Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2010, 16:31   #18
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Siedziała na trzech skałkach, miejscu jakby specjalnie przeznaczonym do rozmyślań i długich obserwacji. Widziała stąd część suchej fosy i dalej zgrupowanie budynków, wśród których najłatwiej było wyłapać oświetlony lampionami Bar. Tutaj ciszy wieczoru nie zakłócały już żadne odgłosy. Przynajmniej od czasu, kiedy umilkła zepsuta Szafa bo dawniej noc nosiła jeszcze przytłumione dźwięki muzyki. Enola przychodziła tu od zawsze. Wymykając się po kryjomu. Na tle nocy jej sylwetka była niewidoczna, dziewczyna miała zwyczaj opierać się o chłodny kamień swobodnie opuszczając nogi w dół. To była pora dnia, którą lubiła najbardziej. Wolna od obowiązków i wszelkich zmartwień. Gdy rozgrzana, opalona od słońca skóra cierpła w odpowiedzi na narastający chłód, otulała się kocem i zdarzało się czasem, że zasypiała, zwinięta te kilka metrów nad ziemią. Budziła się wtedy w środku nocy zmarznięta, ale i wypoczęta dziwnie i wracała, zakradając się do własnego domu. Wcześniej. Przed Morganami, jak skrótowo określała całą historię ich wygnania. Dziś nie będzie musiała się zakradać. W pustym domu nie było nikogo.

Poranek zastał ją w tym samym miejscu. Leniwie zsunęła się ze skał i przeniosła nieco dalej, by korzystać z pierwszych słonecznych promieni. Zanim jeszcze zmienią powietrze w upalną, rozedrganą masę. Należało wracać, ale dzień oznaczał zmagania z jałową ziemią i dziewczyna myślała o tym niechętnie. Nawet pierwsze, nieśmiałe jeszcze oznaki głodu nie były w stanie wystarczająco przekonać jej do powrotu. Za kilka dnia powinni wyruszyć do Morganów i już teraz zaczynała o tym myśleć. Chociaż zwieńczenie ich wypraw od jakiegoś czasu nie bywało przyjemne, to sama podróż owszem. Enola lubiła towarzyszyć poszukiwaczowi, zwłaszcza że przy każdej okazji Dang objaśniał jej spokojnym, cierpliwym głosem prawa rządzące pustynią. Uśmiechnęła się do siebie na myśl, że wcześniej tak uparcie schodziła mu z drogi. Gdyby nie to, może teraz wiedziałaby o wiele więcej.

Przypomniała sobie jak za pierwszym razem wyruszyli prawie wszyscy chętni spiskowcy. Ponury, jednooki Viggo z psem, młody Mitch, Hyra, Burke, nawet Rufus oderwał się od swoich niezrozumiałych dla niej zajęć. Choć jak dobrze się zastanowić to właściwie wcale się nie oderwał. W jaskini niewielki był z niego pożytek, a jeszcze przy następnej wizycie musiała targać urządzenie nazywane przez niego Skraplaczem. Enola powątpiewała w celowość tego działania, sama bowiem nosiła w torbie kawał sztywnej folii, który złożony nie dość, że nie ważył tyle i nie zajmował miejsca, to jeszcze sprawdzał się podobnie. Ponieważ jednak nawet nie chciała sobie wyobrażać ewentualnych tłumaczeń, słowem sprzeciwu nie odezwała się na ten temat.

Poranek powoli zamieniał się w południe, gdy zapatrzona w niebo dziewczyna obserwowała miękkie, białe chmury. Pierwsze krople ciepłego deszczu poderwały ją na nogi i Enola radośnie, wykorzystując jakże rzadką okazję w pośpiechu zrzucała z siebie rzeczy. Wystarczająco daleko od Bluff była pewna, że nikt jej nie przyłapie. Podrygując pod zachmurzonym, mokrym niebem mogła bez skrępowania cieszyć się oferowaną niespodzianką. A potem schnąć, wystawiając czystą skórę na słońce. Ten deszcz był tylko jej. Nikogo więcej.





Coraz ciężej przychodziło jej wracanie do codziennych, monotonnych zajęć. Miała wrażenie, że po dniu, w którym padał prawdziwy deszcz następowały tylko te wypełnione mozolną pracą. Całe miasto sprężało się w oczekiwaniu na plony lichych poletek i chcąc nie chcąc Enola brała w tym udział. Każdego wieczora odpoczywała na skałkach, albo dachu własnego domu, ale dzień, w którym mogłaby bez większych konsekwencji wymknąć się na dłużej nie powtórzył się więcej. Przynajmniej do czasu przejścia drugiej piaskowej burzy. Z ulgą przyjęła wieść o planowanej wyprawie, zdziwiona tylko odrobinę ilością chętnych osób. Oderwanie się od Bluff przyjmowała z radością, nawet jeśli w wędrówce, poza Dangiem, towarzyszyć jej będą inni. Kilkukrotnie wcześniej próbowała nawiązać z resztą większy kontakt, zawsze rezygnowała jednak w ostatniej chwili. Nigdy nie przychodziło jej do głowy nic sensownego i dawała sobie spokój zanim na dobre zaczęła. Nie ciągnęło jej do mężczyzn, a dziewczyny, przynajmniej Issa i Hyra, zdawały się mieć wspólny język i nikt więcej chyba nie był im potrzebny. Łączyła ich wszystkich chęć pomocy Morganom, ale poza tym nic więcej. I ostatecznie Enola nie czuła wielkiej potrzeby tego zmieniać. W głowie odbijały jej się wielkie słowa o potrzebie bliskości, ale prawie nigdy prawdę mówiąc, takiej potrzeby nie mogła w sobie znaleźć.

Gdyby była tylko z poszukiwaczem, pewnie wycofaliby się cicho po natknięciu na dwie grupy koczowników. Z dziesiątką osób rzecz się miała inaczej. W porę ostrzeżeni zatrzymali się zawczasu, ale Enola wiedziała, że nie zawrócą i przyjdzie im przeczekać w nadziei, że tamci zwyczajnie się powybijają. Skłonna była przypuszczać, że będą zmuszeni wdać się w walkę ze zwycięską grupą, ale i tak propozycję Vigga przyjęła ze zdumieniem. Zemsta. Enola nie czuła się na siłach brania odwetu za Morganów. Owszem, było jej przykro, że Ann spotkała taka krzywda, ale rzucanie się w imię tego na pełnych sił wojowników nie widziało jej się jako pomysł dobry.
Poszukała wzrokiem Danga, ciekawa jak on odniesie się do rzuconych w gniewie słów i dopiero potem sama się odezwała.
- Zapominasz Viggo, że nie wszyscy jesteśmy morder...wojownikami. – Stoczyć bój o życie. Może być ogromnie ciężko, dodała już w myślach oglądając się przez ramię i omiatając spojrzeniem resztę grupy.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline