Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2010, 20:57   #21
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
KURT MACARTHUR
Jadąc windą Kurt zastanawiał się jak zaproszone przez niego dziewczyny zareagują na stosy ciał w korytarzu. Miał nadzieję, że Wasyl i Constantin już się tym zajmą i nie będzie musiał improwizować. Udało mu się zwabić dziewczyny, ale nadal czuł się bardzo niepewnie w swej nowej roli. Przypomniały mu się wszystkie horrory klasy B, które oglądał za dzieciaka. Głupiutkie nastolatki, mięśniaki z drużyny futbolowej i bezwzględny morderca. Schemat powielany do znudzenia, dzisiejszego wieczoru odgrywany był naprawdę. Na dodatek z nim w roli mordercy.
Co dziwne wcale nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, zapach krwi jakim emanowały kobiety, zniewalał go. Kły same wysuwały mu się instynktownie. Musiał mocno zaciskać usta, by powstrzymać. Winda zatrzymała się i drzwi zaczęły się wolno otwierać. Za nimi stał już Wasyl, uśmiechnięty i pogodny.
Wszystkie dziewczyny, aż zapiszczały na jego widok i rzuciły mu się w ramiona. Kurt stał oniemiały.
- Co tak stoisz? - rzucił Wasyl - Zapraszam do zabawy. Dobrze się spisałeś, Constantin będzie zadowolony.

W salonie nie było Constantina. Wasyl ugościł wszystkie panie lampką wina. Kobiety usiadły na dużej kanapie, jedna obok drugiej i rozmawiały głośno i chichotały.
Stary wampir rozsiadł się w fotelu na przeciwko nich i z lubością patrzył na ich wygłupy.
- Głupie, puste i bezwartościowe istoty - rzekł po chwili - Przyprowadziłeś je do jaskini lwa, a one potrafią zachwycać się luksusami wokół. Nie myślą o tym co się stanie za chwilę.
Kurt patrzył na ponętne kobiety i niewiele słyszał z tego co mówi do niego Wasyl. W kobietach nie pociągała go ich seksualność, ta prawie dla niego nie istniała w tej chwili. O wiele ważniejsze było pragnienie krwi. W salonie unosił się zniewalający słodki zapach krwi zmieszanej z alkoholem. Kurt pierwszy raz doświadczał tego, że aromat aż tak mocno może oszołomić człowieka. Z mikroskopową wręcz dokładnością widział jak krew pulsuje w żyłach kobiet. Kły urosły i w żaden sposób nie mógł już tego kontrolować.
- Widzę, że jesteś spragniony - skomentował wystające z ust Kurta kły - Dobrze zatem, nie czekajmy dłużej.
Stary wampir przywołał palcem jedną z kobiet. Ta posłusznie podeszła do niego. Wasyl posadził ją koło siebie i gładząc włosy, szeptał jej coś do ucha. W następnej chwili dziewczyna odchyliła głowę niczym do pocałunku. Kurt wiedział, że będzie to pocałunek śmierci. Wasyl z rozkoszą wbił zęby pulsująca na jej szyi żyłę i pił powoli jej krew. Dziewczyna w jego ramionach słabła z każdą chwilą, a jej twarz stała się blada jak prześcieradło.
Wtedy to pojawił się nagle piękny Constantin i oczarował swoim wdziękiem urocze panie. Te okazały swój zachwyt straszliwym piskiem i wrzaskiem. Jedna po drugiej zaczęły uciekać i szukać wyjścia. Kurt patrzył jak ubrany jedynie w luźny szlafrok nosferatu goni wystraszone kobiety po salonie.
- Wygląda na to, że jeżeli chcesz zaspokoić głód, będziesz musiał pomóc Constantinowi złapać wystraszone gołąbeczki - zaśmiał się Wasyl.

Po wieczerzy jaka odbyła się w salonie Constantina, pozostały tylko resztki. Pięć porzuconych ciał młodych kobiet. Constantin, Wasyl i Kurt odpowiedzialni za tę masakrę siedzieli jak gdyby nigdy nic na skórzanych fotelach.
- Myślę, że czas wtajemniczyć naszego nowicjusza - rzekł w końcu Wasyl.
- Ależ oczywiście - zasyczał potworny nosferatu.
Constantin wstał i podszedł do szafki. Wyjął z niej starodruk oprawiony w czarną skórę.
- To jest kronika rodu Visconti - powiedział Wasyl, który odebrał od nosferatu księgę - Musisz ją przeczytać i nauczyć się wszystkiego co w niej zawarte. Faktów, dat i imion. Im szybciej to zrobisz lepiej. Historia tu zawarta musi się stać twoją historią. O każdej porze dnia i nocy musisz umieć wymienić członków rodziny Visconti. Wiem, że masz dobrą pamięć i poradzisz sobie z tym zadaniem.
Wasyl zaczął kartkować stronę w poszukiwaniu jakiegoś konkretnego zapisu.
- Paulinio Visconiti to jeden z ostatnich męskich potomków tego rodu. Zginął on ponoć w czasie wyprawy Cortez na imperium Azteków. Jest osoba, która wiele by dała za tę księgę a jeszcze więcej za żywe....
W tym momencie zadzwoniła komórka. Rozdrażniony Wasyl podał księgę Kurtowi, a sam wyjął telefon.
Spojrzał na wyświetlacz i wrzasnął:
- Czego?
- Mamy problem - usłyszał Kurt.
- Jaki problem? - spytał Wasyl i wstał odchodząc od dwóch pozostałych wampirów. Resztę rozmowy Kurt słyszał już tylko głos Wasyla.
- To psy.... Dobrze jednak, że się wam w końcu udało.... Zabierzcie go do willi Tatiany i ukryjcie. Przyjadę jak najszybciej będę mógł... Tak w piwnicy, baranie. A gdzie myślałeś, że na ganku. Pilnuj go dobrze. Nie chcę słyszeć więcej o żadnych problemach. Jasne?
Wasyl rozłączył się.
W tym czasie Kurt miał okazję rzucić okiem na otwartą stronę księgi. Na kolorowej ilustracji widniał portret mężczyzny,który był niczym lustrzane odbicie Kurta. Jedyną różnicą był strój i zarost.


PETER BOYLES
Boyles schylił się i spróbował postawić go na nogach.
- Nie bądź leszcz, że pozwolę sobie zacytować. Potrzebujemy dobrego planu pochwycenia tego gościa i potrzebujemy go teraz - wyszeptał mu do ucha.
Valowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości, a oczy pałały krwistym blaskiem.
- Jakby co to mnie ubezpieczaj - odpowiedział wampir.
Peter nie wiedział za bardzo co miałby robić, ale było za późno na zadawanie pytań.
Val rzucił się w stronę Rosjanina niczym pantera i choć dzieliło ich dobre kilkanaście metrów, to pokonał ten dystans jednym susem. Ignatowicz sparował pierwszy cios, ale kolejne już dotarły do celu. Widać było, że pierwsza porażka Vala wynikała tylko i wyłącznie z zaskoczenia. Teraz gdy wiedział, że musi użyć wszystkich swoich sił był nie do zatrzymania. Ciosy mięśniaka miażdżyły wręcz kości Rosjanina. Boyles słyszał ich trzaski i widział efekty tych złamań na twarzy biznesmena. Val w walce przypominał Mike Tysona za najlepszych lat. Od byłego mistrza świata był jednak dziesięć razy szybszy i dziesięć razy silniejszy.
Starcie z Ignatowiczem trwało krócej niż słynna walka Lenoxa Lewisa z polskim bokserem o nazwisku Golota.
W oddali słychać było syreny policyjne.
- Co się tak gapisz! - wrzasnął Val, podnosząc ciało Rosjanina - Do samochodu! Będziesz prowadził.
Boyles wskoczył za kierownicę, a obok niego Val rzucając wcześniej na tylne siedzenie ciało Rosjanina.
Tylko dzięki wskazówką Vala i odrobinie szczęścia udało im się jakoś wyjechać z dzielnicy i ominąć blokady.
Gdy uspokoił się na tyle, że Peter mógł zwolnić Val wyjął komórkę i zaczął gdzieś dzwonić.
Widać było, że obawia się reakcji osoby po drugiej stronie i bardzo niechętnie zdecydował się na telefon.
- Czego? - Peter usłyszał po chwili wrzask Wasyla.
- Mamy problem - zakomunikował krótko Val.
- Jaki problem?
- Wygląda na to, że ci z Camarilli nas wyprzedzili. Ignatowicz jest już przemieniony.
- To psy...
- Musieliśmy go złapać siłą i troszkę narozrabialiśmy przed jego domem. Samochodu będziemy musieli się pozbyć jak najszybciej, aby się nas gliny nie czepiały.
- Dobrze jednak, że wam się w końcu udało.
- Udało się. Tylko co teraz?
- Zabierzcie go do willi Tatiany i ukryjcie. Przyjadę jak najszybciej będę mógł.
- Znaczy się w piwnicy mamy go zamknąć czy jak? On już wampirem jest...
- Tak w piwnicy, baranie. A gdzie myślałeś, że na ganku. Pilnuj go dobrze. Nie chcę słyszeć więcej o żadnych problemach. Jasne?
- Jasne - zakończył smutno Val.
Peter spojrzał na zrezygnowanego towarzysza.
- Widzisz tak to właśnie jest. Człowiek stara się jak może. Dostaje serię z automatu, a i tak na końcu dostaje opieprz.
Val zamachnął się i chciał pięścią uderzyć w deskę rozdzielczą. Powstrzymał się w ostatniej chwili wiedzą, że rozpadła by się ona w drobny mak.
- Dobra nie ma co rozpaczać. Jedziemy do Tatiany.

Jadąc wedle wskazówek Vala dotarli do dużego domu położonego na skarpie. Już z daleka widzieli, że coś jest nie tak. Łuna unosząca się nad domem wyraźnie świadczyła o tym, że to nie koniec kłopotów dzisiejszej nocy.
- Kurwa mać! - zaklął Val - Ruszaj dupę, trzeba ich ratować.
Po tych słowach wampir wyskoczył z samochodu i ruszył w stronę płonącego budynku.


MEYUMI SOU, ANGELINA CANTAZARRO
Angelina szepnęła do Meyumi:
- To człowiek
A potem otworzyła drzwi i powiedziała głośno:
- Dobry wieczór.
Mężczyzna wyraźnie się zdziwił. Pochylony w pół zaczął udawać, że czegoś szuka na ziemi. Szybko tego zaprzestał widząc zniecierpliwioną minę Angel. Kobieta, gdy dowiedziała się że nocny intruz jest tylko człowiekiem, przestała się go zupełnie obawiać. Wiedziała, że nie stanowi on dla niej żadnego zagrożenia. Jeszcze wczoraj może tak, ale nie dzisiaj. Na dodatek kuszący zapach krwi wzmagał tylko jej agresję.
- Nie ważne - burknął mężczyzna odrzucając coś stopą.
- Dobry wieczór - rzekł spokojnie i ukłonił się nisko - Szukam Wasyla, mam mu coś przekazać.
- Wasyl nie ma - rzuciła Angel. Czuła jak rośnie w niej agresja wobec tego człowieka. Kierowana nie tylko głodem krwi, ale i nienawiści do Wasyla była gotowa rzucić się biedakowi do szyi.
Mężczyzna wyraźnie się zasmucił, ale nie stracił rezonu i kontynuował.
- Ja tam nie wiem, ale to ponoć ważne - zaczął wyciągać coś z kieszeni - Poza tym i tak mi się należy nagroda. Zdobycie tego nie było wcale takie łatwe.
W ręku trzymał złoty medalion z otwieranym wisiorem.
Złoto zalśniło w bladym blasku księżyca.
W tym momencie ciszę nocy zakłócił odgłos silnika pędzącego samochodu. Pojazd zatrzymał się z piskiem opon przed domem.
- Hej Wasyl! - krzyknął ktoś od frontu.
- Niech pan tu zaczeka - rzuciła Meymui i pobiegła do salonu. Ostrożnie wyjrzała przez okna. Wolała pozostać nie zauważoną, tym bardziej że czuła od nowo przybyłych emanująca nienawiść.
Przed domem stała żółta corvetta, a obok niej dwóch wysokich mężczyzn. Trzeci leżał u ich stóp. W skulonej sylwetce Meyumi rozpoznała swojego stworzyciela, Jeffa.
Leżał na ziemi, widać było że jest mocno poraniony.
- Wasyl! Trzymaj swoje kundle na łańcuchu, bo następnym razem nie będziemy aż tak mili! - wrzasnął jeden z nich.
Drugi kopnął jeszcze Jeffa w brzuch, po czym obaj wsiedli do samochodu i odjechali.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 23-10-2010, 23:48   #22
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Gdy wychodził z apartamentowca na łowy, nie zaprzątał sobie głowy sprawami tak przyziemnymi, jak włoki rozrzucone po korytarzu. Teraz jednak, gdy wiózł windą kolację, wspomnienie wszechobecnych zwłok wdarło się do jego świadomości, brutalnie przerywając uczuci triumfu i zadowolenia z siebie. Z jednej strony, obaj Starsi byli na tyle rozsądni, że powinni domyślić się, iż trzeba posprzątać rezydencję przed przyjęciem gości. Z drugiej jednak, mogli uznać, że to Kurt powinien zając się wszelkimi przygotowaniami do uczty, również posprzątania po poprzednim posiłku... Druga opcja wydawała mu się mało prawdopodobna, w końcu gdyby dostojne wampiry nie chciały robić tego same, miały do pomocy ghuli, jednak cień zwątpienia nadal krył się w zakamarku umysłu młodzieńca.
Nie zwrócił nawet uwagi, jak przedmiotowo myśli o tych dziewczynach.

Gdy zatrzymali się na odpowiednim piętrze, już czekał na nich Wasyl, gotów zaprowadzić "szanowne panie" do salonu. O dziwo, te "szanowne panie" wręcz rzuciły się z zachwytem na siwowłosego mężczyznę, który tylko pochwalił swojego podopiecznego, jeśli to nie za mocne słowo, i pomaszerował wgłąb korytarza, otoczony zgrabnymi dziewczynami.
MacArthur szybko zaakceptował fakt niesamowitej charyzmy Stwórcy, zakładając że musi w tym być nieco wampirzych sztuczek, i ruszył za grupką, wodzony za nos zapachem krwi. Czuł pragnienie, i choć nie było nie do powstrzymania, w towarzystwie żywych trudno było mu powstrzymać rosnące kły.

Zachowanie dziewczyn w salonie było takie samo, jak w aucie czy przed klubem- głośne, beztroskie, wesołe, ale w ten idiotyczny sposób. Patrzyły na świat przez różowe okulary, nie zauważając przez to zbliżającego się niebezpieczeństwa, biorąc je omyłkowo za kolejną przygodę. Na ich nieszczęście, nieświadomość zagrożenia nie powoduje jego zniknięcia. Były tak blisko końca, że straciły możliwość odwrotu. Właściwie, straciły ją wsiadając do windy. Gdyby przed hotelem się rozmyśliły, Kurt nie mógłby ich zatrzymać. Nie mógłby wbić kłów w szyję niskiej brunetki, nie mógłby cieszyć się słodyczą jej krwi, nie mógłby jej zlizywać z ciała kobiety...

Głos Wasyla pozwolił mu się otrząsnąć, jednak nie dał rady się opanować, kły były dwukrotnie dłuższe i nie zamierzały się chować, zanim nie zostaną nakarmione. Stary Tzimisce jako pierwszy zaspokoił swój głód, na oczach reszty. Jednak kobiety jeszcze nie pojęły, co tak na prawdę się dzieje, dopiero pojawienie się nieobecnego dotąd gospodarza wywołało u nich panikę. Zaczęły biegać po mieszkaniu, szukając drogi ucieczki, na daremno oczywiście.
Nowicjusz nie czekał na przyzwolenie Wasyla, rzucił się w pogoń za upatrzoną wcześniej brunetką, przy okazji przewracając inną dziewczynę, co bezlitośnie wykorzystał Constantin. Swoją wybrankę dopadł przy drzwiach prowadzących na korytarz, gdy siłowała się z zamkiem. Przyparł ją do drzwi i, ciągnąc brutalnie za włosy, odchylił głowę na bok. Uczucie ekstazy było równie mocne co za pierwszym razem, rozkosz żywienia się kainitów nie dorównywała żadnym kulinarnym rarytasom znanym ludzkości. Z resztą, krew działała znacznie szerzej, niż tylko na ośrodki smaku. Dawała energię i przeświadczenie, że można niemal wszystko.
Po kilku minutach nikt już nie krzyczał.

Po krótkiej sjeście, której kainici nie mogli sobie odmówić, zaczęto mówić o interesach, a dokładniej o samej roli Kurta w jakimś planie. Nim jednak się czegoś dowidział, zadzwonił telefon Petrescu, informujący o jakichś problemach. Chłopak mało się tym interesował, w końcu to nie jego sprawa, skupił się bardziej na księdze, której treści miał się wykuć na pamięć. Jakież było jego zdziwienie, gdy na otwartej przez starego mężczyznę stronie zobaczył ilustracje przedstawiającą mężczyznę wyglądającego niemalże tak samo, jak on. Zaniemówił aż do chwili, gdy Wasyl skończył rozmawiać przez telefon.

- To... Kto to? Jest bardzo podobny do mnie- spytał mężczyzna, nie odrywając wzroku od ilustracji.
- To właśnie Paulinio Visconiti. Miałem ci o tym powiedzieć, ale przerwał nam telefon, wybacz. Jak mówiłem ktoś dałby wiele, gdyby dane mu było ujrzeć Paulinio Visconiti'ego żywym. To będzie właśnie to twoje zadanie. Przekonać Giuseppe Visconiti'ego, że jesteś jego zmarłym synem.
- Eee... Łał, tego się nie spodziewałem... Ciekawe, czy jest jakoś ze mną spokrewniony. Ale, mam nadzieję, że mam dużo czasu na przygotowanie się do tego? Bo póki co niewiele wiem o sobie jako o wampirze, a w końcu, gdyby jego syn żył, byłby już st... doświadczony, prawda? W końcu to było lata temu... Jakim wampirem jest Giuseppe? I w ogóle, możesz mi teraz opowiedzieć o innych klanach?

Przemowa Tzimisce była konkretna i przedstawiała istotę wszystkich wampirzych klanów, oraz dwóch ugrupować, Camarilli oraz Sabatu. Tok rozumowania tych drugich faktycznie był sensowny, w końcu lepiej jest nauczyć się kontrolować coś, czego pozbyć się nie da, niż tylko to ograniczać i tłumić, dużym nakładem sił. Jednak co do dominacji ludzkości Kurt miał mieszane uczucia, w końcu kilka dni temu sam był tylko człowiekiem.
Następnie, na prośbę chłopaka, Constantin udzielił mu małej lekcji historii, dotyczącej przeszłości klanu Tzimisce, tej potwierdzonej, jak i tej bardziej mitycznej, owianej mgiełką tajemnicy. Szczególnie ciekawe były właśnie legendy o kainitach, którzy tworzyli ghule i monstrualnych sługusów, łącząc ze sobą kilak ciał i odpowiednio je kształtując. Czy MacArthur też posiądzie taką moc?
Wykład Nosferatu trwał znacznie dłużej niż Wasyla, jednak mówił on bardzo ciekawie i płynnie, przez co czas płynął nad wyraz szybko. Gdy skończył, zamówił jeszcze kilka słów z Petrescu, i goście opuścili apartament, zostawiając po sobie pozbawione krwi ciała kobiet.

Chłopak jeszcze przed wejściem do windy upewnił się, że woreczek z piaskiem znajduje się w kieszeni, wziął sobie do serca ostrzeżenie Stwórcy.

- Wasylu... Nie chciałem jakoś pytać o to przy Constantynie, ale... Czy musimy zabijać ludzi? To znaczy, jak ich gryziemy i ssiemy krew... Da się utrzymać ugryzionego człowieka przy życiu?- spytał gdy tylko weszli do limuzyny.
- Można - odparł Tzimisce, ale spojrzał podejrzliwie na Kurta - Tylko po co? Śmiertelni są naszym pokarmem i nie ma się co nad nimi litować.
- No, w sumie tak, ale jakby kiedyś... było trzeba...- chłopak był zakłopotany faktem, że zadał tak bezsensowne, z punktu widzenia starego Tzimisce, pytanie. Postanowił więc zmienić temat na inny, lecz równie dla niego ważny.
- Jak byłem w mieście to nad głowami niektórych osób były... takie łuny jakieś, jakby aura, czy coś w tym stylu, w różnych kolorach... To jakaś wampirza moc, umiejętność, tak?
- Tak, w taki właśnie sposób objawia się wampirza nadwrażliwość. To o czym mówisz to czytanie aury. Zapewne zauważyłeś także że lepiej słyszysz, widzisz i czujesz. Jeżeli chodzi o aury, to ich widzenie to bardzo użyteczna umiejętność. Pomaga rozpoznawać emocje śmiertelnych. Z wampirami jest troszkę trudniej, ale tego też się nauczysz. Spróbuj rozpoznać moją aurę.

Kurt nie wiedział, ile czasu to trwało, jednak nie było mu łatwo nauczyć się rozpoznawać aury. Widzieć, to jedno, ale zinte4rpretować, to drugie. Z pomocą Wasyla pojął jednak podstawy i właściwie całą teorię w tym temacie, pozostawała jedynie praktyka. Zrozumienie i opanowanie, przynajmniej w stopniu podstawowym, nadludzkiej umiejętności nakręciło chłopaka.

- A mam jakieś inne moce? Przemiana w nietoperza, czy coś?
- Oczywiście, że masz. A sądząc po tym jak twoja twarz zmieniała się przez cały wieczór to jesteś gotów zmieniać swoje ciało.
Wasyl uprzejmie wyjął ze schowka lusterko i podał Kurtowi. To co zobaczył poraziło go. Jego uszy były szpiczaste i pokryte gęstym włosiem.
- Powstrzymaj się przynajmniej na razie z eksperymentami na sobie. Potrzebuję cię w nienaruszonym stanie. Jeżeli chcesz dostarczę ci materiału do ćwiczeń - wampir zaśmiał się rubasznie.
- Aby jednak zaspokoić twoją ciekawość już teraz to spójrz.
Wasyl wyciągnął dłoń przed siebie. Na oczach MacArthura ręka zaczęła się zmieniać. Mięśnie zaczęły rosną, palce łączyć ze sobą. Mężczyzna słyszał trzask kości i widział jak blada skóra wampira zmienia się w twardy chitynowy pancerz. Po kilku minutach przemiany, dłoń Wasyla wyglądała jak szczypce kraba. Kainita z uśmiechem na twarzy podsunął przemienioną dłoń pod nos Kurta.
- Dotknij, to nie żadna iluzja. - szczypce otworzyły się i zamknęły kilkakrotnie.
Po kilku następnych minutach Wasyl odwrócił przemianę.
Chłopak był wyraźnie pod wrażeniem pokazu Wasyla. Stuknął w pancerz i dotknął go, póki nie zorientował się, jak głupio musi to wyglądać.
- A co teraz z moimi uszami? Mógłbyś je... naprawić? I jak mam to kontrolować, żeby się to nie powtórzyło?
- Skup się i postaraj sobie przypomnieć jak wyglądały wcześniej - powiedział wampir - Teraz dotknij ich i cofnij zmiany. Wszystko jest w twoim umyśle i zależy od siły woli.
Kurt poczuł jak jego własne uszy pod dotknięciem palców zmieniają się. Uczucie było niesamowite, ale na szczęście pozbawione bólu.
- Uprzedzę twoje pytanie - wtrącił Wasyl - Przeważnie zmiany bolą.. Bolą i to cholernie.

Nowicjusz jeszcze przez moment dotykał czubków uszu, które przed chwilą były owłosione, po czym usiadł spokojnie, wyprostowany i dumny, tak jak Petrescu. Miał nadzieję, że tak mu będzie wygodniej? Chciał się ponabijać ze starego wampira? A może poczuł przelotną chęć stania się takim, jak on?
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 25-10-2010, 08:02   #23
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Przysłuchiwała się rozmowie z lekkiego oddalenia. Angel wyraźnie mężczyzna się nie podobał, a wzmianka o Wasylu jeszcze bardziej ją zdenerwowała. Czyżby aż tak bardzo nie lubiła ich “dobroczyńcy”?
Nagle od frontu dobiegł ich ostry pisk hamulców i ktoś zaczął wołać Wasyla. Meyumi rzuciła do ich gościa by poczekał i pobiegła do salonu. Przez okno ujrzała dwóch mężczyzn i skulonego na ziemi Jeffa.
- Wasyl! Trzymaj swoje kundle na łańcuchu, bo następnym razem nie będziemy aż tak mili! - wrzasnął jeden z nich.
Drugi kopnął jeszcze Jeffa w brzuch, po czym obaj wsiedli do samochodu i odjechali. Gdy tylko samochód zniknął z widoku, dziewczyna wybiegła na zewnątrz i przyklękła przy swym stworzycielu.
- Jeff, słyszysz mnie? - odpowiedzi żadnej nie usłyszała. - Angelino, pomóż! - wydarła się więc stronę budynku.
- Znasz go? - spytała druga wampirzyca stojąc w drzwiach.
- To właśnie Jeff... - zwróciła się do Angel. Po czym z powrotem nachyliła nad mężczyzną. - Słyszysz mnie? Jeff? - w jej głosie dało się wyczuć lekką panikę.
Angelina podeszła szybko do Meyumi
- Wnieśmy go do środka, Rebeca powinna zaraz wrócić.
Pokiwała lekko głową. Gdy wnosiły go do domu, Meyumi szeptała do niego uspokajająco.
W środku mogły mu się dokładniej przyjrzeć i dziewczyna aż zaklęła z bezsilnej złości, widząc, że Jeff był torturowany. Co takiego Wasyl kazał mu zrobić, że został w ten sposób potraktowany?
- Trzeba mu jakoś pomóc... - krew powinna rozwiązać problem, a jedynym człowiekiem w pobliżu był ich gość. Spojrzała z namysłem na harleyowca.
Angelina podążyła za jej spojrzeniem.
- Wiem o czym myślisz, tylko... jeśli ma jakieś cenne wieści dla Wasyla to może powinnyśmy najpierw je poznać.
Pokiwała lekko głową.
- Porozmawiasz z nim? Ja tu posiedzę z Jeffem... - nie chciała się od niego oddalać
- Ok, zobaczę co da się zrobić.
Przysłuchując się rozmowie z mężczyzną Meyumi wpadła na inny pomysł, który wydawał się bezpieczniejszy. Wstała i podeszła do harleyowca.
- Za chwilę powinna wrócić Rebeca, ona panu zapłaci. Poczeka pan tutaj jeszcze chwilę? - uśmiechnęła się łagodnie i poprosiła Angel na bok.
- Tak sobie właśnie pomyślałam... - zaczęła szeptem. - że jeśli go ruszymy, to Wasyl się dowie, że Rebeci nie było. A może lepiej by jednak nie wiedział? Pójdę do lasu... mam pewien pomysł. Może się uda i Jeffa nakarmimy.
- Ale paniusiu - rzucił harleyowiec, gdy szeptały między sobą. - Po co niepokoić jakąś Rebecę. Skoro nie ma Wasyla, to wy mi możecie zapłacić. Wasza krew też chyba ma moc, co?
Meyumi spojrzała na niego zszokowana, ale Angel zareagowała bardzo ostro i facet został spacyfikowany paroma słowami. Teraz siedział grzecznie więcej im nie przeszkadzając. Meyumi popatrzyła na Angelinę z niemym podziwiem, kiedy ta zwróciła się do niej.
- Mówisz o krwi zwierząt? Hmmm... jeśli zadziała....
- Tak... chyba nie mamy innego wyjścia. - szepnęła w odpowiedzi. Angel pokiwała lekko głową. - To ja idę... - powiedziała niepewnie Meyumi i wybiegła na zewnątrz.
Nie wiedziała zupełnie co powinna robić, kierowała się jedynie wzmianką Jeffa o tym, że przychodziły do niego wilki. Potrzebowała jakiegoś dużego zwierzęcia, nie chciała jednak by był, to ulubieniec jej opiekuna. Jakie jeszcze zwierzęta mogą występować w tych lasach? Puma! Zamknęła oczy i wyobraziła sobie tego dużego kota, po czym zaczęła w myślach powtarzać Przyjdź do mnie, przyjdź do mnie, ale po chwili z jej gardła wydobył się warkot przypominający ten wydawany przez pumę. Warkot pojawił się sam z siebie, ale wampirzyca czuła, że tak powinno być. Czekała w bezruchu na efekt swojego działania. Po dłuższej chwili z lasu wyłoniła się sylwetka dużego kota, który bezszelestnie do niej podszedł. Meyumi wyczuwała jego zaciekawienie swoją osobą. Uśmiechnęła się lekko wpatrując uważnie w zwierzę. Jest piękna...
- Chodź... - powiedziała cicho, ale dobitnie i skierowała się w stronę domu.
Po przekroczeniu progu uwagę dziewczyny zwrócił wyraźny strach pumy, wbiła więc w nią spojrzenie próbując ją uspokoić. Żal jej było zwierzęcia, ale musiała to zrobić, musiała pomóc Jeffowi.
Wrażenie było niesamowite, wola kota topniała niemal w jej oczach. Wszelkie emocje jakie towarzyszyły zwierzęciu przygasły prawie zupełnie. Podeszła z nim koło Jeffa i kazała mu usiąść. Potrząsnęła lekko mężczyzną, ale on dalej nie reagował. Meyumi zagryzła wargę. Najwyraźniej będzie musiała zranić pumę, jakby to wszystko i tak nie było dla niej trudne. Nachyliła się nad szyją zwierzęcia wdychając jego zapach, kły wysunęły się samoistnie.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnęła do zwierzęcia, które wydało cichy pisk i ostrożnie wbiła się w jego szyję po czym zaraz od niej oderwała. Krew zaczęła spływać cienkim strumykiem, do którego przysunęła twarz swojego stworzyciela.
Gdy pierwsze krople życiodajnego płynu spłynęły na usta Jeffa ten poruszył się, po chwili uniósł na tyle, by wbić się kłami w kota i zaczął pić. Meyumi odwróciła głowę zaciskając dłonie w pięści, nie potrafiła patrzeć na śmierć tej pumy. Czuła jej strach i powoli odpływającą świadomość, niczym własny ból. Chciałaby to przerwać, ale pozostała w miejscu.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 25-10-2010, 09:47   #24
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Miała ochotę zasyczeć, a kły same wysuwały się z dziąseł. Była wściekła. Sługus Wasyla panoszył się nie czując przed nimi żadnego respektu. Czuła słodki zapach jego krwi, który drażnił jej nozdrza i potęgował rozdrażnienie.
Już otwierała usta, kiedy przed dom zajechało z piskiem opon jakieś auto. A potem usłyszała trzaśnięcie drzwi, coś upadło na ziemię i męski głos krzyknął:

- Wasyl! Trzymaj swoje kundle na łańcuchu, bo następnym razem nie będziemy aż tak mili!

Meyumi bez wahania, z gracją dzikiego kota podkradła się do okna i wyjrzała na zewnątrz, a kiedy obcy odjechali wybiegła na zewnątrz.

- Cholera, kto to? - spytała siebie Angelina.
Jakby w odpowiedzi usłyszała krzyk Meyumi
- Angelino, pomóż!!
Angel zastanawiała się przez chwilę co robić. Potem spojrzała harleyowcowi głęboko w oczy i rozkazała wskazując na krzesło
- Siadaj i nie ruszaj się dopóki nie wrócę.
O dziwo mężczyzna wykonał polecenie. Najwyraźniej legendy o hipnotyzującym wzroku wampirów również były prawdziwe, ucieszyła się w duchu.

Zamknęła drzwi wyjściowe z kuchni i podbiegła w stronę dziewczyny, a następnie zwróciła się do niej.
- Znasz go?
Meyumi nie odstępowała od mężczyzny.
- To właśnie Jeff... - zwróciła się do Angel. Po czym z powrotem do mężczyzny. - Słyszysz mnie? Jeff? - w głosie dało się wyczuć lekką panikę.

A więc Jeff... Nie wyglądał zbyt dobrze mówiąc oględnie.
Widoczne ślady pobicia i tortur, duża utrata krwi - Angelina myślała kiedy wnosiły wampira do salonu.
Dziwne tylko było to, że nie odczuwała wobec niego… niczego. Gdzie się podziała jej empatia? Przecież do diabła była lekarzem! Oceniała stan pobitego Jaffa na chłodno kalkulując i myśląc nad możliwością pomocy.
Krew. Krew była rozwiązaniem. Dostrzegła, że i Meyumi podąża tokiem jej myślenia. Obie spojrzały na przybysza.

- Wiem o czym myślisz – Angelina zwróciła się do kobiety - tylko... jeśli ma jakieś cenne wieści dla Wasyla to może powinnyśmy najpierw je poznać.

Meyumi skinęła potakująco głową i poprosiła Angel, żeby przepytała mężczyznę.
- Ok, zobaczę co da się zrobić. – Angel skierowała swoje kroki z powrotem do kuchni.

Podeszła do harleyowca i ponownie patrząc mu w oczy powiedziała:
- Mów, co masz do przekazania Wasylowi.
- Nie – odparł krótko mężczyzna - Miałem to dla niego zdobyć i dostać nagrodę, tak jak zwykle. - zamyślił się na chwilę - A wiecie kiedy wróci Wasyl? Bo jak go długo nie będzie, to może wy mi zapłacicie?
Zaskoczenie Angeliny musiało przez chwilę malować się na jej twarzy. Jak to? Przecież wcześniej podziałało? Dlaczego ten facet jej nie słucha?
Stała przez chwilę milcząc, tak że Meyumi jako pierwsza zareagowała odpowiadając:

- Za chwilę powinna wrócić Rebeca, ona panu zapłaci. Poczeka pan tutaj jeszcze chwilę? - uśmiechnęła się łagodnie i poprosiła Angel na bok.
- Tak sobie właśnie pomyślałam... - zaczęła szeptem. - że jeśli go ruszymy, to Wasyl się dowie, że Rebeci nie było. A może lepiej by jednak nie wiedział? Pójdę do lasu... Mam pewien pomysł. Może się uda i Jeffa nakarmimy.

Miała rację. Niebezpiecznie było zadzierać z Wasylem, a tym bardziej nie chciałaby zaszkodzić Rebece.

- Ale paniusiu - rzucił harleyowiec, gdy obie wampirzyce szeptały - Po co niepokoić jakąś Rebecę. Skoro nie ma Wasyla, to wy mi możecie zapłacić. Wasza krew też chyba ma moc, co?
Tym razem przesadził. Angelina wysunęła kły i sycząc zapytała:

- Wasyl płacił ci krwią człowieku? - oburzyła się Angel. Facet ją wkurzał.
- Nie ma mowy. Pod nieobecność Wasyla rządzi tu Rebeca. Albo poczekamy na nią albo... - Angelina uśmiechnęła się złośliwie.
Mężczyzna mimo swojej postury, skulił się w sobie jak zbity pies. Słowa Angel działały na niego niczym bicz i widać, że poczuł przed nią respekt. Pochylił głowę i wyjąkał:
- Ja...ja..jak sooobbiee życzysz pani.

Miał szczęście. Po raz kolejny Angelina uspokoiła wzburzenie. Trzeba było przecież zająć się Jeffem.
- Mówisz o krwi zwierząt? – ponownie zwróciła się do Meyumi - Hmmm... jeśli zadziała....
- Tak... chyba nie mamy innego wyjścia. – ta druga szepnęła w odpowiedzi. Angel pokiwała lekko głową. - To ja idę... - powiedziała niepewnie Meyumi i wybiegła na zewnątrz.

Angelina niecierpliwie chodziła krążąc między kuchnią i salonem. Harleyowiec nie sprawiał już problemów. Na jej polecenia położył medalion na szafce w kuchni i siedział nie odzywając się więcej.

Wkrótce Meyumi powróciła z… pumą. Angel cofnęła się kilka kroków, ale dziewczyna świetnie panowała nad zwierzęciem. Angelina była pod wielkim wrażeniem.
Kiedy posoka zwierzęcia zaczęła spływać do ust Jeffa, a ten wkrótce sam wgryzł się w szyję pumy, kobieta dostrzegła cichy ból i jakby protest w oczach Meyumi.

Czyżby to zwierzę coś dla niej znaczyło?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 25-10-2010, 22:22   #25
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ludzkość od wieków zadaje sobie pytanie: kto wygrywa bitwy? Jedni twierdzą, że oczywiście żołnierze. Przecież to oni stawiają swoje życie na szali. To oni stają w pierwszej linii, żeby zmierzyć się z wrogiem. To ich umiejętności decydują o tym jak długo przeżyją i ilu przeciwników zabiją. Natomiast inni całe zasługi przypisują generałom, którzy armię ustawiają, motywują i wysyłają do walki, którzy podejmują wszystkie decyzje o znaczeniu strategicznym. I jak to zwykle w takich sytuacjach obie strony mają rację, bo na wygraną bitwę składa się wiele elementów, zależnych tak od dowódców jak i od żołnierzy.

"Wygraliśmy!" pomyślał Peter. Miał pełne prawo tak myśleć, skoro to on wysłał Vala do boju. Miał świadomość, że to Val tutaj dowodzi i w tym wypadku odwalił całą brudną robotę. Ale Boyles go umiejętnie sprowokował (na szczęście kierując jego wściekłość na tzw. osobę trzecią). W czasie walki tylko patrzył oniemiały na cięgi, jakie dostawał Rusek i aż sam krzywił się z bólu, mimo że przecież jemu się akurat żadna krzywda nie działa. Zapisał sobie w pamięci, żeby się nie narażać swojemu tatusiowi.

- Co się tak gapisz! Do samochodu! Będziesz prowadził - usłyszał Pete. Posłusznie dopadł do samochodu trzema długimi susami, wskoczył za kierownicę, zatrzasnął drzwi i wrzucił wsteczny. Kilka kamyczków wystrzeliło spod kół pickupa, gdy cofali z podjazdu do willi mafioza. Potem na pełnym gazie ruszył naprzód.

Gdy on starał się możliwie oddalić od miejsca strzelaniny, do której pewnie już jechała policja, Val wyciągnął komórkę i gdzieś zadzwonił. Peter przyglądał mu się uważnie. Widać było wyraźny strach. Poniekąd uzasadniony z resztą, bo Wasyl nie był zachwycony nowościami jakie dla niego mieli. Tak jakby to ich wina była, że za późno ich wysłali po Ignatowicza. Ale zdążył się już przyzwyczaić, że życie nie jest sprawiedliwe, więc dlaczegóż oczekiwać, że po śmierci będzie lepiej? Często było tak, że karę przyjmował kto inny niż ponosił winę. A mający władzę chętnie przerzucali swoje winy na podwładnych. Jedno, czego Peter nie mógł zrozumieć to dlaczego gość, który przed chwilą przyjął na klatę serię z automatu i poważnie sponiewierał dość silnego mężczyznę aż tak boi się jakiegoś zdziwaczałego starucha, na jakiego wyglądał Wasyl. Cóż, kolejny punkt na liście osób, na które trzeba uważać i nie drażnić.

Peter manewrował pojazdem dość sprawnie. Był przyzwyczajony do kierowania pickupem, a teraz ciemność nie stanowiła dla niego problemu. Dodawał więc śmiało gazu i mknęli przed siebie. Dopiero po dłuższej jeździe zauważył, że cały czas przekracza dozwoloną prędkość. Co ciekawe wcale nie miał uczucia, że jedzie szybko.
- Zwolnię na wszelki wypadek. Nie chcemy chyba dodatkowych problemów z drogówką - powiedział.
Val niechętnie, ale kiwnął zezwalająco głową. Po chwili poruszali się z prędkością, która Boylesowi wydawała się żółwim tempem, ale przepisy nie zezwalały na nic więcej. Co ciekawe do tej pory prawie zawsze jeździł przepisowo i jakoś go to nie drażniło. Co chwilę rzucał spojrzenie w lusterko wsteczne. Raz na leżącego z tyłu mężczyznę, raz na drogę za nimi, w poszukiwaniu błyskających świateł radiowozu. Na szczęście ani ich pasażer, ani policja nie sprawiali na razie kłopotów.

W końcu dotarli na miejsce. Val zaklął, a Peter się całkowicie z nim zgadzał. Cały dom płonął. Oznaczało to, że muszą znowu zadzwonić do Wasyla po rozkazy i zwijać się z tego miejsca zanim dotrze tu policja i straż pożarna. Niestety jak się okazało, najpierw mieli coś jeszcze do załatwienia.
- Ruszaj dupę, trzeba ich ratować - brzmiał rozkaz. Peter przez chwilę patrzył za biegnącym do willi Valem. Zdecydowanie nie miał ochoty podążać za nim. Niestety nie bardzo miał wyjście. Nawet gdyby się nie bał jego gniewu, raczej nie zostawiłby kumpla samego w takiej sytuacji. Odwrócił się do tyłu i uderzył w głowę Ruska. Nieco wyładował w ten sposób złość i przy okazji upewnił się, że ptaszek nie odfrunie pod ich nieobecność. Wysiadł z samochodu, przełknął ślinę i pobiegł do willi. Zamierzał zacząć przeszukiwanie od najniższego piętra, robić to możliwie szybko i pod żadnym pozorem nie wychodzić drzwiami, tylko przez najbliższe okno. Oczywiście Val zapomniał powiedzieć ilu osób szukają. Cóż było czynić? Skoro użył liczby mnogiej, to conajmniej dwóch. Jak tyle znajdą, będzie się martwił dalej. Wbiegł do budynku, a swąd spalenizny uderzył w jego nozdrza. Ciekawe, czy mimo to uda mu się wywąchać poszukiwanych, tak jak jego pierwszą ofiarę.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 26-10-2010, 23:23   #26
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
PETER BOYLES
Peter ruszył za swym stworzycielem który mknął w stronę płonącego budynku. Ledwo jednak mężczyzna wysiadł z samochodu sparaliżował go ogromny lęk przed ogniem i szalejącymi płomieniami. W jednym momencie siła i pewność siebie jakie zyskał po przemianie minęła. Czuł się jak małe dziecko, które zgubiło rodziców. Chciał uciec jak najdalej stąd, a jednocześnie nie mógł się ruszyć.
Dopiero gdy ponownie pojawił się koło niego Val, odzyskał częściowo świadomość.
- Kurwa! - warknął wampir - Zapomniałem, że nie przeszedłeś próby ognia. No nic nie masz wyboru musisz ze mną iść. Na twoje szczęście nie ma tu Wasyla. On by się nad tobą nie rozczulał.
Peter słuchał słów, ale ich sens ledwo do niego docierał. Przed oczami widział tylko wściekłe płomienie, które pożerały budynek.
- Słuchaj! Miałeś kiedyś psa? No! To wiesz jak trzeba pokazać psu, kto nim rządzi. Jak mu nie pokażesz to on zacznie rządzić tobą. Tutaj podobnie. Strach, który masz w sercu jest jak taki szczekający pies, który próbuje pokazać swoją siłę. Musisz go stłamsić i ryknąć na niego by się wycofał. Kapujesz?
Peter niepewnie kiwnął głową.
- No ja mam nadzieję - uśmiechnął się Val - Nie mamy czasu. Ruszamy.
Wampir pociągnął Petera za rękę i zaczął biec. Boyles próbował stłamsić strach, ale był on tak potężny że na niewiele zdał się jego psychiczny wysiłek. I pewnie gdyby nie stalowy chwyt Val, już dawno uciekłby w las.
Dobiegli do domu i Val jednym kopnięciem wywalił płonące drzwi.
Wbiegli do środka. Ten kto podłożył ogień bardzo się postarał gdyż szalał on na zewnątrz i wewnątrz domu z taka samą siłą.
- Nie wymiękaj stary. Ty idziesz do piwnicy, a ja przeszukam dom. Jasne?
Peter ponownie kiwnął głową, po czym został wręcz wepchnięty do piwnicy. Na szczęście tutaj ogień jeszcze nie dotarł i Peter mógł choć chwilę ochłonąć.
W piwnicy panowała półmrok rozświetlany bladym światłem ognia wydobywającym się spod drzwi.
Oczom Boylesa ukazało się dość duże pomieszczenie pozbawione praktycznie jakichkolwiek sprzętów. Pod ścianą ustawiano jedynie jakieś dwa pudła przykryte brezentem. Peter zauważył także, ze na podłodze wyrysowano okrąg z wpisanym weń jakimiś symbolami. Wszedł dalej i zauważył, że coś co wziął początkowo za pudła, tak naprawdę jest dwiema trumnami. Sprawdził czy aby nie ma w nich nie znajdują się poszukiwani przez niego ludzie.
Okazało się, że w trumnach poza ziemią nie było nic. Boyles skierował się więc w stronę metalowych drzwi prowadzących w głąb piwnicy.
Gdy je otworzył zamarł z wrażenia. Na metalowych łańcuchach powieszono do góry nogami dwoje ludzi, kobietę i mężczyznę. To chyba ich chciał uratować Val.
Niestety na ratunek było już za późno. Nie chodziło jednak bynajmniej o to, że wisząca dwójka zaczadziła się. Ktoś pomógł im umrzeć w o wiele bardziej spektakularny sposób, odcinając im głowy i spuszczając z ciała całą krew, która jeszcze kapała z dekapitowanych zwłok.
Odcięte głowy leżały obok na podłodze. Ułożone koło siebie, wyglądały dość karykaturalnie. Na ścianie za wiszącymi zwłokami, mordercy wypisali krwią:
APAGE SATANAS
WASZE PANOWANIE SIĘ KOŃCZY
A pod spodem dziwny znak w formie krzyża.
- O kurwa - usłyszał za swoimi plecami Peter.
Val spojrzał na makabryczne dzieło i pokręcił głową.
- Ktoś nas chyba bardzo nie lubi. Wasyl będzie wściekły jak się dowie.

KURT MACARTHUR
Podróż powrotna z Ho za kierownicą mija bardzo szybko. Azjata potrafił wykorzystać konie, które drzemały pod maska limuzyny Wasyla. Opuszczali Calgary i choć Kurt nie miał ochoty znowu siedzieć w pokoju bez okien, to cieszył się że będzie mógł sobie wszystko spokojnie przemyśleć. Wizyta u Constantina dała mu bardzo dużo. Dowiedział się w jedne wieczór o świecie nieśmiertelnych więcej niż niejeden przez całe życie. Musiał przemyśleć jak powinien się teraz zachowywać. Wasyl miał wobec niego plany i chyba na tym powinien skupić się na początku. Ciężka księga leżała obok na fotelu. Cała spisana w niej historia miała stać się jak najszybciej jego życie. To mogło nie być takie proste jak wydawało się na początku.
Cicha melodia zakomunikowała, że do Wasyla znowu ktoś dzwonił.
Stary wampir spojrzał na wyświetlacz a jego mina w jednym momencie zmieniła się diametralnie. Wściekłość aż kipiała mu z oczu.
- Co znowu? - spytał z irytacją w głosie.
Kurt usłyszał pełen pokory głos mężczyzny.
- Panie... - zawahał się na chwilę - Nie wiem jak to powiedzieć, ale...
- Val, mów co się dzieje. Najprościej jak potrafisz - Kurt zobaczył, że na twarzy Wasyla pojawia się złośliwy uśmieszek.
- Ktoś ich zabił... znaczy się, ktoś zabił księżnę Worońską i księcia Stiepanowa.
- Co? - ryknął Wasyl.
Kurt przypomniał sobie parę wampirów jakich poznał w domu na wzgórzu, tuż przed przemianą.
- Ktoś ich zabił i spalił cały dom i zostawił dla nas wiadomość.
- Zaraz tam będziemy. - odparł Wasyl i rozłączył się.
Nacisnął przycisk interkomu i powiedział do kierowcy.
- Ho, jedź do domu księżnej Worońskiej. Byle szybko.
Azjata nic nie odpowiedział, tylko mocniej wcisnął pedał gazu. Kurt był pewny, że jadą grubo ponad setkę. Dziwne było, że żaden patrol jeszcze nie zainteresował się ich samochodem.
Chyba nie mieli niewidzialnego samochodu, jak Batman.
Kurt wiedział jednak że nie jest to najlepsza pora na zadawanie pytań. Wasyl był wściekły i to było widać w całej jego postawie. Jego aura przybrała kształt ostrego płomienia o purpurowej barwie z grubymi falami czerni i czerwieni.
Nie wróżyło to chyba nic dobrego.


MEYUMI SOU, ANGELINA CANTAZARRO
Stan Jeffa ustabilizował się i wampir powoli dochodził do siebie. Jasne jednak było, że konieczny będzie jeszcze jeden posiłek i to na pewno bardziej treściwy. Jeff spojrzał wylęknionym wzrokiem na obie kobiety. Chciał coś powiedzieć, ale zawahał się.
Ostrożnie usiadł i rozejrzał się po pokoju.
- Gdzie oni są? - zapytał nagle - Nic wam nie zrobili?
Obie kobiety pokręciły przecząco głowami. Wtedy to w pokoju pojawiła się nagle Rebeca. Nie weszła, nie było jej słychać. Po prostu pojawiła się w pokoju.
- Nie udało ci się - bardziej stwierdziła niż zapytała Rebeca - Nie dobrze Wasyl, będzie wściekły.
Jeff tylko wzruszył ramionami na znak, że nic nie mógł zrobić.
- Mówiłam mu, żeby wysłał Vala i tego nowego brujaha. Oni może dali by radę, a tak...
- Val pojechał z młodym po Ignatowicza.
- Co? Już! - zdziwiła się Rebeca - Nic mi nie mówił. Widać chce działać szybciej niż myślałam. Powiedzcie mi kim jest ten człowiek w kuchni? - spytała spoglądając na młode wampirzyce.
Meyumi i Angel szybko wyjaśniły o co chodzi.
- Chodźcie ze mną. Wszyscy.
Cała czwórka poszła do kuchni. Harleyowiec nadal siedział na krześle, jakby go ktoś do niego przykuł. Rebeca wzięła wisior i zaczęła go oglądać z zaciekawieniem.
Podeszła do Angel i wcisnęła je medalion w rękę, szepcą na ucho:
- Musisz to schować. Wasyl wyczułby, że to mam. A musimy to przed nim schować. Nie wiem co to jest, ale zapewne bardzo mu na tym zależy.
Po czym odwróciła się do reszty:
- Jeff zajmij się naszym gościem.
Gangrelowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucił się błyskawicznie na mężczyznę, ale ten nawet nie drgnął. Czy to ze strachu, czy z powodu braku pozwolenia od Angel.
Jeff wbił kły w jego szyję i pożywiał się gwałtownie. Obie wampirzyce poczuły odurzający zapach krwi mężczyzny.
- Jeżeli też chcecie, nie krępujcie się - powiedziała Rebeca - Siła wam się przyda.


PETER BOYLES, KURT MACARTHUR
Limuzyna zajechała przed dom księżnej na wzgórzu. Po okazałej willi zostały już tylko dogasające zgliszcza.
Wasyl wysiadł z samochodu i patrzył na pogorzelisko. Kurt zobaczył, że przy czerwonym pickup'ie stoi dwóch mężczyzn. Jedno z nich pamiętał. Łysy mięśniak, który go przywiózł ze szpitala. Drugiego widział po raz pierwszy. Val podszedł do starego wampira i ze spuszczonym wzrokiem powiedział:
- Oni są w piwnicy. Nic nie ruszaliśmy.
Wasyl nie patrząc na mięśniaka spytał:
- Macie Ignatowicza?
- Tak, w samochodzie.
- Dobrze. Val zostań i pilnuj go, a wy za mną.
Peter i Kurt ruszyli za Wasylem. Mimo, że płomienie dogasły obaj młodzi nieśmiertelni odczuwali pierwotny lęk przed ogniem.
Stary wampir szedł pewnie i nie zważał wcale na ogień, który musnął jego ubranie. Gestem ręki tylko zagasił go i ruszył do piwnicy.
Na dole Kurt zobaczył dwa ciała wampirów zawieszone na łańcuchach, jak poprzednio wisiały ciała nastolatków którzy stali się jego pierwszym pokarmem. Widok był makabryczny. Ktoś pozbawił ich głów i krwi. Napis na ścianie niewiele wyjaśniał poza tym, że ktoś najwyraźniej miał dość Wasyla i jego świty.
- Zabierzcie ich do samochodu - rozkazał wampir - Głowy też.
Po tych słowach wyszedł z piwnicy.

- Ułóżcie ich na pace - rozkazał Wasyl, gdy młodzi nieśmiertelni przynieśli ciała - Dobrze. Kurt do mnie. Dalej poradzą sobie sami. Jedziemy do domu.
Nie czekając na Kurta, Wasyl wsiadł do limuzyny.
Po chwili oba samochody ruszyły w stronę domku ukrytego w lesie.


WSZYSCY
Przyjazd Wasyla wzbudził strach i niepewność we wszystkich. Jasne było, że plany starego wampira nie powiodły się i jest on piekielnie wściekły. Młode wampiry nie wiedziały jeszcze do czego jest zdolny w takim stanie. Jednak już za chwilę mieli się przekonać.
Val i Peter wnieśli ciała książęcej pary do salonu i ułożyli je na podłodze. Następnie przyniesiono nadal nieprzytomnego rosyjskiego biznesmana, Ignatowicza.
Wasyl czekał, aż wszyscy usiądą. Intensywnie wpatrywał się w Rebecę, jakby wszyscy inni nie istnieli. Kilkakrotnie przeszedł się po pokoju. Rebeca, Jeff i Val siedzieli ze spuszczonymi głowami. Młode wampiry czuły napięcie wiszące w powietrzu. Jasne było, że zaraz stanie się coś co zapamiętają na długo. Kurt już wiedział jak bardzo jego stworzyciel rozsmakowany jest w teatralnych gestach, więc nie zdziwiło go, że tak celebruje ten moment.
W końcu podszedł bardzo powoli do Rebeci. Każdy jego krok trwał kilka sekund. Gdy był już przy niej, nagle i niespodziewanie zadał jej potężny cios w twarz. Wampirzyca upadła na podłogę, a wtedy wampir kopnął ją kilkakrotnie w brzuch.
- Ty niewdzięczna suko - wrzasnął - Myślałaś, że twoje manipulacje i zdrady nie wyjdą na jaw.
Cofnął się o krok i spoglądał z lubością na leżącą u jego stóp kobietę.
- Jak mogłaś pomyśleć, że uda ci się pokrzyżować moje plany. Nie wiem do czego zmierzasz, ale się dowiem. I to szybciej niż ci się wydaje. To, że mnie nienawidzisz i od lat próbujesz się namówić Jeffa i Vala do buntu, to wiem i nawet mogę zrozumieć. Jednak by nasyłać na mnie naszych wspólnych wrogów, tego już nie pojumuje. Co chciałaś przez to osiągnąć?
Rebeca uniosła głowę i chciała coś powiedzieć. Wasyl jednak jeszcze głośniej ryknął:
- Milcz jeszcze nie skończyłem. Jesteś zwykłą, kłamliwą kurwą. Rozumiesz. Poniesiesz karę za to, że podniosłaś na mnie rękę.
- Tooo nieee jaaa!!! - krzyknęła wampirzyca.
Wasyl podszedł do niej i chwycił ją za szyję unosząc do góry. Wampir lewą rękę zaczął dotykać twarzy Rebeci. Jej mięśnie pod wpływem jego dotyku zaczęły zmieniać kształt. Wszyscy słyszeli jak kości Rebeci pękają i łączą się na nowo. Krzyk bólu kobiety niósł się po domu i odbijał się echem od ścian. Wasyl kształtował twarz kobiety, uśmiechając się demonicznie. Widać jak wielką satysfakcje sprawia mu zadawanie jej bólu. Gdy skończył rzeźbić w twarzy Rebeci, upuścił ją. Teraz wampirzyca wyglądała gorzej niż nosferatu, którego poznał niedawno Kurt. Łysa głowa pokryta brązowymi plamami i wrzodami, zniekształcone kości twarzy, zapadły nos i wystające kły oraz wyłupiaste oczy.
- Na dzisiaj wystarczy - rzucił Wasyl - Mam nadzieję, że to wybije ci z głowy bunt. A wy! - Wasyl spojrzał na resztę - Popatrzcie sobie na nią i zobaczcie do czego prowadzi zdrada.
W salonie zapadła cisza.
Wasyl pochylił się nad Ignatowiczem. Rozciął sobie nadgarstek i dał Rosjaninowi kilka kropel swojej krwi. Ten natychmiast się obudził i złapał rękę Wasyla.
- Dość! - krzyknął Wasyl wbijając głowę Ignatowicza w podłogę - Widzę, że nie posłuchał pan mojej rady. Mówił pan, że konkurencja mnie wyprzedziła. Tak? Może i tak. Oni dali panu nieśmiertelność, ale to ja pokaże panu moc o jakiej pan nawet nigdy nie śnił.
Oczy Rosjanina zapłonęły rządzą i ciekawością.
- Kurt! Pomóż mi!
Wasyl zaczął kolejny makabryczny pokaz. Z trzech ciał leżących na podłodze zaczął lepić jedne wielki organizm. Krzyki i jęki Ignatowicza były jeszcze gorsze niż poprzednio Rebeci.
Stary wampir pracował długo i powoli. Gdy skończył oczom obecnych ukazał się stwór podobny do pająka, tyle tylko że zbudowany z trzech ludzkich ciał. Wasyl spojrzał z dumą na swoje dzieło.
Zbliżył się do twarzy Ignatowicza, która pozostała niezmieniona i stanowiła głowę stworzenia.
- I jak panie Ignatowicz? O czymś takim to pan nawet nie marzył prawda?
Rubaszny śmiech odbił się od ścian salonu.
- Val i Peter zaprowadźcie pana Ignatowicza do piwnicy, a jutro zawieźcie go z powrotem do domu - Wasyl uśmiechnął się lubieżnie - Myślę, że pan Ignatowicz będzie wiedział do kogo zadzwonić jeżeli będzie chciał pomocy.
- To chyba tyle moje gołąbeczki. Życzę kolorowych snów.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 27-10-2010 o 06:18.
brody jest offline  
Stary 31-10-2010, 18:57   #27
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Jazda limuzyną była bardzo przyjemna. Mimo dużych prędkości, jakie rozwijali, jechali płynnie i gładko, co w dużej mierze było zasługą wprawnego kierowcy, a nie tylko wysokiej klasy pojazdu. Taka podróż działała na Kurta wręcz kojąco i uspokajająco, nie mógł jednak porządnie przemyśleć tego, czego się dowiedział. W ciągu ostatnich dwóch dni natłok informacji był zbyt duży, a emocje sprzeczne, nie mógł jeszcze podejść do tego z dystansem. Wiedział, że jego życie nie będzie takie, jak kiedyś, że będzie musiał się dostosować do nowego środowiska, zdawał sobie też sprawę, że jeśli teraz postąpi pochopnie, to może żałować tego do końca swoich dni, co w przypadku wampira może trwać wieki. Póki co, musiał słuchać się Wasyla, musiał przy nim zostać. Sporo się dowiedział na temat kainitów, jednak na pewno kilkakrotnie więcej może się jeszcze nauczyć od starego Tzimisce. Poza tym, nie mógłby od tak odejść, a ucieczka również nie miała prawa się powieść. Zostanie, będzie się uczył od Wasyla, oraz będzie udawał członka rodu Visconti, niezależnie od celu jego stwórcy. Postanowione.

W pewnym momencie cichy, ledwo słyszalny warkot silnika zagłuszył dzwonek komórki Wasyla. Wieści, jakie obaj usłyszeli wstrząsnęły nimi, chociaż każdym z nieco innego powodu. Kurt po prostu darzył sympatią parę wampirów, byli obecni przy jego przemianie i wydawali się być znacznie bardziej normalni, niż Constantyn, a jak na razie tylko z tą trójką wampirów miał do czynienia. Siwowłosy kainita był na pewno bardziej do nich przywiązany, jednak jego dodatkowo musiała rozzłościć wiadomość, którą rzekomi zostawili napastnicy. Ktoś był mu nieprzychylny, ktoś albo zdołał dowiedzieć się o położeniu willi księżnej Worońskiej, albo dopiero teraz odważył się zaatakować. Tak czy siak, to mogło skomplikować plany Tzimisce, nic więc dziwnego, że wściekłość była wokół niego prawie że namacalna.

Gdy zajechali na miejsce, Przed tym, co zostało z domu, stał znajomy pick-up, a przy nim dwóch mężczyzn, jeden większy od drugiego. Chłopak poznał łysego, Vala, to on rozmawiał z Wasylem. Drugi trzymał się nieco z tyłu, pewnie był pomagierem, a może i Synem łysego.
Krótkie sprawozdanie, i Petrescu poprowadził obu młodzieńców do piwnic budynku. Gdy tylko jednak MacArthur zbliżył się do płonących jeszcze zgliszczy, przeszły go ciarki, a każdy następny krok okupywał cierpieniem. Nigdy nie przepadał za ogniem, nie widział w nim nic poza przyczyną wielu nieszczęść, źródłem ciepła oraz czymś, czym podpalał papierosy. Teraz jednak ogarnął go niepisany i nierozumiany przez niego strach przed płomieniami, a na samą myśl zbliżenia zapalniczki do ust wzdrygał się nieprzyjemnie. Wasyl nie przejmował się ogniem w ogóle, a drugi chłopak, mimo iż nie tak pewnie, szedł do przodu bez przystanków, więc i on musiał jakoś poradzić sobie z lękiem. Widząc swojego Stwórcę, uznał, że jest to prymitywny odruch, możliwy do opanowania. Potem przypomniał sobie jego słowa odnośnie poskromienia Bestią, która jest wewnątrz każdego kainity, i zrozumiał, że jest to namiastka tej kontroli. Pierwotny strach tej Bestii przed ogniem został przez Wasyla właściwie całkowicie zniszczony, zachowywał się teraz pewniej, niż najodważniejszy śmiertelnik. Ciekawe, czy wampiry z Camarilli też są tak opanowane, czy może faktycznie jest to domena Tzimisce, którzy kontrolują swoje Bestie...

Szedł na końcu, drżąc i pocąc się obficie, kuląc się gdy tylko ogień nachylił się delikatnie w jego stronę. Na szczęście, Wasyl tego nie widział, kto wie, jak zareagowałby na taką słabość swojego ucznia.
To, co zobaczył w piwnicy nie ruszyło go tak, jak się tego spodziewał. Owszem, widok nie był przyjemny, a świadomość, że są to ciała osób, z którymi jeszcze niedawno się rozmawiało, dodatkowo przygnębia, jednak to chyba wcześniejsza świadomość ich śmierci i tego, że nie umarli w spokoju pozwoliła mu się przygotować na podobny widok. Oprawcy zajęli miejsce zwierzyny, zawieszeni na hakach pod sufitem, zaś ich głowy leżały obok ciał, z zastygłym wyrazem złości na nieruchomych twarzach.
Wasyl kazał obu mężczyznom wynieść ciała na dwór, po czym opuścił ich. Kurt jednaj nie odezwał się do towarzysza, nie wiedział kim jest i jakoś go to nie interesowało. Zdjął z haka ciało księżnej, tamten wydawał się być od niego silniejszy, może więc wziąć Michaiła. Gdyby miała głowę na miejscu, chwyciłby jej ciało pod kolanami i pod szyją, i niczym pannę młodą wyniósł za próg budynku, jednak w obecnej sytuacji uznał, że lepiej będzie po prostu przerzucić ja przez ramię, a głowę nieść pod pachą drugiej ręki. Zdawał sobie sprawę, że może to wyglądać nieco karykaturalnie, oraz że księżna nie zasługuje na takie traktowanie, nawet po ostatecznej śmierci, jednak nie widział innego sposobu. Wyszedł z piwnicy nieco przed Peterem, jednak w płonącym ciągle holu zwolnił. Nadal bał się ognia, nadal miał problemy z przejściem obok, a dodatkowy balast niczego nie ułatwiał, mimo to drogę powrotną pokonał sprawniej, niż poprzednio, chociaż tempem spowalniał nieco idącego za nim Petera. Załadowali ciała do pick-upa i rozeszli się, każdy do swojego auta.

Gdy tylko przyjechali na miejsce, wszyscy kainici zebrali się w salonie, na rozkaz Wasyla. Po dzisiejszym "wypadku", nie trudno było odgadnąć, że Wasyl jest wściekły i nie będzie to miła pogawędka.
W pomieszczeniu byli zarówno obaj jego porywacze, Jeff i Val, Rebeca, która miała nad sobą tylko starego Tzimisce, oraz trójka innych wampirów: znany już chłopak, młoda Azjatka, oraz kobieta, na której, jako fascynat rudowłosych dziewcząt, zatrzymał wzrok na dłuższą chwilę. Różnili się od pozostałej trójki, toteż nie trudno było zauważyć, że niedługo współpracują z Wasylem, i prawdopodobnie ich stwórcami byli właśnie starsi kainici, którzy teraz ze zwieszonymi głowami czekali na wybuch złości Petrescu.

Ten zaś wpatrywał się od początku tylko w jedną osobę: w Rebecę. Po teatralnym wstrzymaniu akcji, gdy napięcie niemal doprowadzało do szału, podszedł do kobiety i jednym uderzeniem zwalił ją z krzesła. Była to kara za zdradę, a raczej, początek kary, niegroźne preludium do dramatu, którego światkiem mięli być wszyscy kainici.
Gdy tylko dało się słyszeć pierwsze chrzęstnięcia kości, Kurt wiedział, jaka będzie kara. Słysząc na zmianę krzyki kobiety oraz dźwięk przemieszczających się i tworzących na nowo kości i chrzęści, zacisnął zęby i zmrużył oczy. Zupełnie jak dzieci podczas oglądania horrorów, boją się, nie chcą jednak oderwać wzroku. Obserwował, jak kobieta zmienia się w monstrum, jak Wasyl z uśmiechem poddaje ją torturom, jak mści się za niesubordynację, jak dwaj barczyści mężczyźni modlą się w duchu, żeby i ich nie spotkała podobna kara, jak młode wampiry walczą ze sobą, żeby tylko nie okazać strachu, nie uciec, nie rzucić się na Wasyla w histerycznym ataku. A przynajmniej, tak to odbierał.

Gdy już Petrescu skończył, Kurt odetchnął, mylnie uznając, że to już koniec. Ale zostawał jeszcze nieprzytomny Rosjanin...
Wasyl napoił go swoją krwią i przywrócił mu świadomość. Po co? Żeby w pełni odczuwał ból, jaki miał mu być zadany? Miała być to kara za umożliwienie innym wampirom, pewnie z Camarilli, przemienienia go w jednego z nich? Nie ważne, powody zostały całkowicie przyćmione przez efekty pracy, zarówno Wasyla, jak i Kurta.

