Jako, że chłopaki nie mieli żadnego interesu do niego wyszedł z domu. Pechowo musiał przejść się kawałek zanim złapał taryfę. - Na lotnisko, ale nie wieź mnie trasą widokową, bo tutejszy jestem - wyszczerzył się do meksykańca. - Nie rozumieć dobrze angielski.
- Za to ja dobrze mówię po hiszpańsku - Nikki płynnie przeszedł na język którym mówi ponad 60 procenta amerykanów. - Sknera - mruknął taksiarz. - Kombinator. - Stoi pan w poprzek wolnemu rynkowi. - Nie mam nic wolnemu rynkowi o ile wozi turystów okrężna drogą a nie mnie.Tym razem obaj suszyli zęby.
Taksówka zatrzymała się przed wejściem do hali. Nikki zajrzał do portfela i powiedział: - Polubiłem cie, ale dać ci dolara napiwku to była by obraza. A nie mam kasy, ostatnio mi się nie wiedzie.
- Też cię lubię i nawet wybaczę tego dolara.
- Daj mi namiar to będę dzwonił po ciebie jak zatęsknię za przejażdżką.
Taksiarz wyjął wizytówkę z kieszeni na piersi i podał Nikkiemu. - Pedro Gonzales, właściciel Cab Inc. - Odczytał. - Dużą masz tą firmę?
- Powiedzmy, że siedzisz w Air Forse One...
- A pozostałe?
- Zarząd jeszcze nie zatwierdził - odparł ze śmiechem. - Wiesz co? poczekaj chwile skocze po bagaż i jeszcze się przejedziemy.
Pięć minut później Nikki władował się do taksówki z torbą podróżną. - Jak minęła podróż?
- Szybko minęła. Znasz jakiś tani, ale w miarę dobry hotel w Dukes? A właśnie, mów mi Nikki.
- Speedy - uścisnął wyciągniętą rękę. - Znam jedno miejsce.
- No to walimy Speedy. - A jakbyś był wolny za pół godziny to podrzucił byś mnie do jednej knajpy.
- Się zobaczy. Jesteśmy, powołaj się na mnie... albo nie to policzą ci taniej
Pokój nie był najgorszy, choć do lepszych Nikki przywykł w europie. rzucił torbę na łóżko, nie zajęczało, ani stada karaluchów się nie rozbiegły na boki, dobry znak. Wygrzebał świeże ciuchy i zajrzał do łazienki. Szybki prysznic i ruszy w miasto. Klamkę wziął ze sobą i położył na półeczce koło prysznica. |