Biegł ile sił w nogach strącając włosy z twarzy, które co i rusz starały się zasłonić mu widok. Kiedy znalazł się na miejscu zamarł.
Nie ze strachu, to po prostu… nie wiedział co o tym sądzić. Sam mówił o atakach demonów, widział je przecież także. Ale to była regularna bitwa, bitwa demonów z elfami, krasnoludami i innymi. Tego nie spotykało się na co dzień w Faerunie, dzięki Bogom.
Słysząc słowa modlitwy spojrzał na Ravarath i kiwnął głową. Ogarnął wzrokiem pole bitwy i dostrzegł kogoś wyróżniającego się z tłumu biesów. Przypominał rycerza prosto z koszmarów, dosiadał wielkiego rumaka, w dłoni dzierżył włócznię, dodatkowo mroczna aura emanująca od niego nie mogła kłamać. To on tu dowodził.
- Widzicie tego tam? –wskazał na rosłego Kytona- to on zapewne przewodzi demonom. Musimy go wyeliminować w pierwszej kolejności.
Dobył rapiera i spojrzał na wroga mrużąc oczy. Przesunął dłonią po ostrzu i szepnął. - Spopiel.
W jednej chwili rapier zapłonął żywym ogniem rozświetlając okolicę. Salarin pomimo tego, że był porywczy to potrafił ocenić siłę przeciwnika. Nie zamierzał rzucać się do walki bez przygotowania. Zacisnął wolną dłoń w pięść i wypowiedział na głos magiczną formułę. Wokół niego pojawiło się namacalne pole energii.
Czuł co raz bardziej ogarniającą go adrenalinę… uśmiechnął się drapieżnie i uniósł broń w górę skandując kolejne magiczne zaklęcie. Rapier rozbłysnął jasnym światłem.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie |