Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 10:54   #22
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Obecnie

Rzadko pozwalał im oglądać swoje plecy podczas tej pierwszej, całkowicie wspólnej podróży. Niańczył dziewięć osób i był tego całkiem świadom, mozolnie stawiając krok za krokiem na czele całego pochodu. Dwanaście miesięcy temu nie zniósłby tego, ukrył się i pozwolił im pokazać, co na prawdę co warci. Rzucić ich na pastwę pustyni, zniszczyć i udowodnić coś. Sobie i innym. Zaprzeczyć "Zeru". To właśnie miał oznaczać przydomek, który bezczelnie sobie przywłaszczył. By zaprzeczyć zeru. By stać się kimś. Nigdy nikomu nie powiedział co tak na prawdę znaczył. A może powiedział? Czy alkoholowy amok nie przesłonił mu kiedyś umysłu całkowicie?
Teraz było jednakże inaczej. Morganowie, a potem śmierć Starego i to co zrobiono Ann... To działało na niego lepiej, niż sam sobie mógł wyobrazić. Znów zaczynał żyć, a z każdym powrotem do Bluff wychylał mniej kubków. Powracało, wszystko powracało.
Kim był teraz?
Nie do końca umiał rozwikłać tę zagadkę. Posiadanie uczennicy, w chwili, gdy tę rolę powinny pełnić jego dzieci, było czymś na kształt lekkiego przeciwbólowego leku. Lubił Enolę, nie mówiła zbyt wiele, zwłaszcza wtedy, gdy nie powinna.

Ale Dang przestał unikać także innych, o ile oni sami tego nie pragnęli. Tak jak na początku tej podróży, kiedy to wyjaśniał wszystko, nie tylko tym, którzy szli po raz pierwszy.
- Chusty szczelnie wokół twarzy. Nie patrzcie na słońce, a gdy będzie zbyt mocne, owińcie materiał wokół oczu. Idźcie równym, miarowym krokiem, mniej się zmęczycie. Każdy niech co jakiś czas ogląda się za siebie. Nie pijcie za dużo wody i nie odsłaniajcie ciał, to tylko pogorszy sprawę. Enoli przekazałem dużą część wiedzy, wołajcie, gdyby coś było nie tak.
Od tamtego momentu szedł pierwszy, przemierzając ten fragment pustkowi po raz nie wiadomo który. Już niemal na pamięć wybierał najłatwiejszą i najkrótszą ścieżkę, wciąż jednakże bacznie przepatrując teren. Pustynie były zdradliwe i on wiedział to najlepiej. Na niego liczyli. Czuł się... potrzebny? Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć, a myśli w takich chwilach były zarówno wrogiem jak i sprzymierzeńcem. Nigdy nie stawały się niczym, bo cóż innego mieli niż myśli?
Tak więc pozostali oglądali tylko jego plecy i to wtedy, kiedy postanowił nieco zwolnić, aby na nich poczekać.

Ten rok był zupełnie inny od pozostałych. Inny dla całej dziesiątki, to oczywiste, ale dla Danga zdawało się, że wywrócił do góry nogami w zasadzie wszystko. Nowe obowiązki, mimo całkowitej niewrażliwości na słowa Thel, zajmowały wiele czasu, a "Zero" też musiał za coś żyć. Wciąż znikał na całe tygodnie, a raz nie widziano go w Bluff przez miesiąc. Mniej pił, nie upijając się prawie nigdy, ale i mniej przebywał w mieścinie.
Nie odmawiał, gdy ktoś poprosił go o zaprowadzenie do Morganów. Chociaż mówił wciąż mało, zmieniał się. Czuł to. A śmierć Starego zupełnie rozsypała mur nieczułości, jakim się obwarował - chociaż tak na prawdę niewielu o tym wiedziało. Enola, Hyra i Viggo bo wciąż zaglądał do baru. Może jeszcze któreś z tych, którzy zdecydowali się z nim czasem wybierać do wygnanej rodziny. Samo przecież to, że wziął uczennicę, musiało coś znaczyć.
Tyle, że w samym Bluff wciąż czuł się źle.

Wypatrzył trybali z wystarczającej odległości, by zdążyć się ukryć i zatrzymać pozostałych. Przez chwilę patrzył jeszcze na myśliwych, kalkulując i rozważając wszelkie możliwości. A potem zaczęli mówić, tyle, że Dang nie do końca ich słuchał. Zamiast tego wyjął bukłak, chcąc upewnić się, czy dadzą radę. Odsunął chustę z twarzy i sam pociągnął dwa łyki, a potem podszedł do Hyry. Podał jej wodę.
- Dwa duże łyki, nie więcej.
Zajrzał jej w oczy, przesuwając przed nimi dłonią. Pustynia robiła z ludźmi okrutne rzeczy. Uśmiechnął się do niej. A potem podszedł kolejno do Mitcha, Rufusa, Prosta i Issy. Fedd i Viggo byli twardzi, Enolę znał za dobrze, by sądzić, że sobie nie radzi. Thel szukał przez chwilę, kucając i wkładając bukłak do jej rąk. Nic go nie obchodziło, że tam zabijali się trybale.
- Głowa do góry. To już niedaleko. Chodź.
Pomógł się jej podnieść. Dotyk, nieco zbyt długi. Zaklął niesłyszalnie i wrócił do reszty, kładąc dłoń na ramieniu Viggo.
- Spokojnie. Niewielu z nas umie walczyć. Jeszcze mniej ma broń. Viggo, my nie możemy zabijać. Nie jesteśmy też mordercami. Zemsta... nic nie daje. Idźmy. Enola nas poprowadzi, zna drogę.
Obdarzył dziewczynę spojrzeniem pełnym zaufania. Pół roku wspólnych podróży zdziałało zadziwiająco dużo.
- Ja, ty i Fedd zamkniemy pochód, gdyby ktoś nas dostrzegł i gonił. Nie możemy nikogo narażać.
Spojrzał na Hyrę, potem Issę i Thel. Wyciągnął z plecaka podłużne zawiniątko, które ostrożnie wyjął metalowy przedmiot przypominający bardzo długi pistolet albo krótki karabin - ale w lufie zamiast kul tkwił ostro zakończony kawałek metalu. Dang nazywał to oszczepnikiem.
- Śpieszmy się.
Znów uciekał? Szybko wyrzucił z głowy tę myśl. Owinął twarz materiałem, zastanawiając się, czy posłuchają czegokolwiek. Nigdy nie był osobą zbyt charyzmatyczną.
 
Sekal jest offline