Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2010, 01:45   #15
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kolejne parę miesięcy nie przyniosło wykrycia ich procederu polegającego na pomocy Morganom. Z początku wędrowali do nich niemal co tydzień, ale wkrótce częstotliwość malała. Bo choć wszyscy już mieli lepsze obuwie, oraz ubrania nadające się na daleki wędrówki i umieli się zachować gdy wysoko na niebie pojawiają się zielonkawe chmury kwaśnego opadu i nasłuchali się od Danga o niespotkanych jeszcze śmiertelnie niebezpiecznych gunurach, jadowitych molochach, stadnych szczunurach, drapieżnych roślinach, watahach dzikich psów i kilku nielicznych ruinach ze starożytnych czasów, coś im mówiło, że te wędrówki to niekoniecznie spełnienie ich marzeń. W końcu Morganowie mieli zawsze jedzenie smaczne i łatwe do przechowywania podpłomyki od Issy, mieli łuk i strzały od Thel, oraz podstawowy sprzęt domowy dzięki Mitchowi i Rufusowi. Cóż złego mogło im się stać? Jak widać mogło. Stary Morgan zginął gdy jaskinię odkryli jacyś dzicy. Był w niej wtedy tylko z Ann. Nie miał szans obronić siebie i synowej, ale ona przeżyła. Przynajmniej przeżyła. Dang nie miał wątpliwości, że to okoliczne plemię Anandiliyakwa. Wtedy też Viggo zapuścił się jeden raz z samym tylko Szelmą do Morganów i wrócił do Bluff późną nocą pożyczając wcześniej od Issy szpadel.
Mel niedługo później zaczął coraz bardziej podupadać na zdrowiu, a Wong pokłócił się o coś okrutnie z Thel. Nikt nie wiedział o co, ale niektórzy podejrzewali, że może na to mieć wpływ fakt, że szafa przestała grać. Coś się ponoć rozkręciło i jedna ze śrub zniszczyła blok obrotowy do płyt.
Na domiar złego wszyscy cały czas byli zszokowani historią z żarzyskiem, które przeszło przez posesję Szwedów i przez wypełnioną wodą fosę. Fakt ten nie powtórzył się więcej, ale widać, że ludzie bali się bardziej gdy tylko jakieś było widoczne na horyzoncie.
Z dobrych rzeczy... pora wilgotna była iście wilgotna. Nawet spadł raz zwykły deszcz z niskich i pięknych jak białe marzenie chmur. Nikt nie miał już wątpliwości, że zbiory będą udane, a pomysł handlu żywnością z trybalami został całkiem puszczony w niepamięć. Gdy więc znów nastały gorące dni i zbliżał się czas zbiorów w całym Bluff wyprawiono kilka hucznych imprez i jak to zwykle bywa w chwilach wesołości... niemal zapomniano o tych, którym los był mniej przychylny. A może nie chciano pamiętać przez to, że od chwili śmierci Starego i gwałtu dokonanego na Ann przez trybali, zdali sobie sprawę, jak niewielki mają wpływ na los wygnańców. Patrzenie na unikającą innych, kiedyś otwartą i wesołą Ann, na zaciętą twarz Fejesa i kaszlącego Mela stawało trudniejsze z każdą wizytą. Ale mimo, że Dang pierwszy stwierdził, że czas najwyższy zanieść trochę żywności Morganom pretekst na usprawiedliwienie wyprawy większej grupy stworzył się sam...

***

W przyrodzie wszystko jest ze sobą powiązane, a wy odpowiadacie teraz za dawne błędy.


Ostatnie miesiące mijały prawie wszystkim na ciężkiej pracy, która miała przynieść zbawienny plon. Pora gorąca zaś wydawała się gorętsze od poprzedniej.
I wtedy początek roku 71 przyniósł wiatr, a właściwie wiatry. Dwie olbrzymie burze piaskowe zwane w miasteczku bursterami, w niewielkich odstępach czasu przeszły tuż obok Bluff. Pierwsza nawet o nie zahaczyła, i choć duszące chmury pyłu zalegały nad miasteczkiem tylko jeden dzień, starczyło to, żeby spowodować awarię niemal wszystkich urządzeń mechanicznych w mieście. Mitch, Burke i Rufus mieli pełne ręce roboty. W takich przypadkach jak ten, żaden z nich nawet nie żądał zapłaty, bo społeczność nie przetrwałaby gdyby w czasie klęsk nie pomagali sobie wszyscy. Burza odbiła się na kondycji przedmiotów, upraw, zwierzą t i ludzi i właśnie w tej kolejności. Nie działała pompa wiatrowa, zbiornik wieżowy ocalał, ale zarówno z niego jak i z położonych na skraju miasta domów pył zerwał całą farbę i emalię, także wielkiej cysternie groziło przedziurawienie, a domy zaczęły wyglądać jeszcze nędzniej. Większość dachów w mieście wymagała po tym jednym dniu naprawy. Trzeba było tez na nowo udrożnić fosę. Na wszystkich polach uprawnych zasypało bruzdy zalewowe. Padło kilka braminów, w szopie, której burza zerwała dach. Trzeba było wykopać nową latrynę. Przez kilka dni w miasteczku pracowali nawet najstarsi mieszkańcy. O ile nie złożyły ich spowodowane pyłem choroby.
Pierwsza burza trwała dwa dni, druga, większa, cztery. Ta na szczęście przeszła bokiem. Ściana piasku, którą widać było na wschodnim horyzoncie wznosiła się na dwa kilometry, pomarańczowa chmura łącząca się z niebem parła do przodu i wydawało się, że na dobre pochłonie wszystko, co stanęło jej na drodze.

Szczęśliwie nikogo z mieszkańców nie zastała na Pustkowiach. Właściwie była to zasługa Verki, ona pierwsza stwierdziła, że wiatr zmienił zapach, potem Hyrze wydawało się, że również to wyczuwa, choć Vera zapytana co się zmienia nie umiała odpowiedzieć nic konkretnego. Ale wszyscy wiedzieli, że lata temu nim przybyła do Bluff długo błądziła na pustkowiach. Teraz nie wychodziła nawet za fosę.
W wyniku burzy pełne ręce roboty miał też doktor. Hyra mimo niechęci jaką go darzyła wypełniała polecenia mężczyzny, odwiedzając na przemian z Verką chyba wszystkie domy w Bluff, pojąc chorych ziołami i karmiąc przygotowanymi przez Doktora lekarstwami.
Nawet woda ze studni głębinowej zmieniła na kilka dni smak i skład i połowa Bluff cierpiała na ostre bóle brzucha i biegunkę.
Dzień po burzy stanęło serce starego MacMahona, tego dnia zmarł też Wacco Kid. Doktor tłumaczył Hyrze coś o układzie oddechowym i pyle w płucach i we krwi. Kilku osobom pogorszył się wzrok, łącznie z samym Doktorem.
Wszystko to sprawiało, że w Bluff atmosfera panowała nieszczególna. Najmocniej odbiło się to na Thel, do której dotarło, że musi choć na chwilę zniknąć z oczu mieszkańcom miasteczka, oszukała za dużo osób, od kilku miesięcy nie znajdowała żadnych chętnych na partyjkę, a w Barze obowiązywał ją zakaz wyciągania kart.
Ale burze miały jedną zaletę. Często odsłaniały nowe rzeczy. W efekcie ich wspólną wyprawę łatwo tłumaczyła ciekawość i prędko znalazła ona poklask. Wyszli na Pustkowia cztery dni po drugiej burzy.

***

Pierwsze ślady koczowników Dang wypatrzył po czterech godzinach wędrówki.
Dotąd posuwali się całkiem szybko, ścieżkami, które poznał przez ostatnie miesiące doskonale, nikt nie opóźniał marszu za bardzo, choć widać było jak Hyra zaciskała zęby żeby się nie skarżyć, a gadatliwa Thel zamilkła już jakiś czas temu. Podobnie siły Issy były na wyczerpaniu i gdyby nie świadomość, że siostrze mogłoby to się nie spodobać, Viggo dawno już zaproponowałby odpoczynek.
Po raz pierwszy szli cała dziesiątką. Z nich wszystkich tylko Thel i Fedd po raz pierwszy w ogóle. Buźka wydawało się, że i tym razem nie pójdzie, ale dogonił ich po niespełna godzinie. Pierwszy raz. I pierwszy raz na tak otwartej przestrzeni. Thel zaś zdążyła sobie zaskarbić całkiem pokaźną rzeszę wrogów i niewiele brakowało by i Pan Wong zaczął do nich należeć. Znów sama? Znów z niczym? Dołączyła do drużyny.
Rufus szedł za Issą z przykazaniem od Danga, że jeśli chce żyć ma stawiać kroki dokładnie tak jak jasnowłosa dziewczyna i choć niedorzecznie skupiało to całą jego jakże kiepską uwagę na śledzeniu stóp dziewczyny, musiał przyznać, że była to sensowna i stosunkowo bezpieczna metoda podróżowania w grupie. Buźka, z twarzą zasłoniętą szarym płótnem, co zresztą, choć nie tak szczelnie, zmuszeni byli robić wszyscy, bo nikt o zdrowych zmysłach nie chodził po pustkowiach z osłoniętą głową, trzymał się blisko Hyry i trzeba przyznać dziewczynę kusiło chwilami żeby się na nim wesprzeć, albo nawet poprosić o poniesienie, przecież dla olbrzymiego mężczyzny nie byłaby odczuwalnym ciężarem. Viggo pilnował tyłów kolumny, gdzie szedł Burke, w równym tempie, ale też już tracący siły.
Krajobraz był monotonny, czerwona ziemia, piasek, gdzieniegdzie skały, na które wdrapywał się Dang szukając w niemal martwej przestrzeni zmian, które mogły sprzyjać nowym znaleziskom. Zazwyczaj towarzyszyła mu Enola. Burza wyrzeźbiła w zasięgu ich wzroku jeden wąski jar, usypała kilka kopców, ale żeby je sprawdzić musieliby zbaczać z drogi. Zostawiono więc przeszukiwanie na powrót.
W ten też sposób doszło do pierwszego ich spotkania z innymi ludźmi. Ciężko było odczytać trop jednoznacznie. Ale wyglądało to tak jakby blisko dziesięcioosobowa grupa myśliwych przeszła tędy kilka godzin temu. Co ciekawe większości śladów nie zostawiły stopy dorosłych. Mogło to oznaczać wyprawę inicjacyjną młodych chłopców, a tym samym kłopoty. Plemienny wojownik, żeby stać się mężczyzną musiał udowodnić swoją wartość w walce z godnym przeciwnikiem. Takim jak grupa uzbrojonych podróżnych. Dang zdecydował się wiec zmienić trasę, by jak najmniej wędrować po odsłoniętym terenie.
Wtedy natrafili na następne ślady. Innej grupy koczowników. Ta stoczyła walkę ze szczunurami. Ich mięso miało swoich zwolenników również w Bluff, choć Doktor straszył jakimś robactwem co to niby żerowało w tkankach szkodników i przestrzegał, że może wywoływać choroby. Obserwacje Hyry nigdy tego nie potwierdzały.
Szli ostrożnie, Dang przodem, jako zwiad, grupę prowadziła Enola. Wędrówka wydłużała się, ale tempo zmalało tak bardzo że nawet najbardziej zmęczeni trochę odpoczęli. I tylko dzięki tej ostrożności uniknęli wpakowania się w kabałę. Dwie grupy trybali w końcu się spotkały. Jedną stanowiła ósemka rosłych myśliwych Anandiliyakwa, drugą większą, dwunastu młodych wojowników Anangu wymalowanych różnymi symbolami rytualnymi. Musiało dojść do walki. Dang wycofał się żeby zatrzymać pozostał przy pobliskich skałach. Koczownicy nie mieli broni palnej, ale ich włócznie, wyrzucane w górę za pomocą niewielkich drewnianych przyrządów, miały zasięg większy niż posiadane przez bluffiańczyków łuki.
Mogli spróbować przeczekać starcie. Potem nadkładając sporo drogi okrążyć zwycięzców żeby jakoś dojść do Morganów. Ryzykowali wtedy wykrycie i pogoń. Mogli opowiedzieć się po czyjejś stronie przechylając szalę zwycięstwa.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 13-10-2010 o 01:55.
Hellian jest offline