Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2010, 15:34   #22
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zaczęło się robić coraz bardziej duszno. Czując w ustach słodkawy posmak i widząc zewsząd otaczający go całun dymu łowca coraz bardziej odpływał ku odległej krainie Morra. Wtem, nagle, zrobiło się gorąco jak w piecu kowalskim i Gerhard częściowo odzyskał jasność umysłu. Widząc pojawiających się w domu szaleńców oddał pierwszy strzał z kuszy. Jego cel nie zwolnił jednak impetu pomimo drzewca bełtu głęboko wbitego pomiędzy żebra. Każdy następny strzał nie wywoływał ogromnego wrażenia na napastnikach. Wydawało się jakby byli w transie, który mógł się skończyć tylko po spaleniu i zniszczeniu wszystkiego co jest w Taalagadzie. Widząc, że Siegfried jest już u wyjścia z budynku łowca podążył za nim. Po tym jak ostatnia osoba z drużyny opuściła budowlę ta zaczęła wydawać okropne dźwięki wypuszczając dym i niszczejąc w konstrukcji.


Niestety fanatycy również wyszli już na ulicę, aby dokonać rzezi stojących im na drodze bohaterów. Odważnie rzucił się na nich Siegfried atakując zamaszyście halabardą. W okropnych wrzaskach trójka osobników zaatakowała wojownika, który będąc bezradny zapłonął żywym ogniem.

- Nie! Siegfried! - wykrzyczał łowca wyciągając przed siebie miecz.

Gdy Gerhard chciał ruszyć do ataku chwycił go spazm bólu przypominając o chorobie pustoszącej jego organizm. Okropnie zakręciło mu się w głowie. Smród palących się ciał nieco wybudził łowcę z tego koła bólu i zmęczenia. Nowe siły wstąpiły w bohatera, aby po podniesieniu głowy znowu odejść w zapomnienie. Siegfried leżał nieruchomo na ziemi a jego ubranie było całkowicie spalone... Gdy już każdy myślał, że fanatycy dosłownie wypalą w zebranych ogień życia Ci zostali ostrzelani salwą przez zbliżające się z otchłani miasta postacie. Chorzy psychicznie rzucili się na wybawców, aby w przeciągu paru chwil samemu dać upust swoim siłom życiowym. Gdy potwory leżały na ziemi uwaga całej drużyny skupiła się na jedynym ocalałym wybawicielu...

***

- Jestem Gerhard, łowca. Wiem, że to nie czas na długie wstępy i recytacje więc zapytam krótko: Kim jesteś i co Cie sprowadza?! - mówiąc to Gerhard spojrzał na roztrzęsionego młodzieńca odzianego w niegdyś kolorowe i czyste liberie.

Teraz jego strój wyglądał jak stara szmata, ale to i tak było wiele w porównaniu do tego co zostało z skórzanego ubrania Gerharda.

- Witam, jestem Otto, pomocnik i wysłannik Rudolfa Nierhausa. Od dawna przenosiłem korespondencję między moim panem a doktorem. A teraz on nie żyje... Uważam że powinniśmy otworzyć list. - powiedział wysłannik wieży.

- No to kwestię zapoznawczą mamy za sobą. Oczywiście logicznym będzie otworzyć przesyłkę. - rzekł pośpiesznie łowca czując się coraz słabiej. Najwyraźniej adrenalina zaczynała powoli ulatywać z jego ciała.

- Myślę że powinniśmy przekazać te próbki aptekarzowi. Czy koś je zabrał?! Jeśli nie, musimy je wyciągnąć. Chodźmy zatem, uwolnijmy Thomela, i pędźmy do Talabheim po lek.- dodał nowy towarzysz i szybko ruszył w kierunku strażnicy portowej.

***

Więzienne kraty z uporem ustąpiły. Cela była ciasna i bardzo ciemna. Z jej ścian zwisały całe sploty pajęczyn a we wnętrzu czuć było smród odchodów. W kącie klitki siedział skulony cel ich poszukiwań. Więzień, o którym była mowa wyglądał na wygłodzonego i wymęczonego czyli nie wyróżniał się aż tak patrząc na grupę śmieciarzy jaką miał przed sobą.

- Witaj Thomel. Przybyliśmy Cię uwolnić abyś nas zaprowadził do Talabheim. Mamy nadzieję, że naprawdę znasz sekretną drogę, bo ta standardowa jest zablokowana. Ale póki co masz. - wykrztusił Gerhard wyciągając z niemal całkowicie zniszczonej torby trochę racji podróżnych i manierkę z wodą.

***

Łowca szedł naprzód niczym żywy trup. Jedyne co nadal trzymało go na nogach to chęć przeżycia. Walka o przeżycie, nie ta wręcz czy na odległość, a ta walka, w której łowcy nagród byli mistrzami. Gerhard wiedział, że jest w opłakanym stanie gdyż nigdy nie podążał tak panicznie w jakimś kierunku. Tunele wydrążone całe dekady temu wydawały się żyć chęcią psychicznego złamania podróżnych. Każdy o słabych nerwach właśnie w tym momencie zawróciłby skazując się na śmierć w opuszczonej przez Bogów mieścinie Taalagad. Okropny skwar oraz duchota jakie panowały w tych podziemiach nie pomagały drużynie w podróży, wręcz przeciwnie ich siły wprost mizerniały w oczach. Napotkane po drodze budowle nie tylko przeraziły łowcę, ale i uświadomiły celowość rycin znajdujących się w ich okolicy. Istne mauzolea potęgi bogów chaosu.

- "Ludzie zwracają się do Bogów Chaosu w najgorszych chwilach..." - rzekł zmarnowany Gerhard przypominając se dawne słowa swego mentora.

***

W końcu drużyna wspólnie zdecydowała się na postój. Chyba już nikt nie miał sił. Jak twardy i o dobrej kondycji łowca stracił wigor to kto mógł go mieć? Na dodatek był cały obolały nie wiedząc jak poważne są jego rany. Lustrując lica zmarnowanej kompani Gerhard jeszcze bardziej stanowczo poparł swoją początkową myśl. Will wyglądała jak co najwyżej pobita i stłamszona żebraczka. Wyraz jej twarzy na długo wyryje się w pamięci Gerharda. Reszta drużyny wyglądała również jak podróżna trupa zbiegłych z najgorszych robót chłopów. Nic tylko usiąść i płakać. Jednak łowca nie mógł się załamywać. Nie mógł wątpić w pomyślne wykonanie ich misji. Od tego zależało ich życie...
 
Lechu jest offline