Starszy przywołał swoje dziecię i pokazał mu, jak kontrolować jego nadzwyczajną umiejętność. Początkowo nie wiedział, jaki jest cel Wasyla, szybko jednak okazało się, że ten potrafi nie tylko zmieniać ciało swoje i innych, ale i potrafi łączyć kilka, nawet martwych, ze sobą, mógł tworzyć monstra rodem z filmów czy gier komputerowych. Chłopak najpierw tylko przytrzymywał odpowiednie kończyny, a Wasyl dołączał je do całości, lecz gdy już "pająk" został ukształtowany, zaczął uczyć MacArthura. Tłumaczył mu, nad czym musi się skupić, kierował jego ręką i pouczał niemal przy każdym ruchu, co robić, żeby zabiegi kosmetyczne, którym teraz poddawali twór, przyniosły jak najlepsze efekty.

Chłopak był wystraszony tym, co Wasyl robił z Ignatowiczem, w końcu co innego zniekształcić twarz komuś, kto kompletnie odciął się od ludzi, a co innego zrobić potwora z kogoś, kto bierze czynny udział w życiu politycznym... Starał się jednak nie myśleć o tym w ten sposób i nie patrzeć na twarz Rosjanina. Mimo krzyków, zdołał odciąć się od społecznego aspektu jego pracy i skupił się na rzeźbieniu Wasyla. Gdy zaś sam miał spróbować dopieścić fragmenty dzieła, zająć się polerką, jeszcze bardziej zagłębił się w tym zajęciu. Miewał chwile słabości, podczas których zastanawiał się, "Czy Ignatowicz musi tak bardzo cierpieć", albo "czemu ja muszę w tym uczestniczyć", jednak szybko zadowalał się odpowiedziami w stylu "Tak" lub "Muszę się nauczyć wykorzystywać posiadane umiejętności" i z powrotem koncentrował się na pracy.

Efekt był tak bardzo groteskowy i przerażający, jak i piękny, jeśli patrzyło się na niego jak na dzieło sztuki. A tak właśnie patrzył Kurt, dzięki temu łatwiej mu było znieść to, co zrobił Ignatowiczowi, na spółkę z Wasylem, oczywiście. Pomagała również świadomość, że był on wampirem, a za życia żądnym potęgi i władzy politykiem, który dobrowolnie dał się przemienić. Przynajmniej taki obraz Rosjanina posklejał z cząstek informacji o nim, i od razu poczuł do niego niechęć.

Na koniec, młode wampiry zostały sobie przedstawione, i choć inni mało obchodzili Kurta, postarał się zapamiętać ich imiona. Możliwe, że będzie musiał z nimi współpracować, dobrze więc byłoby chociaż wiedzieć, jak się do nich zwracać.
Wszyscy rozeszli się w swoją stronę, i gdy obaj Tzimisce znaleźli się sami w pokoju chłopaka, postanowił on zalać Stwórcę kolejną falą pytań.

- Ta Rebeca, to ona nasłała kogoś na dom... książąt? To przez nią zginęli?
- Nie bezpośrednio. - mruknął Wasyl - Ona skontaktowała się z kimś kto ma znajomości w bractwie świętego Jakuba. To właśnie oni zabili parę książęcą. A jest tylko jedna osoba, która ma takie znajomości i mogła by namówić tych ludzi do tak szaleńczego czynu. Thomas Weemer, nasz wspólny znajomy. Były ksiądz, współpracowaliśmy kiedyś razem - Wasyl zamyślił się - Dawne dzieje. Przypuszczam, że Rebeca albo go przemieniła albo zrobiła z niego ghula. Dowiem się kto to odpowiada za ich śmierć i zapłaci on za to bardzo wysoką cenę. Rebeca na razie jest użyteczna, ale jeżeli dalej będzie knuła przeciw mnie to będę się jej musiał pozbyć. Słuchaj mnie teraz uważnie. Rebeca albo któraś z młodych wampirzyc będzie chciała cię namówić, byś im pomógł w walce ze mną. Wierzę, że pozostaniesz przy mnie i nie dopuścisz się zdrady. Wiesz już czym to grozi. I zapewniam cię, że nawet cała wasza siódemka nie da mi rady. Wybierz właściwą stronę Kurt. Możesz być albo wilkiem albo owcą. Mam wobec ciebie wielkie plany, nie zawiedź mnie.
- Jasne, nie zdradzę Cię, Wasylu. Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, chociaż nie wiem dokładnie, jaki jest cel Twojego planu. Po co mamy manipulować tym... No, tym wampirem od tej księgi? Co da nam w zamian?
- Chodzi o władzę, drogi Kurcie. O władzę nad miastem. Książe Visconti będzie chodził na naszym sznurku, a ci idioci z Camarilli nawet nie będą mieli o tym pojęcia. Zniszczymy ich od wewnątrz i przejmiemy kontrolę nad miastem.
- Hm, konkretny plan, oby wszystko poszło tak gładko, jak w mowie... Aha, póki pamiętam: kim są ghule? Wspomniałeś o nich, a Constantyn miał swoich... chyba ludzi, służące, poił je krwią. To są ghule? Ci, którzy piją naszą krew?
- Tak, ludzie bardzo łatwo uzależniają się od naszej krwi. Są gorsi od narkomanów. Dla paru kropel zrobią wszystko. Umiejętne kierowanie nimi daje wiele korzyści. Ho jest użyteczny, ale nie zasługuje na nic więcej niż właśnie to kim jest teraz. Moja krew daje mu siłę i poczucie wyższości, którego tak bardzo potrzebuje. Przedłuża jego życie, ale i czyni kompletnie pozbawionym własnej woli. Dzięki niemu w ciągu dnia także mogę w pełni wykorzystać. Już nie długo sam będziesz miał swojego sługę, to bardzo pomaga w życiu.
- To może w przyszłości, póki co nie mam wielkich potrzeb... Chociaż... Może dałoby się załatwić mojego laptopa? Lubiłem surfować po sieci, wiesz, po internecie. W wolnym czasie... I tak pomyślałem, że skoro wzięliście moje ubrania, to i laptopa dałoby radę- spojrzał na Wasyla pytającym, lecz nie błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, nie widzę problemu w tym byś miał dostęp do informacji o świecie. A i może twoje umiejętności się nam przydadzą. Podobno jesteś w tym dobry? - Wasyl nie powiedział co dokładnie ma na myśli, ale Kurt już się domyślał że chodzi o hackerstwo.
- No, tak, chociaż ostatnio więcej czasu spędzałem na ochronie danych, niż na włamaniach, pracowałem w banku. Ale to właściwie to samo, tyle że w drugą stronę- uśmiechnął się lekko. Kolejna cząstka jego samego, która pozostanie nienaruszona, i to bez konieczności ukrywania się przed starszym Tzimisce.- To może ja zacznę uczyć się tej księgi. Sporo tego.
- Dobrze, księga w tej chwili jest najważniejsza. A komputer będziesz miał jak najszybciej, wtedy zobaczymy co potrafisz. - Wasyl uśmiechnął się prowokacyjnie, a gdy młodzieniec pokiwał głową w podzięce i usiadł na łóżku, odwrócił się i żegnając go, wyszedł.

Opasły tom nie wyglądał przyjaźnie, i choć historia mogła być ciekawa, to, jak się okazało, nie była. Przynajmniej na początku. Chłopak szybko się zniechęcił i zrobił sobie przerwę, w której oczami wyobraźni już przeglądał rodzinne zdjęcia umieszczone na laptopie. Może Wasyl kupi nowy sprzęt, albo sformatuje dysk? Może nie będzie już dane Kurtowi zobaczyć ani rodziców, ani przyjaciół, ani narzeczonej?
A może jednak się uda?

Po jakimś, trudnym do określenia, czasie wrócił do księgi z nowym zapasem sił i determinacją, i mimo iż nie zwiększyło to tempa nauki, to zmniejszyło szanse na kolejną przerwę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 31-10-2010, 22:59   #28
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Peter przeklinał w duchu z całych sił. Najpierw swoją niemoc wobec płomieni. Jak to w ogóle możliwe, że aż tak spanikował? Może za życia nie był uosobieniem odwagi, ale tchórzliwym bubkiem też nie. Dlaczego więc teraz aż tak się dygał? Później przeklinał pomysł Vala, żeby siłą zaciągnąć go do płonącego budynku i na dodatek wrzucić do piwnicy. Czy on oszalał? Przecież z piwnicy nie da rady wyskoczyć przez okno. Cały plan jak działać szybko i nie zginąć (bardziej) właśnie wziął w łeb. Na całe szczęście ogień zapruszono gdzieś wyżej, a piwnica była dość solidna, więc tu jeszcze nie było aż tak gorąco. Mimo to wolał się streszczać.

Widok dwóch ciał zwisających z sufitu był szokujący. Dekoracja na ścianie za nimi też budziła niepokój. Peter nie znał łaciny, więc nie mógł wiedzieć co znaczy "apage", ale czuł, że nie jest to rodzaj grzecznościowego pozdrowienia. Val, który przyszedł zupełnie niewzywany najwidoczniej był podobnego zdania. A w każdym razie jego komentarz świetnie oddawał to co czuł Peter. Szczególnie pierwsza część tego komentarza.

Wkrótce przed dom zajechała limuzyna, a z niej wysiadł Wasyl. Boylesowi bardzo nie podobał się pomysł wzywania go tutaj. Po tym co słyszał o starym wampirze nie mógł się spodziewać niczego dobrego. A jeśli miał jakieś wątpliwości co do humoru przełożonego, to jego wrzask przez telefon rozwiał je bardzo skutecznie. Niestety raczej nie miał wiele w tym temacie do powiedzenia. Z resztą wiedział, że jeśli nie powiedzą mu teraz, później będzie jeszcze gorzej. Z resztą może lepiej, że przekazują tę wiadomość przez telefon, dając mu choć chwilę na ochłonięcie.

Najwidoczniej rzeczywiście ochłonął, bo rozmawiał z nimi praktycznie bez emocji i wydawał rozkazy bardzo konkretne. Peter na wszelki wypadek stał nieco za Valem i nie podnosił zbyt wysoko oczu, ale rozkaz wykonał bez chwili wahania. Dobrze pamiętał swoje postanowienie nie narażania się Wasylowi. Wszedł jeszcze raz do budynku, który już na szczęście bardziej dymił niż płonął (aż dziw, że jeszcze straż nie przyjechała). Zeszli w trójkę do piwnicy. Wasyl kazał zabrać ciała i nie rozglądając się długo wyszedł z budynku. Drugi chłopak, który przyjechał z Wasylem zdjął ciało księżnej, wziął jej głowę pod pachę i wyszedł. Nie mając wielkiego wyboru Peter delikatnie zdjął drugie zwłoki. Jedną ręką chwycił pod kolanami, drugą włożył pod pachę, głowę położył na brzuchu tak, żeby potylicą opierała się mu o klatkę piersiową. W ten sposób niósł zwłoki istoty, o której nie wiedział zupełnie nic, ale które na wszelki wypadek wolał okazać pewien szacunek. Nie wiedział, czy czyni to wyłącznie ze strachu przed gniewem Wasyla. Bez większego trudu dogonił tego drugiego. Początkowo myślał, że to Jeff, o którym wspominał wcześniej Val. Teraz jednak widział, że dziwnie się ślamazarzy i cyka ognia. Skoro Peter już drugiej nocy poruszał się z taką szybkością, to tamten był najwidoczniej świeżo przemieniony. Czyżby dziecko Wasyla? W takim razie na niego też trzeba będzie uważać. I póki co nie zawierać bliższej znajomości.

Gdy wyszli na zewnątrz Peter złożył nieboszczyka na pace pickupa, a głowę odłożył na jej właściwe miejsce (choć szyją na dół, żeby się nie turlała w czasie jazdy). Później na szczęście mogli się rozstać ze swoim szefem i jego pupilkiem i pojechali do domu. A w każdym razie do budynku, który od kilku dni stawał się nowym domem Boylesa. Jak się okazało, dopiero tam zaczęła się jatka.

- Ty niewdzięczna suko - wrzeszczał Wasyl, poniewierając Rebecę (a przynajmniej tak zgadywał Boyles). Widać, że lubował się w zadawaniu bólu. Peter skupiał się głównie na udawaniu, że go nie ma. Nie współczuł jej. Nie wiadomo skąd, czy z tonu jakim mówił o niej Val, czy z jej wyglądu czuł, że zasłużyła sobie nie raz na taki los. Coś w nim jednak sprzeciwiało się traktowaniu kobiety w ten sposób. Jednak zdecydowanie nie miał ochoty wtrącić się, żeby wytłumaczyć jak jego zdaniem trzeba obchodzić się z płcią piękną.

Później niestety było jeszcze gorzej. Wasyl wziął do pomocy swojego podopiecznego, Kurta jak się okazało, i z rosyjskiego mafioza i dwójki zmarłych wyrzeźbił prawdziwe monstrum. Co ciekawe chłopak, który jeszcze chwilę wcześniej ze strachem i odrazą patrzył na los Rebeci teraz zdawał się podziwiać swoje dzieło. Czyżby aż tak łatwo było go doszczętnie zniszczyć? Peterowi tak naprawdę nie przeszkadzał los Rosjanina. Na pewno zasłużył na niego swoim życiem. Dodatkowo jego zachowanie przed willą wskazywało, że nie żałuje tego, do kogo się przyłączył. Więc może był czas, żeby zaczął żałować. To co było odrażające to użycie do producji monstrum dwóch ciał. I to ciał osób, na których najwidoczniej Wasylowi w jakiś sposób zależało. Nie miał żadnego szacunku dla zmarłych, a swoich podwładnych traktował przedmiotowo i był gotów wykorzystać ich w każdy sposób, jaki okaże się dla niego przydatny. Peter był pewien, że tę dwójkę należy pochować z należnym szacunkiem. Wasyl tego nie zrobił. Nie wiedział jeszcze jak poważny błąd popełnia zadzierając z Peterem Boylesem. Peter sam jeszcze tego nie wiedział, bo bał się tego psychopaty jak mało czego w swoim życiu, ale w głębi serca wiedział, że jeżeli nadarzy się okazja, żeby przyłożyć rękę do unieszkodliwienia Wasyla - zrobi to.

Następna noc to kolejna wyprawa. Związali spidermana łańcuchami wywleczonymi z garażu, wrzucili na pickupa, przykryli jakąś plandeką i ruszyli jeszcze raz w drogę. Przez chwilę jechali w milczeniu, ale w końcu Peter nie wytrzymał:
- To byli ludzie, czy wampiry? Kto ich zabił i dlaczego? Znasz ten symbol krzyża, który narysowali? Czy Wasyl zawsze jest takim cholerykiem? Co to za babka, której zdeformował facjatę? Naprawdę taka zdradziecka suka? No i jak on to zrobił? Magią? Czy Ignatowicz w tej postaci nie jest przypadkiem jeszcze potężniejszy niż wcześniej? Dlaczego wczoraj się tak bałem ognia, skoro nigdy wcześniej nie miałem czegoś takiego? I przy okazji, czy naprawdę muszę w dzień spać? Wampiry zdają się tak potężne, trochę głupio, że marnujemy połowę doby jak ludzie, zamiast na przykład trenować w piwnicy. I kiedy następny obiad? Nie czuję się głodny, czy to normalne? - nie trajkotał jak przekupka na targu, ale między kolejnymi pytaniami zostawiał tylko krótką chwilę, po czym zadawał kolejne, które przyszło mu do głowy. Po wypluciu wszystkich spojrzał na Vala i jego zaciętą twarz, zdradzającą chyba chęć mordu.
- Dobra, rozumiem. Jedno pytanie na raz. Więc jeszcze raz: Ci goście, cośmy ich wczoraj wieźli, to byli ludzie, czy wampiry?
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 31-10-2010, 23:46   #29
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Przedstawienie Wasyla przekroczyło wszelkie wyobrażenia Meyumi na temat okrucieństwa. Dziewczyna czuła jego wściekłość wypełniajającą cały pokój, ale nawet ta świadomość nie przygotowała ją na to, co wampir zrobił.
Gdy zaczął kształtować twarz Rebeci, jej cierpienie napłynęło do Meyumi niczym fala i pochłonęło. Dziewczyna jęknęła cichutko i wbiła palce w tapicerkę fotela, piekielny strach powstrzymywał ją przed jakimkolwiek innym ruchem. Następnie satysfakcja Wasyla przykryła ból, choć ciągle istniał on pod powierzchnią. Meyumi chciała zerknąć na Angel, by jakoś spojrzeniem dodać jej otuchy, ale nawet nie drgnęła. W końcu Wasyl skończył pastwienie się nad Rebecą i zainteresował nieprzytomnym wampirem. Szaleńcza sztuka przeszła do aktu drugiego,w którym staremu wampirowi pomagał młody. Dziewczynie zakręciło się w głowie od nadmiaru emocji. Podwinęła nogi, tak by kolanami dotykały brody i objęła je ramionami nie spuszczając wzroku z powstającego tworu. Jej spojrzenie było jednak puste, jakby Meyumi odpłynęła gdzieś myślami. Dopiero śmiech Wasyla przywrócił ją do rzeczywistości. Dziewczyna przestraszona wyprostowała się w fotelu, ale wampir cały czas zajęty był swoją ofiarą.

Gdy przedstawienie w końcu się zakończyło Meyumi miała chwilę, by porozmawiać z Jeffem.
Wyszli na zewnątrz i spacerowali po lesie.
- Czy on zawsze... w ten sposób odreagowuje złość? - spytała cicho.
- Tak... - przyznał z niechęcią Jeff. - Dzisiaj i tak był łagodny. Skupił się tylko na winnej. Przeważnie każe wszystkich. Na szczęście zły bywa rzadko.
- Zapewne dzięki temu, że mógł się zająć jeszcze kimś innym...- zamilkła na moment. - Czemu Wasyl dał mu swoją krew? Wampiry mogą pić krew innych wampirów?
- Mogą, czasami nawet muszą. Nasza krew ma moc. Krew innego wampira pije się z różnych powodów. By zyskać jego moc, by zniewolić, lub by wzmocnić lojalność. To co zrobił Wasyl to próba zniewolenia Ignatowicza.
Meyumi pokiwała delikatnie głową, widać było, że chce o coś spytać, ale zrezygnowała. Zamiast tego zapytała.
- A u ludzi krew powstrzymuje choroby, tak? Pewnie jeszcze coś robi? - była ciekawa co takiego zyskał tamten człowiek, że zgodził się na picie krwi Wasyla.
- Śmiertelnik, który pije krew wampira zyskuje część jego siły. Choroby oraz słabości znikają. Niestety tylko chwilowo. Po kilku dniach człowiek znowu słabnie. Musi znowu napić się krwi wampira, by ona powróciła. Picie krwi wampira uzależnia bardziej niż jakikolwiek narkotyk. Daje siłę i moc i wielu ludzi jest gotowa zrobić wiele, by ją zdobyć. Wampiry to często wykorzystują i karmią ludzi swoją krwią. Nazywamy ich ghulami. Stają się oni sługami wampira który ich karmi. Ho jest ghulem Wasyla. Wasyl uwiódł go perspektywą wiecznego życia i poddaje kolejnym próbą. Biednych człowiek myśli, że w końcu zasłuży na nieśmiertelność i przemianę. Wasyl go jednak nigdy nie przemieni. Ma w nim wiernego sługę i wykorzysta go do cna. Gdy mu się znudzi lub Ho będzie już za stary, zabije go. Dlaczego o to pytasz?
- Z ciekawości... i żeby nie myśleć o tym co się stało. - wzdrygnęła się. - Poza tym, dałeś mi swoją krew przed przemianą, więc ciekawość jest chyba normalna w takiej sytuacji. - zamilkła znowu. - Jeff, a co nasze rodziny myślą? Oficjalnie nie żyjemy? - spytała niepewnie.
- Wasyl miał załatwić wszystko tak, że oficjalnie umarliście w szpitalu. Nie wiem, czy tak jest bo to on wszystko organizował. My tylko po was pojechaliśmy. O rodzinie jednak musisz zapomnieć. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla nich. Oni nie zrozumieją tego co się stało. Poza tym jakby się Wasyl dowiedział... - Jeff nie dokończył zdania, ale można się było domyślać o czym chciał powiedzieć.
Pokiwała powoli głową patrząc przed siebie.
- Dla ojca i tak już byłam martwa w dniu, w którym lekarze stwierdzili, że nic mi nie pomoże. - uśmiechnęła się ponuro. - Tylko w takim razie jeśli jesteśmy martwi, to chyba jakichś nowych dokumentów będziemy potrzebować czy coś... Chyba, że wampirom nie są potrzebne takie rzeczy...
- Dokumentów? - zdziwił się Jeff. - A co chcesz się z urzędem podatkowym rozliczać? - zażartował - Żyjemy w cieniu nocy, poza wszelkim prawem ludzkim, czy boskim po co nam jakieś śmieszne dokumenty. W razie konieczności zawsze coś się wymyśli, a jak będzie trzeba to Wasyl wszystko załatwi tak, że będzie dobrze.
- No tak... masz rację... - westchnęła cicho. Wasyl wszystko załatwi, cudownie... - Jeszcze o jedną sprawę chciałam zapytać... - ciężko było jej o tym powiedzieć. - Jak przyszła do mnie puma... to... czułam to co ona... to normalne? - spojrzała pytająco na Jeffa.
Jeff uśmiechnął się radośnie i rzekł:
- Tak, to normalne. Nasz klan jest bardzo związany z naturą i zwierzętami. Prawda to niesamowite uczucie móc rozumieć i czuć więź ze zwierzętami?
Uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
- Owszem, stają się wtedy takie bliskie... Jakbyśmy były dwoma częściami tej samej całości...
Po chwili dotarły do niej słowa “nasz klan”. Meyumi spojrzała zdziwiona na swego stworzyciela.
- Nasz klan? - powtórzyła.
Jeff przytaknął i użył nazwy klanu - Gangrel. Po czym pokrótce opowiedział o nich i innych wampirzych klanach, choć jego informacje zdawały się nie być pełne, to wystarczyły do stworzenia w głowie dziewczyny pewnego obrazu całości. Światek nieśmiertelnych ukazywał się coraz bardziej skomplikowany, a ona tak niewiele wiedziała.

Natępnego dnia Wasyl zorganizował zbiórkę w salonie. Prawie jak w szkole... pomyślała z przekąsem, ale na uczelni nad zgromadzonymi nie unosił się zapach strachu.
Ich władca był jednak tego dnia w wyjątkowo dobrym nastroju, gdyż spokojnie wydał polecenia.
Kurtowi - swemu wybrańcowi polecił czytać jakąś księgę, Jeff miał gdzieś jechać z nim i Rebecą, Val i drugi chłopak dostali za zadanie odwiezienia “pajączka”. Natomiast ona i Angel miały się zająć poszukiwaniem nowego lokum. Nie dostały żadnych wskazówek, informacji o dostępnych finansach czy nawet głupiej komórki. Meyumi odważyła się więc zapytać przynajmniej o to jakie oczekiwania ma Wasyl wobec nowego miejsca. Ku jej zdziwieniu wampir nie okazał zdenerwowania na pytanie i wyjaśnił, że najważniejsze, by lokum było bezpieczne i zabezpieczone przed słońcem. Nie oczekiwał jakieś luksusowego domu, ale nie mógł być też zapuszczony. Cóż, przynajmniej się czegoś dowiedziały...

Na miasto zostały podwiezione przez Vala i Petera, Angel poprosiła łysego o zostawienie im numeru swojej komórki i ruszyły same w miasto.
Meyumi cieszyła się, że Wasyl pozwolił im razem działać. Dawało, to nadzieję, że nie podejrzewa, iż mogą coś wspólnie planować, choć po wczorajszym jakiekolwiek działanie, które mogłoby się nie spodobać Wasylowi, graniczyło z samobójstwem, bardzo bolesnym samobójstwem.
Rebeca jednak według słów Angel pytała czy w dalszym ciągu są z nią. Meyumi zdecydowanie wolała pomóc starszej wampirzycy i być nawet od niej zależną, jeśli tylko oznaczałoby to uwolnienie się od szaleńca.
- Sądzę, że jej możemy zaufać... - ściszyła głos. - Dowiedziałam się czegoś o piciu krwi innego wampira. - spojrzała na Angelinę. - Robi się to po to by zyskać moc, wzmocnić lojalność bądź kogoś zniewolić. Rebeca piła z nami, więc musiało jej rzeczywiście zależeć na wspólnym zaufaniu.
Angel zgodziła się z nią, ale i wyraziła tą samą obawę, co się stanie gdy Wasyl każe im wypić swą krew. Następnie opowiedziała szybko o jego planach wobec wampirzego księcia Vancouver, a także o organizacjach nieśmiertelnych. Camarilla wydała się Meyumi być istnym rajem w porównaniu z tym co szykuje im Wasyl. Tylko czemu Rebeca nie poprosiła ich o pomoc? Podzieliła się tą wątpliwością z koleżanką. Niewiadomych było zbyt dużo. Musiały odczekać, aż ich władca trochę ochłonie. Angelina ostrzegła ją także przed dwójką młodych wampirów. Jakby sama nie wiedziała, że od Kurta należało trzymać się z daleka. A ten drugi? Owszem, za mało go znamy, ale jeśli jest z Valem, to nie powinien być taki zły.
Było tyle spraw, o których chciałaby jeszcze porozmawiać z Angel ale musiały wykonać powierzone im zadanie, by nie wkurzyć Wasyla. Nim jednak ruszyły dopytała się jeszcze o Rebecę i z ulgą usłyszała, że radzi sobie o wiele lepiej niż można by przypuszczać.

Angelina wyciągnęła ich pieniądze z bankomatu twierdząc, że jej kamery nie wychwycą. Najwyraźniej kolejna wampirza zdolność. Gangrelka zastanawiała się tylko nad tym, czy możliwość korzystania z ich kont oznacza, że są jednak poszukiwane, czy rodziny po prostu jeszcze nie zajęły się tą kwestią.
Kupiły komórki pre-paid i gazetę z ogłoszeniami o wynajmie nieruchomości, w której znalazły numer do brokera. Szczęście im sprzyjało i umówiły się z nim na dwudziestą.
Pokazał im z trzy domy zanim znalazły taki, którym byłyby zainteresowane.



Jednopiętowy dom z pięcioma pokojami, stojący na uboczu w dzielnicy West Point Grey, w pobliżu parku. Posiadał jeszcze rozległy strych, garaż i dużą piwnicę. Po zewnętrznej stronie okien zamontowane były rolety antywłamaniowe, które doskonale zatrzymywały światło słoneczne.
Wnętrze stylizowane było na kolonialne. W salonie dominowały brązy, beże i biel, w mniejszych pokojach dochodziły ciepły żółty bądź brzoskwiniowy na ścianach. Na podłogach panele, w oknach grube zasłony. W przestronnej kuchni centralnie ustawiono prostokątny stół. Meble po dokładnym przyjrzeniu okazywały się być zrobione z imitacji drewna, ale nie zmieniało, to faktu, iż całość sprawiała przyjemne wrażenie. Cena domu lokowała się pułapie cenowym do przyjęcia, pozostawało więc tylko podpisać umowę.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 01-11-2010, 16:32   #30
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Powrót Wasyla zapowiadał kłopoty. Wyraźnie czuła podenerwowanie reszty wampirów. Jednak nawet w najgorszych scenariuszach nie spodziewala się takiego rozwoju sytuacji. Nie bała się krzyków, ale przemoc fizyczna budziła w niej przerażenie. Kiedy więc Wasyl chwycił Rebecę i zaczął manipulować kształtem jej twarzy, łamiąc kościec i sprawiając, że skóra pokryła się wrzodziejącymi ranami, sama poczuła jej ból. Krzyk Rebeci był jej krzykiem, jej strach również strachem Angeliny. Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc oderwać wzroku od falującej, popękanej skóry swojej stworzycielki, a jej paznokcie wbiły się z całych sił w poręcz fotela, na którym siedziała.
Jednak była tchórzem. Pomimo odrazy i nienawiści, jakie czuła do starego Tzimisce nie umiała przełamać starchu i zdobyć się na sprzeciw.
Jej policzki oblały się rumieńcem. A przynajmniej tak stałoby się kiedyś, kiedy była jeszcze człowiekiem.
Czuła do siebie obrzydzenie. Dlaczego tak się zmieniła? Co z wartościam, które kiedyś coś dla niej znaczyły i na których opierała całe swoje życie?
Podarowano jej życie, tylko, że to życie kompletnie nie należało do niej.
Pokaz Wasyla dobiegł końca. Rebeca cicho jęcząc leżała u jego stóp. Wyraz satysfakcji i dzikiej wściekłości na twarzy starego pomału przygasał.
Jego uwaga skupiła się teraz na mężczyźnie przywiezionym przez dwójkę nieznanych jej jeszcze Kainitów - Vala i Petera.

Rozpoczeło się kolejne przedstawienie. Kiedy Wasyl ze swoim uczniem rozpoczęli makabryczne tworzenie"czegoś" z martwych ciał, dołączając ich części do korpusu Rosjanina przestała patrzeć. Rebeca miała rację. Tzimisce jest szalony. I cholernie niebezpieczny. Nie miała zamiaru być jego marionetką przez następne wieki. Wasyl nie znał litości, ani nie szanował nikogo innego poza sobą. Widziała, że będzie tak długo drążyć aż znajdzie możliwość wyrwania się spod jego wpływów.

***

Zajrzała do matki jak tylko mogła najszybciej.
- Rebeco co on ci zrobił? - powiedziała Angelina starając się ukryć przerażenie w oczach. Zdeformowana twarz Rebeci budziła w niej współczucie. - Może nadszedł czas abyś wyjaśniła mi co się tutaj dzieje i jakie plany wobec nas ma Wasyl?
- Mną się nie martw - próbowała ją uspokoić Rebeca - Jakoś sobie poradzę. Muszę... nie mam wyjścia. Z wami lub bez was. W tej chwili musimy się wycofać. Myślałam, że uda się wszystko utrzymać dłużej w tajemnicy. Nie wiem skąd on się dowiedział. Muszę wiedzieć, czy mogę na ciebie... na was liczyć. Bez waszej pomocy dalej będę tylko marionetką w jego rękach... wy też z resztą. A jeżeli chodzi o plan Wasyla, to potrzebuje on was w walce o władzę. Zwłaszcza Kurta. Myślę jednak, że z nimi nawet nie mamy o czym rozmawiać. Wasyl za bardzo go pilnuje i widać, że szkolenie idzie mu bardzo dobrze. Widać, że chłopak już podziwia umiejętności i władzę swego stworzyciela. My jednak musimy trzymać się razem. Nie wiem czy Jeff i Val nadal będą chcieli mi pomóc, ale dowiem się. Teraz moja droga skup się na zadaniu jakie powierzył ci Wasyl i pilnuj medalionu. To może być nasza karta przetargowa.
- Na mnie możesz liczyć jeśli będziesz ze mną szczera. Nie chcę być narzędziem w rękach tego potwora. Co do Meyumi, nie wiem, ale porozmawiam z nią. Ukryłam ten medalion... Rebeco dlaczego jest w nim zdjęcie wybrańca Wasyla? Kim on jest?
Rebeca opowiedziała Angel o rodzie Viscontich i o planie wykorzystania sobowtóra, by manipulować księciem Vancouver.
- Tak mało nadal wiem o Kainitach. - powiedziała z zastanowieniem Angel - Kim jest ten Książę?
W odpowiedzi Rebeca dała jej krótki wykład o Camarilli, Sabacie i klanach.
Była Lasombra. Lasombra - powtarzała w myślach. Sama nie była pewna jak odnieść się do nowej tożsamości. Rebeca mówiła, że Lasombra wraz z Tzimisce (który reprezentował Wasyl) były klanami przywódczymi w Sabacie.
Mimo tego jakoś nie przekonywało jej to co mówiła matka. Camarilla wydawała się mieć bardziej "ludzkie" oblicze. Milczała jednak nie chcącnarazić się na gniew Rebeci.
- Wasyl chce zdobyć Vancouver dla Sabatu. I chce rządzić tym miastem. -kontynuowała Rebeca- Chce uczynić to miasto przyczółkiem do dalszej ekspansji. Moim zdaniem jego pomysł jest szalony. Nie wiem kto go popiera, ale przypuszczam że nikt. To chyba tylko jego samodzielna intryga. Ja mu pomagam, ale nie dopuszcza mnie do wszystkich swoich tajemnic. Nie wiem na przykład, gdzie i po co pojechał z Kurtem.
- I my, małe, niedoświadczone dzieci nocy mamy mu w tym pomóc? Przypuszczam, że nie zawaha się nas poświęcić w imię swojej idei... - nie czekają na potwierdzenie Angel dodała - Spróbuję porozmawiać z tym Kurtem. Może czegoś się dowiem. - po chwili dodała - Mam jeszcze jedno pytanie. Rebeco czy to jest normalne, że nie widzę swojego odbicia w lustrze?
- On chce po prostu was wykorzystać. I to, że jest niedoświadczeni dla Wasyla jest nawet zaletą. Łatwiej mu wami manipulować. Dlatego muszę wiedzieć, czy jesteś ze mną czy nie. Cieszy mnie, że mogę na ciebie liczyć. Uprzedzę jednak, że walka będzie bardzo trudna i męcząca i nie gwarantuje sukcesu. Co do braku odbicia, to normalne. Wszyscy Lasombra, tak mają. Przywykniesz. Kiedyś opowiem ci więcej o klanach teraz nie mamy na to czasu.

Taak, poczekać na dogodny moment, przyczaić się... Angelina musiała się najpierw dowiedzieć o wiele więcej o swoim nowym świecie i jego realiach. A potem dobrze przygotować. Dopiero wtedy mogła pomarzyć o wolności.
Postanowiła więc na razie trzymać się planu Tzimisce.

***


Zadanie przydzielone jej i Meyumi przez Wasyla nie było skomplikowane. A przynajmniej nie byłoby gdyby dostały jakiekolwiek wsparcie i informacje.
Miały znależć nowe lokum. Ale nie miały ani grosza przy sobie, ani nawet nie były pewne jakie wymagania ma spełniać nowe miejsce. Całe szczęście, żeVal mógł je podrzucić do miasta.
Angelina postanowiła wypróbować z Meyumi ich karty bankowe. W drodze do banku mogły nareszcie swobodnie porozmawiać.

- Rozmawiałam z Rebecą - Angel zwróciła się do Meyumi - chciała wiedzieć czy nadal jesteśmy po jej stronie... Co o tym sądzisz? Ja ze swojej strony powiedziałam, że na mnie może liczyć. Nie mam zamiaru całą wieczność trwać przy tym szaleńcu i liczyć na to, że mnie nie spotka to co spotkało Rebecę.
- Sądzę, że jej możemy zaufać... - Meyumi ściszyła głos jeszcze bardziej. - Dowiedziałam się czegoś o piciu krwi innego wampira. - dziewczyna spojrzała na Angel. - Robi się to po to by zyskać moc, wzmocnić lojalność bądż kogoś zniewolić. Rebeca piła z nami, wieć musiało jej rzeczywiście zależeć na wspólnym zaufaniu.
- Hmmm... to z jednej strony dobrze dla nas, ale z drugiej... A co jeśli Wasyl każe nam pić swoją krew? Aż boję się pomyśleć. Rebeca twierdzi, że planuje on przejąć władzę w mieście. Ten medalion przyniesiony przez harleyowca zawiera fotografię... Kurta albo kogoś bardzo do niego podobnego. Podobno dzięki temu Wasyl chce manipulować Księciem Vancouver (i żeby uprzedzić pytanie Meyumi krótko streszcza jej to co Rebeca powiedziała o Camarilli i Sabacie i klanach). I powiem ci w zaufaniu, że Camarilla bardziej przypadła mi do gustu z założenia.
- Rebeca musi mieć najwyraźniej nadzieję, że Wasyl nie dam nam swej krwi... Może on myśłi, że strach będzie wystarczającym środkiem zapobiegawczym...Tylko czemu Rebeca nie poszła do tego Księcia i nie poprosiła o ochronę w zmian za informacje? Przecież Wasyl nie może byc aż tak potężny, by wszyscy się go bali...
- Nie wydaje mi się by Sabat żył w zgodzie z Camarillą... a może ona poprostu również pragnie władzy?
- Tylko w sytuacji jakiej się ona znalazła Camarilla byłaby lepszym sojusznikiem... i mi się jej założenie również o wiele bardziej podobają..
- Musiałabym delikatnie podpytać Rebecę o jej podejście do Camarilli. Echhh... A takie miałam spokojne, poukładane życie - roześmiała się w końcu Angelina. Po chwili dodała - Rebeca mówi, że na razie musimy się przyczaić i odczekać, aż Wasyl ochłonie. No ale w końcu mamy przed sobą całą wieczność - w ostatnim zdaniu można było wyraźnie wyczuć nutę gorzkiej ironii. - Myślę też, że powinnyśmy bardzo uważać na pozostałą dwójkę przemienionych. Szczególnie na Kurta, który jak widać świetnie odnalazł się w roli sadysty, ale i na Petera, bo za mało go znamy na razie.
- Tak całą wieczność.. - powtórzyła z goryczą. - Ale jeszcze jedno takie przedstawienie, a chyba zwariuję... - wzdrygnęła się. - A Kurt...on przynajmniej nie miał z tego dzikiej satysfakcji... Wasyl natomiast ponoć był łagodny, że tylko Rebeca dostała karę.- dodała ciszej. - Jak ona się czuje?
- Powiedziała, że będzie musiała sobie z tym jakoś radzić... wygląda na to, że jest dużo silniejsza ode mnie w tej kwestii. Mnie by to załamało... - i zaraz dodała - Kurt? Nie wiem, mnie się wydawało, że świetnie się bawi podczas tworzenia "pająka"
- Możliwe... chyba w pewnym momencie się po prostu wyłączyłam... - pokręciła lekko głową. - Ale nie mówmy już o tym... Wasyl jest stuknięty, a teraz jeszcze dał nam zadanie... lepiej byśmy coś porządnego znalazły.
- Ok, skoncentrujmy się zatem na zadaniu.

O dziwo pienądze z ich kont dało się łatwo pobrać. Angelina zasugerowała, że to ona je wypłaci. Nie miała odbicia w lustrach, wyszła więc z założenia, że i kamery nie mogą jej zarejestrować. A przecież nikt nie mógł się zorientować, że nadal żyją...

***


Wybrały agenta z West Point Grey, ponieważ połozenie tej dzielnicy wydawało się być najbardziej korzystne. Na spotkanie przyjechał przystojny mężczyzna w średnim wieku. Późna pora wybrana przez potencjalne klientki zdawała się nie przeszkadzać mu.
Umówili się w małej kawiarni, poleconej przez agenta. Angel uważnie rozejrzała się we wnętrzu i omijając starannie lustra i szyby frontowe wybrała stolik w rogu sali.
Facet przedstawił się jako William Moore i był wyraźnie zauroczony mlodymi klientkami. Wampirzyce szybko wyłożyły mu w czym rzecz, a Angel starała się przy tym nie koncentrować na rytmicznym pulsowaniu jego tętnic szyjnych. William zaproponował im cztery posiadlości.
We trójkę pojechali je obejrzeć.
Jeden z domow szczególnie przypadłim do gustu. Leżał na uboczu, z dala od ciekawskich spojrzeń sąsiadów, posiadał spory ogród, a rozplanowanie wnętrz było wystarczające dla całej ekipy wampirów.
No i najważniejsze. Dom posiadał obszerną piwncę, solidne rolety w oknach i grube zasłony. Mogli się tu czuć bezpiecznie

Angel zdominowała mężczyznę z latwością. Podpisali kontrakt na jej warunkach, wpłacającz góry ustaloną kwotę.
- Drogi Williamie, potrzeba tu będzie jeszcze dobra instalacja alarmowa, mam nadzieję, że cena najmu ją uwzględnia? - spytała patrząc Moorowi w oczy
- Oczywiście, zainstalujemy ją w przeciągu trzech...
- Dwóch - przerwała Angelina
-... dwóch dni. - powtórzył Moor
- Znakomicie. Mam jeszcze prośbę. Chciałabym aby wszystkie prace odbywały się po zmroku, pod naszą nieobecność.
- Dobrze, ustawię tak ekipę.

Zadanie było wykonane.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172