Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2010, 16:29   #13
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Wyjdźmy gdzieś. Potrzebuję chwili na koncentrację - To była ciekawa sytuacja, zwłaszcza rany owego strażnika. Maroco uznał, że warto temu się przyjrzeć z bliska. Poszedł za strażnikiem do niewielkiego pokoiku.
- Mam się zmienić dokładnie w ciebie? Czy też wolisz dowolnego człowieka w zbroi? Choć wtedy nie potrzebowałbyś magii, bo ktokolwiek mógłby się przebrać, z drugiej strony, kiedy mój czar dobiegnie końca nikt już nie znajdzie owego obcego strażnika. -
- Dowolnego - odpowiedział strażnik krótko, a na jego twarzy pojawił się leki uśmiech, jakby był zadowolony, że wszystko idzie po jego myśli.
- Po wszystkim będę chciał kilka odpowiedzi. Co do złota to możesz je zatrzymać, mam go dość, a kto wie kiedy ja będę potrzebował pomocy. - Zamilkł, zamknął oczy i używając prostego zaklęcia kuglarstwa, stworzył niewielki wiatr, który poruszył jego włosami, w tym samym czasie, poruszał ustami, jakby coś mówił, jednak, żadne słowa nie zabrzmiały, a tylko jego skóra, robiła się coraz jaśniejsza, szczęka i cała głowa, powiększyła się i pokryła zarostem, włosy stały się jasno brązowe, i zdecydowanie krótsze niż miał przed chwilą. Cała postać, urosła i rozszerzyła się w barkach, ramiona nabrały muskulatury, tak, że patrząc teraz na Ribierę, nikt by nie dostrzegł w nim podobieństwa do maga, którym był jeszcze przed paroma sekundami. Zdradzały go tylko ubrania, jednak i na to była rada. Z sakiewki przy pasie pośpiesznie wyjął przeciętnej jakości kolczugę, naramienniki, płaszcz w podobnym kolorze, co strażnicy na zewnątrz, i pas z mieczem. Po czterech minutach był gotowy, przebrany, a stare ubranie znikło w sakiewce. Spojrzał na strażnika, który przyglądał się temu z wielkim zaszokowaniem, i powiedział.
- Patrząc na twoją minę wnioskuję, że efekt zadowala. Jeszcze potrzebuję odznakę - Dodał wyciągając rękę.

Kiedy wszedł z owym strażnikiem do głównej sali. Zauważył że ludzi gości jest znacznie mniej. Przy jednym stoliku, który oczyszczono siedziało dwóch strażników, ale zanim zdarzyło się cokolwiek innego podszedł do nich młody strażnik i powiedział.
- Kapitanie, siedzieliśmy na piwie, usłyszeliśmy szczęk orżeża, wypadliśmy na dwór. Dwu ludzi zeznało, że było nas pięciu, ale... - uśmiechnął się.
Hmm, dla Maroca brzmiało to jak "było nas pięciu, ale udało nam się przekonać do kłamania wszystkich poza dwoma, ale nimi też już się zajęliśmy.
- Dzięki, Tobin. Poczekajcie tutaj. - odpowiedział obecny towarzysz Ribiery najwyraźniej w randze kapitana.

Kapitan odszedł do dwóch strażników, i chwilę rozmawiali mocno gestykulując, po czym wrócił i powiedział.
- Tobin znajdź resztę i straćcie się stąd. Ja muszę zostać i odwalić jakąś biurokrację... Jutro śniadanie tutaj? - zapytał patrząc na Ribierę - Jeżeli masz jakieś pytania... Tobin - ten numer kosztował 20 sztuk złota...
- Ale... Jasne. Chodźmy więc - ciszej dodał - zapłacę jak tylko wyjdziemy.

Chwilę później zimne powietrze owiało ich twarze kiedy znaleźli się na zewnątrz. Chłopak zagwizdał i po chwili dołączyło do nich dwu ze strażników siedzących wcześniej przy stoliku. Odeszli kilkanaście kroków ulicą, aby na pierwszym skrzyżowaniu rozejść się w różnych kierunkach. Maroco miał wrażenie, że znają się na tyle dobrze, aby rozumieć się bez słów, może nawet przypadkowe gesty takie jak poprawienie kaptura nie były wcale przypadkowe.

- Dziękuję. - powiedział chłopak kiedy zostali sami i wysypał z sakiewki złote monety. Wprawnie odliczył dwudziestkę i podał mężczyźnie. - Oszczędziłeś nam sporo wyjaśnień.
najwyraźniej bardzo im zależało, aby przyjął te pieniądze, więc wyciągnął rękę, podejrzewając już, że za moment wyskoczy z za rogu kilku strażników i oskarży go o korupcję, ale nic z tych rzeczy się nie stało.
- O której zazwyczaj jecie śniadania? - zapytał zanim Tobin zdążył odejść - bo czasem to różnie bywa jak ktoś pracuje na nocnej zmianie. -
Tobin odpowiedział po czym życząc dobrej nocy odszedł i zniknął w bocznej alejce.

Maroco zastanawiał się czy to koniec jego służby jako strażnika, ale doszedł do wniosku, że kapitan, mówił coś to tym, żeby czekał, aż ktoś z obecnej zmiany spisze zeznania. Uznał że najlepiej poczekać jeszcze, aż zjawią się ci strażnicy, a potem zniknąć.
No i trzeba wstać dostatecznie wcześnie, aby być w sali przed strażnikami.
 
deMaus jest offline