Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2010, 21:10   #50
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Podszept własnego urojenia doprowadził ją do tego miejsca. Gadające szkielety zasiały w jej głowie tę myśl niby ziarenko drzewa prawdy. „Idź do celi 77! Tam doświadczysz objawienia!”. Alleluja! Praise the Lord and Pass the Ammunition!

Ale objawienie nie nadeszło. Wypięło na Jill swoją bladą obojętną dupę. Zamiast świętych znaków i cudownych wizji znaleźli człowieczka za zbrojonym szkłem.
Farciarz – pomyślała. - Ocalony przez... szybę”.

Chłopcy wdali się w dyskusję podczas gdy Jill przycisnęła, po dziecięcemu, nos do szklanej tafli i podziwiała plamę pary, która pod wpływem jej oddechu to powiększała się, to znikała.
Początkowo nieznajomy nie był rozmowny. No cóż, odgrodzony od nich barierą nie do sforsowania mógł sobie pozwolić na fochy.
I wtedy padło to magiczne słowo. „Karty”. Jill od początku wiedziała, że wymięte kawałki papieru to klucze. Teraz okazało się, że to klucze otwierające usta.

- Mamy karty - odparła obojętnie Jill. - I co w związku z tym?
- No i teraz możemy porozmawiać. – również zbliżył się do szyby, zatrzymując się zaledwie parę centymetrów od Jill. Oparł swoje spocone czoło o powierzchnię klatki, wpatrując się bezustannie w oczy kobiety, która wyraźnie przyciągała jego uwagę.

Jill przyglądała mu się demonstracyjnie. Było w nim coś... Sama nie była pewna. Przypominał jej pana Briggsa.
Tak się składa, że kolekcjonuję karty i niewiele mi potrzeba żeby zebrać całą talię. – kontynuował. Kąciki jego ust drgały i najwyraźniej musiał bardzo się hamować żeby powstrzymać emocje. – Proponuję więc wymianę, karty za informację.

Gapili się na siebie dłuższą chwilę. Podzieleni grubym szkłem, połączeni wyczuwalnym napięciem.
- Po co ci cała talia? - Jill dotknęła szybę w miejscu, gdzie był do niej przyklejony policzek nieznajomego. - Jeśli zbierzesz komplet czy coś to zmieni?

- Nie uwierzycie, ale jeśli zbiorę wszystkie to doktorek pozwoli mi wziąć kolejny raz udział w tym cholernym eksperymencie. - zaśmiał się głośno, jakby przed chwilą opowiedział naprawdę dobry dowcip. - Popieprzony cel co nie?

- Nieszczególnie - wzruszyła ramionami Jill. Chuchnęła mocno i obłoczek pary spoczął na szybie na wysokości jego oczu. Wyrysowała na plamie oczka i uśmiechniętą buzię, ale ta wyparowała po sekundzie. - To nawet logiczne, że chcesz się wydostać z przeszklonego więzienia. Sami pisaliśmy się na ten eksperyment bo chcieliśmy się wydostać z własnego. W porządku - wyjęła z kieszeni pięć umazanych krwią kart i przybiła je dłonią do szyby. - Co wiesz o przedsięwzięciu doktora Lechnera?


- Tak od razu z grubej rury? Niech więc będzie. – puścił oczko do kobiety. – Doktorek od kilku dobrych lat prowadzi te badania, które musi finansować ktoś bardzo wpływowy. Może sam rząd? W każdym razie królików doświadczalnych mu nie brakuję. Ulepsza swoje zabawki, wprowadza różne zmiany i to wszystko po to żeby móc testować więźniów na swój sposób. Jedną rzecz musicie wiedzieć na samym początku. Nikomu nie udało się wyjść na wolność, ponieważ ten cholerny lek zwyczajnie nie działa jak należy. Ale to pewnie już sami odkryliście… - przyłożył dłoń do miejsca, w którym Jill trzymała karty, po czym zamknął oczy starając się zapanować nad oddechem. Tempo jego wypowiedzi zmalało, tak jakby każde wypowiedziane słowo sprawiało mu ból. – Patrzycie właśnie na jedynego człowieka, który to przeżył i pozostał przy zdrowych zmysłach. Przetrzymałem trzy długie dni, a zamiast wolności stałem się jednym z ulubieńców doktorka. A teraz poproszę jedną kartę. Jedno pytanie, jedna odpowiedź. Im pytanie będzie precyzyjniejsze tym bardziej szczegółowa będzie odpowiedź. Widzicie, już nieraz mnie próbowano oszukać.

Patrzyła bacznie na nieznajomego. Na jego ruchy, mimikę... Obserwowała z pewną pasją, z jaką ornitolog podpatruje rzadki gatunek ptaka. Panowie rozmawiali a ona patrzyła. W pewnym momencie wcisnęła po prostu jedną kartę przez szparę w szybie.
- Dlaczego jesteś wyjątkowy? Dlaczego jako jedyny przeżyłeś? Na czym polega twoja rola konsultanta?

- Dlaczego jestem wyjątkowy? – nieznajomy powtórzył pytanie. – Głównie dlatego, że nie działa na mnie lek, który wam zaaplikowano. Dostałem nawet potrójną dawkę, ale dalej nie miałem żadnych omamów. A co roli konsultanta to Lechner chciał mieć kogoś kto lepiej niż on zna się na ludzkiej psychice. Pomagałem mu w wymyślaniu wielu gierek do jakich zmuszał więźniów.

Jedna karta sprzedana. Zostały cztery. Dwie z nich wcisnęła Joshowi do kieszeni na piersi. Z pozostałymi dwoma uczyniła to samo względem Chrisa.
- Zrobicie z nimi co chcecie. Możecie go pytać, dać mu je gratis albo... spalcie. Wasza wola.


Chłopcy pytali. Czas mijał a Jill się gapiła. W zasadzie można by pomyśleć, że zasnęła na stojąco gdyby nie fakt, że jej oczy były otwarte.
- Dlaczego lek na ciebie nie działa? - wcięła się nagle w męską rozmowę. - I... jak w ogóle ma planowo działać? Sprowadza omamy? Widziałam dziś parkę gadających kościotrupów. Tyle, że do tego wystarczą dwie działki ekstasy. Co robi dokładnie medykament Lechnera?


- Planowo? Nie mam pojęcia i nie sądzę żeby sam doktorek to wiedział. – uśmiechnął się do kobiety, bez najmniejszych oporów odpowiadając na pytanie. – Z obserwacji wiem, że wywołuję złudzenia, tak hmm intensywne – to dobre określenie - że są w stanie wyrządzić krzywdę pacjentom. Początkowo w całym projekcie chodziło o coś ambitnego. Prawdopodobnie Lechner chciał rzeczywiście wynaleźć lek, który w jakiś sposób nawraca przestępców. Widzicie jego syn był seryjnym mordercą, co pewnie było powodem rozpoczęcia badań. Tak czy owak w tym momencie wszystko wymknęło mu się spod kontroli. Przynajmniej ja tak to widzę. A jeśli chodzi o moją skromną osobę to jestem na niego naturalnie uodporniony
.

- Ile kart ci zostało do pełnej talii? - zapytała jeszcze.
- Za kolejną kartę odpowiem na to pytanie – odparł dyplomatycznie.
- Po co tak oficjalnie? -
Jill wydęła usta w wyrazie rozczarowania. - Nie możemy po prostu podtrzymać przyjemnej konwersacji? Jak para normalnych ludzi? Podobasz mi się. Jesteś... intrygujący. Panie?...- w zasadzie nie wiedziała jak się do niego zwracać.
- Simon– więzień wyglądał na mile zaskoczonego pytaniem o imię. - miło mi cię poznać panno…?
- Jill. Po prostu Jill.

- Widzisz Jill gdybyśmy byli parą normalnych ludzi przebywającą w normalnym miejscu to nie widzę przeszkód żebyśmy mogli swobodnie rozmawiać ile tylko dusza zapragnie. Zważywszy, że również wydajesz mi się niezwykłą osobą. Niestety obawiam się, że nasza sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. – rozłożył ręce w geście bezradności. – Zależy mi na wolności tak samo jak wam i nie mogę tak łatwo ulegać zwodniczemu wpływowi pięknej kobiety. Powiem tylko, że niewiele mi potrzeba do uzyskania drugiej szansy.

Jill zaśmiała się na prawdę uroczo i w jej policzku znów pojawił się ten kokieteryjny dołeczek.
- Święte słowa Simonie. Nie jesteśmy... przeciętnymi ludźmi - "normalnymi" jakoś nie chciało jej przejść przez gardło. "Normalność"" to pojęcie niezwykle względne. I zdecydowanie przereklamowane. - I będąc szczerą... - posłała mu kolejny tajemniczy uśmiech i dodała szeptem - to nie powinieneś mi ufać...
Przyłożyła usta do szyby i złożyła na nich delikatny pocałunek.
- Chłopcy, zmieniłam zdanie. Dajcie panu Simonowi jego karty. Oczywiście możecie najpierw wypytać go o co chcecie.
- O to możesz być spokojna, uważam, że zaufanie jest przereklamowane, szczególnie w tym miejscu. - przez dłuższy moment z uśmieszkiem wpatrywał się w niewyraźny ślad ust, który został na szybie po pocałunku.

Josh i Chris wypytali o co mieli wypytać.
- Czyli piwnica, Maczeta i tajny pokoik Lechnera? - zapytała w końcu Jill.

W zasadzie było jej wszystko jedno gdzie udadzą się w następnej kolejności. Czuła się jak dziecko w lunaparku. Chciała obskoczyć wszystkie atrakcje i jedynie do wyjścia jej się nie spieszyło.
Na odchodnym odwróciła się jeszcze do mężczyzny za szybą.
- Do zobaczenia po drugiej stronie lustra, Alicjo...
Puściła mu oczko. Co się kryło za tym gestem? Jeden Bóg mógł to wiedzieć. Ale jego z pewnością nie było pośród ścian tego opuszczonego więzienia.
 
liliel jest offline