Na dworze wichura hulała sobie w najlepsze. Mocny, świszczący wiatr szarpał wierzchołkami drzew, a gałęzie trzeszcząc uderzały w oszronione szyby. Ciemne grube chmury sypały śniegiem. Nikt nie mógł zasnąć spokojnie, a gdy już sen zmorzył zmęczone ciała, nawiedzały ich nocne mary. Wiercili się w łóżkach rozrzucając dookoła pościel. Jak przez sen słyszeli z daleka wołający głos. Echo w ich głowach rozbrzmiewało coraz wyraźniej, wciąż jednak nieustająca wichura zagłuszała słowa. Głos był coraz bliższy i głośniejszy, ktoś wołał, ktoś wzywał pomocy - Ratunku!!! Okręcili się na drugi bok, ale głos nie milkł był coraz bliżej, jakby tuż obok. W dodatku coś zaczęło dudnieć - Buum buum buum Dziwnie znajome odgłosy, wwiercające się w sen jak świder dudnienie i to wołanie - Pomóżcie! Gobliny nas napadły! Otwórzcie!
Wszyscy czworo nagle się obudzili. Tak, wyraźnie teraz słyszeli - to nie było we śnie. Ktoś tam na dole naprawdę ich wołał i walił w drzwi... |