Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2010, 22:19   #32
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Poszło całkiem sprawnie. Jeśli chodziło o wyjazd od czerwonych, to Thomson całkiem był z tego kontent, bo to nic dobrego, zapożyczać się u kogoś mając tam schronienie. Szczepionka szczepionką, ale do licha, nikt nie miał pojęcia czy Marie się uda zrobić choćby to, co wszczepiła im teraz. Ze sprzętem z marketu czasami nie dało zrobić się nawet pieprzonego obiadu bez przypalania go, a podejrzewał, że do szczepionki na coś tak potężnego jak ten wirus, trzeba było znacznie, znacznie więcej.
Śladów ciężkich samochodów i motorów nie dało się praktycznie ukryć, toteż miał nadzieję, że z wiochy zwiną się także inni prócz najbardziej kumatego z nich wszystkich lekarza. Bo tego, że tu byli, to nie wytłumaczą. Odprowadził ich wzrokiem i machnął do Greena, czymś, co mogłoby być wzięte nawet za salut. Nie sądził, że zobaczy go jeszcze kiedykolwiek.

Jazda faktycznie miała w sobie coś relaksującego, chociaż silnik tego cholernego wozu pancernego warczał tak, że nie słyszał własnych myśli. Chyba lepiej, że nie słyszał, bo były paskudne prawie tak samo jak ta pogoda i cała reszta. Przez chwilę tylko gapił się na drogę za nimi, wypatrując jakichś zamaskowanych małpek, co mogły pozeskakiwać z drzew lub wyskoczyć z trawy i krzyczeć "akuku!". Ten, kto myślał, że już ich okrążyli, najwyraźniej był w błędzie. Komunikat wcale nie był fałszywy. Po strzelaninie w Darrington Thomsona to nie dziwiło, stracili przynajmniej dwa wozy, a wątpił, że z tych pozostałych strzelanin wyszli bez strat. Nie było ich tam aż tak dużo.

Schował się w środku wozu, przykrywając karabin i otwór w dachu wojskową plandeką. Nie odzywał się, nie widząc w tym najmniejszej potrzeby, zwłaszcza, że obok siebie miał tylko nieprzytomnego szczyla, kolejnego młodocianego bandytę, którego dwa dni temu z chęcią tylko by dobił. Teraz go olewał, doskonale zdając sobie sprawę, że jeśli sytuacja zacznie tego wymagać, wywali toto na zewnątrz, by nie opóźniało ani nie utrudniało. Ważniejsze były mrożone kurczaki od ciężko rannego członka gangu.
Czy mu się zdawało, czy ten czarnych na niego popatrzył tym swoim dziwnym wzrokiem? Kazali zająć mu się pół-trupem, a ten najwyraźniej nawet się zgodził. Co za świat. Mieszanka, która powinna odstrzelić, słuchała się nawzajem.

Do karabinu sięgnął znowu, gdy z mgły wynurzył się van, kolejny motor i trzech kolesi. Silniki umilkły, a gdy przeleciał helikopter, Thomson zaklął, wciąż pozostając na swoim miejscu. Niebieski kojarzył się wyraźnie z policją, a do tych strzelać nie miał zamiaru. Dobrze, że ten cały Swen miał łeb na karku i pozbył się swojego szefa, któremu nieźle już odbiło gdzieś po drodze. Detektyw do swoich walić zamiaru nie był, wrogiem mogło być wojsko, ale nie gliny. Wyszedł więc z wozu, mimochodem słuchając toczącej się rozmowy. Wiele od siebie dodawać nie miał zamiaru.
- Niezależnie od tego co to za helikopter, musimy się sprężać.

Nie zatrzymując się przy nich podszedł do Marie. W końcu to jej mieli chronić i dogodzić, innej szansy na ochronę przed wirusem David nie widział.
- Będziemy musieli znaleźć jakieś miejsce. Czego potrzebujesz do pracy?
Biochemiczka zastanawiała się tylko chwilę.
- Stałej wilgotności, najlepiej mniejszej niż tutaj. Stałej temperatury i miejsca na laboratorium. Czasu, zwłaszcza czasu, także na przygotowanie wszystkiego. Pomieszczenie musi być sterylne. Namiot to niestety za mało, o pracy pod gołym niebem można zapomnieć.
Thomson wyjął mapę, przyglądając się jej przez chwilę.
- Chyba powinniśmy zaryzykować wyprawę przez Rockport, jedyną miejscowość w tej okolicy, a potem dalej na północny wschód, w góry. Tam daleko nie powinno być już wojska, prócz tych, którzy mogą nas ścigać. Wszystkie drogi stąd na zachód urywają się nagle, może przy jakichś schroniskach, ale zbyt blisko Darrington. Jeśli poszukają po okolicy, to znajdą.
Podszedł z mapą do miejscowych.
- Jeździliście tam dalej? Ta mapa nie jest zbyt dokładna. Będziesz dalej prowadził?
Zerknął na Swena a potem na magazyn.
- Coś jeszcze do wyniesienia?
 
Widz jest offline