| Elena zmierzyła przybysza od stóp do głowy, nie opuszczając broni ani na sekundę.
- Czego tu szukasz? - rzuciła krótko.
- Pewnie tego co i ty. Tylko uważaj, bo może wystrzelić - mężczyzna spoglądał co chwilę na pistolet w ręku dziewczyny.
- Nie mój mózg wtedy będą zdrapywać ze ściany. A teraz powtórzę ostatni raz, czego tutaj szukasz?
- A czego można szukać podczas włamu?! Przecież nie proszku do pieczenia - wypalił. Po chwili uspokoił się i dodał - Kasy, błyskotek i innych fantów, jak każdy.
- W takiej dzielnicy szukasz kasy i błyskotek? Ciężko w to uwierzyć, więc albo mnie okłamujesz, albo jesteś głupszy niż wyglądasz - prychnęła, ciągle trzymając nieznajomego na muszce.
Nieznajomy milczał dłuższą chwilę, aż wreszcie, jeszcze raz spoglądając na wymierzoną w siebie broń, powiedział niepewnym głosem:
- Każdy orze jak może, no nie? Yyy... Może i mniejsze fanty, ale... yyy... słabiej chronione niż w takim... Algonquin.
Bello prychnęła pod nosem słysząc te słowa.
- Złodziej to z ciebie żaden, zakładając, że co uwierzę. Nie ma tu niczego, czego szukasz, ale może... - zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się, czy dobrze robi wdając się w zbędną dyskusję z mięśniakiem. - Wiesz coś o lokatorze tego mieszkania?
- Nawet nie wiem kto tu mieszka - facet odzyskał dawny ton głosu.
- W takim razie na ciebie już czas - oznajmiła, odblokowując broń i kładąc palec wskazujący na spuście. Miała nadzieję, że intruz zrozumie to jako 'zachętę' do opuszczenia lokalu, nie natomiast prowokację do walki. Chociaż kto tam mógł wiedzieć, co takiemu 'byczkowi' siedzi w głowie?
- Hej, no coty?! Nie strzelaj! Dobra, powiem ci wszystko, tylko do cholery nie strzelaj!
"Niespodziewany, acz fortunny obrót wydarzeń. Szczęściara ze mnie" pomyślała, uśmiechając się kącikiem ust.
- Mów.
- M-mogę zapalić?
- Nie.
- Mam swoje fajki - wskazał na wewnętrzną kieszeń kurtki.
- Ostatnio stałam się bardzo niecierpliwą kobietą, dlatego lepiej zacznij mówić albo już nigdy więcej nie poczujesz smaku tytoniu.
- Dobra, dobra, tylko spokojnie. Jakiś facet wynajął mnie, żebym śledził faceta, który tu mieszka. Dał mi tylko ten adres i jego zdjęcie. Czekałem na zewnątrz od rana, ale ten koleś się nie pojawił, więc postanowiłem wejść i poszukać czegoś co mogłoby mi pomóc.
Elena szybko przeanalizowała sobie słowa wypowiedziane przez osiłka. Czyżby mężczyzna, o którym mówił, mógł mieć coś wspólnego z morderstwem? W końcu wynajął tego przygłupa, by śledził jednego z Dzieci Polaka. Tylko nie do końca wierzyła w sens tej analizy. Czegoś jej tu brakowało, coś jej nie pasowało, ale musiała się złapać tego tropu.
- Jaki facet cię wynajął? - spytała, wpatrując się w niego z błyskiem ciekawości w oczach.
- Nie znam go, ok? Spotkałem go jednego wieczora w barze. Dał mi zaliczkę, adres i zdjęcie. To wszystko.
- Nie dał ci żadnych namiarów na siebie? W takim razie po co kazał ci śledzić gościa, który tu mieszka, skoro o swoim 'dochodzeniu' nie mógłbyś mu donieść?
- Powiedział, że sam zadzwoni, a do tego czasu mam obserwować tego Ruddieckensa.
- Pamiętasz chociaż jak wyglądał?
- Brunet, średniego wzrostu, twarz przeciętna... Miał włoski akcent.
- W którym barze go spotkałeś?
- Comrades Bar na Mohawk Avenue.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia, co mogłoby mi jakoś pomóc? - zapytała, opuszkiem palca delikatnie dotykając spustu.
- Skąd mam wiedzieć co ci może pomóc? Nawet nie wiem co ty tu robisz.
Elena westchnęła ciężko. Zapomniała, że osiłek nie należał do zbyt błyskotliwych osób.
- Oddaj mi swój telefon - oznajmiła krótko.
- Co? Powaliło cię?
- Przypominam, że lufa jest skierowana w twoją głowę, nie moją.
Mężczyzna powiedział coś niezrozumiałego po czym dodał:
- Telefon mam w wewnętrznej kieszeni.
Dziewczyna podeszła powoli do niego, stanęła tuż przed nim, celując mu w skroń. Drugą ręką sięgnęła do wewnętrznej kieszeni po telefon.
Wyciągnęła całkiem nową komórkę ze srebrną obudową i klapką. Całkiem nieźle leżała w dłoni. Facet musiał trochę na nią wybulić.
- Dzięki - puściła do niego oczko, po czym wyminęła go i ruszyła w stronę wyjścia, ciągle będąc w stanie gotowości do ewentualnej walki.
Nieznajomy nawet nie drgnął gdy opuszczała mieszkanie. Zbiegła więc po schodach i wyszła spokojnie na ulicę. Jej włosy ponownie rozwiał zimny podmuch wiatru. Wsunęła nową zdobycz do kieszeni spodni, po czym opatuliwszy się szczelniej płaszczem, przebiegła przez ulicę i ruszyła pieszo wzdłuż chodnika.
Jej głowę zaprzątały myśli o Włochu, o którym wspominał złodziejaszek. Czy rzeczywiście mógł mieć coś wspólnego z morderstwem Johna? W takim razie musiał być jednym z Dzieci Polaka, ale wtedy mijałoby się to z faktami. Chyba że wynajął któregoś z szóstki mężczyzn, by zabił Johna. Ale w takim razie po co kazał śledzić Ruddieckensa? Chyba że to właśnie on był mordercą, a Włoch chciał mieć go na oku... Nie, nadal czegoś tutaj brakowało. Jakiś element, bądź więcej, tejże układanki nadal były potrzebne.
Bello zatrzymała się i złapała taksówkę. Sięgnęła do kieszeni po kartkę z adresami. Postanowiła zaufać intuicji, a ta jej podpowiedziała, że powinna wywiedzieć się nieco na temat tajemniczego Rosjanina. Przypomniała sobie także o pewnym mężczyźnie, który mógł jej w tym pomóc. Choć oczywiście nie miała pewności, czy niejaki Petrovic będzie coś wiedział. W grę także wchodził fakt czy w ogóle Elenie uda się go odnaleźć. W końcu znała jego adres zamieszkania sprzed kilku lat, mógł już dawno się stamtąd wynieść. Postanowiła jednak zaryzykować, wiele w końcu nie traciła – prócz dolarów na taksówki.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |