Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2010, 09:52   #17
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Piasek. Nawet go lubił. Kojarzył się z wędrówką a łazić lubił. Wtedy nikt nie przeszkadzał, nie gadał. Mógł iść przed siebie i myśleć. To podczas siedzenia w ustroniu albo marszu gdzieś wpadał na najlepsze pomysły. Teraz pewnie też tak będzie. Przecież gdy pierwszy raz poszli do Morganów ...

... Siedział i myślał. Woda malutkimi kropelkami spływała po ścianach jaskini. Jakim cudem? Na środku gorącej pustyni? A jednak doszedł do tego, co dzieje się z parą wodną w powietrzu. Jeszcze w jaskini, gdy wszyscy krzątali się, obmyślił schemat urządzenia do pomiaru ilości pary w powietrzu. Nazwał go "Paromierzem". Idąc za ciosem, opracował też drugie - skraplacz. Potrzebował tylko tafl szkła lub metalu, czegoś do chłodzenia i świętego spokoju. Gdy tylko wrócili - zamknął się w pracowni i zbudował oba. Skraplacz dawał całe dwa litry wody dziennie! Przez miesiąc dzięki niemu tylko dwa razy zszedł do studni po kanister wody. Wcześniej był kanister co dwa dni. Potem Issa zauważyła, ze jemu tutaj urządzenie nie jest potrzebne a bardzo przydało by się Morganom. Dlaczego sam na to nie wpadł? Oddał je, bo przecież mógł zbudować sobie kolejne. Nawet się zabierał do tego ale ...

... sam już nie pamiętał co mu przeszkodziło. Stopy. Miał iść i stawiać stopy tam gdzie Issa. To pewnie przez tego skorpiona ostatnim razem. No ale racja w ten sposób może jeszcze więcej myśleć i nie martwić się o kłopoty, W zasadzie, to nigdy się o nie nie martwił ... ale jakoś tak było przyjemniej.

A propo przyjemności - szafa Wonga się rozwaliła a ten nie poprosił o pomoc. Dziwne. Czyżby dowiedział się o kombinerkach i śrubce? Któż to wie ... znaczy Pan Wong wie, ale kto oprócz niego?

Łydki. Zamrugał. Bez włosów. A, no tak. To kobieta. One tak mają. Mało na nogach i piersi, dużo na głowie. Ilość ogólna jest niezależna względem płci aczkolwiek występują odchylenia osobnicze.

Ale zaraz ... odchylenia nie odchylenia, ale nad czym to ja ... Aaa ... Szafa Pana Wonga. To pewnie ta osiemnastoomówka, co ostatnio się niedociążała. Na prawdę trzeba by to rozkręcić i posprawdzać. Może Thel namówi Pana Wonga? Oj ...

Zatrzymał się gwałtownie, prawie wpadając na pochyloną ze zmęczenia Issę. Nawet udało mu się jej nie przewrócić, za to sam przez to pośliznął się i wyladowął na tyłku. Oczywiście, w tym miejscu leżał jedyny w promieniu 50m kamień. Podniósł się masując bok. Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła mimo zmęczenia. To ... było miłe. Aż sam się zdziwił, że kobiecy uśmiech (nawet w takich okolicznościach) może sprawić tyle przyjemności.

Ruszyli dalej. Tak uśmiechała się, gdy siedziała u niego przez prawie godzinę a on wyszukiwał stary proszek przeciwko stęchliźnie. Skład był dość prosty. 7.69C6H5COONa+2.31NaCl. Nie było tak słone, jak przy standardowym soleniu, choć trochę zmieniał się smak. Nie znalazł. Zrobił więcej na następny dzień. Co prawda zużył na to swoją ostatnią butelkę bimbru ... ale od czego destylarnia? I nic nie wybuchło! Przecież gdyby w Bluff ktoś dowiedział się, że na strych nie kto inny a Pechowiec pędzi bimber, to by go wypędzili do Morganów. Zaraz ... nikt nie wie o Morganach! Szlak, tylko się nie wygadać.

Uda. Zamrugał. Zaraz wyżej były pośladki. Ostatni raz zwrócił na nie uwagę jakieś ... no ... kilka lat temu. Kobiece pośladki opięte (tak, to odpowiednie słowo) spodniami. Szybko opuścił głowę by śledzić stopy. Stopy były bezpieczne. Nie odrywały od myśli. A przecież musi w końcu zająć się ...

- Tybale - powiedział "Zero".

.. trybalami? Nie zamierzał zajmować się trybalami ...

Tym razem wpadł na zmęczoną dziewczynę i ... jakimś cudem nie upadł. Ani ona, bo (znowu cud nad cuda) zdołał ją przytrzymać. Naprawdę chyba była jakimś rodzajem amuletu ... gdyby tylko wierzył w takie idiotyzmy jak szczęście i pech. Jest tylko prawdopodobieństwo. To co, że jemy trafiały się szansy jak jedna na milion z częstotliwością dość zaskakująca. Korzystał z tego. Przyjmował zarówno pozytywne jak i negatywne konsekwencje. Zaaaraaaaz! Co oni planują?!

- Poczekajmy aż sie wykrwawią i zmęczą. To będzie masakra tych młokosów, ale tanio skóry nie oddadzą. Za Starego Morgana i Ann! - mówił brat Issy .... eeee ... nie ważne, tylko niech go ktoś powstrzyma. Niezależnie od imienia Vigga. O pamiętał. Uśmiechnął się do siebie.

- Zaatakujmy z ukrycia w odpowiedniej chwili. Pomścijmy ich! – Teraz zdębiał już dokumentnie. Idiotyzm ukryty w planie był tak wielki że ... aż się odezwał.

- A jak ktoś z nas zginie? Na kim będziesz się mścił? Na sobie? Jak wybijemy ich a z nas pięcioro będzie ciężko rannych, to co dalej zdecydujesz? To chyba nie jest wyprawa wojenna ... Ale ... Przepraszam. Ty wiesz lepiej - powiedział już skruszonym tonem. - Ty najlepiej wiesz jak to jest stracić kogoś z rodziny i wiesz jakie ryzyko podejmujesz, karząc jej walczyć ... - coś zabrzmiało nie do końca tak jak powinno. Widział to po twarzy mężczyzny. Tyle, że za cholere nie wiedział, co powiedział nie tak.
 
Bothari jest offline