Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2010, 23:47   #19
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Więc mówiłeś prawdę? To Ci heca - stwierdził Peter z uśmiechem pod dłuższej chwili milczenia. - Czyli teraz, tatku, jesteśmy obaj w tym samym bagnie? Mówiłeś, że Twoja sytuacja jest trudniejsza od mojej. Dlaczego?
- Ja już służę Wasylowi, Ty masz szansę tego uniknąć. Wpakowałem się w niezłe bagno z tym fanatykiem. Początkowo wydawał się miły i pomocny. Jednak z biegiem czasu stawał się coraz bardziej agresywny. Ma moc silniejszą od moich, czy twoich mięśni. Dam ci dobrą radę unikaj jego wzroku.
- Nie możesz mu po prostu nawiać? Albo zgodnie z tradycją filmową przebić osinowym kołkiem, wysmarować czosnkiem i napoić wodą święconą? Jaki jest sens żyć wiecznie, jeśli nie możesz się tym życiem cieszyć?
- Gdyby to było takie proste, to już dawno byłbym wolny, nie wydaje ci się. Wasyl to wampir o ogromnej mocy, nie tak łatwo jest się mu sprzeciwić. Zrozumiesz to gdy go lepiej poznasz. Bądź ostrożny w rozmowach z nim. Potrafi człowiekowi nieźle w głowie namieszać.
- W takim razie dlaczego ja zostałem stworzony? To jego pomysł, bo potrzebował jeszcze jednego służącego, czy Twój, żebym Cię wyciągnął z tego bagna? I kim jest ta kobieta, którą słyszałem niedawno zza ściany? Obiadem?
- Spokojnie stary. Panikowanie ci w niczym nie pomoże. To Wasyl Was wybrał i on kazał was przemienić. Po co? To ja nie wiem. Jak go spotkasz to go spytaj - Val zaśmiał się, ale jego śmiech szybko zgasł, jakby przypomniał sobie coś przykrego - Wasyl to pojebany fanatyk. Ma jakieś swoje wierzenia i plany. A ja... no cóż... tak jakoś wyszło, że jestem mu podporządkowany. Nie mam wyjścia. On każe, ja robię. A ty? Nie wiem po co potrzebuje Cię Wasyl, ale dla mnie jesteś szansą. Szansą na wolność. Jeff to tchórz i nie ma co na niego liczyć. Jeżeli to razem dobrze rozegramy, mamy szanse na wolność. Mnie się nie musisz obawiać, jestem twoim sojusznikiem.
- Załóżmy, że Ci ufam. Przynajmniej dopóki mamy wspólne interesy - odparł Peter, niezbyt zachwycony perspektywą służenia Wasylowi. - Kto to jest Jeff?
- Jeff to jeden z nas, tylko inny. Znaczy się inny klan. Jeff to dzikus, znaczy się Gangrel. To tacy co niby blisko natury są. Tak mi to Wasyl tłumaczył. A my, Brujah, to ponoć potomkami jakichś mędrców jesteśmy czy coś. Takich co to cenią wolność i swobodę myślenia i takie tam. Zostaliśmy jednak zdradzeni przez tych śmierdzieli z Ventrue i teraz musimy walczyć o swoje, by na nowo zdobyć władzę. Nie pytaj mnie jaką władzę, bo nie wiem. Wasyl może i to tłumaczył, ale szczerze mówiąc to ja mam gdzieś te jego sekciarskie cudawianki. Tego oczywiście mu nie mów, bo zabije mnie i ciebie.
- Znaczy filozofami jesteśmy? To dopiero jazda? - uśmiechnął się Peter. - To co nasza filozofia mówi o tej dziewczynie? Możemy ją tu zsotawić, czy musimy zabrać ze sobą?
- Zostaw. Tu i tak nikt się nie zapuszcza.
- A nie zmieni się w wampira? Wiesz, wg. filmów każdy ugryziony przez wampira sam też się przemienia.
- Nie wierz we wszystko co mówią w filmach. Choć, wracamy. Zbliża się świt.
Peter spojrzał na wschód, gdzie rzeczywiście niebo zaczynało jaśnieć. Do tej pory lubił oglądać wschody słońca, jeśli z jakiegoś powodu nie spał o tej porze. Tym razem jednak widok wydał mu się odrażający, więc czym prędzej udał się za Valem, żeby schować się w domu, zanim słońce wynurzy się nad horyzont.

~*~

Przebudzenie zdziwiło Petera. Najpierw dlatego, że przez chwilę nie mógł rozpoznać miejsca, w którym się znajdował, a po chwili dlatego, że nie spodziewał się, że wampiry też śpią. No i oczywiście dlatego, że nadal był wampirem, a przynajmniej wszystko na to wskazywało.
- Nie drzyj japy, słyszę Cię wyraźnie - odparł niezbyt zadowolony z krzyczenia mu nad łóżkiem z samego rana... albo raczej wieczora. Ale nie kazał sobie powtarzać. Wstał szybko i energicznie. Gdy Val wyszedł, Peter zrobił kilka pompek i ubrał się wyjściowo. Zbiegł szybko po schodach. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem tak sprawnie się poruszał. Mimo długiego leżenia w łóżku jego nogi na szczęście działały równie dobrzejak dawniej. Jeśli nie lepiej. Zgodnie z rozkazem Vala, który najwidoczniej miał potrzebę na kogoś się powydzierać, poszedł do garażu i wziął kilof i łopatę. Były podejrzanie wręcz lekkie, ale nic nie wskazywało na to, żeby miały być z plastiku. Nie zastanawiając się więc dłużej poszedł za Valem do samochodu, rzucił rzeczy na pakę i wsiadł na fotel pasażera.

Jechali szybko, ale o dziwo nie mieli problemu z utrzymaniem się w drodze. Po chwili okazało się, że chyba zamierzają dotrzeć do Kanady jeszcze tej samej nocy i wrócić. Biorąc pod uwagę, że Peter był w tej chwili wg. opini publicznej albo zaginiony, albo martwy (a w rzeczywistości i jedno, i drugie) przedostanie się przez granicę mogło być problematyczne. Jednak wolał nie wnikać. Rozglądał się tylko spokojnie po okolicy, zauważając ze zdumieniem i zadowoleniem, że mrok nocy nie bardzo mu przeszkadza. Korzystał więc z okazji pooglądania uśpionego, nocnego świata, czując że życie (lub nieżycie) wampira nie będzie wcale złe.

- Po niego jedziemy. Znasz gościa?
- Osobiście nie. I nie jestem pewien, czy jest mi przykro z tego powodu. Jedziemy się zapoznać jak mniemam?

- Słuchaj sprawa jest prosta. Rebeca powiedziała, że to ma być głośne porwanie. Ignatowicz za parę minut będzie wjeżdżał do domu. Usiądziesz na moim miejscu i w chwili gdy będzie przejeżdżał przez bramę wjedziesz w jego tył. Jasne? Całą resztą ja się zajmę. Wyskoczę z samochodu i zajmę się ochroną. Ok?
- Jasne. Czy jak tam mówią wampiry. Kim jest Rebeca? - Peter powoli zaczynał podejrzewać, że co noc będzie poznawał jedno imię z dużej radosnej rodzinki Vala. Najpierw był Wasyl, później Jeff, teraz się pojawiła Rebeca. Grunt że plan był prosty, mógł się zastanawiać nad czym innym, dopóki nie nadszedł czas działania. Bo wtedy okazało się, że prostota planu, była czysto teoretyczna. W praktyce, wszystko się komplikowało.

~*~

Oczy Petera rozszerzały się ze zdumienia z każdą chwilą od momentu uderzenia pickupem w limuzynę rosyjskiego mafioza. Aż dziw, że źrenice nie zajęły jeszcze całych oczodołów. Pierwsze co było zaskakujące to fakt, że ktoś naprawdę mógł być tak głupi, żeby zadrzeć z taką szychą, w jak najgorszym tego słowa znaczeniu, jak Aleksiej Igantowicz. Na dodatek tym idiotą był on sam. Drugim zaskoczeniem był mężczyzna, który oberwał najpierw drzwiami od samochodu, później całą serią z pistoletu maszynowego (albo nawet czegoś cięższego, w końcu nazwa kałasznikov brzmi dość rosyjsko) i nie dość, że nie upadł, to jeszcze się rzucał. Trzecim, że tegoż mężczyznę (notabene noszącego bez trudu trumny) załatwił na cacy jakiś przystojniak z samochodu, w który się wpakowali. Sytuacja nie wyglądała różowo.

- Zabieraj kumpla i przekaż szefowi, że konkurencja go wyprzedziła.
Co to miało znaczyć? Pierwsze dwa słowa Peter zrozumiał bez większego problemu. Z resztą sobie nie bardzo radził. Czyżby jakieś inne wampiry dotarły do Aleksieja i go przemieniły? Ale ileż mogło być tych innych wampirów? I dlaczego mieliby chcieć robić na złość Wasylowi? Nie, wróć, pamiętając co Val opowiadał o Wasylu, udzielenie odpowiedzi na to ostatnie pytanie nie nastręczało problemów. Jednak nie bardzo rozumiał, o co chodziło z wyprzedzeniem. Nie wyglądało na to, żeby ktoś wsadził Aleksieja do trumny i zakopał, tak jak oni najwidoczniej zamierzali. I jeśli został niedawno przemieniony, to dlaczego tak łatwo sponiewierał Vala? Powinien przecież mieć możliwości zbliżone do Pete'a, a ten miał świadomość, że ze swoim tatą nie wygra.
Obiecując sobie, że zdobędzie odpowiedzi później, wysiadł z samochodu. Nie wziął nawet kluczyków. Dziwnie nie podejrzwał mafioza o próbę zwędzenia starego pickupa. Szedł powolnym, spokojnym krokiem, żeby nie zdradzać swoich możliwości, a jednocześnie cały czas być gotowym, żeby uskoczyć przed ewentualnymi strzałami. Rozglądał się uważnie, starając się namierzyć wszystkich, którzy mogli stanowić dla niego zagrożenie. I przygotowywał plan. Jakoś nie uśmiechało mu się wracać z pierwszej akcji i meldować, że zakończyła się fiaskiem.

Podszedł do Vala i nachylił się nad nim. Nie oddychał. W sumie jakby się nad tym zastanowić, kilka minut wcześniej w samochodzie też nie. Sprawdzanie pulsu prawdopodobnie też mijało się z celem. Boyles schylił się i spróbował postawić go na nogach.
- Nie bądź leszcz, że pozwolę sobie zacytować. Potrzebujemy dobrego planu pochwycenia tego gościa i potrzebujemy go teraz - wyszeptał mu do ucha.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline