Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2010, 10:38   #107
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Zamieszanie trwało nadal. Londyn wypełniły szybkie akcje odwetowe przeprowadzone przez łowców z Ministerstwa Regulacji. Grupy Szybkiego Reagowania prowadziły zakrojone na szeroką skalę aresztowania podejrzanych i sympatyków Frontu Ponownie Narodzonych. Ulice Londyny wypełniły odgłosy strzałów, nieliczne eksplozje oraz zdominowały ryki syren policji i służb ratowniczych. Zwykli ludzie zostali sprowadzeni jedynie do roli biernych obserwatorów tych przerażających zmagań.

Nie wszyscy Łowcy mogli jednak wziąć udział – tak, jak zapewne by chcieli – w tych akcjach. Nie mogli wpaść z automatyczną bronią wypełnioną srebrnymi pociskami i miotaczami ognia do gniazd zasiedlonych przez zamieszane w sprawę wampiry. Nie mogli wziąć udziału w dynamicznym pościgu po dachach kamieniczek za zbiegłym wilkołakiem. Jeszcze nie.

Musieli powrócić do prowadzonych śledztw . Do żmudnego przeglądania zakurzonych książek w starej bibliotece lub przesłuchiwanie świadków zbrodni. Byli źli lecz swoją złość musieli ukierunkować na inne sprawy.

Nie wiedzieli jednak, że w ostatecznym rozrachunku to na barkach tej małej grupy spoczną losy tysięcy potencjalnych ofiar. Jeśli nawet nie milionów, które wszak – jak niedawno zauważyła jedna z tych osób – zamieszkują Londyn.



Nie tylko oni byli niezadowoleni. Pewna istota stała przy oknie swojego schronienia i wpatrywała się czerwonymi oczami w dym pożarów. To, co zrobili terroryści z Frontu Ponownie Narodzonych było nieprzemyślane, nierozważne i niepotrzebne. Wprowadzało zbyt wiele chaosu.
- Zajmij się tym – rzucił czerwonooki do kogoś stojącego za jego plecami.
- Tak, mistrzu – wyszeptał ów ktoś niewyraźnie.

A kiedy czerwonooki odwrócił się, po szepczącym nie było już śladu.



GRUPA „RYTUAŁ”



Mike Hartman

Ucieczka przez krzaki z gołym tyłkiem nie była najprzyjemniejszym pomysłem, jednak nie chciałeś zmieniać się w psa. Za mało jeszcze panowałeś nad nowym „nosicielem”. W końcu jednak dotarłeś do domu.

Pies, którego ciało opętałeś wcześniej, nadal leżał w salonie z rozwaloną czaszką. Po napastnikach nie pozostał nawet ślad. Poza ulotnym zapachem zgnilizny, który mógłbyś tropić, lecz zapewne i tak za chwilę zgubiłbyś go w innych odorach miasta.

Miałeś inne problemy. Szybko skorzystałeś z łazienki doprowadzając się do względnego porządku i jednocześnie napychając sobie usta jedzeniem.

Ubrany wsłuchiwałeś się w odgłosy miasta. Niepokojące odgłosy toczonych zmagań i karetek.

Pchany dziwną siłą ruszyłeś w stronę szpitala. Za zapachem, który dobrze znałeś. Oznaczyłeś ją swoją śliną. Polizałeś po pliczku. To oznacza, że teraz, gdziekolwiek nie pójdzie i ile kąpieli nie weźmie zawsze będziesz potrafił ją wytropić. Helen Butler.

Twoja dawna pani. Dobra dla ciebie. Dająca jedzenie i drapiąca za uchem. Ten kontakt fizyczny rozpalał inne potrzeby. Pochodzące od innej osoby. Od mężczyzny w ciele zwierzęcia, lub może od zwierzęcia w ciele mężczyzny.

W biegu zjadłeś ostatni batonik, czując jak słodki karmel rozpływa ci się w ustach. Szpital był niedaleko. Dla biegnącego loup – garou wszystko w promieniu dziesięciu mil wydaje się być niedaleko.

W szpitalu ledwie opanowałeś swoją przemianę. Zapach krwi i śmierci drażnił twoje zmysły. Napływał zewsząd powodując, że z trudem panowałeś nad zmianą kształtu.

Helen siedziała na ławce w poczekalni. Przywitałeś się i potem pojawił się kolejny Łowca, który na twój widok sięgnął dłonią po broń. Helen powstrzymała go wyjaśniając całą sytuację.

Potem odjechała z nim a ty zostałeś sam.

Lecz wtedy poczułeś inny znajomy zapach. Pośród krwi, bólu i strachu oraz wyrywających się z ciał dusz. Znajomy zapach.

CG Lawrence. Grupa „Rytuał”. Przypomniałeś sobie, że masz inne obowiązki. Przełamując chęć pobiegnięcia za Helen ruszyłeś korytarzem kierując się ulotną wonią ciała CG.




Dolores Ruiz i Garry Trisket

Normalnie krzyki palonego żywcem człowieka, bo tak wszak wyglądał Udo, mogłyby nawet zrobić na was wrażenie. Ale wtedy przypominaliście sobie pokrwawioną CG leżącą w zrujnowanym pokoju i wszelkie odruchy empatii gasły w was, niczym płomyk zapałki na wietrze.

Komorę – betonową piwnicę z wymalowanymi na ścianach zaklęciami ochronnymi i zamykającymi – wypełniły wrzaski Udo i swąd palonego mięsa.

Trzeba skurwielowi przyznać, że trzymał się naprawdę długo. Pękł dopiero przy twarzy.

I zaczął mówić.

A to co mówił było mocno niepokojące.

Sugerował, że Hammer i Kristof wcale nie zginęli. Że to baron, z którym rozmawialiście był odpowiedzialny za nasłanie demona. Że tak naprawdę jest on czymś więcej, niż wampirem. Że jest strzygoniem. Strzygoniem, który ma nad sobą jakiegoś stokroć gorszego pana. Mythosa.. Że razem z nim i innymi nieznanymi Udo ludźmi brali udział w rytualnym zabójstwie na cmentarzu. Mythos nosił maskę, ale Udo wie, że skurwiel ma białe włosy i czerwone oczy. Zdaniem Udo ten Mythos to jakiś naprawdę trefny gość i kurewsko potężny. Błagał, byście go więcej nie torturowali i że on, Udo, poda wam wszystkie ważne adresy – wskaże kryjówkę Kristofa i Hammera. Podpisze wszystkie zeznania za cenę ułaskawienia.

Z twardziela i mrocznego drapieżnika w dymie palonej skóry zmienił się w rozdygotaną galaretę. Tchórzliwą i żałosną.

Zajął wam jednak naprawdę sporo czasu i popsuł apetyty na cały dzień.



CG Lawrence

Położenie Egzorcysty w szpitalu, gdzie odsetek zgonów jest zatrważająco duży to mniej więcej tak, jakby położyć cierpiącego na ostre migreny człowieka w pokoju, gdzie ktoś obok prowadzi właśnie remont połączony z wyburzaniem.

Znieczulona morfiną nie czułaś bólu, lecz za to słyszałaś wszystko „ z drugiej strony” tak wyraźnie, jakbyś miała na uszach słuchawki od i-poda.

Każdy szept zabłąkanej duszy, każdy wrzask nie pogodzonej ze śmiercią ofiary gwałtownego zejścia z tego świata. Co gorsza, miałaś wrażenie, że całe to gówno ciągnęło do ciebie, kiedy tylko Ruiz opuściła pokój, niczym muchy do padliny.

W twoim pokoju panowało wręcz arktyczne zimno, a kilka Bezcielesnych stało w rogach pokoju, zauważalne jedynie kątem oka, nieśmiało zastanawiając się co dalej robić. Na szczęście większość z Bezcielesnych było bezradnych, zagubionych i słabych. Nie stanowiły najmniejszego zagrożenia.

Poza jedną osobą.

Kilkunastoletnią dziewczyną w poszarpanym i pokrwawionym dresie. Połowa twarzy nastolatki była jedną wielką, poczerniałą skorupą krwi. Spomiędzy zmasakrowanych warg widziałaś białe, równiutkie zęby, z których mogła być bardzo dumna za życia. Reszta ciała również była zmasakrowana. Dres wisiał na niej w strzępach odsłaniając wiele ran zadanych jakimś zapewne ostrym narzędziem. Pokrwawione spodnie w okolicach pachwiny dawały niepokojący obraz tego, co mogło ja spotkać przed śmiercią.

Duch kipiał nienawiścią. Gniew buzował w niej, niczym para w czajniku. Szukał ujścia i – z niejasnych powodów – ty mogłaś stać się obiektem tego ataku.

Inne dusze gromadzące się w pobliżu patrzyły obojętnie, lecz ta jedna- to nieszczęśliwe dziewczę – musiało umrzeć niedawno i nadal nie potrafiło poradzić sobie ze swoimi uczuciami.

Wtedy, gdy sytuacja stawała się mocno napięta, do sali wkroczyli lekarze wioząc jakąś śpiącą osobę. Dziewczynę o pięknych, miedzianych włosach i zgrabnym ciele odznaczającym się pod cienką, szpitalną kołdrą. Młoda kobieta. Troszkę powyżej dwudziestki.

Okrwawiony duch dziewczyny uśmiechnął się drapieżnie i jak tylko lekarze opuścili wasz pokój skoczył. Jego cel był niezwykle prosty.

Zamordowana nastolatka chciał ukraść ciało tej miedzianowłosej.

W tym samym momencie drzwi do waszego pokoju ponownie się rozwarły, lecz zamiast lekarzy ujrzałaś Hartmana – waszego drużynowego Zmiennokształtnego.






GRUPA „RZEŹNIA’


Emma Harcourt

„Tchórzofretka” wyglądała jak przeciętna dziewczyna, która wyszła z wieku nastolatki i dopiero co wkroczyła w dorosłość. Cechy zwierzęcia, które opętał duch człowieka, widać było w nieco zbyt wydłużonej twarzy i przerośniętych siekaczach i trzonowcach.

Na dostarczony poczęstunek rzuciła się łapczywie, pochłaniając go w zatrważającym tempie. Potem dość głośno beknęła zasłaniając jednocześnie usta i rumieniąc się ze wstydu.

- Przepraszam – wydukała, jak już złapała oddech. – Miałam straszną ochotę na bułeczki. Jakbyś czytała mi w myślach.

Potem wzdrygnęła się i wyraźnie posmutniała:

- Co z moją mamą? – zapytała z nie udawaną troską w głosie.

- W porządku – odpowiedziałaś, bo poza lekkim wstrząsem mózgu i ranie na dłoni matce dziewczyny nic nie było.

- Wystraszyłam się i ... i .. i ... potem nie byłam już sobą.

Dałaś jej się wygadać. O tym, jak bardzo się bała. Jak chciała wrócić do rodziny, do mamy i taty. Jak chciała znów ich ujrzeć. Jak nie wie co tak naprawdę się wydarzyło, kiedy leżała na podłodze w swoim pokoju u rodziców. A potem był strach i panika. I gryzła ... do krwi.

- Jak zginęłaś? – zadałaś potem te najważniejsze pytanie.

Pytanie, które przyciągnęło cię na spotkanie z tym ... czymś w ciele zasmarkanej dziewczyny. Nie mogłaś ufać temu czemuś, chociaż mogłaś ufać samej Emily.

- Więc ... – dziewczyna spojrzała ci w oczy z poważną miną i jakby wyczytała w nich to, jak bardzo ci zależy.

- Wiec ... – powtórzyła pewniej. – Pamiętam imprezę w pubie. Piłyśmy i oglądałyśmy tych zajebistych facetów przy rurach. Nieźle się bawiłyśmy. I wtedy Patti rzuciła propozycję, byśmy zmieniły lokal. Mówiła, że jest lepszy. Że ludzie i inne robią .. no wiesz co .. na oczach publiczności. Byłam nieźle zachlana, bo inaczej pewnie bym się na to nie zgodziła. Lecz Patti tak zachwalała „Sztolnię Demona”, że dałam się namówić. Zresztą byłam już tak pijana, że niewiele mi było trzeba.

Wzdrygnęła się.

- Sztolnia nie przypadła nam jednak do gustu. Było tam naprawdę paskudnie. Więc Patti wyprowadziła nas stamtąd i ruszyłyśmy na powrót do tego lokalu, gdzieśmy balowały wcześniej .... Potem.... potem....

- Przypomnij sobie, proszę – siedziałaś jak na szpilkach licząc, że dziewczyna powie coś konkretnego.

- Nie pamiętam niczego – powiedziała spoglądając ci prosto w oczy. – Nie pamiętam niczego.

- Przypomnij sobie, Emily. Twoje koleżanki nie żyją. Ty też zostałaś zamordowana. To ważne.

- Cała dziewiątka. Wszystkie? – wychrypiała szeroko otwierajac oczy.

Wiedziałaś, że zaraz zacznie płakać.




Xaraf Firebridge i William Southgate

Xaraf – Yvonne odeszła bez słowa posyłając ci jedynie jedno spojrzenie. Chyba bardziej rozbawione, niż zaintrygowane. Ale kto wie? Potem odprawa u Kopacz zepchnęła marzenia o jej zgrabnej figurze nieco dalej. Skoro na widoku pojawiła się rudowłosa i zielonooka sztuka w obcisłym, skórzanym uniformie, trudno było skoncentrować uwagę na czymś innym.

* * *

Archiwum.

Aby się tam dostać pięć razy musieliście wylegitymować się uzbrojonym strażnikom, skorzystać z kilku check – pointów, jak byście wchodzili do pieprzonego Fort Knox.

A potem stanieliście przed wielkimi drzwiami z drewna z napisem „ARCHIWUM BIBLIOTECZNE” nad wejściem.

Wprost zajebiście. Kiedy wy marzycie tylko o tym, by skopać kilka zdechłych tyłków na Rewirze Emma każe wam szperać w tonach śmiecia, wśród zakurzonych półek uginających się pod ciężarem książek oraz oprawionych przez introligatorów tomiszczy z zebranymi gazetami i innymi pierdołami.

Człowiek może przesiedzieć tutaj całe życie, zdechnąć i powrócić tutaj jako Bezcielesny a i tak nie zdoła przeczytać tego wszystkiego, co Ministerstwo zgromadziło w swojej bibliotece.

Jedną ze ścian zastawia wielka, wielopiętrowa konstrukcja – szafa skatalogowanych fiszek. Niestety, samo korzystanie z niej jest równie skomplikowane, co wyszukanie właściwego tytułu.

Na szczęście nie musicie sami wyszukiwać interesujących was informacji.

Jak spod ziemi pojawił się mocno juz posunięty w wieku mężczyzna w znoszonym garniturze i spojrzał na was przez grube szkła okularów w wielkiej oprawce.



- Witam panowie – powiedział suchym, starczym głosem. – Jestem Victor Danford. Główny archiwista wydziału. Panowie są nowi. Poproszę panów o legitymacje służbowe i numery odznak. Każde wejście do archiwum jest skrzętnie odnotowywane. Uprzedzam też panów, że w pomieszczeniach nie wolno palić, spożywać posiłków poza wyznaczonymi do tego miejscami i należy zachowywać ciszę ułatwiającą skupienie innym użytkowników zawartej tutaj wiedzy. Czy to jest jasne?

Poczekał, aż potwierdzicie fakt zrozumienia jego słów.

- Zatem pokaże panom, na czym polega system katalogowy, najnowocześniejszy w całej Anglii, a kto wie, czy nie na świecie, od kiedy padły elektroniczne bazy danych. Stworzony na podstawie uniwersalnego katalogowania dziesiętnego zawiera blisko dwieście tysięcy haseł numerycznych, skatalogowanych w sposób nadzwyczaj precyzyjny, skrupulatny ....

I tak dalej przez blisko pięć minut. Suchy, usypiający wykład, z którego absolutnie nic nie zrozumieliście.

- Więc – zakasłał staruszek – Czy wszystko jasne? Czy mogę w czymś panom pomóc?



GRUPA „TROJACZKI”



Helen Butler

Szpital jest miejscem, w którym czułabyś się najlepiej, jednak nie miałaś specjalnego wyboru. Ze świeżym, pachnącym ziołami opatrunkiem na ramieniu wysiadywałaś niewygodną ławeczkę z niebieskiego plastyku czekając na pracownika GSR-u, który ma cię odeskortować do Ministerstwa Regulacji.
Minuty mijają leniwie odmierzane przez zegar wiszący na ścianie poczekalni, a ty siedziałaś wpatrując się w chaotyczną bieganinę pielęgniarek, rannych i lekarzy. Twój zmysł śmierci wył jak szalony. Stare i nowe śmierci naznaczały takie miejsca jak szpitale przytłaczającą egzorcystów intensywnością doznań. Emanacje Bezcielesnych docierają do ciebie zimnymi powiewami, echami krzyków rozbrzmiewających zarówno w świecie realnym jak i przebijającym się ze świata umarłych.

W końcu przybył funkcjonariusz GSRu – postawny i groźny przez cały bojowy osprzęt jaki miał na sobie.

Chwilę potem jednak pojawił się także Mike – loup – garou, który ocalił cię w domu przed atakiem zombie. Już ubrany i odświeżony wyglądał mniej ... wyglądał inaczej. Było w nim jednak coś znajomego, coś, co powodowało, że wzbudzał u ciebie ufność. Może dlatego, kiedy w szpitalu pojawił się również „Ka Mate” i sięgnął po broń wyczuwając Zmiennokształtnego stanęłaś w jego obronie.

Potem, razem z Timem wróciliście do MR-u w samą porę, by załapać się na odprawę Kopacz.



Timothy „Ka Mate” Mac Douglas


Okazało się, że nadzwyczajna sytuacja w mieście spowodowała ogromny chaos kadrowy i organizacyjny. Szedłeś korytarzami niezwykle hałaśliwego Ministerstwa Regulacji wysłuchując fragmentów rozmów. Pracownicy – zarówno urzędnicy, jak i Łowcy – wspominali coś o ustawie utajnienia. Do tej pory Łowców traktowano jako urzędników lub policjantów drogówki. Nikt nie starał się ukryć ich danych personalnych przed opinią publiczną! Kompletna głupota.

Minister Regulacji i zarazem najstarszy i najbardziej szanowany łowca, Sir Ethan Umbridge od dawna próbuje sforsować ustawę, która ma zaszeregować Łowców jako „tajniaków operacyjnych” a nie zwykłych „policjantów” z całą procedurą ochrony personaliów. Teraz zdechlaki włożyły mu poważny argument przetargowy do rozmów z Radą Kraju.



Timothy „Ka Mate” Mac Douglas i Helen Butler

Wraz z Helen mieliście troszkę „związane ręce” w śledztwie. Pozostała do wykonania jedna sprawa, którą oczywiście mundurowi zaniechali. Odwiedziny na wsi. W domach Bane i wiedźmy postrzelonej przez Audrey. Oba adresy zdobyłeś będąc w „Kotle Moiry”

Pojechaliście we dwójkę twoim samochodem.

Na ulicach panował chaos i zatrzymywano was aż dwa razy do kontroli. Najwyraźniej Ministerstwo Regulacji i każde inne zajęte sprawą zamachów postawiło sobie za punkt honoru nie pozwolić uciec sprawcą z miasta. Godne podziwu, lecz rychło w czas. Gdyby byli dobrzy, jak teraz, nie dopuściliby do tych ataków. Chyba że ...

Odrzuciłeś tą myśl, mimo że coraz bardziej cię niepokoiła. Chyba że samo Ministerstwo w jakiś sposób pozwoliło na te działania....

Pod „Kocioł Moiry” dojechaliście znacznie szybciej niż wczoraj. Znałeś drogę a poza tym było jasno.

Minąłeś pub dla wiedźm i pojechałeś najpierw do domu zatrzymanej wiedźmy, bowiem dom Bane był jeszcze dalej, prawie na odludziu. Samotny budynek postawiony na wzniesieniu pośród zielonych łąk.

Dom wiedźmy okazał się być zwykłym, niewyróżniającym się niczym szczególnym domostwem.



Małe podwórko – nieco zapuszczone. Nad wejściem wieniec z ziół mających okultystyczne znaczenie. Okna zasłonięte roletami. Na drzwiach wyrysowane farba kolejne znaki ochronne. Podobne na szybach, progu, zewnętrznych parapetach i na furtce. Widać było, że mieszkająca w środku osoba nie bardzo życzy sobie wizyty obcych, szczególnie takich, którzy już raz opuścili ten świat.

Helen - stojąc przed wejściem do domu twój zmysł śmierci wyczuwa obecność Martwych w środku. Najprawdopodobniej jakiś Bezcielesny. To dość logiczne, że Wiedźma łamiąca prawo i zaklinająca zjawy tak, by atakowały ludzi, mogła załatwić sobie podobnego „ochroniarza” w swoim własnym domostwie.

Timothy – tu również czujesz, jak włoski jeżą ci się na karku. W domu coś jest. Coś, co może stanowić zagrożenie. I co najgorsze to coś znów pewnie nie będzie miało ciała, w które dasz radę władować parę gram srebra i ołowiu – jak należy. Cholerne Wiedźmy i ich duchy.





Audrey Masters

Obudził cię gwar głosów i jakieś jęki.

Ktoś obok ciebie przeraźliwie i boleśnie pojękiwał i wrzeszczał na przemian.
Czułaś ból pleców. Piekący, paraliżujący, promieniujący ból poparzeń.
W pokoju o odrapanych ścianach pojawiło się kilka osób w fartuchach personelu medycznego. Doskoczyły do jęczącego człowieka obok i w ekspresowym tempie wrzeszcząc coś o „kodzie czerwonym” wywieźli rannego z pokoju.

- Niezły pieprznik no nie – głos dochodzący zza twojej głowy powoduje, że gwałtownie ją odwracasz

Dopiero teraz czujesz zimno i charakterystyczne zawirowania eteru. Bezcielesny. Wygląda niemal, jakby zmorfował, lecz wiesz, że to „ciało” jest zwykła projekcją. Że gdybyś spróbowała go dotknąć, twój palec zanurzyłby się jedynie w lodowate powietrze.

- Sporo was tutaj dzisiaj, łowcy – w rękach ducha pojawia się widmowy papieros i zapalniczka, lecz zapach tytoniu jest prawdziwy.



Patrzysz na niego zdumiona.

- Wielu przekonuje się, co jest po drugiej stronie bariery. Jestem Finch O’Hara. I będę miał do ciebie prośbę, śliczna.

Milczysz, próbując zebrać myśli.

- Widzisz, słodziutka – duch zaciąga się papierosem. – Potrzebuję na chwilę jakiegoś ciała. I mam nadzieję, że taka Wiedźma jak ty, zgodzi się być przez chwilę moim płaszczem. Co ty na to? Muszę zrobić coś ważnego. I nie bój się, słodziutka, jestem łowcą, podobnie jak i ty. To jak? Zgadasz się?
 
Armiel jest offline