Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2010, 09:18   #16
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Umieć słuchać, to podstawa – mawiał kiedyś jej opiekun. I to były mądre słowa. Ellandriel nauczyła się przysłuchiwać rozmowom w każdym miejscu w jakim się znalazła. Nigdy nie wiedziała czy usłyszane wiadomości będą zwykłym zaśmiecaniem umysłu, czy też będzie mogła je jakoś wykorzystać.
Tym razem miała szczęście.
Strażnicy nieświadomie przekazali jej cenną informację. Knajpa w dokach. Jak mogła być taka głupia? To oczywiste, skoro napadnięty zmierzał właśnie w ich stronę. A ona szukała w centrum miasta. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą. Była na siebie zła. Najwyraźniej katastrofa na morzu oszołomiła jej zmysł kojarzenia bardziej niż myślała.
Mordownia „Pod Czerwoną Kotwicą”… Brzmiało zachęcająco. Zaśmiała się w myślach.
Zapamiętała dokładnie imię i twarz strażnika z wewnętrznego miasta. Marten. Nigdy nie wiadomo do czego może przydać się taka informacja...

Dopijając resztkę wina z kielicha usłyszała nagle zgrzyt stali na zewnątrz. W karczmie zrobiło się zamieszanie. Ktoś krzyknął z bólu, ciekawscy rzucili się w kierunku drzwi lub okna, ci mniej odważni czmychnęli po schodach do góry, a zbrojni, których rozmowę podsłuchiwali również zaczęli się przepychać w kierunku wyjścia.
Ellandriel pozostała na miejscu bacznie obserwując rozwój sytuacji. Starcie nie zewnątrz nie trwało długo. Dosłownie w kilka chwil do karczmy, na zaplecze, wniesiono postrzelonego strażnika, z którego piersi sterczały bełty, a ciekawski tłumek powoli wracał na miejsca komentując głośnym szeptem zdarzenia.

Donośny głos karczmarza pytającego o kogoś, kto zna się na opatrywaniu, zwrócił teraz całą uwagę zgromadzonych ludzi. Najszybciej zareagował postawny mężczyzna o długich, kręconych włosach i bystrych, ale jakby trochę dzikich oczach i zwierzęcym uroku. Przebił się przez tłumek i zaoferował napój leczniczy. To powinno pomóc do czasu przybycia cyrulika lub kapłana. Więcej sama nie mogłaby zrobić. Podeszła więc spokojnie w kierunku okna i wyjrzała na zewnątrz. Ujrzała tam dwóch skrępowanych więzami ludzi pilnowanych przez jednego ze strażników.
Kto normalny wdaje się w walkę ze strażą tuż pod nosem gapiów? Wzruszyła ramionami. To nie była zresztą jej sprawa. Zapłaciła za kolację i udała się do swojej komnaty.

Przed snem postanowiła jeszcze pomajstrować przy liście. Przecież musiał istnieć jakiś sposób, żeby wydobyć z niego więcej tekstu.
Najpierw osuszyła dokładnie pergamin, a następnie delikatnie ostrzem noża zdrapała tyle krwi, ile to było możliwe. Potem, zdobywszy surowego ziemniaka u karczmarza, nasączyła dokument skrobią i podgrzała przy płomieniu świecy, aby jak najbardziej uwydatnić atrament. Niestety pergamin został albo za bardzo ubrudzony, albo tekst w nim zawarty nigdy nie było kompletny. W każdym razie jedyny sensowny kawałek, jaki Ellandriel udało się odcyfrować brzmiał:

„klucz do Czerwonej Fortecy jest”

Niewiele ale jednak… Czyżby ten klucz…? Ellandriel natychmiast pomyślała o pudełku.
Musi jutro odleźć w Cruar’s Cove kogoś, kto będzie potrafił zidentyfikować to małe cacko.
Z myślami kłębiącymi się w głowie położyła się spać.

