Jajo które otrzymał migiem znalazło się w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Świetnie, walczyć z smokiem mając coś tak delikatnego w kieszeniach? Dhampira zaczął zastanawiać się nad księgami które czytał...nie pamiętał jednak dokładnie tych o biologii smoków.
Smocze jajo powinno być jednak najtwardszym z wszystkich, a 40-letni smok pewnie nie ma jeszcze łusek...tak mu się wydawało. No, ale nie czytał tych ksiąg zbyt wiele, jedyne smoki jakie go interesowały to kupy kości z skrzydłami które świetnie powinny wojować.
Widząc skrzynię Dhampir wyjął z niej miecz w metalowej pochwie, ozdabianej dziwnymi znakami, w gruncie rzeczy sam Reyned nie wiedział co one znaczą, dużo lat minęło od kiedy księgi z opisem tego artefaktu zaginęły.
Lecz wciąż, to on był kluczem biblioteki, nawet jeżeli ta przestała istnieć.
Miecz zawiesił u pasa, nie brał jednak nic innego z kufra, przeleciał tylko wzrokiem po towarzyszach, na elfa patrzył z niesmakiem, przemieszanym z znudzeniem, golemem zdawał się nie interesować, a na panience z szlachty wzrok zatrzymał najdłużej.
Całe kilkuset letnie życie przesiedział nieopodal elfich lasów...gdy dojdzie czas posiłku będzie okazja w końcu spożyć coś innego...kto będzie honorowym dawcą krwi póki nie spotkają pierwszych organicznych przeciwników?
Jakby nie było, upuścić krwi, nie znaczy zabić.
Spokojnie odwrócił się w stronę portalu, miał nadzieję że zdąży się dowiedzieć od innych kim
są, Baalord na pewno nie chciał pogawędzić w tematach "dlaczego my?" "Czemu tak późno?" "Nie jesteś zły że papa któremu pra, pra, pra, pra, pra, pra(...)pra-dziadkowi daliście miecz-artefakt ma syna który nie jest do końca wampirem i nie potrafi go używać?"
No nic. Wszedł w portal.
Potem czekał ich marsz przez ciemność, cóż...wampir widział w niej całkiem dobrze, choć dla dhampira pochodnia i tak była czymś lekko pomocnym, choć nie niezbędnym.
I tu słychać było słowa:
- Hmm... Jak myślicie, co jest w tych bocznych korytarzach? Co tam tak błyszczy?
- Złoto, oczywiście – Złoto, szlachetne kamienie, naszyjniki.. wszystko, o czym mogłabyś tylko zamarzyć. Krasnoludzka robota, moim zdaniem – zwykle znajduje się je w takich miejscach. Czeka na Ciebie. Nic się nie stanie, jak odejdziesz na chwile i zabierzesz trochę dla siebie…
- Carreg nie radzi się oddalać. W ciemnościach każdy bez wyjątku znika, i krasnoludzki weteran i blond dama. Marina nie powinna kłamać. Błyszczą albo umarlaki albo jakieś ogniki. Carreg myśli, że co to nie jest, nie lubi zbliżania się do tego. Pstryknął lekko palcem w głowę, sprawdzając jak echo poniesie dźwięk brzęczącego metalu. Może te tunele są większe niż się wydają?
I gdzie ten smok? - Mam pytanie. - dodał nagle.
- Co to znaczy, że będziemy się bić ze smokiem na słowa?
-
Duchy, ogniki? Wiesz jak ciężko je tu przywołać? Nieumarli będę dopiero u samego dołu naszej drogi...obstawiałbym że to prędzej skarby smoczej wiedzy, smoki w rzeczywistości nie potrzebują złota, w końcu go nie jedzą, prawda? Więc po co im? Spodziewałbym się raczej małych pokoi z regałami pełnymi książek oświetlanymi pochodniami... - Dhampir wyraźnie się zamyślił, potem jednak targnął głową w bok - Nie, golem ma racje, kazano nam nie schodzić z ścieżki. To pewnie siarka, zawsze jest wokół smoków, tylko tyle że w tej jest pełno magicznych pułapek i czarów do takich czynności jak ukrycie zapachu. Temu kto pierwszy zejdzie z ścieżki wygraweruję na czole napis "obiad", miejcie się na baczności... - choć nie dało się ukryć że mimo tych słów czasami spoglądał lekko w tym kierunku, nie był odporny na magię.
Nagle usłyszał pytanie golema, uśmiechnął się lekko i odparł:
- vox est vox, słowo jest siłą, dwa słowa w łacinie o identycznej wymowie,tylko: słuchaj, nie przerywaj, odpowiadaj, wykaż się zaangażowaniem, no i nie klnij. A jakoś damy radę.
/google doc dla sesji:
https://docs.google.com/document/d/1...hkey=CNqg8-AG#