Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2010, 20:30   #159
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Odpowiedź lekarza na protest Torna była zaskakująca. Nieuprzejmy i stanowczy ton nie pasował Zabrakowi do osoby, która miała czule opiekować się rannymi. Fakt, że Jedi nie był obłożnie chory i nie wykazywał chęci do zaproponowanej kuracji nie powinien zmieniać stosunku medyka do rannego. A może to właśnie przez opór młodego Rycerza Kaminonin był taki? W końcu są przyzwyczajeni do tego, że ich klony są im posłuszne i wykonują polecenia bez szemrania. A tu trafia się ranny Jedi, który ośmiela się mieć swoje własne zdanie na temat, na który nie powinien się wypowiadać. Cóż, Tamir postanowił trzymać język za zębami i iść za medykiem, bo koniec końców, skończyłoby się na tym, że w ogóle nie zajęto by się jego raną.
Młody Jedi nie zamierzał jednak odpuszczać. Gdy dotarli na miejsce i postawiono go przed zbiornikiem, do którego miał trafić, słowne starcie rozpoczęło się na nowo. I chociaż Tamir używał przeróżnych argumentów łącznie z tym, że zbiornik może się przydać komuś, kto jest ciężej ranny, a jemu naprawdę wystarczy tylko opatrunek nasączony bactą, Kaminoański medyk nie ustępował. Upór tej dwójki można by śmiało rozdzielić na kilka osób, a jeszcze zostałoby coś dla właściciela. Ostatecznie jednak Zabrak uznał, że nie warto tracić więcej czasu i sił na sprzeczkę, bo i tak nie wygra. Pozbył się zatem swoich przemoczonych szat, by wejść do zbiornika wypełnionego leczniczym płynem.

Kobieta siedziała na krześle stojącym tuż obok łóżka. Jej twarz oświetlał blady hologram unoszący sie znad datapadu. Cień wyostrzał rysy, rozświetlał zimnym blaskiem srebrne oko., czarne kryło sie w cieniu niestwornych, rozczochranych włosów. Jej młoda twarz zastygła w wyrazie skupienia gdy przeglądała tabelki i symulacje. Kolejna publikacja z jaką Era D’an musiała się zapoznać żeby nie zostać w intelektualnym tyle. Jednak chwilowo trudno było jej skupić się na analizie danych.
Jej wzrok co i raz wędrował ku uśpionemu Zabrakowi, ręka mimowolnie dotykała nieruchomej dłoni mężczyzny złożonej na pościeli. Wiedziała, że nie było żadnego niebezpieczeństwa. Wyszedł z bacty zdrowy, musiał się już tylko obudzić. Irytowała się na własny irracjonalny niepokój zmuszając się do rozpoczęcia lektury po raz chyba dwudziesty.
Świadomość powoli wracała do Zabraka. Jego sen przeszedł w bardziej płytki, dzięki czemu Tamir słyszał wszystko, co działo się wokół. W pierwszej chwili, gdy chciał otworzyć oczy, nie mógł tego zrobić. Sekundę później uświadomił sobie, że tylko chce je otworzyć, ale nawet nie wysilił się na próbę zrobienia tego. Leżał więc chwilę wsłuchując się w swój spokojny, miarowy oddech. Czuł ciepło czyjejś dłoni, trzymającej go za jego własną. I tylko jedna osoba przyszła mu w tej chwili do głowy. Otwarł więc powoli oczy i delikatnie uśmiechnął. Tak jak się spodziewał, Era czuwała przy jego łóżku. Była zaczytana i jeszcze nie dostrzegła, że się ocknął. Nim Zabrak się odezwał, uderzyła go świadomość jednej rzeczy. Tego, że młoda Jedi pewnie odchodziła od zmysłów, gdy dowiedziała się, że wylądował w leczniczej kąpieli. Westchnął w duchu, po czym otwarł usta.
- Tym razem to pani komandor nie kryje tyłów. -
Ulga jaką poczuła słysząc znajomy głos rozeszła sie wokół niej w Mocy. Wiedziała, ze wszystko było w porządku. Na to wskazywały odczyty aparatury, skany. Jednak usłyszeć jak odezwał sie do niej tym lekko zaczepnym tonem, po tych wszystkich strachach jakich sie najadła to było nie do opisania.
Odwróciła wzrok od ekranu gasząc go niedbałym gestem. Nie zapamiętywała gdzie skończyła. I tak musiała zacząć od nowa.
- Owszem, to pan komandor zaraził mnie niefrasobliwością – odpowiedziała przesuwając wolno palcami po dłoni Tamira. – Jak się czujesz?
- Zależy o co pytasz. - stwierdził unosząc brwi. - Jeśli o stan fizyczny to czuję się jak nowo narodzony. - przyznał zgodnie z prawdą. - Jeśli o ogólne samopoczucie, to kiepsko. Kolejna bitwa, a ja kolejny raz ląduje w zbiorniku z bactą. - wzruszył ramionami. - Jeszcze trochę i wlepią mi jakiś limit na nią. -
- No na pewno na niej nie oszczędzasz. A co ci się tym razem stało? – spytała z zawadiackim uśmiechem podnosząc sie z krzesła i przysiadając na skraju łóżka. – Niech zgadnę, nieosłonięte tyły?
- Zdziwisz się, ale o swoje tyły zadbałem. Ogona pilnował mi Jared, więc miałem niezłą obstawę. - stwierdził. - Tym razem... cóż, bezpośredni powód lądowania w bakcie jest taki, że Kaminoańskie ryby miały ochotę na moczonego Zabraka. -
- Dobrą sobie porę wybrałeś na kąpiel nie ma co. – kontynuowała żartobliwie. – Aż tak gorąco było tam na górze?
- Pewnie tak samo, jak tu na dole. - odparł wymijająco. - Ech, jeszcze jedno lądowanie w bakcie i będę miał ksywę wśród klonów Komandor Bacta. -
- Oni nie nadają ksywek, są na to zbyt zrównoważeni. No i nie przyjmuj sie nie ma tutaj zbyt wielu świadków – powiedziała łagodnie. – Ale owszem mógłbyś te swoje ekscesy szpitalne ograniczyć. Leżysz tylko i podszczypujesz pielęgniarki.
- Ekhem, klony nie są w moim typie. - udał oburzenie, po czym zerknął na Erę podejrzliwie. - Za to pewnie ty przesiadujesz tu tylko dla nich. I to właśnie ty podszczypujesz pielęgniarki. - odbił piłeczkę.
- Nie podszczypuje, przez pancerz za trudno sie czegokolwiek domacać – odparła z rozbrajająco bezczelnym uśmiechem. Wszystko było w porządku, smutne wspomnienie wizji zacierało się. Chwilowo nawet uparte poczucie winy szepczące do ucha, ze powinna być bardziej powściągliwa w miejscu publicznym nie umiało stłumić jej radości.
- Za to ty sie w tym łóżku rozsiadłeś jak wicekról Alderaana. Jesteś zdrowy nic nie stoi na przeszkodzie żebyś się podniósł.
Zabrak pokręcił tylko głową słysząc argument młodej Jedi. Uśmiechnął się jednak mimowolnie i pogładził kciukiem dłoń Ery.
- Stoi. - odparł poważnym tonem. - Skoro siedzisz tu beztrosko, a ja nie słyszę nigdzie eksplozji, znaczy, że bitwa się skończyła. Dwa, jest mi tu wygodnie, więc skorzystam. W końcu, mimo wszystko, to łóżko jest wygodniejsze niż pokładowa koja w kabinie. -
- Rade tez będziesz przyjmował w takim stanie. Jestem ciekawa jak w piżamce szpitalnej wyjdzie ci stawanie na baczność – odcięła się gładko. Przez chwile znów czuła się lekko i swobodnie.
- Stawanie na baczność to nie problem. Ten się pojawi, gdyby przyszło zasalutować, bo dostałem trochę za małą i unosiłaby się do góry. A nie mam zamiaru pokazywać Radzie tego, co skrywam. - odparł zakładając wolną rękę za głowę. - Mam nadzieje, że moje wodowanie i walka z rybkami nie pozbawiły mnie wiele zabawy -
Przygryzła w dolną warg e by powstrzymać uwagę jaka uparcie cisnęła sie jej na usta. Póki co trzeba było zachowywać pozory im przyjacielskiej pogawędki.
- Nie wiele. Mistrz Rancisis przybył i ocalił nasze tyłki. Przywódca atakujących separatystów zginął. Cały holonet już trąbi o wielkim zwycięstwie - westchnęła powstrzymując grymas niesmaku. – Przespałeś osobiste gratulacje mistrzów. Rancisis jak zawsze troskliwie przygładził brodę kiedy mnie zobaczył, nie wiem czy mi to kiedykolwiek zapomni. – mrugnęła porozumiewawczo do zabraka.
- Właściwie to nie było mi czego gratulować. Strąciłem może koło tuzina droidów, może ciut więcej. Zasługi innych były większe, więc w sumie, przespałem coś, co i tak mi się nie należało. - odparł z uśmiechem. - A na miejscu Mistrza Rancisisa albo bym się do ciebie nie zbliżał, albo zapewnił sobie ochronę w postaci garnizonu klonów, na wypadek gdybyś znów chciała spalić mu brodę. - Zabrak podrapał się w tył głowy. - Masz dla mnie jeszcze jakieś ciekawe wiadomości? -
- Patrzcie go, sama troska przyjaciela mu nie wystarcza. Wiadomości mu sie zachciewa. Co ja holonet jestem? – pogroziła Zabrakowi palcem. – Ciekawy świata jesteś nie ma co? Jak tak to pozwiedzaj okolice zanim ans stąd zabiorą. Laboratoria robią wrażenie, chociaż jak dla mnie są mało sterylne. Z resztą i tak będziesz musiał ruszyć swój tyłek Mistrzowie chcą nas niedługo widzieć. Zrobiliśmy swoje i sie wynosimy.
- Dziękuję, ale odpuszczę sobie zwiedzanie. Ta biel razi tak w oczy, że martwię się, czy przypadkiem nie oślepnę przed odlotem z Kamino. Laboratoria mnie osobiście nie interesują, to raczej twoja działka, nie sądzisz? - zapytał unosząc brew. - A, że Mistrzowie chcą nas widzieć... nic nowego. Podziękują raz jeszcze za tę bitwę i wyślą na następną. I Moc jedna wie, w którą część galaktyki tym razem nas rzucą -
- Oby w taką gdzie jest więcej słońca i mniej sushi[/i] – mrugnęła znacząco do zabraka. – A ja lab sobie obejrzałam jak sie w nim barykadowałam i też już dziękuję.
- Wygląda na to, że jedynym takim miejscem byłoby Tatooine... - skomentował z zamyśleniem, jakby autentycznie brał taką opcję pod uwagę.
Chwilę później puścił rękę Ery, podparł się dłońmi o łóżko i przeniósł do pozycji siedzącej, po czym spuścił nogi z łóżka, po przeciwnej stronie niż ta, po której siedziała młoda Jedi.
- Pani komandor ma ochotę coś zjeść? A może wybierzemy się na spacer? - zapytał odwracając głowę tak, by móc zerknąć na Erę
Era poczuła pewien dyskomfort gdy dłoń zabraka uciekła z pomiędzy jej palców. Obserwowała jak wstawał powoli, plecami do niej. I po chwili odkryła zalety takiego ustawienia. Kręcąc głową podeszła wolno do złożonych nieopodal ubrań rycerza.
- Dla pani komandor obie opcje są równie atrakcyjne. A na co pan komandor czuje się na siłach? – spytała po czym rzuciła Tamirowi jego strój. – I ubierz się na miłość Mocy, zanim poczuje się. Zgorszona. To sie dopiero nazywa odsłaniać tyły
Mrugnęła i wolnym krokiem wyszła z sali czekając na towarzysza za drzwiami.
Rumieniec wystąpił na twarz Zabraka, gdy ten uświadomił sobie, że pokazał Erze znacznie więcej niż chciał i szybki obrót, by zasłonić się kołdrą na nic się już nie zdał, gdyż dziewczyna i tak zostawiła Jedi samego w sali. A ten kręcąc głową wziął swoje ubranie i zaczął je na siebie wdziewać zamiast szpitalnej piżamki odsłaniającej tyły.
Chwilę później, Tamir opuścił salę w szatach, w których czuł się wygodnie i komfortowo, z mieczem świetlnym wiszącym u pasa. Chowając dłonie w poły płaszcza, by go nie kusiło, by ująć dłoń młodej Jedi, stanął obok Ery.
- Zapraszam zatem na spacer. Pogoda na Kamino nie bardzo sprzyja podziwianiu pięknych widoków, ale może będziemy mieli szczęście i żadna fala nie zechce nas pochłonąć. -
- Tylko nie wpadnij mi znowu do wody – zażartowała splatając ręce na piersi gdy ruszyli korytarzem. Dziwnie był iść tak blisko i daleko zarazem. – Na pewno czujesz się dobrze?
- Tak. Wbrew moim praktykom z poprzednich bitew, moje rany nie były ciężkie i tym razem nie byłem umierający. - zażartował. - Acz pseudonim komandor bacta wydaje mi się najbardziej odpowiednim dla mnie... No, może jeszcze pechowiec. - stwierdził, próbując nawiązać luźną rozmowę. Co łatwym nie było. Cieszył się, że Era była cała. Raz jeszcze udowodniła, że potrafiła radzić sobie na polu walki dużo lepiej od niego. Cóż jednak z tego, że się cieszył, kiedy nie mógł tej radości w pełni okazać, nawet jeżeli była w zasięgu jego ramion, w które by ją z chęcią przyjął.
Zastanawiała się jak wiele może mu powiedzieć żeby go zbytnio nie obciążać. Z drugiej strony na to chyba było już za późno.
- Znowu wylądowałeś tam gdzie jest gorąco. I to tym razem blisko piekła bo aż ja ten skwar poczułam – podjęła pozornie lekkim tonem. Nawet nie umiała wyrazić słowami jak bardzo się wtedy bała. Nawet teraz kiedy Tamir stał na wyciągnięcie ramienia od niej wspomnienie wciąż było wyraźne.
Zabracki Jedi zatrzymał się na chwilę, sprawiając, że Era wyprzedziła go o kilka kroków. Pytające, badawcze i zarazem zdziwione spojrzenie padło na bladej, pięknej twarzy dziewczyny.
- Jak to, poczułaś? -
- No wiesz Moc czasem płata dziwne figle. Akurat razem z klonami demolowaliśmy laboratoria. Cięliśmy blachę, wyrywaliśmy panele ze ścian i układaliśmy sobie małą, zgrabną barykadę w drzwiach, tak w ramach rearanżacji wnętrz... – mówiła pozornie lekkim tonem starając się nie wprowadzać ciężkiego nastroju do rozmowy. – A tu nagle łup cos mnie nagle zamroczyło... w pierwszej chwili myślałam, że znowu zwaliłam sobie jakieś żelastwo na głowę, chyba trochę za entuzjastyczna w tym cieciu blachy byłam bo chlastałam ją gdzie popadło i różne rzeczy się urywały. Nie ale to byłeś ty i sądząc po wizji raczej było ci wtedy gorąco.
- Mogłabyś czasem ominąć owijanie w bawełnę i powiedzieć wprost... - westchnął Zabrak, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Wizji... - zamyślił się. - To raczej paradoksalna wizja, ponieważ ocean Kamino jest strasznie lodowaty. Chyba, że Moc przedstawiła cię wyolbrzymiony obraz bitwy powietrznej chwilę przed tym, jak przez przypadek musiałem lądować w rzeczonym oceanie. -
- Wiesz gdyby Moc mówiła w sposób prosty i bezpośredni życie byłoby znacznie łatwiejsze. Ale ona zazwyczaj lubi się bawić w alegorie. I tak moim zdaniem odnosiła się do twojego hobby... niebezpieczeństwa znaczy się. Byłeś w opałach i ja to zobaczyłam dosłownie. – odparła wciąż lekkim tonem.
- Dostałem tylko w skrzydło. - stwierdził. - Inni mieli o wiele gorzej, więc ja mojej sytuacji nie nazwałbym opałami. Co mi przypomniało, że powinienem podziękować Jaredowi za to, że pilnował mojego ogona i pewnie przybycie pomocy też jemu zawdzięczam. -
- Teraz będzie jeszcze mocy zarzucał panikarstwo? Mężczyźni.Era uśmiechnęła się łagodnie. – Do bacty też cię pewnie wcisnęli przez nadgorliwość. Ach te przewrażliwione medyki, jak komuś wnętrzności wypływają od razu robią z tego wielkie halo, zupełnie nie wiadomo dlaczego
- Owszem, zarówno Moc jak i medyk przesadzili. Bywałem w gorszych tarapatach niż dzisiaj. A medyk niepotrzebnie wsadzał mnie do bacty. Opatrunek w niej nasączony w zupełności by wystarczył. - znów wsadził ręce w poły płaszcza i ruszył dalej korytarzem. - Skoro wszyscy i wszystko traktują mnie jak dziecko, to może powinienem siedzieć w Świątyni razem z młodzikami? -
Dziewczyna westchnęła.
- Albo udowodnić im, ze się mylą i nie zwalać mi więcej sufitu na głowę. – powiedziała łagodnie zrównując się z nim ramieniem. – Choć z drugiej strony jakieś atrakcje zawsze się przydają. A ty m i ich dostarczasz w ilościach od których każdej dziewczynie zakręciłoby się w głowie. Nawet bez panikarskiej Mocy
- Jakie atrakcje? - zapytał zerkając na dziewczynę. - Jestem Jedi w służbie Republiki i wykonuje swoje obowiązki najlepiej jak potrafię. To nie moja wina, że jestem dobrym pilotem i dostałem przydział do bitwy powietrznej i musiałem walczyć z przeważającą liczbą wroga. -
- Nie twoja – westchnęła wpatrując się przez chwile w Tamira z łagodnym uśmiechem pełnym smutku i czułości zarazem. – To co? Mam inwestować w jakiś hełm?
- Jesteśmy na Kamino, miejscu w którym zostały stworzone klony i wyposażone, więc weź jakiś stąd. - stwierdził idąc dalej przed siebie. - Zresztą hełm mi w niczym nie pomoże, kiedy mój myśliwiec zostanie trafiony i zamieniony w pył. -
- Hełm jest dla mnie, skoro sufit ma mi teraz regularnie spadać na głowę. Tobie nie dam, skrzywdziłbyś wtedy pełzacza. – odparła kręcąc głową.
- Przesiądź się do myśliwca, tam sufit nie będzie ci spadał na głowę. Najwyżej jakiś transportowiec albo chmara Sępów. - zaproponował, skręcając w korytarz prowadzący na balkon. - A nawet jeśli nie będziesz chciała, to propozycja pożyczenia hełmu z Kamino za darmo jest wciąż aktualna. -
- A co mi tam. Już i tak mnie już tutaj nie zaproszą po tym jak im przebudowałam laby, mogę im jakiś zwinąć. – Puściła oko do Tamira. – Szkoda tylko, ze biały mnie pogrubia
- Cóż, porównując wielkość twojej głowy z głowami klonów, utopisz się w ich hełmach. - stwierdził, po czym zamyślony dodał. - Stwierdzenie "utopisz się", nie jest odpowiednie po tym, jak niedawno sam bym wylądował na dnie z wodą w płucach. -
- No proszę, a ktoś mi wmawiał, ze wcale nie był w opałach. – odparła siląc się na lekkość. Przez całą tą rozmowę czuła jakąś dziwną strunę ściskającą jej gardło. Ukrywała się za śmiechem. Tak łatwo oboje mogli zginąć. Odwrócić się i nigdy już nie zobaczyć.
- Nie byłem w dużych opałach. - sprostował. - Na szczęście potrafię wstrzymywać na długo oddech i jako tako pływam, więc... cóż, mogło być gorzej. - stwierdził wzruszając ramionami.
Gdy w końcu dotarli do balkonu, przepuścił przodem dziewczynę, po czym sam wyszedł na zewnątrz. I niestety, pogoda na Kamino nic się nie zmieniła. Ciemne chmury wciąż snuły się po niebie, z których padał rzęsisty deszcz, a powierzchnia oceanu była wzburzona. Zabrak naciągnął więc kaptur na głowę.
 

Ostatnio edytowane przez Gekido : 14-10-2010 o 20:42.
Gekido jest offline