***


Porządny wypoczynek i sute śniadanie wprawiły Srokę w dobry nastrój. Ubrana w szyty na miarę strój z wykwintnej, mięciutkiej i barwionej na czarno skóry, długie, pasujące do całości skórzane botki, o tej samej barwie i swój ulubiony płaszcz z kapturem i z podbitką w kolorze jej oczu ruszyła w miasto.


Pierwsze promyki słońca, które cięły jesienne niebo, zapowiadały obiecujący, relaksujący dzień. Ellandriel uśmiechała się do siebie krocząc uliczkami i obserwując budzącą się do życia dzielnicę handlową Cruar’s Cove.
Poranek zwiastował ciepłe przedpołudnie, zatem ludzie chętnie wylęgli na ulice, oblegając kupieckie kramiki i niewielkie sklepy.
Pierwsze kontakty Sroki ze sklepikarzami nie były jednak udane. Kilku nawet nie dostrzegło magiczności pudełka. Dopiero w składziku różnych towarów o wdzięcznej nazwie „Krims krams” wysoki i przeraźliwie chudy człowieczek o wyglądzie fryzowanego gigolo, doradził jej kontakt z dwiema osobami.


Pierwszą z nich miała być wróżka Zoe. Sklepikarz twierdził, że urzęduje ona przy Trakcie Północnym i że jej pracowni nie sposób przeoczyć ponieważ zdobi ja ogromny szyld o dumnie brzmiącym napisie „Zoe powie ci co cię czeka”. Zastrzegł jednak, że kobieta „zbyt wiele widzi” i że wszyscy z tego powodu bardzo się jej boją.
Drugą osobą był mag o imieniu Kivian. Mówiąc o nim sklepikarz skrzywił się dodając ostrzeżenie, że mag jest stary, zdziwaczały i często nieprzyjemny.
Ellandriel rozważyła przez chwilę obydwie możliwości i poprosiła o kontakt do starego zrzędy. Mimo wszystko wolała wybrać jego niż jakąś wścibską babę.
Chudzielec skierował Srokę do dzielnicy uniwersyteckiej, a jako znak rozpoznawczy miała szukać rzeźby gryfa przed wejściem. Za informacje zapłaciła handlarzowi kilka monet i udała się w stronę dzielnicy uniwersyteckiej.


***


Dom Kiviana odnalazła bez trudu. Zdobiła go, tak jak wspominał sklepikarz ohydna, gipsowa figura gryfa, zresztą studenci pytani o maga chętnie wskazywali drogę atrakcyjnej Eladrin.
Sklepikarz miał rację. Kiedy wreszcie po długim kołataniu łaskawie doprosiła się wizyty u mistrza magii, przywitał ją mruczący coś pod nosem o nieproszonych gościach starszy mężczyzna.


Kivian bez wątpienia był gburem. Bez słowa poprowadził Ellandriel poprzez korytarz na piętro machając tylko od czasu do czasu na nią dłonią. Widać było, że jego myśli czymś są zajęte. Postanowiła się nie przejmować. Mimo podeszłego wieku mag poruszał się bardzo sprawnie. Krocząc przed Eladrin pozostawiał za sobą nutę dziwnego, ostrego zapachu, którego nie potrafiła zidentyfikować. Przypuszczała, że to jakoweś ziele.
Wkrótce weszli do dość obszernej komnaty, która swoim wystrojem od razu zdradzała profesję starca.


Półki regałów ustawionych dokoła pomieszczenia uginały się pod ciężarem przeróżnych ksiąg, a na komodach, w szafkach i wszędzie tam, gdzie tylko znalazło się miejsce stały przeróżnej wielkości pudełka, puzderka i kuferki.
Kivian podszedł do pulpitu, na którym leżała otwarta księga i nie patrząc na Ellandriel spytał
- Sobie życzy? – głos maga zaskrzeczał w ciszy
Sroka wyjęła z sakwy zdobione pudełko i zbliżając się do maga odparła
- Magu Kivianie, chciałabym żebyś spojrzał fachowym okiem na to drewniane pudełko i opowiedział mi o nim.
Starzec obrócił głowę, spojrzał spod oka na oferowany mu przedmiot, cmoknął lekko z dezaprobatą i powiedział urażonym tonem:
- Pudełko? Ja jestem magiem droga panno, a nie rzemieślnikiem.
- Wybaczcie mistrzu, miałam zamiar powiedzieć oczywiście MAGICZNE pudełko.
Kilian zaburczał coś cicho pod nosem, ale wziął je do ręki
- Taaaa… taaaa… magiczne….
Przyglądała się z ciekawością jak mag pracuje. Kilian mruczał coś po cichu, obracając pudełko to w jedną, to w drugą stronę. Czynił nad nim jakieś znaki. Potem pokiwał głową, zaśmiał się skrzekliwie i ponownie spojrzał na Ellandriel.
- Pudełko jest magiczne, to prawda. – powiedział po czym zrobił dłuższą przerwę, jakby nad czymś myśląc. Kiedy milczenie przedłużało się kobieta spytała niecierpliwie:
- Czy to już wszystko co możesz o nim powiedzieć magu?
Kilian spojrzał na nią z pretensją
- Niecierpliwa jak wszystkie niewiasty. – powiedział skrzekliwie - Może sama chce spróbować i powie coś więcej? – dodał ciszej
Sroka teraz już z trudem hamowała niecierpliwość.
I właśnie w tym momencie stary się rozgadał. Potwierdził wcześniejsze spostrzeżenia Ellandriel na temat działania pudełka. To jednak, czego Sroka nie zdołała ustalić, a czego Kivian był pewien, to to, że pudełko nigdy nie było używane i że jest ono puste.
Nie miała podstaw do tego żeby mu nie wierzyć. Po sposobie w jaki mag się wyrażał, musiała przyznać, że posiadał dużą wiedzę. Ale była rozczarowana. Myślała, że zawartość pudełka przybliży ją trochę do rozwiązania zagadki.
Ale Kivian nie mógł tu juz pomóc. Zapłaciła więc za usługę i podziękowała.
Mag skwitował to jedynie machnięciem ręki i powiedział, że na pewno sama znajdzie drogę do wyjścia.


***



Wielkie, spienione fale uderzały z wściekłością o skały sycząc i szumiąc jakby w godowej melodii. Mimo usilnych starań nawet liczne grupki, fruwających nieopodal klifu, mew nie potrafiły swym charakterystycznym skrzeczeniem przekrzyczeć głosu oceanu. Widok błękitnych wód zapierał dech w piersi. Udowadniał jak niewielki jest człowiek wobec ogromu i potęgi natury.


Jedynie rozpadające się budynki i gnijące resztki pomostu szpeciły ten cudny, dziki widok.
Ellandriel westchnęła, naciągnęła na głowę kaptur i otuliwszy się szczelnie płaszczem, swoim sposobem, weszła do budynku oznaczonego szyldem „Pod Czerwoną Kotwicą”.
Sroka bywała już w różnych miejscach, ale czerwona kotwica była faktycznie mordownią.
Bielone ściany już dawno pokryła sadza, a w niektórych miejscach pęknięcia w murze przypominały o wiekowości samego budynku.
O tej porze niewielu chętnych zajmowało zbite do kupy z desek stoliki, ale smród rozlanego piwa i śmieci walające się po podłodze świadczyły o tym, że pojawia się tu niezbyt wymagająca klientela. Pomieszczenie było słabo oświetlone. Jedynie ogień w kominku rozświetlał swoim blaskiem niewielki krąg. Sroka rozejrzała się szybko i podeszła do czegoś co miało przypominać kontuar.
Spojrzała na barmana i zamówiła dzban wina, bochenek chleba i pieczonego kurczaka.
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie, potem skinął głową i zniknął na zapleczu.
Ellandriel zajęła miejsce przy stoliku w rogu tawerny i czekając na posiłek założyła na palec znaleziony przy nieznajomym z portu sygnet.
Wtopiona niemalże w otoczenie, ukryta w półmroku, czekała na ewentualny kontakt.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline