Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2010, 22:28   #12
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 003 - Maroco

W zamieszaniu jakie zwykle powstawało w takich sytuacjach Maroco przecisnął się w kierunku pomieszczenia, w którym ułożono rannego strażnika. Patrząc jak oleista ciecz wpływa w usta rannego zauważył, że rany mężczyzny są... nietypowe. Nie chodziło bynajmniej o to, że zadano je nietypową bronią, ale o to ile ich było. Strażnik nie był sam, ale... nikt inny nie miał rany od bełtu. Tak, kusznik mógł nie trafić, rana mogła być powierzcowna, mogło zajść kilka innych okolicznośći, ale niepokojącym było, że ranny miał w piersi dwa bełty. Kuszników było więc wielu, albo wszyscy celowali w jednego człowieka. Wykrwawiający się mężczyzna miał też kilka innych obrażeń, jakby walczył w pojedynkę...

- Przepraszam. Wybacz, ze pytam; ale... czy jesteś magiem? - pytanie było zadane dość cicho i zginęło w okolicznym rozgardiaszu, zapewne nikt inny go nie słyszał. Mężczyzna, jeden z wojskowych siedzących wcześniej przy stole kontynuował:
- Czy potrafisz na chwilę pokazać się jako strażnik miejski podobny do mnie? Zapłacę za tę magię.
- Jestem magiem - odparł Ribera uważnie przyglądając się strażnikowi. Ten wyglądał na lekko zdenerwowanego, ale na pewno nie przestraszonego. Sprawiał wrażenie człowieka, który ma jakiś plan, który chce zrealizować, choć ciężko było powiedzieć czego ten plan dotyczy... - Iluzja jednak nie jest moją szkołą. To na pewno zajmnie kilka minut. Co miałbym zrobić jako strażnik?
- Niewiele. Po prostu być tutaj, czy na dworze zanim nie przybędzie ktoś ze straży miejskiej i nie przesłucha wszystkich w związku ze sprawą napaści. Nic nie będziesz musiał mówić, ja wszystko załatwię... Więc to będzie kilka, kilkanaście minut. Zapłacę... dwadzieścia sztuk złota.
- Wyjdzmy gdzieś...




Jeden ze stołów w karczmie uprzątnięto i przy nim siedziało dwu strażników miejskich rozmawiało z jakimś mężczyzną. Do Ribery i wojskowego podszedł młoody chłopak i powiedział:
- Kapitanie, siedzieliśmy na piwie, usłyszeliśmy szczęk orżeża, wypadliśmy na dwór. Dwu ludzi zeznało, że było nas pięciu, ale... - uśmiechnął się.
- Dzięki, Tobin. Poczekajcie tutaj.

Strażnicy przy stoliku zakończyli właśnie rozmawiać z mężczyzną. Kapitan szybkim krokiem podszedł do stolika i chwilę rozmawiał z tamtymi dwoma. Z gestykulacji wynikało, że różnią się w jakichś kwestiach. Po chwili kapitan wrócił i zakomunikował:
- Tobin znajdź resztę i straćcie się stąd. Ja muszę zostać i odwalić jakąś biurokrację... Jutro śniadanie tutaj? - zapytał patrząc na Ribierę - Jeżeli masz jakieś pytania... Tobin - ten numer kosztował 20 sztuk złota...
- Ale... Jasne. Chodżmy więc - ciszej dodał - zapłacę jak tylko wyjdziemy...

Chwilę później zimne powietrze owiało ich twarze kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłopak zagwizdał i po chwili dołączyło do nich dwu ze strażników siedzących wcześniej przy stoliku. Odeszli kilkanaście kroków ulicą, aby na pierwszysm skrzyżowaniu rozejść się w różnych kierunkach. Maroco miał wrażenie, że znają się na tyle dobrze, aby rozumieć się bez słów, może nawet przypadkowe gesty takie jak poprawienie kaptura nie były wcale przypadkowe.

- Dziękuję. - powiedział chłopak kiedy zostali sami i wysypał z sakiewki złote monety. Wprawnie odliczył dwudziestkę i podał mężczyźnie. - Oszczędziłeś nam sporo wyjaśnień...
 
Aschaar jest offline