Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2010, 22:55   #38
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
"Już nigdy... więcej... statkiem..."

Ryi nie miała w zwyczaju pływać po różnych akwenach i całkiem słusznie. Skoro wielokrotnie była świadkiem tonących rabusiów, to tym bardziej nie ufał gigantycznym, drewnianym okrętom odpływającym tak daleko od brzegu. No i proszę! Stało się. Ale Ryi sama się o to prosiła. Mama zawsze mówiła, żeby nie tykać rzeczy robionych przez ludzi, bo zwykle są słabe, zbyt słabe dla orków. Po raz kolejny trzeba było się przekonać na swojej skórze.

Kraken dał jej łupnia tak niewyobrażalnie mocnego, że poczuła się jak na treningu w tym bractwie. Jak im było? Nie pamiętała. Tylko, że była orczycą a do wojowniczką. Rozpaczanie nad siniakami zostawia się dzieciom. Dopóki może się ruszać, a kończyny nie są złamane - jest dobrze. Raz widziała olbrzymiego barbarzyńcę, któremu ktoś przetrącił szczękę i nie mógł mówić. Ale doskonale rąbał toporem, więc po co mu była szczęka? Myśleli oraz gadali za niego inni. Z drugiej strony Ryi wychodziła z założenia, że im mniej jej ciało jest pokiereszowane, tym inni osobnicy milej do niej podchodzą.

Dryfowali gdzieś. Chyba jakieś bóstwo miało orczycę pod opieką. Leżąc na plaży z Demotywatorem pod głową, czując szczypiące rany i wodę w butach, wymieniała sobie bóstwa jej szczepu.

"Był jeden, ten co zjednoczył nasz szczep, który zabił brata, bo ten przejął mu rewir. Ale jak on się... O! A ta jego córka, co łamała ludzi na pół i wysysała im szpik. Brrr, ludzki szpik... Kto tam był. Wielki ojciec, Gnugh... a może Nungh..."

To było wygodne tak leżeć na piasku i nic nie robić. Nie martwić się o nic. Niestety nastaje taki czas, żeby wstać, a potem uderzyć los prosto w podbródek. Rozejrzała się. Była większość jej dawnych kompanów, ale brakowało... brakowało na przykład tego starego orka. Poniekąd dobrze, bo tacy zwykle mają kosmate myśli, a Ryi wciąż miała fziu-bździu i inne przygody w głowie. Nie widziała nigdzie jej rzeczy. Bardzo szkoda szczególnie dziennika, który był właściwie jedynym kluczem do odnalezienia Witiana, a przy tym zawierał parę jej dobrych wierszy i koncept gotyckiego poematu. Ryi trafił szlag, ale że była stoikiem, wobec tego ucichła robiąc parę głębokich wdechów.

Zamieniła z Maginią parę słów. Niezwykle tajemnicza kobieta, a orczyca lubiła takie osoby. Jednak coś w jej spojrzeniu mówiło, że Ryi jej nie interesuje. Tak jakby spodziewała się kogoś innego. Trudno, trzeba będzie pokazać się od jak najlepszej strony.
Najpierw pozbędziemy się właściciela tego czegoś, co jest prawdopodobnie płetwą. Demotywator w dłoń! Koddo najpierw obrzuciła to coś kamieniami, a potem weszła w wodę. Podniosła buławę oburącz w górę. Jeśli ten stwór podpłynie, to spotka się z niemiłym doświadczeniem.

Chociaż miała cichą nadzieję, że ryba odpłynie, zostawiając ich samych.

A jeśli nie... Ryi znała parę dobrych przepisów kulinarnych, które chciałaby wykorzystać.
 
Terrapodian jest offline