Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2010, 21:44   #20
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Chłopak nie miał żadnych snów, drzemka była bardzo spokojna i relaksująca, a nie każda drzemka taka jest. Teraz jednak z ulgą otworzył oczy i przywitał Wasyla. Ten nie wyglądał, jakby choć ruszył się z miejsca, o spaniu nie wspominając. Może wampiry nie sypiają a u niego stanowi to tylko "nawyk" z przeszłości?
Rzucony woreczek nieco zaskoczył chłopaka, nie spodziewał się od Wasyla żadnych prezentów. Gdy jednak dowiedział się co zawiera, uznał że to dobry prezent, skoro ma zapewnić mu siłę i wigor. Idąc za śladem swojego stwórcy, zawiesił rzemyk na szyi i schował pod t-shirt.

Tzimisce.
Kurt słuchał opowieści o przeszłości swojego klanu z delikatnym zaciekawieniem, niczym na lekcji historii. Rasa panów w Europie? Złe skojarzenia... Dalej nie było lepiej, tekst o "zerwaniu węzłów moralności" również nie wróżył nic dobrego, chociaż dalsze tłumaczenie o manipulacyjnym przeznaczeniu tejże moralności miało jakiś sens.
Dalsze tłumaczenie o Nosferatu imieniem Constantin wydawało się młodemu kainicie nieco dziecinne. No bo co, facet jest brzydki? Trudno, nikt nie jest idealny. Chociaż na wspomnienie tytułowego bohatera filmu "Nosferatu" Kurt skrzywił się, to uznał, że to taki żarcik Wasyla. Całe zaś gadanie o "piętnie wolności" wypuścił drugim uchem, uznając pokrętną interpretację Wasyla za zbyt wydumaną. Ostatnia przestroga utwierdziła kainitę w przekonaniu, że Constantin jest bardzo ważną personą. Nie lubił takich ludzi, przy których musiał przemyśleć każdy ruch, czy czasem nie spowoduje on niechęci "Ważnego Pana". Słowa Wasyla, jak i jego uśmiech oraz pewność siebie pomogły MacArthurowi wyjść z limuzyny.

Wynajęcie całego piętra w apartamentowcu, którego nie powstydziłyby się najwybredniejsze gwiazdy Hollywood, wzbudziło podziw w Kurcie. "Ważny Pan" był też "Cholernie Bogatym Panem Przywykłym Do Luksusów". Czy ma jakiekolwiek szanse go polubić?

Gdy tylko wyszli z windy, zwątpił w to niemal całkowicie. Ciała martwych, pozbawionych krwi kobiet leżały bezceremonialnie na korytarzu, w niemal regularnych odstępach. Wasyl tłumaczył to złym humorem Nosferatu, ale dla chłopaka nie było to dobre wytłumaczenie. Z czasem gdy mijali kolejne ciała zniesmaczenie ustępowało pola głodowi krwi... Jej zapach otumaniał jego poczucie przyzwoitości i moralność. Czyżby stawał się taki jak jego stwórca, pozbawiony wszelkiej litości i poszanowania do praw etyki? Czyżby miał porzucić to wszystko dla egoistycznej przyjemności?

Sposób wyrażania się "Ważnego Pana" bardzo pasował do widoku z korytarza. Ale, co gorsza, jego wygląd był znacznie bardziej odrażający niż Kurt mógł sobie wyobrazić podczas rozmowy z Wasylem w limuzynie. Twarz tylko po części przypominała ludzką, a wrzody i inne "nieprawidłowości skórne" wzbudzały obrzydzenie same w sobie. Z resztą, reszta ciała nie byłą w lepszym stanie. Może gdyby nie to, że ostatnio dużo przeszedł, MacArthur najzwyczajniej w świecie zwymiotowałby na widok tej istoty. Zdołał się jednak powstrzymać nie tylko od tego, ale i od wykrzywienia twarzy w grymas obrzydzenia, co było niebywale trudne.

Nagie służące w domu takiego bogacza nie byłyby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt posiadania przez nie owrzodziałych, poznaczonych bliznami twarzy, oszpeconych podobnie jak u Constantina. Gdy ten karmił obie kobiety swoja krwią, Kurt przypomniał sobie coś o przeklętej krwi Nosferatu i założył, że można tę klątwę przekazać również ludziom. Będzie musiał zapamiętać, żeby dopytać Wasyla o cały ten teatrzyk, który dla niego urządzono. Obecnie nie przejmował się tym i, mimo początkowego zdziwienia, nie zdradzał żadnych emocji.

Z nerwowym uśmiechem uścisnął rękę kainity, na szczęście, nie była lepka, czego chłopak się obawiał.
Z dalszego przebiegu rozmowy nic nie zrozumiał, utrwalił się jednak w przekonaniu, że Wasyl nie wybrał go przypadkowo. Nie chciał przy Constantinie pytać, co jest w nim takiego nadzwyczajnego, w końcu miał się nie odzywać niepytany, chociaż nie ukrywał zdezorientowania. Mężczyźni jednak nie zwracali większej uwagi na jego zachowanie, rozmowa pochłonęła ich, widocznie mięli jakieś wspólne poważne plany, w których jedną z ważniejszych ról miał zagrać on, nowicjusz. Ci obaj wyglądali na takich, co potrafią knuć niesamowicie zawiłe intrygi, i mimo całej sympatii co Wasyla, której było zdumiewająco dużo, musiał uważać na niego i jego posunięcia.

Rebeca. Kurt pamiętał to imię, tej kobiety bali się nawet jego dwaj porywacze. Czyli hierarchię czwórki wapirów miał ustaloną, ciekawe tylko, czy to wszyscy. Ale... Skoro spiskuje ona przeciwko jego stwórcy, może chcieć pozbyć się również jego samego, na pewno wie, że jest on dość ważną częścią planu starego Tzimisce...

Zadanie, jakie mu powierzono było pozornie błahe, z perspektywy kainitów. Zdobyć pożywienie. Problem tkwił jednak w tym, że, po pierwsze, nigdy nie polował (w końcu pierwszy posiłek miał miejsce dość niedawno), a po drugie nie wiedział, ile krwi wypiją tak stare wampiry jak Constantin i Petrescu. Gospodarz mówił o dziewczynach dla siebie w liczbie mnogiej, ale dwie chyba wystarczą?
Numer jeden nie był zbyt problematyczny, mężczyzna szybko zdał sobie sprawę, że nie będzie to nic innego jak podrywanie dziewczyn, tyle że hurtowe... Tak... Kiedy ostatnio kogokolwiek podrywał? Dawno... Zdecydowanie zbyt dawno. Jednak obecnie miał do dyspozycji luksusową limuzynę i szofera, a to było już coś. Nawet duże coś.

Ho nie wydawał się być oburzony faktem, że musi wozić Kurta po mieście, chociaż an pewno nie traktował go jak Wasyla. Zanim ruszyli, chłopak wyjął z bagażnika torbę i zabrał ją do wewnątrz samochodu. Gdy spytał kierowcę, czy wie, gdzie w tym mieście są "kluby oblegane przez nieskomplikowaną młodzież", ten tylko kiwnął głową w nieokreślonym kierunku i ruszył przed siebie.
Chłopak w tym czasie wyjął z torby czarną koszulę i przyjrzał jej się w świetle lampki rozświetlającej wnętrze auta. Wygniecenia nie były zbyt widoczne, a w jakimkolwiek klubie przestaną mieć znaczenie, w migotliwym świetle stroboskopów, kolorowych lamp i dymu papierosowego. Założył ją, jednak woreczek wiszący na szyi za bardzo się odznaczał, a że była to dosyć osobliwa ozdoba, postanowił schować ją w jednej z kieszeni spodni. Były puste i pojemne, zmieścił więc worek bez problemu. Nisko na nos założył okulary przeciwsłoneczne, tak, żeby móc patrzeć znad nich i nie uderzyć w pierwszy słup jaki stanie mu na drodze.

Podróż nie trwała długo, może pięć minut, Ho uchylił szybkę oddzielająca go od pasażerów i powiedział krótko:
- Tu jest przyzwoicie, no i dziś darmowe wejście, będzie więc w czym wybierać.
- Dzięki. Poczekaj tu na mnie- Kurtowi odpowiedziało milczenie, lecz, jako iż już od prawieków oznaczało ono zgodę, uznał, że Azjata nigdzie nie odjedzie.

Dwóch bramkarzy spojrzało na niego z góry (dosłownie) i zrobili miny w stylu "jak choćby krzywo spojrzysz, wypadasz na zbity pysk", nie robili jednak żadnych problemów z wejściem.
Już przed budynkiem kainita słyszał ciężkie dudnienie, a stopy rejestrowały delikatne drżenie, jednak nie spodziewał się aż takiego hałasu wewnątrz. Gdy tylko wszedł do głównej sali, siłą dźwięków chwilowo go oszołomiła. Odruchowo cofnął się o parę kroków i zatkał uszy rękoma. Po chwili odzyskał w pełni świadomość, nadal dziwiła go reakcja na głośną muzykę. Fakt, że nie przepadał za dyskotekami nie tłumaczył w żadnym razie tego, że mało brakowało, a przewróciłby się. Po minucie zdecydował się ponownie wkroczyć do centrum klubu, gdzie natężenie dźwięków było największe. Nadal mrużył oczy od zbyt dużej ilości decybeli, jednak teraz doszły inne zjawiska. Czuł pot unoszący się wokół parkietu zajmującego lwią część lokalu, czuł dym papierosowy z ustawionych wokół loży, znajdujących się dwa, trzy metry wyżej. Wszedł na górę,żeby mieć lepszy widok na całą salę.

Kolorowe, drażniące oczy światła były wszędzie, mimo iż skupiały się na tańczących, to nawet przy stolikach zamontowano jakiś rodzaj oświetlenia, tworzący dziwne łuny nad klientami. Niektóre miały dwa, trzy kolory, które łagodnie falowały, inne były znacznie mniej statyczne, kolory były żywsze, wirowały, a czasem nawet mieszały się ze sobą. Widok był na prawdę godny podziwu, dodatkowo dobrze zamaskowane, chłopak bowiem nie zauważył żadnych urządzeń, które mogłyby tym sterować. Wyglądało to jak wyświetlany hologram, i pewnie działało to na podobnej zasadzie.
Nad roztańczonymi ludźmi również zauważył podobny efekt, tyle że kolor był jednostajny, gdzieniegdzie tylko przeplatany wąskimi nitkami innych barw.

Kurt przygotował już sobie strategię, i, o dziwo, wcale go to nie przerażało. Planował, jak zaciągnąć kilka młodych dziewczyn na śmierć, i nie miał żadnych wyrzutów ani wątpliwości. Może dlatego, że wiedział, że nie ma innego wyjścia? Może uznał, że musi się przystosować do życia wampira i wszelkich tego konsekwencji, nawet tych moralnie krzywdzących? A może po prostu przestawał dbać o innych?

Tak czy siak, opracował taktykę, a raczej kilka zasad, które miały mu pomóc zdobyć pożywienie. Szukał młodych, rozrywkowych dziewczyn, żadnych samców, żadnych porządnych kobiet, które mogłyby uświadomić koleżankom podejmowane ryzyko. Im głupsze, tym lepiej, w końcu miały iść na śmierć... Nie zamierzał łowić ich jedna po drugiej, w grupie są pewniejsze siebie i wzajemnie nakręcają się do zabawy i przeżywania nowych przygód.
Niestety, większość grupek w klubie była mieszana, zobaczył tylko jedną trzyosobową grupkę samotnych kobiet... No właśnie, kobiet, przed trzydziestką, i średnio wyględnych, zrezygnował więc. Przechadzał się pomiędzy stolikami, podziwiając dziwne aury i jednocześnie czując, że coś tu jest nie tak. Inni ludzie zdawali się nimi w ogóle nie przejmować, a co więcej, nie zauważył żadnego rzutnika ani nic podobnego, co mogłoby tym sterować, nawet podchodząc bardzo blisko do stolików. Pod koniec obchodu uznał, że to coś trzyma się bardziej ludzi, niż stolików, gdy jedna z osób wstała by przedstawić grupie małą pantomimę, aura również ruszyła się i jakby nieco podniosła, jednak było ciężko to ocenić w warunkach jakie panowały w klubie. Zauważył też, że, mimo hałasu panującego w sali, potrafił wyłapywać szczątki rozmów prowadzonych jakieś kilka metrów od niego. Po chwili dopiero pomyślał, że pewnie należą do arsenału wampirzych zdolności, zarówno wyostrzone zmysły, jak i te dziwne aury, chociaż nie miał pojęcia, co mogły oznaczać.

Wyszedł z klubu sam, nieco zrezygnowany. Gdyby miał na głowie tylko siebie i swój... żołądek, nie byłoby problemu, lecz teraz musiał zachęcić do wspólnej wycieczki kilka dziewczyn, a to było znacznie trudniejsze, chociaż na pewno sam Wasyl nie miałby z tym problemu.
Wsiadł do limuzyny, Ho uchylił dzielącą ich czarną szybę, nie odwrócił się jednak, czekał na polecenie. Przez chwilę Kurt zastanawiał się, czy to ma sens. Póki co, nie wyglądało to obiecująco. Do głowy przyszedł mu jednak pewien pomysł, i zamierzał go wypróbować. Kazał Azjacie jechać do najbardziej zatłoczonego i obleganego klubu w mieście, do którego ludzie stają w kolejkach. Gdy tylko skończył zdanie, szybka zasunęła się, silnik zapalił, lecz odjechali dopiero po jakichś dwóch minutach. Możliwe, że Ho musiał najpierw zdobyć informacje o lokacji klubu spełniającego kryteria.

Tym razem podróż była nieco dłuższa, udali się do innej części miasta. Już z daleka było jednak widać kolejkę osób stojącą przed wejściem, ponad 40 osób. Zanim wysiadł zaczął już wpatrywać się ze skupieniem w grupę ludzi. Nie wiedział, co może mu to przynieść, i właściwie czego się spodziewa, jednak czuł, że może mu to pomóc.
Zatrzymali się przy chodniku, tam gdzie zaczynała się kolejka. Ho najwidoczniej myślał, że MacArthur będzie próbował wprosić się do klubu bez rezerwacji, zaparkował więc tak, żeby bramkarze dokładnie widzieli, z jakiego pojazdu wysiada młodzieniec. Domysł Kurta potwierdził się, gdy tylko poczuł delikatne trzaśnięcie drzwi od strony kierowcy. Zaczekał więc na szofera, który, jak przewidywał, otworzył mu drzwi.

Całe przedstawienie wyglądało bardzo przekonująco, będzie musiał podziękować Azjacie za ten gest. Kiedyś.
Skutek całej akcji był taki, jak trzeba, wszyscy obecni skupili na nim wzrok, choćby na moment, kiedy wysiadał z auta. Nie wiedział, czy to pomogła chwila skupienia w limuzynie, czy może o przez stres, ale ponownie zauważył aurę nad stojącą kolejką, chociaż słabszą niż w klubie. Dominowały odcienie brązu i ciemnej, trawiastej zieleni, głównie nad zerkającymi w jego stronę mężczyznami, u kobiet zaś fioletowy lub jasnozielony. W jednym zaś miejscu, bliżej końca niż środka kolejki, górowała jednak jasna czerwień, falująca delikatnie, niczym powietrze w upalne dni. Nie wiedział, dlaczego tam kolory są inne, jednak uznał to za znak i udał się do grupki pięciu dziewczyn, chichoczących i opowiadających sobie jakieś "przezabawne ploty".


Dziewczyny nie wyglądały na pijane, jednak, w odczuciu chłopaka, tak się zachowywały. Co jakiś czas ktoś w kolejce odwracał się do nich i kiwał głową z wyraźnym poddenerwowaniem, gdy kolejny raz ich pisk zagłuszył przejeżdżające samochody. Kurt nie miał większych problemów, żeby przekonać je do odwiedzenia jego piętra w apartamentowcu, tekst o prywatnej imprezie i braku wyśmienitego towarzystwa był banalny, ale podziałał. Jeśli się czemuś dziwiły, to nie dlatego,że było to podejrzane, tylko dlatego, że było "zajefajne". Po trzecim z rzędu pytaniu dotyczącym wnętrza limuzyny, mężczyzna musiał spasować zmęczony durnymi pytaniami, proponując, że same zobaczą co chcą podczas jazdy. Cała rozmowa trwała może pięć minut, chociaż większość to śmiechy i komentarze kobiet. Gdy zbliżyli się do samochodu, Ho wyszedł i ponownie usłużnie otworzył drzwi przed pasażerami. Mina z jaką spojrzał na Kurta nie była standardową dla jego twarzy, jednak chłopak nie potrafił powiedzieć, jakie emocje przedstawia.
Gdy ruda zapytała, "skąd wziął takiego przystojnego kelnera", pomodlił się w duchu o cierpliwość i szybkie dotarcie na miejsce.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 17-10-2010 o 22:06.
Baczy jest offline