Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 00:20   #100
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Nie spieszyli się. Kutasy. Siedziałem na podłodze trzymająć Lily w objęciach. Delikatnie się kołysałem. Nie mogłem kurwa tego powstrzymać. Przygladałem się blednacej coraz bardziej żonie. Na jej policzki, linie ust. Długie rzesy….Lily nie odzyskała przytomności. Krew leciała nadal. Nie miałem pojęcia czy wolniej czy tak samo. Przeklinałem się, że nie znam się na tym całym medycznym gównie. Zerkałem na dogorywajace szczatki czegoś co jeszcze kilka chwil temu było mega zajebiście dzielną kupą łażących zwłok. Czegoś co wzieło sobie za cel wiedźme i jej męża. Na ich kurwa pech, cholerną żagiew. Cząstką siebie kontrolowałem ogień by się nie rozprzestrzenil w mieszkaniu. Łeb bolał mnie przez to bardziej ale przynajniej miałem co robić w oczekiwaniu na tą pierdolona pomoc która już dawno miała tutaj być

- Trzymaj się skarbie… jeszcze trochę – szeptałem czule do Lily i rozkaszlałem się od dymu

Dorwe tych co za tym stoją. To było oczywiste jak dwa plus dwa jest cztery i jak smazcie się w piekle wszystkie jebane fenomeny nowego roku.
Musze się tylko dowiedziec kto za tym stoi. Wkurwiono dzisiaj wiele twarzy i to cholernie mocnych twarzy. Rownowaga w przyrodzie musi być jebancy. Myslicie ze skoro komus się znudzilo wsadzanie was do krainy śmierci to jesteście panami tego swiata. A gówno…. Mamy jebane łaski, laski które mogą wam nakopać do dupy i połechtać migdałki od dołu. Po jaką cholerę wam to było. Złamasy..
Ogien zgasł zupełnie.
Pomoc w końcu nadeszła.

- Co kurwa tak długo – rzuciłem na powitanie pielęgniarzom otoczonym ludzmi z GSRu

- Nie jestescie jedyni. Dzisiejszy dzien to jakaś cholerna apokalipsa dla Łowców – rzucił jeden chłopaków z Grupy uzbrojonych ala Pana X,

- To tych domatorów było wiecej? – pomogłem ostrożnie połozyć Lily na noszach. Prawie nie odrywałem od niej wzroku.

Nikt mi nie odpowiedział. Szybko ruszyli z Lily w kierunku wyjścia

- Ej! Dokąd ją wieziecie? Jaki szpital? – wrzeszczałem do medyków

- London Bridge Hospital – ostatni znikający za drzwiami pielęgniarz był kurwa łaskaw mi w koncu odpowiedzieć.

- Czekajcie – już miałem ruszyć za nimi kiedy złapał mnie za ramię jeden z GSRowców

- Wszyscy pracownicy Ministerstwa regulacji mają się niezwłocznie stawić w pracy. Ten atak nie był przypadkowy – wydukał z siebie

- To kurwa wracajcie. Ja się musze dowiedziec co z moją żoną – strzepnałem jego rekę z ramienia.

- To był rozkaz

- Sobie babci rozkazuj a nie mi. Przyjde kurwa wtedy kiedy będę chciał.

- To niesubordynacja - nieprzestawał

- A chuj mnie to obchodzi jak to sobie nazwiesz.- rzuciłem i wybiegłem za pielegniarzami i czescia eskortujacych ich agentów MR-u.

Długo się nie musiałem przepychać ze słuzba zdrowia by mnie zabrali wraz z Lily. Po prostu wjebałem się im na tyły opancerzonej karetki. Lily dostała jakieś zastrzyki. Podłaczyli jakies płyny. Jeden z pielegniarzy co chwile ja badał.
Żyj dziewczyno, żyj.
Droga minęła szybko. Drzwi się otworzyły. Jadący w karetce pielęgniarze podali stan zdrowia Lily młodym lekarzom którzy wylezli ze szpitala. Wyskoczyłem z karetki.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2SWXOBBrZlg[/MEDIA]

Jakbym wdepnał w jakies gowno. Kolega chaos czul się tutaj jak paczek w masle jak ryba w gazecie.. . Działo się tutaj wszystko. Feria barw od błyskajacych sygnałów karetek po kolory kitli medycznych, czepków srepków i innych ubiorów. Symfonia róznego rodzaju dzwieków od syren zaczynajac a na pokrzykiwaniach ludzi konczac. Oszklone drzwi szpitala już się nie rozsuwały, były zablokowane w pozycje otwarte-zapraszamy, by ułatwic łażenie w tą i nazad krecacemu sie tutaj personelowi medycznemu. Wbiegłem do szpitala zaraz za noszami. W Sali przyjeć zatrzymałem się na chwilę….
To nie był codzienny widok, nawet na ostrym dyzurze. Tłum ludzi. Konajacych… ciezko i lekko ranych…. Wrzaski, rozmowy, płacze, krzyki bólu, polecenia, prosby, lament, krew, mnóstwo krwi, wszystko… mój mozg walił od wewnątrz młotem chcac się przebic przez czaszkę. Zakreciło mi się w głowie ale posuwałem się dalej za niosacymi Lily, lekarzami. Połozyli ja na łozku które dopiero co zwolnił gość opuszczajac je w czarnym worku. Odkazili łózko na szybko i położyli na nie Lily podłaczajac ją do aparatur. Po chwili przytoczyli nawet krew, która teraz skapywała uzupełniajac tą jaką straciła w mieszkaniu. Cofnałem się dajac dostep z drugiej stronie łozka badajacemu ja lekarzowi Wpadłem na kogos. Nawet nie było czasu przeprosić bo ten ktoś zniknał już biegnac w korytarzu. Ktos nawoływał przbijajac się przez inne dzwieki ze trzeba operowac bo się gosciu zaraz wywinie na druga stronę. Po chwili prestal nawoływac. Nie bylo już po co. Człowiek zakrył się butami. Miałem nadzieję, że się nie odrodzi bo teraz z Łowcy stałby się zwierzyną. Choć z drugiej strony patrząc na to wszystko zastanawiałem się kto tu do kurwy nędzy jest Łowcą.

- Dobra – lekarz odchylił się do mojej żony – Jestes kims z rodziny?

Skinąłem głową potwierdzająco

- Teraz ona czeka na wolne miejsce na bloku operacyjnym . Dałem juz znac komu trzeba. Wygląda ze z tego wyjdzie. Jest silna… ale rożnie to bywa

- Jak to kurwa roznie? – nie znosiłem tych jebanych żartów medycznych

- Proszę się nie unosić. Wydaje mi się ze wyjdzie z tego, nie… - nie dokończył bo został szybko wezwany przez innego lekarza i zniknął za kotarka trzy łóżka dalej od Lily. Tam skąd dochodził teraz smród uryn i krwi. Tam skąd dochodził ten świdrujący wrzask osoby która nie chce umierać ale kurwa puka już do nieba bram.

Pochyliłem się nad Lily. Głaskałem ją po zimnym policzku. Dlaczego jej jeszcze nie biorą. Pierdolona służba zdrowia. Kątem oka zarejestrowałem znajomą mi twarz. Gość z akcji z demonem, ten wiecznie wyglądający jak z wczoraj. Przemknął wpatrując się w sunące przed nim nosze na których leżała blondyna z ciętym językiem. Ta co działała na mnie jak dobre tabletki przeciwdepresyjne. Usłyszałem jak wiozący ja lekarz darł się, że ma stan ciężki i potrzebuje natychmiast dostępu do bloku operacyjnego. Zniknęli mi w korytarzu. Se kurwa Fenomeny zrobiły z naszych dup jesień średniowiecza. Wyglądało to zajebiście poważnie.

- Wytrzymaj jeszcze trochę kochana. Wszystko będzie dobrze. Wyjdziesz z tego – szeptałem do Lily gładząc ja po włosach. Musnąlem jej wargi w delikatnym pocałunku

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6mPJjB-3Y1w[/MEDIA]

Ona była całym moim światem. Jedynym dobrem jakie mnie spotkało. Była wszystkim co miałem. Co miałem najcenniejszego. W dupę wsadzić te wszystkie łaski nam dane po nowym roku. Najbardziej kurewskim nowym roku jaki przeżyłem. Lily była moją łaską. Łaską na to, że jeszcze nie oszalałem i robiłem to co robiłem.
Zapłacicie mi skurwysyny.
Kolejna znajoma twarz. Kolejny nieprzytomny łowca. Ona chyba... Tą drugą też znam. To są dziewczyny przydzielone do sprawy zabójstw tych dzieci. Trojaczków. Popieprzyło się wszystko. Zwróciłem się ponownie w kierunku Lily. Jej oddech się wyrównał.

- Teraz ona – znowu przylazł ten lekarz jaki badał ja wcześniej

Ucałowałem ponownie Lily.

- Odwdzięczymy się skurwysynom Lily… - puściłem jej rękę.

Zabrali ją.
Kilkanaście minut później wchodziłem już do Ministerstwa pierdolonej magii. MR-u. Odprawa, a raczej jej koniec. Kiedy wlazłem większośc oczu skupiła się na mnie przez chwilę. Byłem pewien, że Pani Krecik zabije mnie w tej chwili wzrokiem za olanie jej ludzi, a tutaj niespodzianka jak na Boże Narodzenie. Skineła delikatnie głową, ba nawet się uśmiechneła i wskazała na wolne miejsce obok Emmy.
Całe szczeście, że tej gadule się nic nie stało. Chociaż coś pozytywnego dzisiaj. Chyba bym zwariował w pracy bez jej gadania. Kiedy sadzałem swoje kościste dupsko koło niej usłyszałem jak Pani Krecik wspomina coś o Froncie Ponownie Narodzonych. Więc to te kutasy za tym stoją. Jebana umarlacka terrorka. Ooo... Panu X też się powiodło. Silny zespół nie ma co. Słabszy element został wyeliminowany wcześniej więc mieliśmy stu procentową obecność zespołu w porównaniu do reszty.

- Duzo straciłem – zagadnałem po cichu do Emmy - ciesze sie ze jestes cała - dodałem

- Straciłeś szansę obejrzenia tyłka Kopacz wcisnietego w skórane wdzianko. Wraz ze wszystkimi szeleszczacymi dzwiekami jakie wydawała za kazdym razem kiedy energicznie wymachiwała rękoma. Teraz już się uspokoiła i nie ma takiego efektu.

Uśmiechnałem się. Odpowiadało mi poczucie humoru Emmy. Koiło burze w mojej głowie. Choc na chwilę

- A co do mnie – Emma kontynuowała wzruszając ramionami - to mówia że złego diabli nie biorą więc teraz to oficjalne, też jestem ta zła

- prawie dostali moja Lily. Widziałem tez innych od nas. Tą Blondynę od akcji z demonem. I te dwie co dostały przydział do sprawy od tych dziewczynek. Trojacz.... Kurwa to brzmi jak Trojca prawie – na szczeście Pani Krecik skończyła odprawę więc olała mój podniesiony głos. No ale co mam milczeć kiedy raz kiedyś mnie coś olśni. Rzadka sprawa wiec trzeba się nią dzielić.

- A swoja droga to ciekawe - dodała dziewczyna - że tylko egzekutorom, żagwi i mi nic sie nie stało. co z tą Blondynką? Wyżyje?

- a co ja lekarz jestem? Nie wygladała najlepiej. Zawiezli ja na blok – wzruszyłem ramionami –wpadła Ci w oko czy jak? Co do – nie dałem jej odpowiedzieć – tego że Cie nawet nie zadrapali to nie ma co się dziwić pewnie zagadałaś ich odpowiednio?

- Kurde co sie tak unosisz! – wypaliła dziewczyna. Jak nic była w kurewskim humorze - Pytam bo ja widziałes to myslałam ze cos wiesz. Kto cie próbował załatwić? – Emma zmieniła temat. Pewnie nie była w humorze na moje zaczepki. Co ja jednak poradze, że im jestem bardziej zdenerwowany, patrz wkurwiony to staje się właśnie takim radosnym pojebem.

- Trzy Zgniliki – odpowiedziałem – ale za bardzo zapalili się do tej roboty

- Mi też pierdolony zombiak o mało nie rozsmarował mózgownicy na ścianie, że nie trafił za pierwszym razem to chyba tylko dzieki temu ze mu sie stawy zastały w wysuszonym cielsku, a za drugim strzałem...A z resztą niewazne.

- Spoko. Nastepnym razem go usmazymy. Zaczynam nabierac w tym specjalizacji

- Kogo chcesz usmazyć? – ach ta Emma

- Łatwiej bedzie powiedziec kogo nie chce, ale chodziło mi o tego zombika

- Nie ma juz czego. Juz po nim

- Oby na wiecznosc. Amen – zrobiłem gest krzyża w powietrzu

- To mi cos przypomniało – Emma uniosła na chwilę palec ku górze - Jezeli papa Roar w swojej nowej postaci nie skontaktuje sie ze mna to trzeba bedzie przejsc sie do tego baru dla łaków i go stamtad wyciagnac.

- Mozesz na mnie liczyc. Jestem tak nabuzowany adrenalin jak stado egzekutorów a że mam ochotę sie trochę pomścić więc z wielką chęcią Tobie pomogę

- Nie to miałam na mysli. Doszłam do wniosku ze facet moze wiedziec cos waznego. Tylko musze dopytac pania Sado- maso o jedna rzecz.

- Jaka?

- Pózniej ci powiem . Jak pogadam z Vordą. – Emma i jej tajemnice. Szlag by je trafił. Gram w tej samej druzynie dziewczyno

- Dobra Emma. Jak tam sobie chcesz – wyciągnałem fajkę i przytknałem ją do ust - Słuchaj – wymamrotałem - a co myslisz o tych trojaczkach?

- Jakich Trojaczkach? – miałem ochote ją potrząsnąć by się ożywiła trochę.

- No na odprawie... wtedy kiedy sexy Pani Krecik przyzawnała sprawy…

- To co ? Mów jaśniej bo mam metlik w głowie i nic do mnie nie dociera – no Emmy dzisiaj to strach się bać

- Dwie blondaski i miesniak dostali sprawe. Trzy siostry zaciukane w domu

- Trojaczki?

„Ne kurwa. Słodkie szesnastki, a o czym ja cały czas gadam dziewczyno” – nie odważyłem się jednak tego powiedzieć na glos.

- Myślisz – kontynuowała Emma - że nasz informator je kropnął? Żeby sie dobrac do Mythosa? bo uważał że to "te" dziewczyny?

- a czemu nie. Sama mowilas ze takich przypadkocw urodzen nie ma duzo. Mógł sie pomylic.

- Jest tu Egzekutro od tej sprawy – wskazała dyskretnie na mięśniaka - Mozemy z nim pogadać. Zobaczyc co ustalil. No chyba ze on w tej grupie robi tylko za mięśnie i gówno wie.

- Dobra ale to zostawimy sobie na pozniej. Najpierw poszukam cos na temat samego Mythosa i tej całej broni na niego

- Ok. zabierz ze soba pana X bo ide pogadać z tchórzofretka i on by mi tylko przeszkadzał. Nie wiem jak zareaguje na niego bo raczej pamieta ze facet ją poharatał.

- Dobra. Widze ze chcesz sie go pozbyc z pleców. Moze pomoze poszukać Synaris.

Lily
Musze zobaczyć co z Lily. Koniecznie.

- Dobra Panie X – zwróciłem się do Xarafa – zanim wyleziemy na miasto to poszperamy tutaj w jebanym archiwum szukajac czegoś na temat Mythosa i jebanego Synaris. Czymkolwiek to gowno jest i czy w ogole istnieje. Popytamy się też wyliniałych staruchów Ministerstwa czy wiedzą cos na ten temat. Potem… potem to sobie zrobię chwilkę wolna bo mam wizytę w szpitalu

Powinienem tam być od razu
Jebany Mythos
Jebana sprawa
 
Sam_u_raju jest offline