Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2010, 23:22   #30
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Mark z apetytem pałaszował olbrzymie ilości jedzenia. Dosty przyglądał się wielkimi oczami jak mnich wrzucał w siebie olbrzymie pajdy chleba ze wszystkim co znajdowało się w zasięgu ręki, szczególnie soloną wieprzowinkę. Nie przejmował się on dziwnym wzrokiem towarzyszy. Jada dużo bo tak mu pasuje i dlatego, że ciało potrzebuje dużo energii ale duch jeszcze więcej. Nie robiło mu większej różnicy co ludzie o nim sądzili. Mnisi od zawsze budzili ogólne zdziwienie swoimi awangardowymi zachowaniami.
Jeszcze zanim był syty, do obozowiska wkroczył kolejny mężczyzna. Zauważyli go dopiero kiedy wysunął się z linii lasu, krocząc sprężystym krokiem z podniesioną głową. Ów jegomość budził podziw i roztaczał wokół aurę nie mniejszą niż Flamia. Widać było po nim, że był kolejnym potężnym wojownikiem w tej grupie. Zaczynało się robić niebezpieczniej, a przez to ciekawiej. Blizny i tatuaże na jego twarzy nic nie mówiły Markowi, ale elf zauważył, i zwrócił mnichowi uwagę, na zawistny wzrok, jakim obdarzył go Edwin. Najwyraźniej ta dwójka nie lubiła się za bardzo.
- Kto to? - Marcus trzepnął łokciem Dantibę.
- Zastępca Flamii. Nazywają go Pagas Wilk – szepnęła mu. - Jeżeli Flamia kogoś słucha, to jego niekiedy. Uważajcie na niego. Radzę dla bezpieczeństwa twoich własnych gaci.
- Interesujące – uznał drow.
Podobnie uważał Mark. Postarał się jednak nie okazywać większego zainteresowania zastępcą. Do tej pory sądził, że jest nim czarodziej. Skoro jednak okazał się nim ten mężczyzna to musiał mieć zdolności i wiedze wykraczającą poza tę Edwina. Mnich zatopił zęby w soczystym mięsie i słuchał kątem ucha. Zauważył, że Mizzrym ma taki sam zamiar.

Rozmowa zaskoczyła i jednocześnie go zaniepokoiła. Najwyraźniej ten cały Pagas miał możliwość spotkać się z Flamią po ich przybyciu albo porozumieli się w jakiś inny sposób. Drugą sprawą była zapowiedź potyczki. Nie spodziewał się tak szybkiej akcji. Nauki jego klasztoru wyraźnie mówiły kiedy może użyć swoich możliwości. Nie miał ochoty łamać ich albo naginać dla bandy najemników, których posądzał o stan zdrowia jego przyjaciela. Z drugiej strony nie mógł się teraz wycofać. Miał tylko podejrzenia, poza tym wątpił by dali im tak łatwo odejść. Straci kolejny dzień nie wiedząc co robi reszta. Może także wpadli na jakiś trop? Musi zdobyć jakieś informacje. Jakiekolwiek.
- Wygląda na to, że szykuje się akcja. Szybko przyszło no nie? – zapytał bezceremonialnie drowa, nie przerywając posiłku.
- Tak – odparł ten po chwili zastanowienia. – Kto mógłby się spodziewać.
- Przynajmniej gnaty się nam nie zastaną. Od tamtej potyczki z orkami nie mieliśmy porządnej walki, chociaż trudno było to nazwać wyzwaniem. Ile to było, tydzień, dwa tygodnie temu?
Mizzrym spojrzał się dziwnie na towarzysza, który nie zdradzał żadnych oznak niepokoju, czy innych rzeczy które pokazały, że kłamią teraz jak z nut.
- Ta, chyba coś koło tego. Warto będzie się wreszcie rozruszać.
Elf nie odzywał się dużo. Najwyraźniej jemu także coś chodziło po głowie. Coś z czym nie chciał się zbytnio dzielić. Mnich rozumiał go. W ciągu tych dwóch dni zrozumiał, że mają wiele podobnych cech. „Wielcy wojownicy rozumieją się bez słów. Nie potrzebują taktyk czy innych wskazówek. Jeżeli znają swój potencjał i potencjał ich towarzysza, to będzie to wystarczające by pokonać każdego przeciwnika”, powiedział jeden z jego nauczycieli. Teraz dopiero zrozumiał sens tych słów.
- Dantiba, wiesz może o co chodzi? – spytał kobiety. Miał nadzieje, że ufają im na tyle, żeby podzielić się chociaż tą szczyptą informacji. – Oczekujemy kogoś?
- Najemnicy. Tacy, jak my, tylko trochę więcej. Ale mając element zaskoczenia za sobą, dorwiemy ich. To podstawa strategii.
„To akurat wiedziałem” westchnął do siebie w myślach.

Kiedy Flamia i Pagas powrócili do drużyny, mieli już najwyraźniej omówiony plan działania. Ogólne przygotowania i wymarsz w nocy w celu zaskoczenia przeciwnika. Standard. Mark wrzucił obgryzioną kość do ogniska i wyprostował się, strzelając z krzyża. Podszedł do Flamii i zapytał, czując jednocześnie respekt ale nie bojąc się wydźwięku wypowiedziany słów:
- Skoro już zostaliśmy zatrudnieni, to przypuszczam że nie do tego by nosić worki z jedzeniem. Wy nas znacie, my o was nie wiemy nic. O waszych umiejętnościach przekonamy się w trakcie walki, o ile do niej dojdzie. Chciałbym jednak wiedzieć jakie jest nasze zadanie i kogo mamy się spodziewać. – zrobił na chwilę pauzę, żeby ocenić reakcję jego „szefowej”. – Nauki jakie wyniosłem z klasztoru są bardzo pomocne, ale żeby dobrze się przygotować muszę wiedzieć z kim będę walczył.
Flamia tylko skinęła:
- Maja prawdopodobnie magów, do niech trzeba się będzie dobrać najpierw.
„ Co jest, wszyscy ustalili sobie by mówić rzeczy oczywiste?”
- Rozumiem. To jednak nadal nie tłumaczy kim oni są i dlaczego są zagrożeniem dla naszego zadania
- Pytałeś, jakie są zadania oraz kogo należy się spodziewać. Co za różnica dla ciebie, jak się nazywają, skąd przybywają, dlaczego są zagrożeniem? Te informacje zbędne ci są do walki. – Wszyscy przyglądali się tej rozmowie z zainteresowaniem, Trash nawet z uśmieszkiem jakby tylko czekał kiedy jego szefowa rozpocznie coś ciekawego.
- Do tej walki tak, ale dla przyszłych zadań nie. Jestem po prostu zapobiegliwy – Mark założył ręce za plecy, sprawiając wrażenie bezbronnego.
- Porozmawiamy wobec tego kiedy indziej. Teraz odpoczywaj. Nie wiadomo, jak długi czas potem spędzisz podczas marszu oraz walki. Wolałabym nie stracić nikogo ze swoich, zaś najmniej już przez to, że nie chciał odpowiednio wypocząć przed bojem. – ucięła rozmowę Flamia i odwróciła się na pięcie.
Mnich stał jeszcze chwilę w tym samym miejscu i patrzył za odchodzącą pięknością. Za jej uwodzicielskimi ruchami bioder i ognistymi pasmami włosów luźno opadającymi na plecy. Otrzeźwił się dopiero kiedy drow położył mu rękę na ramieniu.
- Dużo nie wywalczyłeś.
- Może. Ale przynajmniej zwróciłem na siebie uwagę – odparł, nie odwracając wzroku. – Chodźmy się przygotować, dzisiaj będzie gorąco.
Mark nie rozumiał dlaczego, ale odkąd trafił do Silvermoon wiele godzin spędzał na niczym. Zawsze musiał czekać i nie miał nic do roboty. Myślał, że ta misja wyleczy go z nadmiaru wolnego czasu, ale tutaj też został zmuszony do nieróbstwa. Miał odpoczywać, niby po czym? Nie był zadowolony. Wszyscy dookoła rozkoszowali się przerwą to paląc fajki, grając w kości czy po prostu rozmawiając. On był tu nowy. Nie miał fajki, w kości nie mógł grać, a rozmawiać nie miał o czym. Nawet Mizzrym stał się jakiś tajemnicy i rzadko się odzywał. Siedzieli razem na uboczu. Drow oparty o konar drzewa patrzył w niebo, a mnich czyścił i ostrzył swoją broń. Sprawdzał czy miecz nadal dobrze leży mu w dłoni i wykonał kilka młynków by sprawdzić wyważenie. Kiedy wróci do miasta będzie musiał dać go do konserwacji bo długo nie wytrzyma surowych warunków. Shurikenów zostało mu już mało, ale nadal są niezwykle skuteczną bronią. Wykonane z hartowanej stali o doskonale wyrobionych kształtach. Pozostałości z jego klasztoru. Tylko oni potrafili zrobić je tak dokładniej. Ułożył je w małych kieszonkach przy pasku i sprawdził czy będzie je w stanie szybko wyszarpnąć. Jeżeli drow przypominał sobie, że znajduje się tu i teraz a nie błądził z głową w chmurach to rozmawiali o swoich poprzednich przygodach. Był to jeden z nielicznych tematów z jakimi nie musieli się kryć. Rozmowa na cokolwiek połączonego z ostatnimi wydarzeniami mogła by zwrócić uwagę wśród czułego słuchacza. Mark był pewien, że gdyby rozmawiali ze sobą półgębkiem to wyglądali by dziwnie i nie zyskali by tym przychylności nikogo, a tak przynajmniej mogli się pochwalić swoim kunsztem. Kiedy już przygotował i sprawdził wszystko trzy razy, położył się pod drzewem i także rozkoszował się pięknym dniem. Nic nie zapowiadało, że tej nocy może dojdzie do krwawej walki. Myślał wtedy o Malgrionie. Czy już się obudził? Jak się czuje? Pamięta co się stało? Ma jakieś ważne wiadomości? Mark martwił się o niego. Była to pierwsza osoba z którą związał się tak blisko od czasu opuszczenia klasztoru. Od czasu gdy jego siostra…
Usiadł nagle, z walącym jak oszalałe sercem. Straszne, dawno zapomniane myśli znowu go nawiedziły.
„ To już przeszłość” uspokajał się. Starł dłonią pot z twarzy i rozejrzał się po reszcie najemników. Wszyscy byli nadal pogrążeni w swoich zajęciach. Flamia dyskutowała zażarcie o czymś z Pagasem. Za pewnie o strategii albo jakimś planie. Jego wzrok spadł na Dantibie. Wczoraj wróciła do obozu późno, zaraz po ich przybyciu. Już miał podejrzenia, że być może to oni wkradli się do szpitala. Czas powrotu pasował mniej więcej do odległości jaką trzeba by pokonać by tutaj dotrzeć. Powinien był to sprawdzić od razu. Ruszył w stronę z której przybyła, tłumacząc się pójściem na stronę. Zagłębiając się w krzaki dokładnie je przeczesywał, szukając jakiś śladów. Dużo lepszy do tego byłby drow, ale postanowił na razie zrobić to samemu. Zresztą naprawdę potrzebował odcedzić kartofelki.

Godziny mijały niemiłosiernie i niestety powoli. Słońce już dawno minęło najwyższy punkt i zaczęło się teraz powoli chować. Korzystając z okazji, Mark medytował. Mizzrym poszedł, tak samo jak on kilka godzin temu, poszukać jakiś śladów. Mnich uspokoił swój oddech i wprowadził się w wyższy stan świadomości. Musiał wyrównać swoje siły życiowe, by wykorzystać je do maksimum. Nadal jednak nie wiedział, czy chce ich używać. Klasztor nauczył go zawsze walczyć zgodnie ze swoim sercem i w poczuciu praworządności. Teraz nie wiedział sam czy to co robi jest dobre. Jego nauczyciel wpajał mu do głowy, że nie ma jednego prawdziwego dobra. Dla każdego dobre jest co innego. Dla chłopa dobrym jest zbieranie codziennie plonów i nie narzekanie, natomiast dla takich najemników walka o życie. Tylko, że ta banda miała na swoim sumieniu wiele zbrodni, chociaż nie udowodnionych. To było największą zagwozdką dla Marka. Jeżeli są tymi, których podejrzewa to walka może nie być prowadzona w słusznej sprawie. Jeżeli jednak ich przeciwnicy to po prostu kolejni najemnicy, być może konkurenci, to będzie walczyć o swoje interesy. Wszystko zależało od punktu widzenia, wszystko było względne. On jednak nie mógł sobie pozwolić na loterię, każda szansa pomyłki była niebezpieczeństwem znacznie groźniejszym niż setki strzał. Musiał się dobrze zastanowić zanim podejmie jakąkolwiek decyzję. Możliwości było wiele. Zastanawianie się i ważenie nad ryzykiem każdej z nich było długie. Słońce wydało z siebie ostatnie szkarłatne blaski i zatopiło się za widnokręgiem, kiedy podjął decyzję. Postanowił walczyć, ale nie zaatakuje z ukrycia ani nie będzie miał zamiaru nikogo zabić. Jeżeli mu się poszczęści to może nawet wypyta przeciwników kim są i to da mu jakieś odpowiedzi. Było to naginanie reguł i plecy już go bolały na myśl o karze jaką będzie sobie musiał narzucić, ale mistrzowie nauczyli go, że łatwiej prosi się o wybaczenie niż pozwolenie. Z transu wybudził go Mizzrym. Jego oczy lśniły w ciemności, a twarz wyrażała skupienie.
- Już czas.
Mnich przytaknął że zrozumiał. Przypiął sobie miecz do paska i zarzucił kaptur na głowę. Z kijem na ramieniu ustawił się razem z resztą, gotowy do wymarszu.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline