy Vierra znowu posmakuje zielonej posoki. Pamiętajcie moje słowa.

Braciszek próbował wypluć wodę. Ursuson przewrócił go na bok i huknął kułakiem w plecy. Kleryk kaszlnął i wypluł słony płyn na piasek.
Ursuson usiadł obok, plecami opierając się o kawałek pokładu wkopany w piasek. Z torby wyjął przybory do czyszczenia, i kładąc nadziak na kolanach, zaczął troskliwie wycierać go czystą ściereczką nasączoną oleum.
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!

Ostatnio edytowane przez Bartosh : 18-10-2010 o 09:53.
Bartosh jest offline  
Stary 18-10-2010, 22:55   #38
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
"Już nigdy... więcej... statkiem..."

Ryi nie miała w zwyczaju pływać po różnych akwenach i całkiem słusznie. Skoro wielokrotnie była świadkiem tonących rabusiów, to tym bardziej nie ufał gigantycznym, drewnianym okrętom odpływającym tak daleko od brzegu. No i proszę! Stało się. Ale Ryi sama się o to prosiła. Mama zawsze mówiła, żeby nie tykać rzeczy robionych przez ludzi, bo zwykle są słabe, zbyt słabe dla orków. Po raz kolejny trzeba było się przekonać na swojej skórze.

Kraken dał jej łupnia tak niewyobrażalnie mocnego, że poczuła się jak na treningu w tym bractwie. Jak im było? Nie pamiętała. Tylko, że była orczycą a do wojowniczką. Rozpaczanie nad siniakami zostawia się dzieciom. Dopóki może się ruszać, a kończyny nie są złamane - jest dobrze. Raz widziała olbrzymiego barbarzyńcę, któremu ktoś przetrącił szczękę i nie mógł mówić. Ale doskonale rąbał toporem, więc po co mu była szczęka? Myśleli oraz gadali za niego inni. Z drugiej strony Ryi wychodziła z założenia, że im mniej jej ciało jest pokiereszowane, tym inni osobnicy milej do niej podchodzą.

Dryfowali gdzieś. Chyba jakieś bóstwo miało orczycę pod opieką. Leżąc na plaży z Demotywatorem pod głową, czując szczypiące rany i wodę w butach, wymieniała sobie bóstwa jej szczepu.

"Był jeden, ten co zjednoczył nasz szczep, który zabił brata, bo ten przejął mu rewir. Ale jak on się... O! A ta jego córka, co łamała ludzi na pół i wysysała im szpik. Brrr, ludzki szpik... Kto tam był. Wielki ojciec, Gnugh... a może Nungh..."

To było wygodne tak leżeć na piasku i nic nie robić. Nie martwić się o nic. Niestety nastaje taki czas, żeby wstać, a potem uderzyć los prosto w podbródek. Rozejrzała się. Była większość jej dawnych kompanów, ale brakowało... brakowało na przykład tego starego orka. Poniekąd dobrze, bo tacy zwykle mają kosmate myśli, a Ryi wciąż miała fziu-bździu i inne przygody w głowie. Nie widziała nigdzie jej rzeczy. Bardzo szkoda szczególnie dziennika, który był właściwie jedynym kluczem do odnalezienia Witiana, a przy tym zawierał parę jej dobrych wierszy i koncept gotyckiego poematu. Ryi trafił szlag, ale że była stoikiem, wobec tego ucichła robiąc parę głębokich wdechów.

Zamieniła z Maginią parę słów. Niezwykle tajemnicza kobieta, a orczyca lubiła takie osoby. Jednak coś w jej spojrzeniu mówiło, że Ryi jej nie interesuje. Tak jakby spodziewała się kogoś innego. Trudno, trzeba będzie pokazać się od jak najlepszej strony.
Najpierw pozbędziemy się właściciela tego czegoś, co jest prawdopodobnie płetwą. Demotywator w dłoń! Koddo najpierw obrzuciła to coś kamieniami, a potem weszła w wodę. Podniosła buławę oburącz w górę. Jeśli ten stwór podpłynie, to spotka się z niemiłym doświadczeniem.

Chociaż miała cichą nadzieję, że ryba odpłynie, zostawiając ich samych.

A jeśli nie... Ryi znała parę dobrych przepisów kulinarnych, które chciałaby wykorzystać.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 19-10-2010, 22:11   #39
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith;
Ruszyłeś w pogoń. Pogoń to twoje drugie imię. Albo trzecie, drugie brzmi „Łebciodgryzę”.


Podjąłeś trop. Las nie był specjalnie gęsty, więc biegłeś szybko, a i tropienie nie było specjalnie trudne w lesie bez gęstego podszytu. Szybko wyczaiłeś zbiegów i dogoniłeś ich – już ich widzisz! Dałeś im szansę, by doprowadzili cię do wioski. Śledziłeś ich stosunkowo krótko – usłyszałeś hałasy i rozgardiasz, produkowany przez jakąś większą grupę tych zielnych stworzeń. Między drzewami widać było już przed tobą coś, co było zdaje się niską goblińską chatką, czy lepianką...
Instynkt kazał ci mieć się na baczności. Usłyszałeś świst...!
Przystanąłeś instynktownie, a jeden ze śledzonych goblinów kwiknął i padł na ziemię. Drugi zdążył się rozejrzeć, nim strzała przebiła go na wylot!

Dostrzegłeś w lesie grupę ciemnoskórych postaci. Byli to ludzie, tyle, że ciemnoskórzy. Ubrani w skóry zwierząt, z włóczniami i łukami, oraz tarczami, na widok których zachciało ci się śmiać. Było ich siedmiu.

http://www.swiatpodrozy.pl/expo/t1_2781.jpg

No dobra, teraz to przegięli... Odwróciłeś się w ich kierunku, ale nie zdążyłeś ruszyć się z miejsca, czy czegokolwiek zrobić, ponieważ ciemnoskórzy wojownicy wydali głośne „OooooooOOOooooo!!!” i w podekscytowaniu mówiąc coś jeden przez drugiego w dziwacznym języku, padli na kolana i zaczęli ci się kłaniać!
No cóż, czarnych tygrysów tych rozmiarów musi być w okolicy niewiele, ale to chyba przesada...?

Ryi;
Rzuciłaś w krążącą w wodzie płetwę kamieniem. Płetwa zareagowała, odpłynęła kawałek w kierunku przeciwnym do tego z którego nadleciał kamień. Szybko jednak obrała znów kurs na Braciszka. Kolejne kamienie przyniosły chwilowo podobny skutek, za moment zaś rekin, odkrywszy, że kamienie nie są przeszkodą, a złośliwą zaczepką, zawrócił. Płynie tu. Płynie w twoim kierunku! Na szczęście stoisz zbyt płytko w wodzie, by rekin mógł się zbliżyć niebezpiecznie blisko. Tak więc bawicie się w „ja rzucam, a ja podpływam i odpływam”.

R;
Postanowiłaś powspinać się po skałach.
http://commondatastorage.googleapis....l/21197806.jpg
Wlazłaś do wody... Dopłynęłaś kawałek do pierwszej skały. Rekin zajęty był zabawą z Ryi. Wlazłaś na pierwszą skałę i przeszłaś po niej dalej i dalej, jak po szerokim skalnym falochronie, aż do gnoma siedzącego nieopodal. Tu już fale biły dość mocno o kamień, tu było głęboko. W dole dryfował sobie Braciszek, a rekin poobijany kamieniami krążył wokół niego. Ze szturchnięciem gnoma problemu nie było – problematyczne było szturchnięcie Braciszka, zaczepionego o skały jakieś dwa metry poniżej, przy samej wodzie [nogi se moczy].

Wszyscy;

Nagle z nieba niczym w magicznej opowieści spłynął pionowy słup światła! Zetknął się z wodą dokładnie w miejscu gdzie dryfował Braciszek i rozświetlił jego ciało!


Błysk szybko rozpłynął się w powietrzu, a Braciszek niemal w tej samej chwili się ocknął!

Braciszek Michał;
Mokro... kołysze... w głowie szumi... To pewnie udana impreza...
Ktoś popukał cię w hełm. Podniosłeś głowę, by zobaczyć Maginię. Co jest... woda, skały... gnom...? Coś łaskocze w stopę... Wierzgnąłeś nogą.

R.;
Rekin podpłynął, ale nim zdążyłaś cokolwiek zrobić, odpłynął znów. Chyba magiczne właściwości skarpet Braciszka pokonały bestię...? A może to kolejny kamyk ciśnięty przez Ryi...?

R., Braciszek, Siewca;
Kleryk najwyraźniej doznał jakiegoś boskiego błogosławieństwa i ocknął się w końcu. Teraz usiłuje wgramolić się na skały...

Ursuson;

Ten słup światła z nieba był jakiś dziwny, ale najwyraźniej orzeźwiający. Czyścisz broń. Na brzeg rekin nie wylezie.

Wszyscy; Od strony lasu dobiegło nagle głośne: IiiiiiiiiiiiiiiiiihHhhhhhhhAAAAAAAaaaaaaaaaa-aaaaa! I zobaczyliście znajomego osła, najwyraźniej przed czymś uciekał. I podejrzane było to, że uciekał w waszym kierunku.
Z lasu wyłoniły się ciemne postacie. I nie, nie były to drowy. Jedenastu ciemnoskórych mężczyzn w skórach zwierząt, z niepokojąco groźnie wyglądającym sprzętem do zabijania własnej roboty w łapkach wyłoniło się z lasu i zatrzymali się na skraju plaży, spoglądając podejrzliwie w waszym kierunku.

http://www.pitbul.pl/i/article/1672/main.jpg
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 23-10-2010, 18:19   #40
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
„Zabierz jego ból, otwórz mu oczy!...”
Magiczna energia zawirowała wokół białej postaci i niebo zajaśniało. Snop leczniczej energii spłynął na nieprzytomnego mężczyznę zaklinowanego na skałach. Kleryk obserwował z daleka i z ukrycia, jak mężczyzna budzi się. Miała nadzieję, że towarzysze rozbitka dadzą sobie już teraz radę.
Otrzepała się i spojrzała na drugą postać, która podniosła się, ale upadla znów na piach. Wiatr przyniósł otrzeźwiającą woń... ten zapach... Wyprostowała się i zaczęła węszyć. Ten zapach!...

http://mobini.pl/upload/files/129/52...ite_Wolf_m.jpg

Więc to prawda. To co mówił Biały, to wszystko prawda!!!
Jak wskazał, na plaży znajdowali się rozbitkowie. Wedle jego słów statek zatonął zaatakowany przez „wysłannika mrocznych sił”, ale też, jak powiedział, „nie wszyscy z załogi zginęli”. Największym szokiem była słuszność jego przepowiedni co do konkretnego członka owej załogi.
Podkuliła ogon, jednocześnie postawiła uszy i szeroko otworzyła oczy.
- Tak podobnie, a jego imię brzmiało Dirith...
Tak. Dirith żył!...
W odruchu zgrozy cofnęła się, zaszywając się głębiej w krzakach.
Ale... ale jak... jak jak!?

Chmura czarnego dymu po wybuchu okryła miejsce w którym padł likantrop i powoli się przesuwała dalej.
Po chwili wyłonił z niej Dirith. Był cały czarny od sadzy, futro tliło się w wielu miejscach a gdy zawiał wiatr dodatkowo wzbiłał obłoki pyłu którym pokryty był mroczny elf w najpotężniejszej swojej formie. Cały był poraniony, jedna łapa trzymała sie tylko na skórze, najwyraźniej odcięta przez płytę ze zbroi krasnoluda, która wystawała z jego boku, tak jak kilka innych. Brakowało także jednego ucha, skąd sączyły się spore ilości krwi, tak jak z rany na czole. Szedł chwiejnie, a w oczach zalanych posoką dało sie jeszcze dostrzec bezgraniczną wściekłość.

Wrzuta.pl - three doors down - rock - love me when im gone

On... żyje!?

Kiedy Biały powiedział jej o tym, Kiti zaśmiała się, sądząc, że to jeden z tych niewybrednych żartów. Po chwili zaś otrzepała się, porażona trwogą i dziwnym uczuciem.
Przez cały ten czas, kiedy podróżowała u boku swojego nowego pana i przyjaciela, odczuwała głęboką pustkę. Stratę czegoś, czego nie potrafiła nazwać. Stratę towarzyszów, wraz ze swą śmiercią zabrali w straszny sposób część jej świata. Dotknęło ją to dotkliwiej niż sądziła. Błądziła, ginęła, umierała. Chciała znów być częścią tej siły, do której niegdyś należała. Była samotnym wilkiem, bezskutecznie poszukującym swojej wymarłej Watahy.
I wtedy Biały powiedział, że Dirith żyje.
Dirith pojawiał się i znikał, ale był częścią Watahy. Był jej wspomnieniem, częścią wymarłej legendy, częścią przelanej krwi... I był nadal żywy!
Zawsze bała się tego kota i jego przerażającej siły i zdolności przetrwania. Teraz, ujrzawszy go żywym, poczuła jednocześnie przerażenie i radość. Wataha nie wymarła. W myślach krążyły jej słynne słowa „as long as one of us stands...”

Dirith ruszył w pogoń za goblinami i zniknął w lesie. Serce Kiti biło jak oszalałe. Nie wiedziała, czy ruszyć za nim, czy... Wyczuła zbliżających się ludzi pozostała w swoim ukryciu. Pojawili się ciemnoskórzy wojownicy i zauważyli rozbitków na plaży. Promień światła mógł ich zwabić, choć szli zapewne tropem rozrzuconego na plaży drewna i resztek statku. Kiti położyła się w krzakach, obserwując w cichy i nasłuchując dudniących wciąż w lesie posykiwań tygrysa.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172