Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 20:17   #42
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liberty City, Broker, Hardin St, godz. 17:31

Elena znała dwa adresy swego przyjaciela. Jeden z nich był oficjalnym, tam gdzie mieszkał korzystając z wielu luksusów zapewnianych mu przez pieniądze, drugi natomiast był niewielkim, nieźle urządzonym, mieszkankiem w dość podłej dzielnicy jaką było Hove Beach, gdzie Kenny oddawał się swemu ulubionemu hobby jakim było zdradzanie małżonki. Ponieważ ten ostatni znajdował się zdecydowanie bliżej mieszkania Ruddieckensa dziewczyna postanowiła go sprawdzić najpierw, choć nie wierzyła by o tej porze Petrovic tam przebywał.

By dotrzeć na Hardin Street nie musiała brać nawet taksówki, wystarczyło przejść kilkaset metrów. Jej przyjaciela nie było jednak w domu. Bello pukając do drzwi przypomniała sobie czasy gdy sama bywała częstym gościem tego skromnego, jak na bogatego człowieka, lokum. Musiała przyznać, że Rosjanin traktował ją przyzwoicie, może nawet przez pewien czas był w niej zakochany. Złodziejka sama nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że nie była dla niego tylko kolejną panienką.

Gdy pukanie nie przynosiło skutku Elena przystawiła ucho do drzwi, ale niczego nie usłyszała. Gdyby Kenny był w środku musiałaby coś usłyszeć. Wiedziała, że facet nie robi tego po cichu, a tylko przy takich okazjach odwiedzał to mieszkanie. Zeszła więc po schodach na dół, a na Crocket Avenue złapała taksówkę.


Liberty City, Dukes, Huntington St, godz. 19:02

Nikki wyszedł z niewielkiego hotelu, który z zewnątrz wyglądał dość obskurnie. Według swojego zegarka był nieco spóźniony. Wciąż jednak miał szansę by na 19:30 dotrzeć na miejsce. Wystarczyło pojechać Algonquin Bridge, który zresztą był najkrótszą drogą. Był również częścią Algonquin-Dukes Expressway, która prowadziła na drugą stronę największej w mieście wyspy, gdzie znajdował się klub Maisonette 9.

Tommy zadzwonił po swojego nowego znajomego, taksówkarze, który wkrótce wyjechał zza rogu swoją "limuzyną". Thomson wsiadł, podał adres i przez następne pół godziny znowu żartował sobie z Latynosem.


Alderney, Westdyke, Owl Creek Ave, godz. 19:17

Przeklęte korki. Elena miała dużego pecha, gdyż na Broker Bridge miał miejsce jakiś wypadek, przez co dziewczyna spędziła w taksówce znacznie więcej czasu niż by chciała. A nie był to miły pobyt biorąc pod uwagę zbyt gadatliwego kierowcę i dziwny zapach w jego samochodzie. Dziewczyna zacisnęła jednak zęby i jakoś dotrwała do Alderney.

Zapłaciła taksiarzowi, darując sobie napiwek i wysiadła przed dużą posiadłością. Na ulicy było ich zresztą więcej. Gangster żył bowiem w sąsiedztwie takich osób jak dziedziczka olbrzymiej europejskiej fortuny Jill von Crastenburg, celebrytka Cloe Parker czy burmistrz Liberty City Bryce Dawkins, a przynajmniej sam tak twierdził, chwaląc się przed Bello.

Elena zadzwoniła do drzwi, które otworzył wysoki, ogolony na zero, mężczyzna, ubrany w czarną marynarkę i jeansowe spodnie.

- Yuri? Ciągle robisz za odźwiernego? - przywitała się ze znajomym.

- Elena? - Rosjanin wyglądał na zaskoczonego, nic zresztą dziwnego, nie widział Bello od kilku lat. - Znasz mnie. Nie lubię się przemęczać, a stary płaci za tą robotę całkiem nieźle. Po co mam ryzykować kulę w czaszce biegając po mieście, skoro mogę sobie posiedzieć w ciepłym domku?

- Punkt dla ciebie. Zastałam Kenny'ego?

- Tak, jest w domu, ale przecież wiesz, że cię nie wpuszczę. Znasz jego żonę, strasznie nerwowa.

- Yuri?! - oboje usłyszeli kobiecy krzyk. - Kto przyszedł?

- To tylko akwizytorka, pani Petrovic. Zaraz ją spławię. Słuchaj - facet zwrócił się ponownie do Eleny - powiem staremu, że byłaś. Jeżeli zechce się z tobą spotkać zrobi to Burger Shot, na końcu ulicy - wskazał kierunek. - Jeżeli nie, sam wpadnę, żeby cię o tym poinformować. Na drugi raz zadzwoń do niego. Wiesz ile akwizytorek tygodniowo muszę spławiać?


Liberty City, Algonquin, Galvestone Ave, godz. 19:31

Szóstka przyjaciół spotkała się przed skromnym wejściem do klubu. Okazało się, że wybrali na to złą godzinę, gdyż lokal otwierano dopiero o 20-ej. Przynajmniej zajęli miejsce w początkowej części kolejki, która już zaczęła się formować.

Gdy Nikki krążył po całym Dukes, Fiodor i Jock udali się do hotelu, w przypadku tego pierwszego i mieszkania, w przypadku drugiego. Obaj również wzięli prysznic i ubrali się bardziej przyzwoicie. To samo musieli zrobić Profesor, Shepard i Armone, gdyż i oni wyglądali jakoś inaczej niż rano. Mike zdziwił się zastając niezamknięte na zamek drzwi do swojego lokalu, ale uznał, że po prostu zapomniał ich zamknąć, więc nie poinformował o tym fakcie towarzyszy.

Wreszcie o ósmej przez metalowe drzwi wyszedł dobrze zbudowany, czarnoskóry mężczyzna w skórze, który zaczął powoli wpuszczać zebrane osoby. Gdy przyszła kolej Dzieci spytał:

- Czy mogę zobaczyć karty członkowskie?

Chłopaki obejrzeli się po sobie. Nikt im nie powiedział, że coś takiego jest potrzebne. Pozostało tylko odpowiedzieć zgodnie z prawdą:

- Nie mamy.

- Zatem poproszę o 50$ za osobę.

Wszyscy złożyli się na dość wysoką opłatę, chociaż zdawali sobie sprawę, że klub jest jednym z najpopularniejszych w mieście i w sumie powinni się tego spodziewać. Weszli do środka, gdzie do wyboru mieli korytarz po lewej stronie, schody prowadzące w dół oraz drzwi do toalety. Ruszyli w dół, gdyż właśnie stamtąd dochodziła głośna muzyka.

Impreza powoli się rozkręcała. Eric, Matthew i Mike zajęli miejsca przy jednym stoliku, gdzie raczyli się drinkami, które jednak sączyli powoli, gdyż woleli zachować trzeźwość umysłów. Nie przejmowali się tym Ivan i Tony, którzy przy barze, z każdym wypitym kieliszkiem, stawali się coraz weselsi. Na całość poszedł za to Nikki, który po jakiejś godzinie zaczął wywijać na parkiecie z coraz to nowymi dziewczynami. Wreszcie u którejś zapunktował, gdyż wybrali się razem na wycieczkę do kibla, z której chłopak wrócił bardzo zadowolony i z nowym numerem telefonu zapisanym w komórce.


Alderney, Westdyke, róg Owl Creek Ave i Sacramento Ave, restauracja Burger Shot, godz. 20:04

Kenny kazał na siebie czekać bardzo długo. Wreszcie zjawił się w towarzystwie dwóch osiłków, którzy jednak zostali na zewnątrz. Dosiadł się do stolika Eleny, która musiała zamówić już czwartego hamburgera, żeby móc zostać w środku.


- No proszę, czy to nie moja ulubiona dziewczynka? - prawie krzyknął, zwracając tym uwagę sporej liczby osób w restauracji. - Czego ode mnie chcesz moja mała? - spytał z silnie rosyjskim akcentem.


Liberty City, Algonquin, Galvestone Ave, klub Maisonette 9 godz. 22:59

Gdy wybiła jedenasta na sali pojawił się, ubrany w czarny garniak wysoki murzyn, rozglądając się wokół. Najwidoczniej znalazł to, albo tego kogo szukał, ponieważ ruszył śmiało przed siebie, przeciskając się przez tłum. Podszedł do Ivana, Tony'ego i Nikkiego, który po przygodzie w damskiej toalecie dołączył do dwójki znajomych.


- Hej, Nikki - przywitał się dość oschle. Było to jednak normalne zachowanie tego faceta, który rzadko okazywał jakiekolwiek emocje, a mówić wolał krótko i na temat. Dziwne zachowanie u Latynosa.

- Luis, jak się masz? - Nikolas przywitał się ze starym znajomym. - Teraz jesteś bramkarzem w tym klubie? Co za awans, ale lepsze to niż pilnowanie pedziów, co nie?

- Nie, teraz jestem współwłaścicielem.

- Uuu, ważniacha.

- Chodź do mojego gabinetu, tam pogadamy.

- Masz nawet swój gabinet? No, no, no - Thomson był w wyśmienitym humorze. - Pozwól, że ci przedstawię Ivana Fiodorova i Tony'ego Armone'a, to moi kumple. A tam siedzą jeszcze trzej. To co, idziemy?

- Ściągnąłeś ze sobą wszystkich swoich znajomków? Słuchaj młody, lubię cię, ale ich nawet nie znam. Bez obrazy koledzy, ale wolałbym pogadać z Nikkim na osobności, w porządku?

Nie mieli wielkiego wyboru, klub należał do Lopeza, to był jego teren. Nikolas zresztą wiedział, że należy on do największych twardzieli jakich znał. Podejrzewał nawet, że w pojedynkę dałby radę wszystkim Dzieciom. Ruszył więc za swoim przyjacielem, który wszedł już na schody prowadzące do wyjścia. Zamiast opuścić klub, skręcił w prawo, a następnie skorzystał z drzwi na których wisiała tabliczka "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony".

W środku było dość ciemno, a jedynym źródłem światła było kilka monitorów, na których bardzo zgrabna dziewczyna w różowej kiecce oglądała różne pomieszczenia w klubie.

- Joni, może wyjdziesz puścić dymka? - spytał Luis.

Kobieta podniosła się z krzesła, zmierzyła wzrokiem Nikkiego, po czym westchnęła, odgarnęła ceremonialnie włosy i wyszła. Lopez podszedł do biurka, które stało w rogu pokoju, usiadł na nim i spojrzał na starego znajomego.

- A zatem czym ci mogę służyć?
 
Col Frost jest offline