Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2010, 22:31   #50
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Korytarz C-120 i kwatery doń przyległe

Nicole Sanders, Peter Jakowlew, Sven Lindgren, Seamus Gallager, Dhiraj Mahariszi, Charles Fish


Zamknięci. Odcięci od reszty kolonii. Stalowa gródź – kilku dziesięciocentymetrowa płyta ze stali - oddziela was od głównego łącznika i reszty kopalni. Sektor C120 jest bowiem tak zwanym sektorem wieńczący. Korytarz nie prowadzi nigdzie. To boczna odnoga, w której zamontowano kontenery mieszkalne.

Alarmowa syrena już jakiś czas temu przestała wyć swoje wezwanie. Wcześniej przerwała ją dziwaczna, radosna i głupowata muzyka powiększając wasze zdezorientowanie.

Czwórka ludzi stojąca na korytarzu popatrywała na siebie niepewnie wdychając powietrze przez syntmetaliczne maski tlenowe przyklejone do twarzy i nosa. Małe pojemniki z tlenem podczepione do pasa wyświetlały poziom zużycia zapasów życiodajnego surowca. Powietrze płynące do płuc przez rury jest ciepłe. Podgrzewane za pomocą specjalnej syntezy chemicznej, nim dotrze do ust użytkownika maski.

Trzy z czterech osób na korytarzu C-120, to jego mieszkańcy: logistyk - Peter Jakowlew, od niedawna pomocnik barmana – Sven Lidgren zwany Szczotą i Seamus Gallager – górnik. Czwartym jest nieznany nikomu zbyt dobrze - poza „Szczotą” - chłopak, który wygląda tak, jakby za chwilę miał porzygać się do swojej maski.

Pierwszy zauważył to Seamus Gallager, który z racji wykonywanych obowiązków był najczęściej zmuszony do noszenia maski. Korytarz jest szczelny! Nie ma konieczności noszenia osłony. Łatwo to poznać po temperaturze. Gdyby macierzyste „powietrze” planety dostało się do tuneli kolonii, temperatura spadła by grubo poniżej zera, a wtedy ich oddechy zmieniłyby się w mgiełkę unoszącą wokół głowy po każdym oddechu.

Słychać, ze w innych, nadal zablokowanych, pomieszczeniach są jacyś ludzie. Nawołują, wzywają pomocy. Pomiędzy czwórką ludzi na korytarzu podejmowane są milczące decyzje. No, może trójką, bo jeden z chłopaków ma wyraźnie problem z podejmowaniem jakichkolwiek decyzji. A stalowe grodzie uniemożliwiające ucieczkę do punktu ewakuacyjnego przyspieszają podjęcie decyzji. W dwóch kwaterach mieszkają ludzie odpowiedzialni za działanie urządzeń na Ymirze A. Wystarczy ich wypuścić, a oni już na pewno poradzą sobie z niespodziewaną przeszkodą.

Do pracy!

Korzystając z prowizorycznych narzędzi rozkręcacie panele przy drzwiach do kolejnych kwater. Pierwszymi uwolnionymi są Nicole Sanders i poczciwy górnik Yurgen Vinnamra.



Oboje ocalonych szybko zabierają się do pomocy.

Wyjęcie „Chucka” przez wąski szyb wentylacyjny przypomina nieco przyjmowanie porodu. Ale w końcu, cały zziajany pod maską, Charles Fish dołączył do reszty zszokowanych ludzi na korytarzu.

Powróciliście do pracy przy otwieraniu reszty kwater.

Jednak wtedy pracę przerwało wam coś jeszcze! Wyraźne wrzaski niesione przez szyby wentylacyjne. Straszliwe okrzyki paniki, obłędne i opętańcze, pełne bólu wrzaski! Jak krzyki na holo filmach! Przez chwilę zamarliście nasłuchując. Tego, co dolatuje do was wraz z zawodzeniem wiatru, nie da się objąć zdrowym rozsądkiem.
Krzyki brzmią tak, jakby właśnie ktoś lub coś mordowało wszystkich ludzi próbujących się ewakuować. I czyniło to prawie przez dwa kwadranse, chociaż krzyków i wrzasków było coraz mniej. Cichły i zanikały, aż w końcu powróciło zwyczajne, psychodeliczne zawodzenie wiatru w wentylacji.

Wróciliście do pracy.

Po niespełna godzinie wszyscy obecni w swoich kwaterach w momencie awarii ludzie byli już na korytarzu.Te dwie kwatery, na które najbardziej liczyliście – C120 i C121. Nie ma z wami mechaników!

Dziewięć osób. Zagubionych. Odciętych od reszty bazy. Przestraszonych. Wpatrywało się w siebie nie za bardzo wiedząc, co teraz mają zrobić.

Ci, którzy znali się na tym najlepiej, zajęli się próbą sforsowania grodzi oddzielającej ludzi od reszty bazy. Po półtorej godzinie prób, błędów i przekleństw okazało się, że nie bardzo wiedzieliście jak sobie poradzić z tym cholerstwem.

WKP nadal nie działały. Coś najwyraźniej zakłócało łączność. Jedynym pocieszeniem okazało się, że na korytarzu ciągle jest powietrze i temperatura ponad 12 stopni Celsjusza. Nie było więc mowy o żadnym rozszczelnieniu, bo po tym czasie już dawno byście to odczuli.

Kolejne trzy godziny, coraz bardziej nerwowe, to sprawdzanie kolejnych pomysłów. Zabawa z prądem, próby sforsowania odrzwi – podobnie jak zrobili to „Szczota” i „Łysy” w swojej kwaterze. Nic. Drzwi ani drgnęły a jedyne, co osiągnęliście to kilka rys na gładkiej powierzchni.

Żadna pomoc nie nadchodziła i mieliście wrażenie, że zapomniano o was podczas prawdopodobnej ewakuacji. Powoli zaczynaliście oddawać pola obojętności.

- Ja mam plan – powiedział niespodziewanie Vinnmark spoglądając na was z wyczekiwaniem. – Możemy czekać na pomoc z zewnątrz, lub dostać się do panelu sterowniczego po drugiej stronie.

Spojrzał na szyb wentylacyjny zasłonięty metalową kratką. Wiało z niego chłodem i wyło.

- Nieduża i sprawna osoba przejedzie tunelem, sforsuje kratę i dostanie się do tunelu C-100. Chuck raz już to prawie zrobił, więc może uda mu się drugi raz. Tym razem bez utknięcia. Tam, przy drzwiach jest skrzynka z zasilaniem do tej grodzi. Wystarczy przeciąć główny kabel i powinniśmy usunąć blokadę fizycznie. Ja i Seamus powinniśmy dać sobie z tym radę przy pomocy reszty.

Plan wydawał się dobry. Pozostawała jeszcze jedna ważna kwestia.

- To jak. Chuck, zrobisz to? – wyraził ją głośno Vinnmark w formie pytania.
.
Coś było nie tak i czuliście to przez skórę.

Jakiś atawistyczny lęk w głębi waszych dusz krzyczał – NIE OTWIERAĆ TYCH GRODZI!

Z drugiej strony zdrowy rozsądek mówił znacznie ciszej – DLACZEGO? TO JEDYNA SZANSA NA WYDOSTANIE SIĘ Z PUŁAPKI.

Jakby na potwierdzenie waszych obaw gdzieś z głębi bazy, niesiony szybami wentylacyjnymi, usłyszeliście wrzask agonii i jakiś inny, niemal zwierzęcy ryk. Wydawało wam się, że krzyk rozległ się naprawdę niedaleko. Lecz ucichł bardzo szybko, jakby zdławiony brutalną siłą.

Cholera – co jest! To nie mógł być wiatr? A może to jednak był wiatr.
 
Armiel jest offline