Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2010, 22:55   #14
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Część I

Atak się zakończył. W tym momencie można to było stwierdzić z całą stanowczością. Przez chwilę w pałacu zapadła cisza. Jest taki krótki moment, tuż po zakończeniu walk, gdy nie słyszymy już odgłosów towarzyszących bitwie, a jeszcze nie dotarły do nas krzyki rannych, czy inne dźwięki obecne na pobojowisku. W pałacu nie było inaczej.

Młody Amberyta nie czuł zmęczenia. Był przyzwyczajony do trudów, walka ta nie była wymagająca. Stał spokojnie obserwując otoczenie. Wszystko się skończyło ... i jednocześnie zaczęło. Oto mieli niepodważalny dowód, o rozpoczęciu wojny. Nie trzeba było nic więcej, ktoś rzucił im rękawicę, a sądząc po wszystkich wydarzeniach towarzyszących pojawieniu się potworów był to ktoś potężny. Jego tożsamość, motywy i cel pozostawała na razie nie wiadomą. To martwiło Aleksandra. To czego nie wiemy, może nas zabić, jak mówiło stare przysłowie. W wojnie brak informacji mógł okazać się kluczowy. Dlatego tak wielu oficerów przykładało dużą wagę, do dezinformacji. Można było gardzić grą szpiegowską, ale była ona nieodzowną częścią wojny, była ona potrzebna.

Oczywiście diuk Oisen zaczął od razu rozważać możliwe warianty. Czyżby to było preludium do kolejnej wielkiej rodzinnej draki? Powrót nieustających intryg, mających za zadanie zdobycie tronu? Nie można było tego wykluczyć. W tym momencie nie można było wykluczyć żadnej rozsądnej, logicznej opcji. A tych było po prostu za dużo. Na razie postanowił pozostawić tą sprawę. Będzie czas żeby wszystko przemyśleć, przede wszystkim potrzebował informacji. Nawet mała część układanki, mogła okazać się tą, która pozwoli rozwiązać te problemy.

Odwrócił się na pięcie chcąc udać się do swoich komnat. Wiedział już, że czeka go ciężki dzień. Musiał się dobrze, do niego przygotować. Idąc bocznym korytarzem wpadł na Connley'a.

- Masz chwilę, chciałbym zamienić kilka słów. Twój ojciec i reszta jego rodzeństwa jest zajęta, a ty jesteś specem od tych spraw. Nie wydawało ci się to trochę dziwne? -

-Jasne, teraz wszystko się uspokoiło ... mogę porozmawiać - odpowiedział mu Alexander poprawiając swój pas z bronią i mundur -Rozumiem, że pytasz o atak ... chciałbym jednak wiedzieć, co dokładnie rozumiesz pod pojęciem dziwne ? - zadał swoje pytanie ze spokojem, obserwując uważnie swojego rozmówcę

- Nie znam się na tym jakoś wyjątkowo, ale to był atak kompletnie bez sensu.

- Bez sensu? Nie byłbym tego taki pewien -

- Mamy prostą sytuację. Jest balowa sala, kilkuset gości, wśród nich książęca krew Amberu, ale tak naprawdę większość to najzwyczajniejsza szlachta. Ponadto dziesiątki najnormalniejszej służby kręcącej się pomiędzy gośćmi. I zauważ, co się dzieje. Nagły atak, przełamanie okien, służba przy oknach zostaje obalona. A co potem? Walka. Tylko czy naprawdę walką. Setki harpii. Póki tego wszystkiego nie ułożyłeś, była panika, dzieci, starcy, kobiety, mało broni. Te latające stwory może były dość słabe na ciebie, nawet na mnie nie najmocniejsze, ale na zwykłego człowieka to solidny oponent. Dodaj do tego zaskoczenie. -

-Zazwyczaj w takich przypadkach są straty i to nie małe. Jednak nasze potworzyce korzystały z jadu. Nie musiały nikogo rozrywać na strzępy. Właściwie zatrucie kogoś było łatwiejsze, niż dajmy na to pozbawienie go głowy. Poza tym gdyby skupiły się na zabiciu kilku gości, była szansa, że Amebryci je pokonają -

- Dokładnie, tymczasem nikt nie zginął. Nikt. To jakiś niewytłumaczalny fakt. Chyba że da się go wytłumaczyć? Może ten atak wcale nie miał być atakiem.-

-Ciekawe spostrzeżenie ... może powiesz mi dlaczego tak uważasz? - Alexander pytał go z wyraźną ciekawością. Wyglądała na to, że był pochłonięty tą rozmową. Wyraźnie skupił uwagę na Connley'u, dało się wyczuć, że jest zainteresowany jego opinią na ten temat.

- Widzę dwa rozwiązania, na szczegółach się oczywiście niespecjalnie znam, to kwestia taktyki wojskowej, ale logicznie widzę na poziomie ogólnym dwa wytłumaczenia. Albo była to demonstracja siły. Ot, po prostu pokazanie: mogę wejść do twojego pałacu, zrobić co chcę i wyzywam ciebie oraz twoja rodzinę. To pierwsza opcja: harpie nie miały zabijać tylko urządzić mała demonstracje. Oczywiście wiadomo, zawsze może się przy tym zrobić małe zamieszanie, część harpii straciła kontrolę nad sobą atakując, ale w sumie była to niewielka część gwałtowności ataku, jaka powinna się zdarzyć. To by jakoś tłumaczyło tą nieprawdopodobna sytuacje braku strat. Druga opcja to de facto pierwsza, ale przy założeniu, że oponentowi, bo wiadomo, ze taki jest, chodziło o zrobienie zamieszania, żeby porwać syna królewskiego. Nie wiem, która opcja jest gorsza, nie wiem, po co komu miałby służyć syn Randoma. Wiem jednak tyle, że ta cała sytuacja spowoduje napięcia wśród rodziny, a to mi się bardzo nie podoba, szczególnie, mając takiego przeciwnika. -

Aleksander powoli skinął głową, jego wzrok wydawał się teraz bardzo poważny -Cóż, bardzo ładnie to wykoncypowałeś ... ja osobiście skłaniał bym się do opcji drugiej. Demonstrację sił można przeprowadzać z różnych powodów, jednak najbardziej popularnymi jest chęć odwiedzenia twojego przeciwnika od wojny ... to nie jest ten wypadek, jeżeli można o nim powiedzieć cokolwiek to jedynie to, że bardziej nas do tej wojny przybliżył. Ponad to nie znamy naszego przeciwnika, nie wiedzielibyśmy kogo mamy się obawiać. Ten atak zawierał w sobie pewien plan. Pytania, na które trzeba odpowiedzieć brzmią: kto i dlaczego? - młody amberyta zamilkł na chwilę zastanawiając się nad czymś -Pytanie, co zamierzasz teraz zrobić? -

- Corwin wybiera się w pościg. Chcę iść z nim.-

-W takim razie, będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać. Również wybieram się z nim -

- Czy nie uważasz, że podczas pościgu przydałaby się się w grupie dobra lekarka? Może Corwin dałby się namówić, by wziął ze sobą siostrzenicę? Wprawdzie niespecjalnie znam go, ale ty wydajesz się z nim w lepszych relacjach. Może poprosiłbyś go o to? Dobry lekarz pod bokiem to często ważna kwestia. Zresztą, co ci będę mówił. Sam wiesz to lepiej. -

-Kwestia, czy ona zechce jechać. Wydaje mi się, że w takim przypadku Corwin jej nie odmówi -

- Zastanawiam się także, czy nie zaprosić do pościgu kogoś z delegacji Dworców Chaosu? Bowiem szczerze, fatalnie wyszło. Mandor oberwał, reszta delegacji także była w ostrych opałach, albo przynajmniej tak im się wydawało, jak nam wszystkim zresztą. Mogą wyniknąć niesnaski polityczne. Byli posłami. Król nie zapewnił im bezpieczeństwa. Wprawdzie nie sądzę, żeby Merlin wystąpił przeciwko Amberowi, ale niektóre rody, Hendrake choćby, nie są nam przychylne. Teraz miałyby silny argument, albo przynajmniej próbowałyby to jakoś rozegrać przeciwko nam. Dlatego warto by wziąć kogoś z Dworców, jako dowód, że ten przeciwnik jest zarówno przeciwnikiem Amberu, jak i Dworców. To osłabiłoby niechęć do Amberu na dworze Merlina. Mandor wprawdzie jest ranny, więc odpada, Jurt to królewski brat, więc także, ale pomyślałem, że może Lilavati księżniczka Chanicut. Nikt nie będzie mógł nam zarzucić, ze coś kombinujemy, jeżeli prosimy tak ważna personę delegacji. Przemyśl to proszę oraz może pogadaj z ojcem. Sądzę, że to on oraz Corwin będą mieli najważniejszy głos na dworze. Są najstarsi oraz mają największe doświadczenie we wspieraniu korony. -

-Akurat, o tym nie możemy decydować. Chociaż może to być całkiem zgrabna sugestia dyplomatyczna. Jeżeli będziesz miał możliwość, to na twoim miejscu przekazałbym ją, któremuś z nich ... nie wiem, czy uda mi się porozmawiać z ojcem, przed wszystkimi. Może być teraz mocno zajęty. Jeżeli jednak znajdzie się odpowiedni czas, to oczywiście przekażę twoją uwagę -

Obaj mężczyźni pożegnali się i ruszyli w swoje strony. Aleksander uświadomił sobie, że czeka go jeszcze wiele rozmów przed wyruszeniem. Przygotowania należało odłożyć, przynajmniej na jeszcze kilka godzin. W pokoju zdążył się jedynie wyczyścić, przebrać i oczyścić swoją broń. Wychodząc spotkał Corwina. Ukłonił się mu i podszedł do niego, prosząc o krótką rozmowę.

-Wygląda na to, że nasza grupa pościgowa, nie będzie zbyt duża. Masz już jakiś plan? -

Corwin spojrzał Aleksandrowi w oczy

-Nie ilość a jakość się liczy. Na razie będziemy ich tylko ścigać i zobaczymy dokąd się udadzą. Najważniejszy jest w tej chwili syn Randoma, jeżeli uda się ustalić, gdzie jest i kto go porwał Zaplanujemy jego odbicie -

-Oczywiście, a czy mogę zapytać, czy masz jakieś podejrzenia? - to co powiedział Corwin wydawało się rozsądne. Jak zawsze, zresztą Aleksander był całkowicie przekonany, że on będzie właśnie w taki sposób próbował to wszystko wyjaśnić. Wątpił też, aby akurat on w jakikolwiek sposób zdradził swoje „karty”, nie zaszkodziło jednak spróbować. Nawet najlepsi pokerzyści mogą popełnić błąd.

-Podejrzenia? Kto to zrobił? Moje podejrzenia nie mają teraz żadnego znaczenia. Musimy się dowiedzieć kto stał za tym atakiem i porwaniem -

Aleksander skinął głową -Miejmy nadzieję, jak najszybciej. Ta sytuacja z pewnością nie jest zdrowa dla Amberu -

-Oczywiście, że nie jest. Nie wiem tylko dokąd zmierza ta rozmowa. Nie mam czasu na jałowe dyskusje -

Młody amberyta pokręcił głową - W takim razie teraz nie zatrzymuję, porozmawiamy o tym gdy będzie więcej czasu – Corwin odszedł, ale mimo wszystko coś udało się mu dowiedzieć. Niechęć do podawania swoich „typów” mogła oznaczać kilka rzeczy, ale Aleksander miał nadzieję, że oznaczało to chęć zachowania spokoju. W tym momencie tego najbardziej potrzebowali.

I nadszedł czas na spotkanie podczas którego Benedykt wyjaśnił wszystkim zaistniałą sytuację i oficjalnie ogłosił się regentem. Następnie kolejne osoby informowały o swojej wierności względem niego. Tymczasem młody amberyta obserwował wszystkich, miał nadzieję, zobaczyć coś ważnego. Nie wydawało się to jednako możliwe. W końcu nadeszła i jego kolei do złożenia deklaracji. Wiedział z jednej strony, że nie jest to potrzebne, z drugiej wymagał tego pewien protokół, dlatego głośno powiedział.

-Możesz na mnie całkowicie polegać ojcze - gdy wszystko się skończyło, kolejni członkowie rodziny zaczęli opuszczać pokój. On cały czas stał na miejscu, czekając, na możliwość rozmowy z Benedyktem sam na sam. W końcu pozostali tutaj jedynie w dwójkę. Podszedł do swojego ojca odzywając się spokojnym głosem.

-Tato, przyznam się szczerze, że z tego wszystkiego nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego powiedziałeś wszystkim ludziom, że Vialle i Randomowi nic się nie stało? Podejrzewałeś, że ktoś może być w to zamieszany? Prawdy nie da się długo utrzymywać w tajemnicy ... -

-Ludzie i tak wystarczająco najedli się strachu. O ambertów się nie martwię, ale reszta... Nasi sojusznicy nie mogą zwątpić w naszą siłę. Ten atak to potwarz dla Amberu. Mówiłem Randomowi wielokrotnie, aby zajął się armią i wywiadem. On mnie jednak nie słuchał i to są konsekwencje tych zaniedbań. Wyobrażasz sobie co by się działo, gdyby książęta Złotego Kręgu dowiedzieli się że Random oszalał, a Vialle nie żyje. Utrzymam to w tajemnicy tak długo jak to tylko będzie możliwe -

Aleksander powoli skinął głową. Zgadzał się z tą argumentacją. Niestety stare ziemskie przysłowie miało rację: Jeżeli chcesz pokoju szykuj się do wojny. -Miejmy nadzieję, że jak to wszystko się wyda, przynajmniej część tajemnic będzie już rozwiązana - młody amberyta na chwilę zamilkł - Wypadałoby też odnaleźć Gerarda, wydaje się, że on również może posiadać jakieś informacje -

-I ja mam taką nadzieję. Co do Gerarda to sprawa jest równie tajemnicza i niepokojąca co atak na zamek. Rano w latarni Cabra znaleziono zwłoki oficera armii, który zniknął wraz z nim przeatutował się do Amberu. Prawdopodobnie karta pochodzi z Talii Gerarda. Był strasznie poraniony i zmarł kilka godzin temu. Jedyne co po nim zostało to kilka dziwnych słów które powtarzał niczym mantrę "dim mea lamastu" Nie wiem co to oznacza, ale muszę się tegp dowiedzieć -

-Dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele ... jak gdybym to gdzieś kiedyś słyszał, a przynajmniej część, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie – pozostawił ten temat. Wątpił, żeby zdołał sobie tego przypomnieć. Słowa mogły brzmieć podobnie, zbyt wiele było możliwości. Wiedział, że ojciec zrobi wszystko, żeby poznać ich znaczenie.

-Ruszaj z Corwinem. Najważniejsze w tym momencie jest odebrani temu komuś, kto zaatakował zamek, syna Randoma. Całą resztą zajmiemy się w drugiej kolejności. Może dowiecie się kto to jest.-

-Oczywiście, przygotuję się do wyprawy ... a ty uważaj na siebie, jak tylko będę coś wiedział natychmiast o tym przekażę -

-Będziemy w kontakcie. Ty też uważaj. Zwłaszcza na syna Fiony. To jej godny następca i podstępny człowiek. Nie ufam mu i tobie też to radzą. Fiona ma w nim niezłego informatora. Corwinowi możesz ufać, przynajmniej na razie. Nasze dawne niesnaski poszły w zapomnienie. Wydaje się, że jest uczciwy w tym co robi. To między innym on informował mnie o możliwych kłopotach -

To co powiedział Benedykt pokrywało się z przemyśleniami Aleksandra. Wierzył, że człowiek może się zmienić. Widział to wiele razy. Niekiedy pole walki potrafiło kogoś odmienić w ciągu kilku dni. Podobnie wojna. Corwin spędził wiele czasu na ziemi, nie pamiętając swojego poprzedniego istnienia. Uczył się na nowo i stał się inną osobą. Martwił się o Amber i chciał jego dobra, a to było najważniejsze. Poza tym Random był jego przyjacielem, diuk wątpił żeby mógł go w ten sposób wykorzystać. Cała ta rozmowa przypomniała mu ustęp z jednej z „lektur” z ziemi -Dobry książę musi być lisem i lwem, lisem by uniknąć sieci i lwem aby odstraszać wilków - odpowiedział Aleksander uśmiechając się lekko -Czasami myślę, że człowiek który to napisał, musiał być zainspirowany przez naszą rodzinę. Miejmy nadzieję, że dobro Amberu znowu okaże się najważniejsze -
- A myślisz, że nie był - Benedykt się uśmiechnął -Zgadnij kto go tego nauczył?

-Podobno książę Valentino, ale jak widzę, bardzo się myliłem ... co by tłumaczyło sukcesy wojskowe tego człowieka ... no cóż cały czas można się uczyć – Machiavelli uczył się od księcia Valentino, a najwyraźniej ten był moim ojcem. Faktycznie wyjaśniało to niektóre rzeczy. Szkoda, że nie było czasu, bo chętnie wypytałby o to swojego ojca. Słowa ojca wyrwały go jednak z rozmyślań.

-Ucz się cały czas i bądź ostrożny. Po kilku latach spokoju wokół Amberu znowu robi się gorąco. Mam tylko nadzieję, że uda nam się uniknąć wojny. Jest to jednak bardzo słaba nadzieja. Myślę, że wojna została wypowiedziana właśnie dzisiaj. -

-W takim razie musimy pokazać wrogom, że ta wojna jest dla nich nieopłacalna ... nie będę cię teraz zatrzymywał, masz pewnie teraz wiele zajęć, sam też muszę się przygotować -

-Oczywiście. Idę zobaczyć jak się miewa Random. Bywaj zdrów i informuj mnie o waszych postępach -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline