Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2010, 15:31   #105
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Nasłuchiwałam przyklejona do drzwi. Cholerne GSRy się nie spieszyły. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że ktoś mógłby się już od dawna dobijać do mojego mieszkania a ja przez drzwi od sypialni i tak nic nie usłyszę. To zmusiło mnie do wyjścia do salonu i podejścia do drzwi wejściowych. Najpierw zapaliłam światło, bo pokój nadal po opuszczeniu żaluzji był pogrążony w ciemnościach. Rzeczywiście słychać było łomotanie w drzwi i ktoś wykrzykiwał moje imię i nazwisko. GSRy? A może zamachowiec? Zaczęłam odkrzykiwać z mojej strony drzwi, ale jeszcze ich nie otworzyłam. Krzyczeliśmy tak sobie każde po swojej stronie aż w końcu facet się zamknął i wówczas dopiero usłyszał mój głos. Wtedy zażądał żebym otworzyła drzwi. Na co ja zażądałam żeby się wylegitymował. On powiedział, że zrobi to jak otworzę drzwi. Ja powiedziałam, że nie otworzę póki nie będę miała pewności, kim jest. Mieliśmy impas. Hmm. Próbowałam coś wykombinować, bo jak dalej tak będzie szło to mnie tu zastanie Boże Narodzenie.

- To może podaj jakieś hasło – zasugerowałam.
- Jakie hasło? – padła odpowiedź.
- No przecież nie mogę ci powiedzieć, jakie bo wtedy już się nie będzie do niczego nadawało – trafił mi się jakiś „bystrzak”

Usłyszałam jakieś szepty. Na mój słuch pod drzwiami stało dwóch facetów. I oni myśleli, że ich tak po prostu wpuszczę do mojego mieszkania. Imbecyle. Przysłuchiwałam się jeszcze przez chwilę. Chyba któryś zaklął. W końcu inny głos powiedział:

- No, ale musimy ustalić jakieś pewne podstawy do tego hasła.
- Masz rację. Może po prostu podajcie nazwę grupy operacyjnej, do jakiej zostałam przydzielona – to wydawało mi się sensowne, zamachowiec nie powinien tego wiedzieć ani tym bardziej nie miałby szansy tego sprawdzić
- Eee. Mamy jechać do MRu żeby się tego dowiedzieć? To trochę może potrwać – drugi głos w tle wyraźnie rzucał mięsem.
- Nie – westchnęłam – na dole jest budka telefoniczna. Po prostu zadzwońcie. Albo jeszcze lepiej idźcie na pierwsze piętro i zapukajcie do pierwszych drzwi po prawej. Pani Murdoch na pewno jest w domu i użyczy wam swojego aparatu – to wcale nie była zemsta na pani Murdoch za zużywanie całej ciepłej wody. Po prostu kobiecina na pewno była o tej porze w domu.

Po dłuższej chwili czekania usłyszałam zza drzwi:

- Rzeźnia. Jest pani w grupie Rzeźnia – w tle ktoś chyba dodał: Oj tak.

Założyłam łańcuch na drzwi. Tak, mam jeszcze solidny łańcuch na drzwiach i otworzyłam je tak żeby ktoś nie mógł do mnie strzelić przez powstałą szczelinę.

- Mogę zobaczyć legitymacje obu panów? – oczywiście to nie była prośba.

Jak je już dostałam to zamknęłam drzwi i po chwili dzwoniłam do MRu. Poprosiłam żeby mnie połączyli z kimś, kto właśnie NIE dzwoni i NIE ostrzega innych Łowców przed zamachami. Nie chciałam mieć nikogo na sumieniu. Połączyli mnie z jakimś gościem z archiwum, który bardzo szybko i z wielkim entuzjazmem sprawdził dla mnie obu mężczyzn z GSRu, widocznie praca w archiwum jest bardzo nudna i wszelka nawet chwilowa odmiana jest tam mile widziana.

W końcu otworzyłam drzwi i wpuściłam obu facetów: starszego, który gadał jako pierwszy i młodszego, który się okazał bardziej cierpliwy. Kto by się spodziewał? Zakładałabym, że powinno być odwrotnie. Na ich szczęście obaj byli ludźmi, co wyczułam już przez drzwi. W przeciwnym wypadku żadna legitymacja ani nawet królowa angielska nie zmusiłaby mnie do wpuszczenia ich do środka. Z resztą i tak by nie dali rady wejść.

- Znaleźliście go? Tego, który do mnie strzelał? – wywaliłam zamiast dzień dobry.
- Jeszcze nie – odparł ten młodszy, starszy chyba się obraził za to całe sprawdzanie, bo się do mnie nie odzywał.
- Reszta ekipy szuka – dodał młody.
- To w takim razie może się napijecie kawy – zaproponowałam.

Nie najlepiej się zaczęła naszą znajomość i chyba powinnam zrobić coś żeby zadośćuczynić im moją obsesyjną podejrzliwość. O dziwo obaj chętnie przyjęli po filiżance mocnego i aromatycznego naparu. Po chwili starszy odebrał jakiś meldunek przez krótkofalówkę i postanowił przerwać bojkot mojej osoby, bo zwrócił się do mnie:

- Znaleźliśmy zamachowca. A raczej to, co z niego zostało – powiedział - Na pobliskim dachu. To jakieś zombie, ale ktoś ... urwał mu głowę. Zabezpieczamy szczątki. W związku z nadzwyczajną sytuacją mamy panią odeskortować do Ministerstwa.

- Rozumiem. Dokończcie kawę a ja wezmę swoje rzeczy. Jak to ktoś urwał mu głowę?! To znaczy, że ktoś załatwił mojego zamachowca?! – dopiero po chwili do mnie to dotarło.

- Na to wygląda. Ciało zostało, więc napastnika będzie można przepytać – wyjaśnił to, co już wiedziałam.

- Ale to niecodzienna sytuacja, prawda? – nie wytrzymał młodszy z GSRów – z tym że ktoś pani pomógł, no wie pani usunął tego zombiaka – wyraźnie się zmieszał kiedy razem ze starszym z GSRów spojrzeliśmy na niego.

- Masz rację Jonathanie. Mogę do ciebie mówić na ty, prawda? Mów mi Emma. Z resztą obaj możecie. Ty też Robercie – zwróciłam się do drugiego z mężczyzn, podczas gdy Jonathan się zarumienił jakbym mu, co najmniej zaproponowała pójście do łóżka a nie przejście na ty – Bo wychodzi na to, że drugi strzał, który mógł mnie trafić poszedł tak wysoko nad moja głową nie, dlatego ze zamachowcowi puściły nerwy, ale dlatego że ktoś go zaatakował. I jeżeli to żaden z moich sąsiadów wracających z porannych zakupów nie natłukł go bochenkiem chleba a potem oddzielił jego głowę od reszty ciała to kończą mi się pomysły, kto to mógł być.

- Ale... – zaczął Jonathan ale uniosłam dłoń i mu przerwałam kontynuując mój wywód.

- Wiem, że musiał go załatwić jakiś inny Nieumarlak, bo nikt inny nie miałaby tyle siły, ale to bez sensu, bo Zombiak musiał się czaić na tym dachu jakiś czas i jeśli ktoś miał z nim jakieś porachunki to zaatakowałby go od razu a nie czekał aż ten zacznie do mnie strzelać. To, że zaatakował dopiero jak ten oddal pierwszy strzał sugeruje, że zabójca, jeśli w tym kontekście można mówić o zabójcy, zombiego chciał mnie chronić a ja nie mam przyjaciół wśród Nieumarłych i żaden z Nieżywych nie ratowałby mi życia. Fakt, że jakiemuś Zdechlakowi zawdzięczam życie jest jeszcze bardziej niepokojący niż to, że ten zombie do mnie strzelał.

GSRzy odeskortowali mnie do vana a później zawieźli do Ministerstwa a ja podczas drogi roztrząsałam różne możliwe scenariusze tego, co się wydarzyło na tym dachu. Faceci z Grupy Szybkiego Reagowania nawet mi pomagali podrzucając coraz to nowsze pomysły. Oczywiście to było tylko próżne gadanie, bo póki zombie nie zostanie przesłuchany to nikt nie będzie w stanie potwierdzić żadnego z naszych domysłów, ale ta rozmowa uspokajała mnie i sprawiała, że nie dopatrywałam się zabójców na każdym mijanym dachu.

Robert z Jonathanem odprowadzili mnie aż do pokoju, w którym jak się dowiedziałam miała się odbyć odprawa u Kopacz. Pożegnałam ich z żalem, bo ich obecność dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Zerknęłam na zebrane towarzystwo. Ze wszystkich nowych, którzy razem ze mną zaczęli wczoraj pracę tylko Egzekutorzy poradzili sobie ze swoimi napastnikami bez problemu, bo brakowało wszystkich osób innych profesji. Nie było nawet Williama. Egzekutorzy i ja. Jeszcze wyjdę na jakąś cholerną twardzielkę.

Zjawiła się Kopacz cała odziana w skórzane wdzianko, które miało chyba mówić, jaką to ona jest bezkompromisową twardzielką. Moim zdaniem jej image był całkowicie chybiony, bo większość obecnych na odprawie to faceci i ich jej strój raczej skłoni do rozmyślania, jaką to ona musi być ostrą babką w łóżku a nie jak to ona potrafi komuś dokopać. No chyba, że ktoś lubił łączyć te dwie rzeczy. Vorda bez żadnych wstępów zaczęła swoja perorkę. Mówiła, nerwowo chodząc po sali i przyglądając się pustym miejscom z niepokojem.

- Atak był dziełem grupy terrorystycznej obsadzonej przez Martwych. Tak.. Dobrze słyszycie. Terrorystów. Zgniłków walczących o tak zwane prawa innych zgniłków. Jakkolwiek debilnie to nie brzmi. Planowany od dawna atak mający pokazać nam, jak to jest, gdy ktoś poluje na łowców. Właśnie trwają zakrojone na szeroką skalę działania policyjne. Aresztujemy spiskowców. Wszystkie gazety będą miały, co pisać przez najbliższe pół roku. A pewnie większość z nas jest mocno wkurwiona, więc i przez rok damy im powody do pisaniny.

Spojrzała na wszystkich na sali.

- Jednym słowem, niezależnie od tego, że ktoś od nas wsypał nas wszystkich i wystawił zgniłkom na atak, my dalej robimy swoje. Właśnie zdechlaki storpedowały sobie szansę na prawa wyborcze i inne gówno, które im się nie należy i pokazały, czego można się po nich spodziewać. Zatem wracamy do swoich spraw i łapiemy martwiaki, które łamią prawo, a potem posyłamy je tam, gdzie ich miejsce. Jakby nic się nie stało.

Uciszyła szum podniesiony przez niektórych łowców obecnych na sali odpraw uniesieniem dłoni.

- Wiem. Ja też o mało nie oberwałam, a mój facet leży w szpitalu i walczy o życie, jednak nie poddam się. Nie będę kierowała zemstą. Jeszcze nie. Najpierw dowalę tym, którzy łamią prawo, bo to właśnie takie gnoje brały udział w zamachach na nasze dziewczyny i naszych chłopaków. A potem ... – zawiesiła głos. – Potem zobaczą, co znaczy zadrzeć z londyńskimi regulatorami.. Tak ich podregulujemy, że na długo będą chodzić jak w pierdolonym, szwajcarskim zegareczku. A teraz wracajcie do pracy. A terrorystów i kreta zostawcie mi i innym.

Pod koniec gadki Fantomki zjawił się Southgate, co mnie osobiście ucieszyło i zaczął się dopytywać jak wygląda sytuacja. Oględnie zrelacjonował mi, co widział w szpitalu. Podobno wszystkie trzy blondynki ze swieżaków zdrowo oberwały. Zatrzęsło mną na takie wieści i zaczęłam się zżymać nad pieprzonymi Umarlakami i ich pretensjami do życia. William zaczął się domagać ode mnie decyzji, co do planów na przyszłość dotyczących naszej sprawy. Ja tu nadal roztrząsałam całą tę sprawę z zamachami a on przeskakiwał ot tak z powrotem do naszego zadania. Ale może tak właśnie trzeba było zrobić. Nie myśleć o przeszłości tylko iść naprzód. Tyle, że nigdy wcześniej nikt do mnie cholera nie strzelał. Być może Żagiew miał więcej doświadczenia w tej sprawie. W sumie z tą jego twarzą... Kiedy poszedł zająć się swoimi zadaniami zabierając po drodze pana X dotarło do mnie że nie zapytałam się dlaczego właściwie był w szpitalu. Nie wyglądał na rannego i potrzebującego lekarskiej pomocy. Najwidoczniej coś mi umknęło.

Złapałam Kopaczkę jeszcze zanim wyszła z sali:

- Gustowny strój pani Vorda. Taki profesjonalny. Mam szybkie pytanie z dziedziny wiedzy o Nieumarłych. Jeżeli ktoś na polecenie demona zabija dla niego ludzi tak by ów demon mógł się pożywić ich duszami, to czy dany demon musi się przy ciałach zamordowanych pojawić in persona sua zakładając, że przy ciałach nikt nie wyrysował żadnych okultystycznych symboli?

- Nie – odpowiedziała Kopacz po chwili namysłu. – Demon może karmić się duszami poświeconych mu ofiar, lecz zazwyczaj jest to związane z rytuałami ku jego czci. A jak wiemy, odprawienie rytuału wiąże się z wyrysowaniem inskrypcji. Jakby zakodowanego imienia demona. Inaczej raczej przybędzie osobiście.

- Dzięki wielkie. O to właśnie mi chodziło – skinęłam głową Fantomce.

Wychodząc z sali napatoczyłam się na Egzekutora i tą małą, drobną Siostrzyczkę, która poprzedniego wieczora popędziła kota abishaiowi. Zdałam im relację z tego, co mówiła Kopacz na odprawie. Wracali ze szpitala. Okazało się, że ta filigranowa blondyneczka Egzorcystka CG otworzyła paczkę z bombą i mocno oberwała. Zastanawiałam się, dlaczego w ogóle otwierała anonimową przesyłkę. Oczywiste, że nie spodziewała się ładunku wybuchowego, ale to i tak było ryzykowne żeby dotykać czegoś nieznanego pochodzenia. Pamiętam, że kiedyś moja matka podczas swoich wojaży po Europie wpadła na genialny jej zdaniem pomysł przesłania mi paczki z jakimiś luksusowymi produktami z Francji. Mój znajomy na moją prośbę wywiózł pakunek na wysypisko i wysadził go w kontrolowanym wybuchu czy jak to się tam nazywa. Awantury urządzane mi przez moją rodzicielkę po jej powrocie ciągnęły się tygodniami a nawet miesiącami. Ale to ona sama zachowała się tak jakby nie chciała żebym tą paczkę przyjęła podpisując się jako nadawca: mama. Każdy się może podpisać mama. Z resztą nie ma, czego żałować, to w końcu było francuskie żarcie. Teraz przy tej sprawie z CG przyszło mi do głowy, że chyba nie wszyscy w takich sprawach myślą tak ja. Czy może na odwrót? Ja nie myślę tak jak wszyscy.

Udało mi się złapać też Egzekutora od Trojaczek. William sugerował żeby odłożyć rozmowę z nim, ale uznałam, że w tym całym pierdzielniku może być później trudno go złapać, więc od razu zagadałam. Poszliśmy na kawę obgadać sprawę i wymienić się informacjami. Jak tak dalej pójdzie to się przyzwyczaję, że mam obstawę w postaci brygady GSRu albo jednego Egzekutora co pewnie jest równoznaczne i będę chciała żeby mnie wszędzie prowadzać za rączkę. Zapomnij dziewczyno i weź się w garść.

W kawiarni kupiłam paczkę dobrej herbaty i angielskie bułeczki i po pożegnaniu się z Timem ruszyłam do cel Ministerstwa porozmawiać z zatrzymaną. Na miejscu zaparzyłam dwie herbaty i zorganizowałam stolik. Dziewczyna w moim mniemaniu była ofiarą, mimo że teoretycznie była obecnie po tej drugiej stronie a miała być w przyszłości sądzona za ataki na ludzi. Miałam nadzieję, że sąd będzie dla niej łagodny. W końcu sposób, w jaki zginęła i to, że później mało nie straciła duszy mogło budzić sporo gniewu.

Dziewczyna była przykuta za ręce długimi łańcuchami i prawdopodobnie odurzono ją jakimś uspokajaczem. Na stoliku stojącym przed nią ustawiłam herbatę dla niej i dla siebie a także talerz bułeczek. Rozłożyłam notes i usiadłam.

- Witaj Emily – miałam też ze sobą jej dane osobowe- jestem pracownikiem Ministerstwa Regulacji i nazywam się Emma Harcourt.. Wybacz te środki bezpieczeństwa – wskazałam łańcuchy - ale ostatnio byłaś dość niespokojna. Wiesz, co się z tobą stało? Wiesz, że umarłaś i powróciłaś jako tak zwany loup garou? Twój duch zamieszkał w zwierzęciu wymuszając na nim przyjęcie posiadanego prze ciebie za życia kształtu – dziewczyna pokiwała głowa na znak, że rozumie – Gdybyś miała jakieś pytania w tej kwestii ja albo inny z pracowników MRu postarała się ci na nie odpowiedzieć. A teraz jak się pewnie domyślasz chciałabym zadać ci pytania odnośnie okoliczności twojej śmierci. Jesteś teraz w stanie mi o tym opowiedzieć? Jeśli tak zacznij proszę i opowiedz własnymi słowami, co się wtedy wydarzyło. Nie będę ci przerywać a jeśli będę miała jakieś pytania zadam ci je jak już skończysz. Dobrze? – podsunęłam jej herbatę i bułeczki wychodząc z założenia że takie przyziemne sprawy pozwolą jej się skupić na istocie którą kiedyś była i być może powstrzymać jej gniew. Każdy prawdziwy Brytol skapituluje przed dobrą herbatą i angielskimi bułeczkami.
 
Ravanesh jest offline