Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2010, 03:42   #4
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vkgZK8i9d04&feature=related[/MEDIA]


Sunęła powoli przez miasto z długim kimonem tańczącym u jej stóp. Powoli, nieśpiesznie. Zdawało się, że świat albo zwyczajny zbieg losu usuwał sprzed jej trasy wszelkie przeszkody mogące zakłócić jej spokój i zniszczyć harmonię jaką w sobie miała. Szła wyprostowana, chociaż zamiast wodzić spojrzeniem w około, miała je zawieszone nieco przed swymi własnymi stopami, jakby obserwowała każdy kolejny kawałek drogi na który zaraz nimi nastąpi. Nie był to jednak gest świadczący o nieśmiałości tej kobiety lub jej strachu przed otoczeniem. Skupiony, aczkolwiek nieco nieobecny wzrok widoczny w jednym odsłoniętym oku oraz nieznacznie rozchylone, lśniące soczyście wargi świadczyły o zadumie w jaką popadła. Sama twarz zaś była chłodna, nie w zimnym, negatywnym tego słowa znaczeniu, ale zwyczajnie chłodna, nie pozwalająca myślom i emocjom uzewnętrznić się na gładkich licach. Jaki artysta bądź po prostu człek o rozleglejszych horyzontach , gdyby tylko był w tej chwili obecny w okolicy, przyrównać by ją mógł do postaci z powieści romantycznej lub obrazu pełnego melancholii. Takie właśnie wrażenie sprawiała – figury wyciągniętej z nierzeczywistego świata i teraz niepomnej na ten do którego jej przyszło trafić.

Towarzyszył jej równomierny stukot o podłoże, którego źródłem były drewniane zęby czarnych geta. Dla większej wygody czarnowłosej, były one zaopatrzone w wiązania obejmujące jej łydki i tym samym uwydatniające zgrabność nóg, gdy tak stąpała delikatnie. Była jak motyl w czerni i fiolecie, jakby w każdej chwili mogła zakpić z praw rządzących światem, stać się jeszcze lżejszą i wznieść się w powietrze. Ale też i zwiewnym, wręcz eterycznym kroczeniem można byłoby nazwać jej chód. Kroczeniem, które bardziej przywodziło na myśl kocią grację niźli pysznego pawia roztaczającego na boki swój powab. A mogłaby, miała do tego warunki. Otulona była w kimono, jakże jednak odbiegające krojem i ciężarem od tych zdobnych, noszonych przez gejsze. Poły jego rozchylone tworzyły dekolt głęboki, odsłaniający zaledwie rąbek kobiecego ciała, niżej zaś rozchodziło się na boki, w ramy miękkiego materiału ujmując szczupłe nogi. Taki strój frywolny w oczach wielu mógłby sugerować jej rozwiązłe życie.. Ale czymże jej były plotki gawiedzi, które z taką łatwością ślina dlań na język przynosi? Niczym, ot co. Tylko słowami na wiatr posłanymi, których sens i brzmienie nikły wraz z pierwszym powiewem, jej samej w żadnym stopniu nie poruszając. Poddawanie kogoś ocenie tylko po samym wyglądzie było procederem iście naiwnym. Mimo wszystko Leiko przepadała za ludźmi. A konkretniej to za ich sekretami, szczególnie tymi brudnymi i wstydliwymi. Same umysły już były fascynujące, gdy tylko było się w stanie pociągnąć za odpowiednią dźwignię.

Odetchnęła głębiej.
W powietrzu roznosiły się zapachy wody, ryb i wilgotnego drewna, mieszanina odpowiednia dla portowego miasta tętniącego życiem. Jego codzienny gwar nie sugerował problemów z jakimi musieli sobie radzić mieszkańcy I tylko wprawiony lub zwyczajnie wcześnie powiadomiony o wszystkim obserwator był w stanie spostrzec drobne sugestie napięcia. Niespokojne spojrzenie u kogoś kto już stracił bliskiego w ostatnich wydarzeniach, bądź dopiero się obawia, że coś takiego może nadejść. Rozmowy prowadzone szeptem, jakby w obawie, że jaka siła nie z tego świata mogłaby je posłyszeć. Skrycie czynione gesty mające odganiać złe duchy. Tak.. Nagoja nie była spokojna, a wśród tak łatwo wyczuwanych woni, także i ta jedna charakterystyczna się znajdowała – strach. A skoro ubijanie oni dawało wystarczająco duże zarobki do przetrwania i rozpieszczania siebie od czasu do czasu, to i ona się znalazła pośród tego wszystkiego.

Wprawdzie słońce tego dnia nie dawało się zbytnio we znaki, ale i tak jego słabe promienie napotykały na swojej drodze parasolkę, której fioletowy materiał iskrzył się w ich blasku, nie pozwalając dotrzeć do jasnej skóry Leiko. I jakże jeszcze poprzez bezwiedne, wykonywane w zamyśleniu obroty drewnianą rączką, zwiększała radość płynącą z jej obserwowania, gdy to wręcz feerię migotliwych iskierek ponad sobą tworzyła. I temu zjawisku jednak nastał kres, kiedy kobieta odnalazła właściwy budynek i z trzaskiem złożyła parasolkę, po czym smukłą dłonią drzwi od gospody otworzyła.

W środku została powitana przez pustki większe niż spodziewała się zastać. Myśleć można by było, że w tak trudnym czasie ludzie będą szukać pocieszenia w trunkach i towarzystwie innych mieszkańców, a jednak gości było niewiele, do policzenia na palcach obu dłoni. Ciekawym było, że i tutaj sprawdzała się zasada zawsze zajętych najciemniejszych kątów, z których to zwykle jeszcze ślepia błyszczące spoglądały spod mroków kaptura. Czasami owych kątów nawet można było się doliczyć większej ilości niźli zostało przewidzianych w pomieszczeniu.. Leiko lubiła ironię związaną z tym, że wprawdzie takie postacie chciały tam się przecież ukryć, ale więcej zainteresowania na siebie ściągały niż ci nie okaleczeni w zachowaniach społecznych.
Lustrowała więc zgromadzonych, siedzących i stojących. Jednak nikomu nie poświęcała zbyt dużej ilości uwagi, skupiając się na poszukiwaniu konkretnego osobnika pasującego do jej znanego opisu. Z dwójki mężczyzn najpierw wręcz rzucił się jej w oczy ten ogniem malowany, bo i nie sposób było go nie dostrzec. Ściągał na siebie całe światło z gospody zostawiając w swym cieniu jakże niepozornego handlarza. Ten zaś.. cóż, nazywanie go Mongołem było wyjątkowo trafne. Zbliżyła się ku nim płynnie.
-Jinzo-san.. czy tak? – zapytała jedwabistym głosem i wzniosła wdzięcznie jedną brew. Może także i drugą, ale kurtyna stworzona z pasma włosów, których czerni pozazdrościć mógłby niejeden kruk, skutecznie przeszkadzała w zaobserwowaniu czegoś takiego. Niewątpliwie jednak zdołała sobą przekazać subtelne zainteresowanie. Może brzmiało to jak pytanie, ale i wyraźną nutę stwierdzenia miało w sobie. A i kobieta nie oczekiwała odpowiedzi.
W obrocie który wykonała spojrzenie krótkie rzuciła młodszemu, pstrokatemu mężczyźnie, a objęło ono całą jego sylwetkę i nie ominęło obu włóczni. Na jej ustach zarysował się cień dość enigmatycznego uśmiechu, którego znaczenie już na zawsze miało pozostać w ukryciu, gdzieś głęboko w naturze tej skomplikowanej, kobiecej kreatury.
Wprawdzie i ona była łowcą oni, jednakże nawet jeśli miała przy sobie jakąś broń do ich likwidowania, to nie obnosiła się z nią w żaden sposób. Dopiero gdyby się odwróciła i ktoś wzrok zawiesił na wysokości dolnej części jej pleców, tedy mógłby dostrzec jedną, niezbyt długą pochwę nieśmiało, ledwo co wychylającą się zza dorodnej kokardy śliwkowego obi ściskającego talię kobiety. Bądź wystarczyłoby poczekać, aż ta wypatrzy sobie miejsce i ręką jedną sięgnie do tyłu, aby ułożenie broni ku swej wygodzie zmienić. Jak i w tym konkretnym momencie, gdy czarnowłosa z głuchym brzdękiem przysiadła nieopodal. Wsparła podbródek o wierzch dłoni.
-Wieści donoszą, że pewien drażliwy problem w mieście macie i poszukujecie odpowiednich ludzi do pomocy. Zatem jestem – rzekła i wolną rękę przed siebie wyciągnęła. Ku mężczyźnie palec wskazujący skierowała, po czym pokiwała nim dodając do tego zacmokanie przez zęby - I niech Ci przypadkiem nie zaświta w głowie myśl, aby mnie zlekceważyć, Jinzo-san.
Jakaś taka figlarność jej gestów pozornie bagatelizowała sprawę, ale i tak czaiło się w Leiko coś takiego, co nie pozwalało myśleć o jej słowach w zbyt żartobliwym tonie.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 19-10-2010 o 12:00.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem