Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2010, 21:48   #65
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
- Proszę się mocno trzymać ...
- Hej, to moja kwestia! - z głośnym wybuchem śmiechu.
- ....Czasami emocje biorą górę gdy w sprawę zamieszane są takie wydarzenia. Zazwyczaj w takich chwilach zwykłem mówić “zacznijmy wszystko od początku”. Co panowie na to? Robercie? Panie Blum?
- Wybaczam i żegnam...
- Mam złe przeczucia ... coś się może stać ... zapnijcie Panowie pasy przed snem.
- Bernie! Rusz się no zobacz do kanciapy - pewnie znowu któreś pudło na spadochron się odczepiło ze ściany!
- Szkoda, że nie chce pan po prostu odpowiedzieć mi na pytania. Trudno, może pana towarzyszka będzie bardziej skłonna do rozmowy...
- Zaraz idę... Tylko podam jeszcze tu państwu wino.

- Do kabiny! - dramatyczny krzyk - Ten wariat chce się dostać do kabiny pilota!!!
- Trzeba go jakoś powiadomić! Szybko! - piszczał kobiecy głos.
- Macie przecież aparat! - ktoś potrząsał jednym ze stewardów - Sam widziałem! Na co czekacie...?!
- Zerwał linię...- wyszeptał steward, oswabadzając się z ucisku czyichś rąk, a potem krzyknął zdenerwowany - Ten szaleniec zerwał linię! Nie mamy łączności z kabiną!
- Zróbcie coś! - piskliwie rżała kobieta - Niech ktoś coś zrobi!!!
- Zerwał linę! Nie mamy łączności z...
- Zróbcie coś!
- Policja Xhystos, rekwiruję to! Vinceeeent!!
- Idęęęęę!!!!!
Szaleństwo.

W gęstniejącym mroku, nieczuły na gwałtowne podmuchy wiatru patrzyłem z niedowierzaniem na tą trójkę szaleńców. Któż o zdrowych zmysłach poważyłby się na coś takiego?! Wspinać się po stalowej szynie, bez zabezpieczenia, w ciemnościach, będąc zawieszonym kilka tysięcy stóp nad ziemią... Szaleństwo. Albo bohaterstwo... Imponował mi. Na swój sposób każdy z nich. Ja za nic nie zdobyłbym się na taki krok.
Piski i pokrzykiwania przeszkadzały w podziwianiu śmiałków. Ktoś biegł, poszturchiwał.
- Niech ktoś coś zrobi!! - mimo wysiłków tych na konstrukcji darła się wciąż jakaś kobieta
- Gdzie do cholery jest Aldone?!
- Chyba...nie żyje...
- Cooo?!!!
Wspinający się Lautrec zniknął mi już z pola widzenia skryty krzywizną czaszy altiplanu. Dwaj pozostali pięli się cierpliwie w ślad za nim. Przez przeszkloną galerię gondoli zobaczyłem rzędy foteli. Twarze ludzi wykrzywione strachem. Czy też miałem taką twarz?
Sophie!! Unosiła się zdziwiona, przestraszona wrzaskiem i panującą wokół paniką. Ktoś mnie popchnął. To starczyło, by wytrącić móżg z szoku. Trzeba coś zrobić, ratować siebie... i innych. Nerwowe spojrzenia rzucane na prawo i lewo nie podsunęły rozwiązania.
Winda!
Źle! Gdyby nie Voight i Rastchell może udało by się zmiażdżyć Lautrec'a wprawiając ją w ruch. Choć zrzucić go z prowadnicy...
Ostrzec Sophie... Fotel... Pasy...
Przebiegając przez wejście do gondoli mignęła mi czerwienią niewielka metalowa skrzyneczka zawieszona na wysokości twarzy na ścianie. Napis na szybce brzmiał: "W razie niebezpieczeństwa zbić szybkę". Może zdołam zaalarmować pilota? Sam diabeł wie, co stanie się po jej zbiciu. Nie było czasu na dylematy...
Uderzenie odezwało się ostrym bólem w stłuczonym łokciu. Ból promieniował na całe ramię, a przeklęte szkło tkwiło wciąż w ramce nienaruszone.
Imitacja? Nie wierzę...
Determinacja i strach dodały mi sił. Wziąłem większy zamach.
 
Bogdan jest offline