Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2010, 20:57   #21
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
KURT MACARTHUR
Jadąc windą Kurt zastanawiał się jak zaproszone przez niego dziewczyny zareagują na stosy ciał w korytarzu. Miał nadzieję, że Wasyl i Constantin już się tym zajmą i nie będzie musiał improwizować. Udało mu się zwabić dziewczyny, ale nadal czuł się bardzo niepewnie w swej nowej roli. Przypomniały mu się wszystkie horrory klasy B, które oglądał za dzieciaka. Głupiutkie nastolatki, mięśniaki z drużyny futbolowej i bezwzględny morderca. Schemat powielany do znudzenia, dzisiejszego wieczoru odgrywany był naprawdę. Na dodatek z nim w roli mordercy.
Co dziwne wcale nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, zapach krwi jakim emanowały kobiety, zniewalał go. Kły same wysuwały mu się instynktownie. Musiał mocno zaciskać usta, by powstrzymać. Winda zatrzymała się i drzwi zaczęły się wolno otwierać. Za nimi stał już Wasyl, uśmiechnięty i pogodny.
Wszystkie dziewczyny, aż zapiszczały na jego widok i rzuciły mu się w ramiona. Kurt stał oniemiały.
- Co tak stoisz? - rzucił Wasyl - Zapraszam do zabawy. Dobrze się spisałeś, Constantin będzie zadowolony.

W salonie nie było Constantina. Wasyl ugościł wszystkie panie lampką wina. Kobiety usiadły na dużej kanapie, jedna obok drugiej i rozmawiały głośno i chichotały.
Stary wampir rozsiadł się w fotelu na przeciwko nich i z lubością patrzył na ich wygłupy.
- Głupie, puste i bezwartościowe istoty - rzekł po chwili - Przyprowadziłeś je do jaskini lwa, a one potrafią zachwycać się luksusami wokół. Nie myślą o tym co się stanie za chwilę.
Kurt patrzył na ponętne kobiety i niewiele słyszał z tego co mówi do niego Wasyl. W kobietach nie pociągała go ich seksualność, ta prawie dla niego nie istniała w tej chwili. O wiele ważniejsze było pragnienie krwi. W salonie unosił się zniewalający słodki zapach krwi zmieszanej z alkoholem. Kurt pierwszy raz doświadczał tego, że aromat aż tak mocno może oszołomić człowieka. Z mikroskopową wręcz dokładnością widział jak krew pulsuje w żyłach kobiet. Kły urosły i w żaden sposób nie mógł już tego kontrolować.
- Widzę, że jesteś spragniony - skomentował wystające z ust Kurta kły - Dobrze zatem, nie czekajmy dłużej.
Stary wampir przywołał palcem jedną z kobiet. Ta posłusznie podeszła do niego. Wasyl posadził ją koło siebie i gładząc włosy, szeptał jej coś do ucha. W następnej chwili dziewczyna odchyliła głowę niczym do pocałunku. Kurt wiedział, że będzie to pocałunek śmierci. Wasyl z rozkoszą wbił zęby pulsująca na jej szyi żyłę i pił powoli jej krew. Dziewczyna w jego ramionach słabła z każdą chwilą, a jej twarz stała się blada jak prześcieradło.
Wtedy to pojawił się nagle piękny Constantin i oczarował swoim wdziękiem urocze panie. Te okazały swój zachwyt straszliwym piskiem i wrzaskiem. Jedna po drugiej zaczęły uciekać i szukać wyjścia. Kurt patrzył jak ubrany jedynie w luźny szlafrok nosferatu goni wystraszone kobiety po salonie.
- Wygląda na to, że jeżeli chcesz zaspokoić głód, będziesz musiał pomóc Constantinowi złapać wystraszone gołąbeczki - zaśmiał się Wasyl.

Po wieczerzy jaka odbyła się w salonie Constantina, pozostały tylko resztki. Pięć porzuconych ciał młodych kobiet. Constantin, Wasyl i Kurt odpowiedzialni za tę masakrę siedzieli jak gdyby nigdy nic na skórzanych fotelach.
- Myślę, że czas wtajemniczyć naszego nowicjusza - rzekł w końcu Wasyl.
- Ależ oczywiście - zasyczał potworny nosferatu.
Constantin wstał i podszedł do szafki. Wyjął z niej starodruk oprawiony w czarną skórę.
- To jest kronika rodu Visconti - powiedział Wasyl, który odebrał od nosferatu księgę - Musisz ją przeczytać i nauczyć się wszystkiego co w niej zawarte. Faktów, dat i imion. Im szybciej to zrobisz lepiej. Historia tu zawarta musi się stać twoją historią. O każdej porze dnia i nocy musisz umieć wymienić członków rodziny Visconti. Wiem, że masz dobrą pamięć i poradzisz sobie z tym zadaniem.
Wasyl zaczął kartkować stronę w poszukiwaniu jakiegoś konkretnego zapisu.
- Paulinio Visconiti to jeden z ostatnich męskich potomków tego rodu. Zginął on ponoć w czasie wyprawy Cortez na imperium Azteków. Jest osoba, która wiele by dała za tę księgę a jeszcze więcej za żywe....
W tym momencie zadzwoniła komórka. Rozdrażniony Wasyl podał księgę Kurtowi, a sam wyjął telefon.
Spojrzał na wyświetlacz i wrzasnął:
- Czego?
- Mamy problem - usłyszał Kurt.
- Jaki problem? - spytał Wasyl i wstał odchodząc od dwóch pozostałych wampirów. Resztę rozmowy Kurt słyszał już tylko głos Wasyla.
- To psy.... Dobrze jednak, że się wam w końcu udało.... Zabierzcie go do willi Tatiany i ukryjcie. Przyjadę jak najszybciej będę mógł... Tak w piwnicy, baranie. A gdzie myślałeś, że na ganku. Pilnuj go dobrze. Nie chcę słyszeć więcej o żadnych problemach. Jasne?
Wasyl rozłączył się.
W tym czasie Kurt miał okazję rzucić okiem na otwartą stronę księgi. Na kolorowej ilustracji widniał portret mężczyzny,który był niczym lustrzane odbicie Kurta. Jedyną różnicą był strój i zarost.


PETER BOYLES
Boyles schylił się i spróbował postawić go na nogach.
- Nie bądź leszcz, że pozwolę sobie zacytować. Potrzebujemy dobrego planu pochwycenia tego gościa i potrzebujemy go teraz - wyszeptał mu do ucha.
Valowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości, a oczy pałały krwistym blaskiem.
- Jakby co to mnie ubezpieczaj - odpowiedział wampir.
Peter nie wiedział za bardzo co miałby robić, ale było za późno na zadawanie pytań.
Val rzucił się w stronę Rosjanina niczym pantera i choć dzieliło ich dobre kilkanaście metrów, to pokonał ten dystans jednym susem. Ignatowicz sparował pierwszy cios, ale kolejne już dotarły do celu. Widać było, że pierwsza porażka Vala wynikała tylko i wyłącznie z zaskoczenia. Teraz gdy wiedział, że musi użyć wszystkich swoich sił był nie do zatrzymania. Ciosy mięśniaka miażdżyły wręcz kości Rosjanina. Boyles słyszał ich trzaski i widział efekty tych złamań na twarzy biznesmena. Val w walce przypominał Mike Tysona za najlepszych lat. Od byłego mistrza świata był jednak dziesięć razy szybszy i dziesięć razy silniejszy.
Starcie z Ignatowiczem trwało krócej niż słynna walka Lenoxa Lewisa z polskim bokserem o nazwisku Golota.
W oddali słychać było syreny policyjne.
- Co się tak gapisz! - wrzasnął Val, podnosząc ciało Rosjanina - Do samochodu! Będziesz prowadził.
Boyles wskoczył za kierownicę, a obok niego Val rzucając wcześniej na tylne siedzenie ciało Rosjanina.
Tylko dzięki wskazówką Vala i odrobinie szczęścia udało im się jakoś wyjechać z dzielnicy i ominąć blokady.
Gdy uspokoił się na tyle, że Peter mógł zwolnić Val wyjął komórkę i zaczął gdzieś dzwonić.
Widać było, że obawia się reakcji osoby po drugiej stronie i bardzo niechętnie zdecydował się na telefon.
- Czego? - Peter usłyszał po chwili wrzask Wasyla.
- Mamy problem - zakomunikował krótko Val.
- Jaki problem?
- Wygląda na to, że ci z Camarilli nas wyprzedzili. Ignatowicz jest już przemieniony.
- To psy...
- Musieliśmy go złapać siłą i troszkę narozrabialiśmy przed jego domem. Samochodu będziemy musieli się pozbyć jak najszybciej, aby się nas gliny nie czepiały.
- Dobrze jednak, że wam się w końcu udało.
- Udało się. Tylko co teraz?
- Zabierzcie go do willi Tatiany i ukryjcie. Przyjadę jak najszybciej będę mógł.
- Znaczy się w piwnicy mamy go zamknąć czy jak? On już wampirem jest...
- Tak w piwnicy, baranie. A gdzie myślałeś, że na ganku. Pilnuj go dobrze. Nie chcę słyszeć więcej o żadnych problemach. Jasne?
- Jasne - zakończył smutno Val.
Peter spojrzał na zrezygnowanego towarzysza.
- Widzisz tak to właśnie jest. Człowiek stara się jak może. Dostaje serię z automatu, a i tak na końcu dostaje opieprz.
Val zamachnął się i chciał pięścią uderzyć w deskę rozdzielczą. Powstrzymał się w ostatniej chwili wiedzą, że rozpadła by się ona w drobny mak.
- Dobra nie ma co rozpaczać. Jedziemy do Tatiany.

Jadąc wedle wskazówek Vala dotarli do dużego domu położonego na skarpie. Już z daleka widzieli, że coś jest nie tak. Łuna unosząca się nad domem wyraźnie świadczyła o tym, że to nie koniec kłopotów dzisiejszej nocy.
- Kurwa mać! - zaklął Val - Ruszaj dupę, trzeba ich ratować.
Po tych słowach wampir wyskoczył z samochodu i ruszył w stronę płonącego budynku.


MEYUMI SOU, ANGELINA CANTAZARRO
Angelina szepnęła do Meyumi:
- To człowiek
A potem otworzyła drzwi i powiedziała głośno:
- Dobry wieczór.
Mężczyzna wyraźnie się zdziwił. Pochylony w pół zaczął udawać, że czegoś szuka na ziemi. Szybko tego zaprzestał widząc zniecierpliwioną minę Angel. Kobieta, gdy dowiedziała się że nocny intruz jest tylko człowiekiem, przestała się go zupełnie obawiać. Wiedziała, że nie stanowi on dla niej żadnego zagrożenia. Jeszcze wczoraj może tak, ale nie dzisiaj. Na dodatek kuszący zapach krwi wzmagał tylko jej agresję.
- Nie ważne - burknął mężczyzna odrzucając coś stopą.
- Dobry wieczór - rzekł spokojnie i ukłonił się nisko - Szukam Wasyla, mam mu coś przekazać.
- Wasyl nie ma - rzuciła Angel. Czuła jak rośnie w niej agresja wobec tego człowieka. Kierowana nie tylko głodem krwi, ale i nienawiści do Wasyla była gotowa rzucić się biedakowi do szyi.
Mężczyzna wyraźnie się zasmucił, ale nie stracił rezonu i kontynuował.
- Ja tam nie wiem, ale to ponoć ważne - zaczął wyciągać coś z kieszeni - Poza tym i tak mi się należy nagroda. Zdobycie tego nie było wcale takie łatwe.
W ręku trzymał złoty medalion z otwieranym wisiorem.
Złoto zalśniło w bladym blasku księżyca.
W tym momencie ciszę nocy zakłócił odgłos silnika pędzącego samochodu. Pojazd zatrzymał się z piskiem opon przed domem.
- Hej Wasyl! - krzyknął ktoś od frontu.
- Niech pan tu zaczeka - rzuciła Meymui i pobiegła do salonu. Ostrożnie wyjrzała przez okna. Wolała pozostać nie zauważoną, tym bardziej że czuła od nowo przybyłych emanująca nienawiść.
Przed domem stała żółta corvetta, a obok niej dwóch wysokich mężczyzn. Trzeci leżał u ich stóp. W skulonej sylwetce Meyumi rozpoznała swojego stworzyciela, Jeffa.
Leżał na ziemi, widać było że jest mocno poraniony.
- Wasyl! Trzymaj swoje kundle na łańcuchu, bo następnym razem nie będziemy aż tak mili! - wrzasnął jeden z nich.
Drugi kopnął jeszcze Jeffa w brzuch, po czym obaj wsiedli do samochodu i odjechali.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline