Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2010, 19:16   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 003 - Direbl / Meredith

Wieczorem nie wydarzyło się nic co godne byłoby wzmianki. Gdy nawałnica przeszła ludzie byli już dostatecznie pijani, aby nie wracać do swoich wcześniejszych zajęć. W karczmie gdzieś tam rozmawiano o upadającym handlu, inni mówili o pojawiających się możliwościach zarobienia jakichś pieniędzy, wszystko jednak ginęło w oparach marnego ziela fajkowego i piwa. Na ogłoszenie nikt się nie stawił, ale może było po prostu jeszcze za wcześnie? Gnom położył się wcześnie licząc na to, że następnego dnia sprawy będą wyglądały znacznie lepiej.



Rankiem, kiedy bardzo wcześnie Direbl się obudził sprawy nie wyglądały jednak jakoś wyraźnie lepiej. W sali jadalnej karczmy spali jeszcze jacyś ludzie. Wyszedł więc na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem.

Ulice były puste i ciche. Tylko gdzieniegdzie pojawiały się jakieś na wpółdzikie zwierzęta. Nie mając specjalnie innego zajęcia, a jednocześnie nie chcąc bez celu siedzieć w karczmie chodził po mieście - może starając się lepiej je poznać, może po prostu zabijając czas do spotkania z Filipem. W końcu było już na tyle późno, choć jeszcze dużo za wcześnie, że mógł podążyć do dzielnicy uniwersyteckiej i dowiedzieć się czegoś o mapie, którą pozostawił wcześniejszego dnia. Musiał długo kołatać zanim zaspany kartograf pojawił się w drzwiach i mamrocząc coś o siedzeniu do późna wpuścił do środka. Przygotował kopię mapy i na niej wyjaśnił najważniejsze fakty.




- Początkowo sądziłem, że mapa przedstawia znacznie dalszą okolicę - ujście rzeki Moneerk, to kilkanaście dni drogi stąd na północny wschód. Na co wskazywałaby końcówka nazwy. Później jednak zauważyłem, że kartograf, który sporządzał tą mapę popełnił kilka błędów, które są zbyt trywialne, aby popełnił je ktoś zawodowo zajmujący się kreśleniem map. Sama mapa jest jednak bardzo dobrze wykonana, widać to szczególnie... - ziewnął przeciągle - jednak do rzeczy. Założyłem, że kartograf celowo chciał ukryć miejsce jakie przedstawia mapa. Ciężko byłoby znaleźć miejsce bez jakiegokolwiek odniesienia, ale tutaj bogowie okazali się łaskawi. Ta formacja skalna stojąca tuż na nadbrzeżu jest bardzo charakterystyczna i jestem przekonany, że mapa przedstawia najbliższą okolicę Cruar's Cove. To jest skała zwana Patrzącym w Gwiazdy. Zaznaczone na twojej mapie miejsce to prawdopodobnie Czerwona Wieża, od wielu lat zapomniane ruiny... Jeżeli cokolwiek jeszcze pozostało w gęstym lesie jakim była otoczona. Nie jest to specjalnie daleko dwa, może trzy dni drogi, nie licząc oczywiście przedzierania się przez bagienny las. Oznaczyłem na kopii mapy obecne punkty lokalizacyjne - Cruar's Cove, układ traktów, Tawernę Lubeka, starą osadę rybacką... Mam nadzieję, że się przyda. Piętnaście sztuk złota się należy.


*****


Meredith liczyła na nudny wieczór. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Każdy wchodzący do karczmy powodował, że do jej nosa docierała kolejna porcja rybiego zapachu, a jej serce zaczynało bić gwałtowniej. Uspakajało się dokładnie wtedy, kiedy pojawiała się kolejna osoba we wnętrzu, albo ktoś zaczynał się jej natarczywiej przyglądać...

Jednak nerwowy wieczór zakończył się tylko kilkoma próbami podrywu i wierszoklectwem (bo przecież nie można tego było nazwać rymami, nie mówiąc już o użyciu słowa "pieśń") jakiegoś lokalnego minstrela, który bardzo mocno rozminął się z powołaniem. Na szczęście jego fałsze zostały szybko zakończone przez mniej cierpliwych gości.

W końcu; kiedy wszyscy już wychodzili, albo zostali wyrzucani przed zamknięciem karczmy, ona również wyszła, opowiadając ciekawskiemu karczmarzowi jakąś ckliwą historyjkę o kobiecie czekającej na swego ukochanego marynarza. Co doskonale tłumaczyło co samotna kobieta robi w takiej karczmie o takiej porze...

Szybko zaczęła wracać do domu... Domu? Pokoju w kolejnej karczmie w jakiejś zapyziałej dziurze... Pieniądze. Pieniądze stanowiły problem. Może jeszcze nie teraz może za dzień, dwa tydzień... Zależy jak mocno będzie oszczędzać. Mieszkanie i wikt miała opłacony przez baronową. Jednak; potrzebowała pieniędzy. Oczywiście mogła pożyczyć od ciotki, ale zanim jej list z prośbą dotrze do adresatki, a następnie umyślny przywiezie pieniądze... To mogło trwać tydzień, może nawet dwa. Musiała mieć pieniądze, aby przez ten czas przetrwać, nie mówiąc już o tym, że musiała znajdować się cały czas w tym samym miejscu, aby móc odebrać pieniądze od posłańca. Nie, to nie wchodziło w rachubę. Nie teraz...

*****

Rozdygotana, zmarznięta na nocnym powietrzu, a może tylko wyczerpana nerwowo dotarła do karczmy, w której mieszkała. Główne drzwi były już zamknięte, jednak zauważyła wychodzących bocznym wejściem i po chwili była w środku.

- Panienko! - karczmarka zatrzymała ją na schodach - list do panienki.


- Hm, tak? Dziękuję. - wydusiła z siebie patrząc na kopertę kilkakrotnie przewiązaną wstążką i zapieczętowaną.

Zanim ją jednak otwarła wbiegła na schody, później do swojego pokoju... Zamknęła się na klucz i z bijącym sercem otworzyła list:

Cytat:
Szanowna Pani! Moja pasierbica poinformowała mnie, że jest pani doskonałą aktorką. Chciałabym więc zaproponować pani dość nietypową rolę. Nie sądzę, abym mogła wyjawić szczegóły listownie. Najlepiej byłoby, aby do tej roli miała pani partnera lub w ostateczności partnerkę; podkreślam, że nie muszą mieć żadnego wykształcenia, ani wiedzy teatralnej. Wynagrodzenie mniemam, że będzie dla pani atrakcyjnym. Proponuję omówić szczegóły jutro na kolacji u mnie w domu. Załączam zaproszenie dla dwu osób.
Pisma dopełniało zaproszenie z podanym adresem i zamaszysty podpis baronowej. List napisany był równym, wykaligrafowanym pismem zupełnie nie przystającym do osoby starszej i zniedołężniałej...

Tylko w jednym miejscu dokonano poprawki - słowo "Wymag" zostało wykreślone i od nowej linii rozpoczęto "Najlepiej byłoby". Meredith była zmęczona, było zresztą późno w nocy i szybko usnęła nie zdążywszy się nawet zagłębić w poezji, która tak ją uspokajała. Obudziła się, kiedy słońce było już wysoko, może nawet koło południa.
 
Aschaar jest offline  
Stary 15-10-2010, 22:28   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 003 - Maroco

W zamieszaniu jakie zwykle powstawało w takich sytuacjach Maroco przecisnął się w kierunku pomieszczenia, w którym ułożono rannego strażnika. Patrząc jak oleista ciecz wpływa w usta rannego zauważył, że rany mężczyzny są... nietypowe. Nie chodziło bynajmniej o to, że zadano je nietypową bronią, ale o to ile ich było. Strażnik nie był sam, ale... nikt inny nie miał rany od bełtu. Tak, kusznik mógł nie trafić, rana mogła być powierzcowna, mogło zajść kilka innych okolicznośći, ale niepokojącym było, że ranny miał w piersi dwa bełty. Kuszników było więc wielu, albo wszyscy celowali w jednego człowieka. Wykrwawiający się mężczyzna miał też kilka innych obrażeń, jakby walczył w pojedynkę...

- Przepraszam. Wybacz, ze pytam; ale... czy jesteś magiem? - pytanie było zadane dość cicho i zginęło w okolicznym rozgardiaszu, zapewne nikt inny go nie słyszał. Mężczyzna, jeden z wojskowych siedzących wcześniej przy stole kontynuował:
- Czy potrafisz na chwilę pokazać się jako strażnik miejski podobny do mnie? Zapłacę za tę magię.
- Jestem magiem - odparł Ribera uważnie przyglądając się strażnikowi. Ten wyglądał na lekko zdenerwowanego, ale na pewno nie przestraszonego. Sprawiał wrażenie człowieka, który ma jakiś plan, który chce zrealizować, choć ciężko było powiedzieć czego ten plan dotyczy... - Iluzja jednak nie jest moją szkołą. To na pewno zajmnie kilka minut. Co miałbym zrobić jako strażnik?
- Niewiele. Po prostu być tutaj, czy na dworze zanim nie przybędzie ktoś ze straży miejskiej i nie przesłucha wszystkich w związku ze sprawą napaści. Nic nie będziesz musiał mówić, ja wszystko załatwię... Więc to będzie kilka, kilkanaście minut. Zapłacę... dwadzieścia sztuk złota.
- Wyjdzmy gdzieś...




Jeden ze stołów w karczmie uprzątnięto i przy nim siedziało dwu strażników miejskich rozmawiało z jakimś mężczyzną. Do Ribery i wojskowego podszedł młoody chłopak i powiedział:
- Kapitanie, siedzieliśmy na piwie, usłyszeliśmy szczęk orżeża, wypadliśmy na dwór. Dwu ludzi zeznało, że było nas pięciu, ale... - uśmiechnął się.
- Dzięki, Tobin. Poczekajcie tutaj.

Strażnicy przy stoliku zakończyli właśnie rozmawiać z mężczyzną. Kapitan szybkim krokiem podszedł do stolika i chwilę rozmawiał z tamtymi dwoma. Z gestykulacji wynikało, że różnią się w jakichś kwestiach. Po chwili kapitan wrócił i zakomunikował:
- Tobin znajdź resztę i straćcie się stąd. Ja muszę zostać i odwalić jakąś biurokrację... Jutro śniadanie tutaj? - zapytał patrząc na Ribierę - Jeżeli masz jakieś pytania... Tobin - ten numer kosztował 20 sztuk złota...
- Ale... Jasne. Chodżmy więc - ciszej dodał - zapłacę jak tylko wyjdziemy...

Chwilę później zimne powietrze owiało ich twarze kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłopak zagwizdał i po chwili dołączyło do nich dwu ze strażników siedzących wcześniej przy stoliku. Odeszli kilkanaście kroków ulicą, aby na pierwszysm skrzyżowaniu rozejść się w różnych kierunkach. Maroco miał wrażenie, że znają się na tyle dobrze, aby rozumieć się bez słów, może nawet przypadkowe gesty takie jak poprawienie kaptura nie były wcale przypadkowe.

- Dziękuję. - powiedział chłopak kiedy zostali sami i wysypał z sakiewki złote monety. Wprawnie odliczył dwudziestkę i podał mężczyźnie. - Oszczędziłeś nam sporo wyjaśnień...
 
Aschaar jest offline  
Stary 16-10-2010, 16:29   #13
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Wyjdźmy gdzieś. Potrzebuję chwili na koncentrację - To była ciekawa sytuacja, zwłaszcza rany owego strażnika. Maroco uznał, że warto temu się przyjrzeć z bliska. Poszedł za strażnikiem do niewielkiego pokoiku.
- Mam się zmienić dokładnie w ciebie? Czy też wolisz dowolnego człowieka w zbroi? Choć wtedy nie potrzebowałbyś magii, bo ktokolwiek mógłby się przebrać, z drugiej strony, kiedy mój czar dobiegnie końca nikt już nie znajdzie owego obcego strażnika. -
- Dowolnego - odpowiedział strażnik krótko, a na jego twarzy pojawił się leki uśmiech, jakby był zadowolony, że wszystko idzie po jego myśli.
- Po wszystkim będę chciał kilka odpowiedzi. Co do złota to możesz je zatrzymać, mam go dość, a kto wie kiedy ja będę potrzebował pomocy. - Zamilkł, zamknął oczy i używając prostego zaklęcia kuglarstwa, stworzył niewielki wiatr, który poruszył jego włosami, w tym samym czasie, poruszał ustami, jakby coś mówił, jednak, żadne słowa nie zabrzmiały, a tylko jego skóra, robiła się coraz jaśniejsza, szczęka i cała głowa, powiększyła się i pokryła zarostem, włosy stały się jasno brązowe, i zdecydowanie krótsze niż miał przed chwilą. Cała postać, urosła i rozszerzyła się w barkach, ramiona nabrały muskulatury, tak, że patrząc teraz na Ribierę, nikt by nie dostrzegł w nim podobieństwa do maga, którym był jeszcze przed paroma sekundami. Zdradzały go tylko ubrania, jednak i na to była rada. Z sakiewki przy pasie pośpiesznie wyjął przeciętnej jakości kolczugę, naramienniki, płaszcz w podobnym kolorze, co strażnicy na zewnątrz, i pas z mieczem. Po czterech minutach był gotowy, przebrany, a stare ubranie znikło w sakiewce. Spojrzał na strażnika, który przyglądał się temu z wielkim zaszokowaniem, i powiedział.
- Patrząc na twoją minę wnioskuję, że efekt zadowala. Jeszcze potrzebuję odznakę - Dodał wyciągając rękę.

Kiedy wszedł z owym strażnikiem do głównej sali. Zauważył że ludzi gości jest znacznie mniej. Przy jednym stoliku, który oczyszczono siedziało dwóch strażników, ale zanim zdarzyło się cokolwiek innego podszedł do nich młody strażnik i powiedział.
- Kapitanie, siedzieliśmy na piwie, usłyszeliśmy szczęk orżeża, wypadliśmy na dwór. Dwu ludzi zeznało, że było nas pięciu, ale... - uśmiechnął się.
Hmm, dla Maroca brzmiało to jak "było nas pięciu, ale udało nam się przekonać do kłamania wszystkich poza dwoma, ale nimi też już się zajęliśmy.
- Dzięki, Tobin. Poczekajcie tutaj. - odpowiedział obecny towarzysz Ribiery najwyraźniej w randze kapitana.

Kapitan odszedł do dwóch strażników, i chwilę rozmawiali mocno gestykulując, po czym wrócił i powiedział.
- Tobin znajdź resztę i straćcie się stąd. Ja muszę zostać i odwalić jakąś biurokrację... Jutro śniadanie tutaj? - zapytał patrząc na Ribierę - Jeżeli masz jakieś pytania... Tobin - ten numer kosztował 20 sztuk złota...
- Ale... Jasne. Chodźmy więc - ciszej dodał - zapłacę jak tylko wyjdziemy.

Chwilę później zimne powietrze owiało ich twarze kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłopak zagwizdał i po chwili dołączyło do nich dwu ze strażników siedzących wcześniej przy stoliku. Odeszli kilkanaście kroków ulicą, aby na pierwszym skrzyżowaniu rozejść się w różnych kierunkach. Maroco miał wrażenie, że znają się na tyle dobrze, aby rozumieć się bez słów, może nawet przypadkowe gesty takie jak poprawienie kaptura nie były wcale przypadkowe.

- Dziękuję. - powiedział chłopak kiedy zostali sami i wysypał z sakiewki złote monety. Wprawnie odliczył dwudziestkę i podał mężczyźnie. - Oszczędziłeś nam sporo wyjaśnień.
najwyraźniej bardzo im zależało, aby przyjął te pieniądze, więc wyciągnął rękę, podejrzewając już, że za moment wyskoczy z za rogu kilku strażników i oskarży go o korupcję, ale nic z tych rzeczy się nie stało.
- O której zazwyczaj jecie śniadania? - zapytał zanim Tobin zdążył odejść - bo czasem to różnie bywa jak ktoś pracuje na nocnej zmianie. -
Tobin odpowiedział po czym życząc dobrej nocy odszedł i zniknął w bocznej alejce.

Maroco zastanawiał się czy to koniec jego służby jako strażnika, ale doszedł do wniosku, że kapitan, mówił coś to tym, żeby czekał, aż ktoś z obecnej zmiany spisze zeznania. Uznał że najlepiej poczekać jeszcze, aż zjawią się ci strażnicy, a potem zniknąć.
No i trzeba wstać dostatecznie wcześnie, aby być w sali przed strażnikami.
 
deMaus jest offline  
Stary 16-10-2010, 19:30   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 003 - Zhoth'illam / Maroco

Łatwo przyszło, łatwo poszło. Tak w skrócie można by ocenić całą sytuację, ale... Było to co najmniej dziwne i Abe musiał to przyznać. Kiedy analizował zdarzeni sprzed kilkunastu minut ponownie, siedząc w swoim pokoju w karczmie doszedł do wniosku, że ta druga postać... To mógł być również zmierzający na spotkanie - taki jak on. Zapewne z perspektywy tamtego sprawa wyglądała podobnie... Jeżeli tak to... czy całe zamieszanie ze strażnikami było tylko przypadkiem? W złym miejscu o złym czasie? Mogło tak być...

Nie zmieniało to zupełnie faktu, że nikt nie powinien go znać w mieście... Nie powinien, ale czy na pewno nie znał? Jedno było pewne, odkąd przybył do miasta za dużo było wokół niego "może", "chyba". "przypadek"...

Z mieszanymi uczuciami położył się spać. Ranek nie przyniósł żadnych rewolucyjnych zmian. Kiedy schodził na śniadanie zauważył, że karczmarz z jakimś mężczyzną oglądają zniszczone meble. Na sali była zaledwie kilka osób oraz dwu strażników, którzy zbierali jeszcze ostatnie zeznania dotyczące wczorajszej bójki, choć wyraźnie było widać, że robią to bardziej pro forma niż, aby faktycznie rozwiązać sprawę. Pojawiły się też dwa nowe ogłoszenia, w pierwszym Straż wzywała
Cytat:
ewentualnych świadków napaści przy tawernie Talboota do ujawnienia się i złożenia zeznań.
Ogłoszenie to wywołało niekontrolowany uśmiech na twarzy mężczyzny. Tak, oczywiście, wszyscy się zgłoszą... Drugie zapisane również było na pergaminie używanym przez straż i opatrzonym jej pieczęcią:
Cytat:
Poszukuje się drużyny lub wyszkolonych najemników do pracy na rzecz Straży. Warunki do ustalenia. Informacje i zgłoszenia - Kapitan Stratof


*****



Maroco przez chwilę zastanawiał się co dalej. Co prawda kapitan wspominał o złożeniu zeznań, ale - w końcu - wyszli z karczmy i w zasadzie mogli ich teraz szukać w domach... Z drugiej strony strażnik nie mógł wymagać, aby iluzja trwała wiecznie, wieć wszystko powinno być załatwione szybko, a nie z przerwami na jakieś łażenie po mieście. Coś w tym wszystkim nie pasowało i Maroco miał nadzieję, że jutrzejszy posiłek wyjaśni kilka spraw. Wszedł w podcienia jakiegoś budynku i pozwolił "iluzji" spaść z jego postaci. Wrócił do "Tawerny Talboota", przy której już nie było śladu po tym, że cokolwiek się tu wydarzyło i po wytłumaczeniu strażnikowi, tarasującemu wejście po otwarciu drzwi, że tu mieszka wszedł do środka. Ludzi było jeszcze mniej, gdzieś z boku jacyś kapłani rozmawiali z strażnikami. Jego wzięto najwidoczniej za osobę, która dopiero wróciła i nie brała udziału w całym zamieszaniu i poproszono o udanie się do pokoju.

Rankiem, Maroco wstał sporo przed godziną śniadania podaną przez Tobina, jednak kiedy zszedł na dół zauważył, że Strażnik siedzi przy jednym ze stołów. Karczma dopiero była myta, więc na pewno nie była otwarta... Kiedy zbliżył się do stolika przez zapach ciepłych mydlin wszechobecny w pomieszczeniu przebił się inny - lekko kwaskowy, jakby palonego zboża; nie, nie zboża. Ziaren... Maroco szukał przez chwilę w głowie nazwy, ale gdzieś mu umknęła... Ziarna jednak były na tyle drogie, zwłaszcza tutaj na północy, gdzie roślina nie rosła, że na pewno...

- Nazywam się Jarett Hasgen. - powiedział nie czekająć aż rozmówca usiądzie - Dowodzę małym oddziałem zwiadowczym straży. Kiedyś oddział był pięcioosobowy, obecnie jest cztero. Spotykamy się jednak czasem w piątkę co jest niezgodne z pewnymi regulacjami. Jednak uważam, zę nikogo nie powinno obchodzić co robimy w wolnym czasie. Wczoraj też byliśmy tutaj w piątkę prywatnie, po służbie. Pech chciał, że wyszła ta cała sprawa z napaścią. Nie chciałem, aby ktoś ze straży widział cała piątkę, a jednocześnie ludzie widzieli, że siadziało pięciu strażników przy stoliku. Ten, którego być nie powinno się stracił, a ty zająłeś jego miejsce. - upił łyczek ciemnobrązowego naparu - kuchnię otworzą za chwilę, jak i całą Tawernę.
 
Aschaar jest offline  
Stary 17-10-2010, 21:20   #15
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Musiała przyznać, że ostatnie wydarzenia kompletnie ją rozbroiły. Prawie zapomniała o urodzinach baronowej, a wczorajsza wiadomość dała jej do zrozumienia, że czas zabrać się do pracy. Przeczytała jeszcze raz list do śniadania.
Druga osoba? Skąd niby ma taką znaleźć.
Jeśli był by to jej „teren” to jej przyjaciółka teatralna Flora doskonała aktorka, albo może Maskym, z którym to często odgrywali zakochane persony. Tutaj nie miała praktycznie żadnych znajomych, a gdyby nawet, wolałaby, aby za bardzo nie wiedzieli o jej przybyciu. To, że akurat wczoraj w karczmie nikogo nie spotkała, trochę ją uspokoiło. Jednak w dalszym ciągu martwiła się, czy aby ta tajemnicza osoba nie rozpowie wszystkiego w jej mieście. Nie miała dzisiaj apetytu, dlatego zostawiła większa połowę porcji. Przypomniała sobie teraz o Dorothy Pinkel, która widząc to na pewno była by bardzo zmartwiona. Merry zatęskniła za domem. Miała ochotę nawet umówić się teraz z zabiegającym o nią nudnym panem Friderickiem. Wszystko... tylko, żeby jej ręce oczyściły się z krwi, którą przelała...
Zamyśliła się chwilę. Teraz jest czas skupić się na teraźniejszości. Ona musiała zginać. Tak się też stało. Koniec pewnego etapu, zawsze przynosi nowy początek.
Teatr musi znaleźć tutejszy teatr, tam może znajdzie kogoś kompetentnego. Dosięgnąć informacji. Karczmarze najczęściej okazywali się kopalnią wiedzy, dlatego postanowiła się właśnie jego zapytać o interesujące ją rzeczy. To czego się dowiedziała wielce ją zasmuciło. Otóż teatr zamknięto dwa lata temu z powodu braku zainteresowania tutejszych mieszkańców. Widać mają wielce absorbujące ich sprawy, które uniemożliwiają zażywaniu tego typu rozrywek. Karczmarz wyznał jej również, że jeśli chce spotkać kogoś ze swojego zawodu musi udać się do kilku tutejszych gospod, gdyż to właśnie one zabrały pod swoje skrzydła bezrobotnych artystów, którzy nie zdążyli znaleźć czegoś w innym mieście. Na ulicy natomiast można spotkać od czasu do czasu mima. Meredith wspominając poprzedni wieczór i próbujących ją uwieść niby poezją mężczyzn, od razu zrezygnowała z werbowania swojego partnera w karczmach. Uśmiechnęła się do siebie na myśl, że drugą osobę znajdzie po prostu na ulicy.

***


- Witam pana, możemy chwilę porozmawiać? – mim spojrzał na nią z pozorną obojętnością. Powoli zdają kapelusz i ukłonił się w pół, po czym zszedł powoli z podestu.
- W czym mogę panience pomóc? – powiedział melodyjnym wyćwiczonym głosem.
- Chciałabym się dowiedzieć, czy pan jest byłym pracownikiem teatru
- Tak, dwa lata temu grywałem na scenie. Aktor jednak gra całe życie, więc nie odczuwam jego braku. A dlaczego panienka pyta? – Meredith uśmiechnęła się. Pasjonat. Nie trzeba wypytywać więcej.
- Mam dla pana propozycję nie od odrzucenia.
- Słucham? – zapytał zainteresowany.
- Chciałabym, aby się dzisiaj pan udał ze mną do baronowej. Otrzymałam wczoraj od niej zaproszenie dla dwóch osób, szkoda, żeby miało się zmarnować. Zaproszenie dotyczy pewnej nietypowej roli jaką zaproponowała mi baronowa, w której oczywiście miałby udział brać i pan.
- Brzmi kusząco, tylko, że już się zgłosiłem na urodziny baronowej
- Myślę, że ta rola będzie korzystniejsza dla pana, chociażby finansowo.
- Oczywiście, chętnie się dowiem. Jednakże zastrzegam sobie prawo do rezygnacji, jeśli coś by mi nie podobało. Na kiedy baronowa wysłała zaproszenie?
- Na dzisiaj wieczorem
- O dość się pospieszyła. W takim razie pójdę się przygotować. Gdzie mam się po panienkę zjawić?
- Karczma "Poroże Białego Jelenia"
- A o kogo mam pytać?
- O Meredith D’liane, miło mi – podała mu rękę.
- Tomas Borrow – teatralnym gestem chwycił ją za nadgarstek, po czym skłonił się.
- Bardzo dziękuje panience za zaproszenie i do zobaczenia wieczorem. – pocałował delikatnie jej dłoń. Uśmiechnął się i nałożył kapelusz, a następnie ruszył w swoja stronę. Merry była pod wrażeniem jego osoby, poczuła potrzebę poznania go bliżej. Może po spotkaniu zaprosi go na kieliszek wina? Jak na razie postanowiła, że i ona pójdzie się przygotować, przecież to spotkanie z samą baronowa, musi wywrzeć na nią wrażenie, w końcu jest „doskonałą aktorką”.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 19-10-2010, 09:18   #16
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Umieć słuchać, to podstawa – mawiał kiedyś jej opiekun. I to były mądre słowa. Ellandriel nauczyła się przysłuchiwać rozmowom w każdym miejscu w jakim się znalazła. Nigdy nie wiedziała czy usłyszane wiadomości będą zwykłym zaśmiecaniem umysłu, czy też będzie mogła je jakoś wykorzystać.
Tym razem miała szczęście.
Strażnicy nieświadomie przekazali jej cenną informację. Knajpa w dokach. Jak mogła być taka głupia? To oczywiste, skoro napadnięty zmierzał właśnie w ich stronę. A ona szukała w centrum miasta. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą. Była na siebie zła. Najwyraźniej katastrofa na morzu oszołomiła jej zmysł kojarzenia bardziej niż myślała.
Mordownia „Pod Czerwoną Kotwicą”… Brzmiało zachęcająco. Zaśmiała się w myślach.
Zapamiętała dokładnie imię i twarz strażnika z wewnętrznego miasta. Marten. Nigdy nie wiadomo do czego może przydać się taka informacja...

Dopijając resztkę wina z kielicha usłyszała nagle zgrzyt stali na zewnątrz. W karczmie zrobiło się zamieszanie. Ktoś krzyknął z bólu, ciekawscy rzucili się w kierunku drzwi lub okna, ci mniej odważni czmychnęli po schodach do góry, a zbrojni, których rozmowę podsłuchiwali również zaczęli się przepychać w kierunku wyjścia.
Ellandriel pozostała na miejscu bacznie obserwując rozwój sytuacji. Starcie nie zewnątrz nie trwało długo. Dosłownie w kilka chwil do karczmy, na zaplecze, wniesiono postrzelonego strażnika, z którego piersi sterczały bełty, a ciekawski tłumek powoli wracał na miejsca komentując głośnym szeptem zdarzenia.

Donośny głos karczmarza pytającego o kogoś, kto zna się na opatrywaniu, zwrócił teraz całą uwagę zgromadzonych ludzi. Najszybciej zareagował postawny mężczyzna o długich, kręconych włosach i bystrych, ale jakby trochę dzikich oczach i zwierzęcym uroku. Przebił się przez tłumek i zaoferował napój leczniczy. To powinno pomóc do czasu przybycia cyrulika lub kapłana. Więcej sama nie mogłaby zrobić. Podeszła więc spokojnie w kierunku okna i wyjrzała na zewnątrz. Ujrzała tam dwóch skrępowanych więzami ludzi pilnowanych przez jednego ze strażników.
Kto normalny wdaje się w walkę ze strażą tuż pod nosem gapiów? Wzruszyła ramionami. To nie była zresztą jej sprawa. Zapłaciła za kolację i udała się do swojej komnaty.

Przed snem postanowiła jeszcze pomajstrować przy liście. Przecież musiał istnieć jakiś sposób, żeby wydobyć z niego więcej tekstu.
Najpierw osuszyła dokładnie pergamin, a następnie delikatnie ostrzem noża zdrapała tyle krwi, ile to było możliwe. Potem, zdobywszy surowego ziemniaka u karczmarza, nasączyła dokument skrobią i podgrzała przy płomieniu świecy, aby jak najbardziej uwydatnić atrament. Niestety pergamin został albo za bardzo ubrudzony, albo tekst w nim zawarty nigdy nie było kompletny. W każdym razie jedyny sensowny kawałek, jaki Ellandriel udało się odcyfrować brzmiał:

„klucz do Czerwonej Fortecy jest”

Niewiele ale jednak… Czyżby ten klucz…? Ellandriel natychmiast pomyślała o pudełku.
Musi jutro odleźć w Cruar’s Cove kogoś, kto będzie potrafił zidentyfikować to małe cacko.
Z myślami kłębiącymi się w głowie położyła się spać.

***


Porządny wypoczynek i sute śniadanie wprawiły Srokę w dobry nastrój. Ubrana w szyty na miarę strój z wykwintnej, mięciutkiej i barwionej na czarno skóry, długie, pasujące do całości skórzane botki, o tej samej barwie i swój ulubiony płaszcz z kapturem i z podbitką w kolorze jej oczu ruszyła w miasto.


Pierwsze promyki słońca, które cięły jesienne niebo, zapowiadały obiecujący, relaksujący dzień. Ellandriel uśmiechała się do siebie krocząc uliczkami i obserwując budzącą się do życia dzielnicę handlową Cruar’s Cove.
Poranek zwiastował ciepłe przedpołudnie, zatem ludzie chętnie wylęgli na ulice, oblegając kupieckie kramiki i niewielkie sklepy.
Pierwsze kontakty Sroki ze sklepikarzami nie były jednak udane. Kilku nawet nie dostrzegło magiczności pudełka. Dopiero w składziku różnych towarów o wdzięcznej nazwie „Krims krams” wysoki i przeraźliwie chudy człowieczek o wyglądzie fryzowanego gigolo, doradził jej kontakt z dwiema osobami.


Pierwszą z nich miała być wróżka Zoe. Sklepikarz twierdził, że urzęduje ona przy Trakcie Północnym i że jej pracowni nie sposób przeoczyć ponieważ zdobi ja ogromny szyld o dumnie brzmiącym napisie „Zoe powie ci co cię czeka”. Zastrzegł jednak, że kobieta „zbyt wiele widzi” i że wszyscy z tego powodu bardzo się jej boją.
Drugą osobą był mag o imieniu Kivian. Mówiąc o nim sklepikarz skrzywił się dodając ostrzeżenie, że mag jest stary, zdziwaczały i często nieprzyjemny.
Ellandriel rozważyła przez chwilę obydwie możliwości i poprosiła o kontakt do starego zrzędy. Mimo wszystko wolała wybrać jego niż jakąś wścibską babę.
Chudzielec skierował Srokę do dzielnicy uniwersyteckiej, a jako znak rozpoznawczy miała szukać rzeźby gryfa przed wejściem. Za informacje zapłaciła handlarzowi kilka monet i udała się w stronę dzielnicy uniwersyteckiej.


***


Dom Kiviana odnalazła bez trudu. Zdobiła go, tak jak wspominał sklepikarz ohydna, gipsowa figura gryfa, zresztą studenci pytani o maga chętnie wskazywali drogę atrakcyjnej Eladrin.
Sklepikarz miał rację. Kiedy wreszcie po długim kołataniu łaskawie doprosiła się wizyty u mistrza magii, przywitał ją mruczący coś pod nosem o nieproszonych gościach starszy mężczyzna.


Kivian bez wątpienia był gburem. Bez słowa poprowadził Ellandriel poprzez korytarz na piętro machając tylko od czasu do czasu na nią dłonią. Widać było, że jego myśli czymś są zajęte. Postanowiła się nie przejmować. Mimo podeszłego wieku mag poruszał się bardzo sprawnie. Krocząc przed Eladrin pozostawiał za sobą nutę dziwnego, ostrego zapachu, którego nie potrafiła zidentyfikować. Przypuszczała, że to jakoweś ziele.
Wkrótce weszli do dość obszernej komnaty, która swoim wystrojem od razu zdradzała profesję starca.


Półki regałów ustawionych dokoła pomieszczenia uginały się pod ciężarem przeróżnych ksiąg, a na komodach, w szafkach i wszędzie tam, gdzie tylko znalazło się miejsce stały przeróżnej wielkości pudełka, puzderka i kuferki.
Kivian podszedł do pulpitu, na którym leżała otwarta księga i nie patrząc na Ellandriel spytał
- Sobie życzy? – głos maga zaskrzeczał w ciszy
Sroka wyjęła z sakwy zdobione pudełko i zbliżając się do maga odparła
- Magu Kivianie, chciałabym żebyś spojrzał fachowym okiem na to drewniane pudełko i opowiedział mi o nim.
Starzec obrócił głowę, spojrzał spod oka na oferowany mu przedmiot, cmoknął lekko z dezaprobatą i powiedział urażonym tonem:
- Pudełko? Ja jestem magiem droga panno, a nie rzemieślnikiem.
- Wybaczcie mistrzu, miałam zamiar powiedzieć oczywiście MAGICZNE pudełko.
Kilian zaburczał coś cicho pod nosem, ale wziął je do ręki
- Taaaa… taaaa… magiczne….
Przyglądała się z ciekawością jak mag pracuje. Kilian mruczał coś po cichu, obracając pudełko to w jedną, to w drugą stronę. Czynił nad nim jakieś znaki. Potem pokiwał głową, zaśmiał się skrzekliwie i ponownie spojrzał na Ellandriel.
- Pudełko jest magiczne, to prawda. – powiedział po czym zrobił dłuższą przerwę, jakby nad czymś myśląc. Kiedy milczenie przedłużało się kobieta spytała niecierpliwie:
- Czy to już wszystko co możesz o nim powiedzieć magu?
Kilian spojrzał na nią z pretensją
- Niecierpliwa jak wszystkie niewiasty. – powiedział skrzekliwie - Może sama chce spróbować i powie coś więcej? – dodał ciszej
Sroka teraz już z trudem hamowała niecierpliwość.
I właśnie w tym momencie stary się rozgadał. Potwierdził wcześniejsze spostrzeżenia Ellandriel na temat działania pudełka. To jednak, czego Sroka nie zdołała ustalić, a czego Kivian był pewien, to to, że pudełko nigdy nie było używane i że jest ono puste.
Nie miała podstaw do tego żeby mu nie wierzyć. Po sposobie w jaki mag się wyrażał, musiała przyznać, że posiadał dużą wiedzę. Ale była rozczarowana. Myślała, że zawartość pudełka przybliży ją trochę do rozwiązania zagadki.
Ale Kivian nie mógł tu juz pomóc. Zapłaciła więc za usługę i podziękowała.
Mag skwitował to jedynie machnięciem ręki i powiedział, że na pewno sama znajdzie drogę do wyjścia.


***



Wielkie, spienione fale uderzały z wściekłością o skały sycząc i szumiąc jakby w godowej melodii. Mimo usilnych starań nawet liczne grupki, fruwających nieopodal klifu, mew nie potrafiły swym charakterystycznym skrzeczeniem przekrzyczeć głosu oceanu. Widok błękitnych wód zapierał dech w piersi. Udowadniał jak niewielki jest człowiek wobec ogromu i potęgi natury.


Jedynie rozpadające się budynki i gnijące resztki pomostu szpeciły ten cudny, dziki widok.
Ellandriel westchnęła, naciągnęła na głowę kaptur i otuliwszy się szczelnie płaszczem, swoim sposobem, weszła do budynku oznaczonego szyldem „Pod Czerwoną Kotwicą”.
Sroka bywała już w różnych miejscach, ale czerwona kotwica była faktycznie mordownią.
Bielone ściany już dawno pokryła sadza, a w niektórych miejscach pęknięcia w murze przypominały o wiekowości samego budynku.
O tej porze niewielu chętnych zajmowało zbite do kupy z desek stoliki, ale smród rozlanego piwa i śmieci walające się po podłodze świadczyły o tym, że pojawia się tu niezbyt wymagająca klientela. Pomieszczenie było słabo oświetlone. Jedynie ogień w kominku rozświetlał swoim blaskiem niewielki krąg. Sroka rozejrzała się szybko i podeszła do czegoś co miało przypominać kontuar.
Spojrzała na barmana i zamówiła dzban wina, bochenek chleba i pieczonego kurczaka.
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie, potem skinął głową i zniknął na zapleczu.
Ellandriel zajęła miejsce przy stoliku w rogu tawerny i czekając na posiłek założyła na palec znaleziony przy nieznajomym z portu sygnet.
Wtopiona niemalże w otoczenie, ukryta w półmroku, czekała na ewentualny kontakt.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 20-10-2010, 13:48   #17
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny



Maroco zszedł do gospody, mając nadzieję, że będzie tam przed kapitanem, i zdarzy coś zjeść zanim ten się pojawi, aby potem zdążyć na spotkanie umówione przez Oddanego. Będąc już w głównej sali karczmy musiał stwierdzić, że się zawiódł, bo kapitan już na niego czekał. Maroco kiwnął mu głową, po czym zatrzymał przechodzącego karczmarza i powiedział.
- Solidną jajecznicę, z dużą dawką boczku, i cebuli, do tego świeży chleb i coś do popicia, może być mleko. - następnie podał mu kilka srebrnych monet, przewyższających kilkukrotnie wartość zamówienia, spojrzał, że kapitan siedzi przy stoliku i dodał - po namyśle przygotuj dwie porcje. -

Podszedł do kapitana i zamierzał usiąść naprzeciw, ale kapitan nie czekał na to tylko wystrzelił.
- Nazywam się Jarett Hasgen. - powiedział nie czekająć aż rozmówca usiądzie - Dowodzę małym oddziałem zwiadowczym straży. Kiedyś oddział był pięcioosobowy, obecnie jest cztero. Spotykamy się jednak czasem w piątkę co jest niezgodne z pewnymi regulacjami. Jednak uważam, zę nikogo nie powinno obchodzić co robimy w wolnym czasie. Wczoraj też byliśmy tutaj w piątkę prywatnie, po służbie. Pech chciał, że wyszła ta cała sprawa z napaścią. Nie chciałem, aby ktoś ze straży widział cała piątkę, a jednocześnie ludzie widzieli, że siadziało pięciu strażników przy stoliku. Ten, którego być nie powinno się stracił, a ty zająłeś jego miejsce. - upił łyczek ciemnobrązowego naparu - kuchnię otworzą za chwilę, jak i całą Tawernę. -
- Zwykle nie przejmuję się takimi drobnostkami, jak to czy kuchnia jest już otwarta czy nie. - odpowiedział, jakby tłumaczył się z złożonego wcześniej zamówienia. - Ale wracając do wczorajszego wieczoru, zakładam, że ma Pan cel w tym aby mi o tym wszystkim mówić. Bo inaczej, po tym jak odebrałem zapłatę, moglibyśmy się równie dobrze już nie spotkać. Pozwolę sobie powiedzieć, że obecnie szukam pracy, jak już pan wie jestem magiem, specjalizuję się w wykonywaniu zadań, od śledztw, przez nielicencjonowane przesłuchania, przeszukania, do cichych zadań na tyłach wroga, i rozbijaniu organizacji od wewnątrz kończąc. Pański odział jakoś mi niezwykle pasuje do małej zamkniętej grupy, z specjalnymi przywilejami, a takie grupy zazwyczaj potrafią docenić umiejętności kogoś takiego jak ja. Idąc tym tropem dalej powiem, że dziś rano mam mało czasu na rozmowy, bo mam ważne spotkanie w innej gospodzie, i to też jest śniadanie. Dlatego, pójdę pan przykładem będąc dalej bezpośrednim i szybko przechodzącym do konkretów człowiekiem. Ten ranny strażnik, na moje oko odniósł o wiele poważniejsze rany niż wskazywałby by na to zeznania o jakoby jednym bełcie. Zgodzi się Pan ze mną? -
- No cóż, dla mnie to to wyglądało jak egzekucja, ale na razie nie mogę nic więcej powiedzieć, dopiero zaczęliśmy to badać. -
Przerwało mu pojawienie się karczmarza z tacą i zamówieniem Maroca.
- Mam nadzieję, że jedzenie będzie smakować. Ale wracając do interesów, nie wiem czy poszukujecie nowego współpracownika, ale proszę rozważyć moją osobę. Zamierzam pozostać w tej gospodzie jeszcze kilka dni, więc znajdzie mnie pan tu bez problemu. A teraz jedzmy puki gorące. - Zabrał się szybko do jedzenia. Kiedy skończył wstał i powiedział.
- Teraz muszę wyjść, liczę na Pana odpowiedz. - z sakiewki, wyjął ozdoby płaszcz, który założył. - Aha, proszę to pieniądze od Tobina, zawsze uważałem, że ludzie powinni więcej robić bezinteresownie. - Z kieszeni płaszcza, wyjął sakiewkę, i położył na stoliku, w środku zabrzęczały złote monety.


Ruszył do gospody wskazanej przez Oddanego, gdzie wszedł i rozejrzał się za kimś w sygnecie ligi. Zamówił od gospodarza, czerwone lekkie wino i kilka kawałków różnych rodzajów sera. Jak zwykle dał więcej złota, niż zażądał gospodarz, to mała cena, za efekt jaki wywiera. Zaraz też kiedy poprosił o stolik na uboczu, taki też dostał, choć gospodarz, musiał na szybko go posprzątać. Usiadł czekając na wino, i sery. Z sakiewki wyjął pierścień, Ligi i założył na palec.


Po tym jak tylko pierścień znalazł się na palcu, czarny kamień natychmiast zmienił się w srebrny z okiem, poza tym dziwnym faktem nigdy nie przejawił innych właściwości magicznych, choć Maroco badał go na różne sposoby.


Kiedy kelnerka wróciła z winem najpierw przyjrzał się etykiecie i pieczęci winnicy, rozpoznał jedną z winnic na wschód od Verplintalar, rocznik także odpowiedni jak dla tego rodzaju wina. Choć wcześniej nie pił win z tej konkretnej winnicy, uznał jednak, że wina z tamtego regionu odpowiadają w większym stopniu temu co zamawiał, a nie liczył na zbyt duży wybór, i tak był mile zaskoczony, że mieli coś z regionu Aglarond. Wyjął korek i zbliżając go do nosa delikatnie powąchał, Zapach miał lekką sugestię słodyczy i dziwny zapach, którego Maroco w tej chwili nie zidentyfikował. Nalał wina do jednego z kielichów, tu postanowił zapamiętać, aby dorzucić coś ekstra dla karczmarza, że dał mu szklane kielichy i że były dwa, gdy kielich był już w połowie pełny, podniósł go lekko do światła i przechylając sprawdzał czy wino jest odpowiednio oleiste, faktycznie po brzegach kielicha ściekało dość leniwie. Wreszcie powąchał wino w kielichu, zamykając przy tym oczy. Odstawił kielich na tacę, nalał połowę wina do drugie i wypił nieduży łyk.
- Możesz powiedzieć karczmarzowi, że jestem zadowolony, i że on także będzie kiedy przyjdzie do płacenia. Niech przygotuje mi jeszcze, ze dwie butelki tego wina lub jeśli to jedyna butelka, niech wybierze coś podobnego, zdam się wtedy na jego gust, pokazał już, że wie co dobre. - Większość ludzi, gdy widziała po raz pierwszy jak Ribiera kosztował win była albo rozbawiona, albo zaszokowana. On jednak nie przejmował się tym zbytnio, uczynił z tego rytuał, tyko on i kapitan Visquero, znali prawdziwe znaczenie tej czynności. Gdy ktoś pytał, po co to robi, Maroco potrafił przez długi czas wyjaśniać jak dochodzi do powstawania wina i jak wiele czynników ma wpływ na jego smak, barwę, zapach i jakość. Większość nie wytrzymywała tego wykładu i tylko nieliczni mogli dotrzeć do końca, aby poznać jego prawdziwe znaczenie.

 
deMaus jest offline  
Stary 21-10-2010, 20:19   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 004 - Meredith

Przygotowania zajęły jej sporo czasu. A może po prostu jej nowy znajomy przybył wcześniej... Była w połowie przygotowań, kiedy dziewka karczmiana powiadomiła ją o tym, że przybył do niej gość. Poprosiła, aby poczekał na nią na dole i zasugerowała, aby zamówił coś do picia, może do zjedzenia. Sztuka, była piękną, ale kapryśną panią - czasem ciężko było się z aktorstwa utrzymać i o tym Meredith też wiedziała... Teraz jednak musiała skoncentrować się na przygotowaniu...

*****

Do bramy wewnętrznego miasta dotarli po kilkunastu minutach od opuszczenia karczmy. Ich zaproszenie zostało drobiazgowo sprawdzone, a następnie przydzielono im strażnika, który zaprowadził ich pod sam dom.




Dom baronowej potrafił zrobić wrażenie. Wśród kamienic poustawianych jedna koło drugiej i wyróżniających się co najwyżej balkonami, ten budynek miał ogród, nieduży, jednak wystarczająco akcentujący inność budynku.

Wnętrze było jeszcze bardziej przytłaczające i luksusowe. Ściany wyłożone arrasami, grube dywany na podłogach tłumiące każdy krok. Ciemne, misternie zdobione meble obite pluszem i przykryte skórami dzikich zwierząt...

Gości zaprowadzono do dużej jadalni, gdzie w kominku palił się ogień, a pomieszczenie dodatkowo oświetlało kilkanaście ściec z dwu wielkich świeczników ustawionych na stole.

- Doskonale, że zgodziliście się przyjąć moje zaproszenie! - kobieta siedząca przy stole na krześle przypominającym tron ukłoniła się delikatnie - Siadajcie proszę i wybaczcie, że nie wstaję i nie witam się odpowiednio... W moim wieku niestety... Siadajcie, siadajcie proszę.





Nawet z bliska, z perspektywy wspólnego stołu, ciężko było powiedzieć coś o wieku baronowej. Perfekcyjnie nałożony makijaż mógł ją zarówno odmłodzić o kilkanaście lat, jak i postarzyć o tyle samo. Sposób w jaki modulowała głos nie pozostawiał złudzeń - kiedyś pobierała nauki aktorskie, może nawet stała na scenie...

*****

Podczas kolacji rozmowa toczyła się o głównie o sztuce. Tylko kilkakrotnie baronowa wtrąciła coś o przykrym upadku miasta, zwłaszcza w kontekście zamknięcia teatru.

Dopiero kiedy służba odniosła główne talerze i pozostali tylko przy winie i słodyczach podanych jako deser starsza kobieta odezwała się:

- Chciałabym, abyście zabili mnie podczas moich urodzin - powiedziała spokojnie i dobitnie powodując zachłyśnięcie u pana Barrowa.
 
Aschaar jest offline  
Stary 24-10-2010, 10:07   #19
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 004 - Ellandriel

Słowa "kurczak" i "świeży" były trochę złym określeniem w przypadku czegoś co znalazło się po kilku minutach na stole przed Ellandriel. Kurczakowi bliżej było wielkością do gołębia nawet niezbyt mocno utoczonego. Świeżość zaś ograniczała się do odgrzania po raz kolejny. Pieczywo za to było wyborne, chrupkie, jeszcze ciepłe jakby dopiero wyciągnięte z pieca.


*****


Czekanie jednak przedłużało się - poza klientelą lokalu, której co bardziej odważni lub pijani przedstawiciele od czasu do czasu pojawiali się przy stoliku Sroki składając mniej lub bardziej jowialne propozycje nie pojawił się nikt godny uwagi. W lokalu zaczęła się zbierać coraz większa ilość gości ściągających na posiłek lub popijawę. Kiedy kobieta zamierzała już wyjść myśląc, że jednak pomyliła knajpy, albo po prostu nie przyszła o właściwej porze - do "Czerwonej Kotwicy" wszedł mężczyzna, chłopak właściwie i badawczo rozejrzał się po wnętrzu.


Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na Ellandriel, jakby podkreślając to, że zupełnie tutaj nie pasuje, po czym podszedł do kontuaru i zaczął rozmawiać z karczmarzem. Podczas rozmowy karczmarz kilkakrotnie wskazał na Srokę jakby to ona właśnie była tematem rozmowy. Chłopak jednak nie wydawał się jednak przekonany słowami karczmarza i po rzuceniu na kontuar kilku miedziaków obrócił się zmierzając ewidentnie ku wyjściu.
 
Aschaar jest offline  
Stary 25-10-2010, 19:51   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 004 - Ribera

Maroco delektował się kolejnymi łykami wina czekając na spotkanie. Kapitan Hasgen nie odpowiedział na propozycję mężczyzny, ale dał dość jasno do zrozumienia, że zarejestrował to co zostało powiedziane i prędzej czy później się do tego odniesie. Zastanawiające było to, że tak otwarcie powiedział o pewnych sprawach zarówno poprzedniego wieczoru, jak i dzisiaj rano... Maroco musiał przyznać, że ludzie, a może samo miasto miało jakąś głęboko skrywaną tajemnicę, która...

Jakiś dreszcz przeszedł po plecach Ribery jakby nagle zawiał lodowaty wiatr. Zanim zdołał jednak zastanowić się nad tym dokładniej drzwi karczmy otwarły się z hukiem i do wnętrza wtargnęło kilku wojskowych. Ich mundury różniły się nieznacznie od tego jaki miał na sobie Hasgen - w kroju były identyczne jednak te były przyozdobione haftowanym herbem na piersiach.

Wojskowi zaczęli się rozglądać po sali wyraźnie czegoś szukając. Gości było jednak sporo i najwyraźniej nie zauważyli poszukiwanego w pierwszej chwili.

- Powiedziałeś, że tu jest?!? - jeden z wojskowych ryknął na drugiego
- Ten pierście...
- Z tyłu! - dwu z żołnierzy popędziło do tylnego wyjścia, a dowódca najwyraźniej czując się w obowiązku wyjaśnienia całej dość nietypowej sytuacji powiedział:
- Szukamy groźnego zbiega, mordercy. Jest to młody mężczyzna, krótko przycięty blondyn, średniej budowy ciała, około dwudziestu pięciu lat. Posługuje się magicznym pierścieniem, srebrnym z kwadratowym czarnym kamieniem. Czy ktokolwiek widział tego mężczyznę?

Ponieważ opis mógł i zapewne pasował do zupełnie przypadkowych osób, ktoś powiedział, że widział jak wychodzi, komuś wydawało się, że wchodził na piętro. Tymczasem dwaj wojskowi z tyłu wrócili stwierdzając, że to tylko służąca z pomyjami wychodziła...
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172