Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2010, 15:55   #278
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu - różnie, Prowincja Shinda, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, wieczór.


Najniższa bryła twierdzy, Stajnia


Manji cicho i powoli sprawdził, czy broń bez kłopotu porusza się w saya. Szybkimi, czujnymi spojrzeniami objął pomieszczenie, jakby widział je po raz pierwszy. Pomny sytuacji z podróży, szukał nie tylko istot, które mogły chodzić, ale także tych, które mogły latać. W razie potrzeby zamierzał rzucić wakizashi... tyle, że na razie nie było w co.

Stajnia nadal była brudna, śmierdząca i oddychanie było problemem. Natomiast Skorpion powoli, czujnie i bardzo cicho przesuwał sie korytarzem między zagrodami, patrząc i nasłuchując. Dotarł w ten sposób do końca pomieszczenia, czując jak fetor zatyka mu nos i zdaje się osiadać we włosach lub na ubraniu. I wtedy to usłyszał.

Cichy płacz. Odgłosy szamotaniny. Klaśnięcie policzka. Stłumiony odgłos padającego ciała. Stłumiony? Patrząc wokół, Manji mógł się domyślać czemu stłumiony.

Rozglądając się Bayushi dostrzegł coś, co dotąd bardzo ładnie wtapiało sie w ścianę stajni. Drzwi. Stał przed drzwiami do innego pomieszczenia, sądząc po rozmiarze, były to drzwi do wozowni. Zapewne za ścianą dokonywano rozładunku wozów, możliwe też, że czasem jakiś wóz wprowadzano nawet tutaj. Na pewno po wypięciu koni, przeprowadzano je tędy... lub raczej kiedyś je przeprowadzano. Obecnie drzwi były zawalone wiechciami słomy, zastawione dwoma stojakami z zepsutymi narzędziami, jakąś wielką beczką i tuzinem innych przedmiotów. Słowem, nie używano ich do oryginalnego celu od dawna. Sądząc po kolorze drewna przy zawiasach, co najmniej od lat.

- Nie! Błagam! Zostawcie moją córkę! Weźcie mnie! - kobiecy głos za ścianą rozbrzmiał nader wyraźnie po dotychczasowym przytłumieniu odgłosów, powodując, że Skorpion aż drgnął.
- Milcz, głupia! Bo poderżnę wam obu gardła! Nas jest sześciu, jeszcze dwie takie jak wy by się przydały!

Bayushi na moment zamarł, patrząc na miejsce z którego dochodził głos. Drzwi do wozowni miały w sobie wbudowane drugie drzwi. Zdecydowanie mniejsze. Koń by się nie zmieścił. Ale Krab mógłby przejść wyprostowany. Co znaczyło, że dla kogoś takiego jak on, będzie miejsca aż nadto... jeśli by chciał tam się pakować.

Manji jeszcze przez chwilę nasłuchiwał, chciał usłyszeć jak najwięcej, gdyż wierzył, że nieświadomy bycia podsłuchiwanym mówiący mogli powiedzieć znacznie więcej. Gdyby to była normalna, karna twierdza już dawno by tam wszedł. Jednak Twierdza Wschodu była świadectwem upadku Niebiańskiego Porządku.

"Tak jak się domyślałem, upadek samurai spowodował upadek wszystkich klas, ale... skoro zainicjowali to samurai, to możliwe, że uda mi się nakłonić półludzi i nieldzi do współpracy. Możliwe, że znają wszelkie tutejsze sekrety, zwłaszcza, że tutejsi bushi piją bez opamiętania. Teraz to chyba pozostaje mi obserwować i czekać na okazję aby uderzyć."

Jeszcze przez chwilę miał nieodpartą chęć wparować do pomieszczenia obok z okrzykiem: Sonno Joy! Był wychowany i wyszkolony by chronić za wszelką cenę Niebiańskiego Porządku, jednak teraz by jedynie zginął, a niczego nie ochronił.
Nabrał powietrza i powoli je wypuszczał, czuł jak spokój ponownie zapanował w jego umyśle.

"Teraz niczego nie wskóram, dlatego muszę obserwować, zadawać pytania, może uda mi się pozyskać zaufanie tutejszych chłopów. Mam szansę. Zważywszy, że tutejsi bushi ich strasznie gnębią."

Bayushi postał przy wejściu jeszcze przez jakiś czas, chciał usłyszeć jak najwięcej, a jednocześnie pozostać nie zauważonym, musiał działać bardzo ostrożnie.

Co dało się przewidzieć, rozmowy się wkrótce skończyły. Zostały odgłosy uderzeń, płacze, krzyki (teraz dwu kobiet, jednej młodszej, wołającej matkę na pomoc), posapywania i okrzyki zachęty ("chwyć ją za ręce! Tak, teraz drugą!").

Skorpion przez chwilę stał, przysłuchując się odgłosom gwałtu. To jedynie utwierdziło go o narastającej w półludziach nienawiści do bushi rozpalając tym samym nadzieję, że uda mu się dotrzeć do ciemiężonych chłopów. Jego dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza, chciał tam wpaść i bez ostrzeżenia wszystkich pozabijać. Oczyma wyobraźni widział jak ukradkiem otwiera drzwi, a następnie zadając szybkie cięcia zabija zaskoczonych jednego po drugim. Wiedział jak to zrobić, wiedział że zabijając wedle nauk Katsumaty, gwałciciele zorientowaliby się o niebezpieczeństwie za późno. Chciał przed śmiercią każdego z nich przekląć, aby narodzili się ponownie jako eta. Czuł jak złość gotuje mu krew w żyłach, ostatnimi resztkami siły woli starał się zapanować nad narastającym gniewem, bo wiedział, że nie mógłby ich pozabijać. Zabijając samurajów Kraba stałby się zwykłym mordercą, nawet jeśli owi Krabowie byli zwykłymi gnidami.

Bezszelestnie wrócił do koni, upewnił się że rumak pana Kakita jest wyczesany, nakarmiony po czym zakończył oporządzać Syna Wiatru, który najwyraźniej wyczuł złość bijącą od Skorpiona i nie stwarzał problemów, był uległy i nie kaprysił.

Drzwiczki od wozowni otworzyły się i - sądząc po głosach - zadowolona z siebie hałastra wyszła, przerzucając się komentarzami:

- Młodsza lepsza! - Śmiechy.
- Eee tam, na mamuśkę miałem ochotę od dawna!
- Tam od łaźni, jakeśmy ją naszli, co?
- No no! Nie uwierzysz jaka śliczna!
- Ale jaka mięciutka w środku!
- Eee tam, stara już, młodsza lepsza, mówię! Sprężysta, nie ruszana jeszcze! Dziś będziemy dobrze spali! A jak błagała!
- Jeszcze jej się chciało!
- To jej jeszcze damy! - śmiechy, rozbrzmiewające przy każdym niemal komentarzu, na buńczuczny okrzyk wybuchnęły na - zdawało się - całą stajnię. Jednocześnie też grupa minęła zagrodę z końmi, w której siedział Skorpion.

Odziani byli w wełny, nie w jedwabie. Przepasani byli sznurkami, nie zaś obi. Żaden nie miał zbroi czy daisho. Nie mieli żadnej broni. Minęli go szybko, nie zauważając. Nawet nowe konie w stajni nie zwróciły ich uwagi, zajętej omawianiem dokonanego 'podboju'.


[u]Najniższa bryła twierdzy, czwarte piętro, główne schody


- Dla ciebie Hida-san...
Konus nawet się nie poruszył. Akito ze zdziwieniem odnotował, że knypek... się uśmiecha?
- Chłopaki! Mamy opornego! - rzucił tamten ze swoistą złośliwą radością, ledwie Akito zaczął.
- ... i jeśli jeszcze raz powiesz do mnie ty, odpowiesz nie tylko za obrazę kuriera ale i za uniemożliwianie mu jego zadań. - dokończył po wdechu dla opanowania narastającej złości większy Hida.

"Chłopaki" podniosły się od kości, w które grali niedaleko. Czterech samurajów nieledwie ruszyło w stronę konusa i Hidy Akito, kiedy ten skończył swoje słowa. Usłyszawszy je, spokojnie zasiedli. Konus obrócił się, rozczarowany:
- Ej, co jest? Dokopmy mu!
- Będzie wracał, już bez poczty, prawda? Wtedy będzie po służbie - odrzucił flegmatycznie - choć z zaskakującym pragmatyzmem - jeden z Hida. - Na służbie nie płaci.

Akito odtrącił konusa i ruszył dalej.


[u]Środkowa bryła twierdzy, wejście


- Czy mógłbyś powiedzieć mi coś więcej o kapitanie? Jestem w twierdzy po raz pierwszy i nie chciałbym go niczym urazić z powodu swej niewiedzy... czy nieznajomości sytuacji...
- Oczywiście, szlachetny Hida-san - zwrotem 'szlachetny' Xiu Wang jedynie potwierdził wcześniejsze obserwacje Akito na swój temat - chui Hida Oubo Tozenmaru jest mężczyzną niższym ode mnie o głowę i przeciętnie zbudowanym, jak na siłę, jaką posiada. Wiele lat walczył na Murze, na różnych odcinkach. Jest doskonałym taktykiem, kiedyś zorganizował turniej shogi, ale nie znalazł się godny go przeciwnik. Jako kurier wystarczy, szlachetny panie, byś zaraportował mu jaka sytuacja panuje na odcinku frontu z którego przybywasz, jak również zdał pisma jakie masz do niego tudzież ustne zalecenia, jeśli takowe otrzymałeś. Jeśli nie popełnisz rażącej gafy wobec przełożonego, o którą, skoroś kurierem armii Kraba, będzie Ci trudno panie - Xiu Wang uśmiechnął się, pozwalając sobie na ten lekki żart - to nie urazisz go. Jeżeli zaś by Ci się zdarzyło potknięcie, kara nie będzie szczególnie męczącą. Choć oczywiście, robiłbym wszystko, by jej uniknąć. Ale osobie Twojego pochodzenia, Hida-san, zapewne nie trzeba mówić o prawidłach etykiety.

Kiedy już wszystko było powiedziane, Xiu Wang rzekł z ubolewaniem:

- Hida-san, być może orzekniesz że to niepotrzebne, jednakowoż rozkazy wyraźnie mówią, że każdy wchodzący na to, lub wyższe piętra, musi przejść próbę jadeitu.

W ręce uprzejmego Kraba pojawiła się niewielka kostka tegoż. Pozostali bushi niby nie zareagowali, ale Akito wyczuł zmianę atmosfery i wiedział, że byli gotowi uderzyć.

Choć taki środek ochronny byłby paranoją i obrazą - jeśli wierzyć opowieściom matki, wszędzie w Rokuganie - to na ziemiach Kraba była to smutna codzienność. Klan walczył jak mógł, zatem w jego szeregach byli Skażeni. Nieprzyjaciel był podstępny i nieraz już przybierał postać samurajów Kraba. Jadeit pozwalał na zaufanie, bo dawał pewność.


[u]Środkowa bryła twierdzy, przed kwaterami chui


- Stać! - zamierzającego się zatrzymać Akito okrzyknięto dobre dwa kroki przed kwaterami. Dwu strażników, w pełnej zbroi, w hełmach z faliście wygiętymi płytami chroniącymi kark, szyję i oczy, skrzyżowało yari.

Akito zatrzymał się, wyciągając papiery podróżne. W milczeniu podał je strażnikom, z których jeden wystąpił, by odebrać je od niego. Czytał na głos, by drugi strażnik, który zatenczas mierzył uważnie Akito wzrokiem, gotów uderzyć, gdyby ten postanowił wykorzystać okazję, kiedy jeden ze strażników czytał papiery podróżne, by zaatakować.

Te środki ostrożności były Akito znajome. Nie raziły go. Tak samo, jak próba jadeitu. Której zresztą, widząc wiszącą na wierzchu zbroi strażnika, niewielką bryłkę zielonego kamienia, przewidywał za chwilę, kiedy sprawdzone zostaną jego papiery.

Przedtem jednak...

- Twoje miecze, Hida Akito-san. - rzekł strażnik, wyciągając doń rękę. - W środku nie będziesz ich potrzebował.

Jakby na potwierdzenie jego słów, ze środka rozległ się kobiecy śpiew.


[u]Środkowa bryła twierdzy, kwatery chui


Kwatery chui były... nieoczekiwanym widokiem. W pomieszczeniach dowódców, w jakich dotąd bywał Akito, bywały mapy, papiery, sumi-e, stół lub przynajmniej stolik do pisania. Oczywistym elementem były też zbroja, stojak na nią, czy stojak na broń. Zdarzały się jakieś ozdoby, jak np. kaligrafia, słynny cytat, czy ołtarzyk przodków, jeśli pomieszczenie służyło też za mieszkanie dowódcy, jak np. u pana ojca w domu.

Tutaj nie było nic takiego. Były natomiast malowane w pejzaże ściany, zdobione parawany, sztalugi z zakrytym płótnem, wysoki stołek (obecnie pusty) i otwarte drzwi do dalszych pomieszczeń, z których dobiegała miłosna pieśń bez akompaniamentu.

Akito postąpił w stronę głosu, na wskazanie jednego ze strażników. Drugi tymczasem zamknął drzwi na korytarz. Także ci wojownicy mieli pełne zbroje i faliste zdobienia kabuto.

Drugie pomieszczenie było jeszcze bardziej bogate od poprzedniego. Kapiące od złota kilimy zdobiły ściany, zaś kamienna podłoga przykryta była grubym dywanem. Sufit był malowany, ale zjawiskowe malowidło jeźdźców we mgle ginęło wobec jaskrawości ścian czy wzorów na czerwonym dywanie. Wszystkie akcesoria do widoku których Akito przywykł, zgromadzone były w jednym kącie rozległego pomieszczenia, niemal zasłoniętego parawanem przedstawiającym słabo broniącą się kobietę całowaną i pieszczoną przez pijanego (sądząc po nader czerwonym nosie i dzbanie w dłoni) mężczyznę. Podobne malowiła zresztą zdobiły też dwa inne parawany w pomieszczeniu, w tym największy. Zza niego dobiegał śpiew, który umilkł, kiedy podążający dotąd za Akito strażnik rzekł donośnie:
- Kurier Hiruma Makasu-sama, imieniem Hida Akito, ostatnio z Kamisori Yoake Shiro.
- Szlag! - dobiegło ściszonym głosem zza parawanu. - Co za pechowa piosenka. Zawsze przerywają. Niech wejdzie! - ostatnie odkrzyknięte było zdecydowanie głośniej.


[u]Miasteczko przy Strażnicy


Lektura listu nie podniosła Smoka na duchu. Konieczność wykazania się bezwzględnością była zdecydowanie czymś, co Mirumoto Fukurou wolałby uniknąć. Chociaż, pamiętając własne perypetie przy takiej błahostce jak oszczędzenie życia bandyty... współczuł kuzynowi. Haru jakiego pamiętał był roześmianym młodzieńcem, lubiącym kobiety i mającym u nich pewne powodzenie. Jaki był teraz?

Rozmyślania nad obecną sytuacją też nie polepszały nastroju. Czemu miałyby? Kilka dni pobytu w takim miejscu... zdecydowanie nie było to coś, co mogłoby polepszyć czyjś nastrój. No i zostawała jeszcze kwestia przewodnika, potrzebnego do przeprawy po Shinomen. Wedle słów Krabów, dobrym przewodnikiem byłby samuraj Toritaka, z pomniejszego klanu Sokoła. Mirumoto niewiele wiedział o samym klanie, o jego bushi jeszcze mniej. Do tego, do Zamku Oblicza Wschodu mieli jeszcze kawałek drogi.

Z westchnieniem złożył list i zamarł, kiedy na jego oczach zza najbliższego rogu wyleciał jak z procy chłopiec, za którym zaraz z wilczymi okrzykami pognała banda mu podobnych. Pierwszą myślą było skwitować widok dziecięcymi zabawami, lecz przerażenie malca i zaciekłość pogoni była zupełnie nie-dziecięca.

Na pewno jednak była szybka, bo gdy Fukurou dotarł do skrzyżowania, tamtych już nie było widać. Jeśliby więc chciał podążyć za nimi, nie zaś do herbaciarni, jak oryginalnie planował, musiałby biec. Na słuch - wilczy jazgot niósł się wieczornym powietrzem całkiem nieźle.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline